Witam, od kilku tygodniu przygotowywałam się do wystawienia jakiegoś mojego FS, ale nic mi nie wychodziło. Tyle teraz tych dobrych robót,
że to mnie aż zniechęcało. No, ale jakoś skrobnełam w wolnym czasie 1 odcinek, ustaliłam fabułę itede noi masz. Mam skromną
nadzieje, że komuś się to spodoba. Jak nie, to zaprzestane pisać, ot co. Pozdrawiam.
Lilly of the Valley
- Mogę teraz coś powiedzieć?
- Nie.
- Dlaczego, tylko wytłumacz mi, czemu jesteś taka oziębła? - zapytał zrozpaczony mężczyzna.
- Zamilcz już. I przy okazji, wynoś się.
- Misiu, proszę, ostatnia szansa...
- Nie ma już misiu, nie ma i ostatniej szansy, która powtarzała się wielokrtonie.
- Ależ kociaczku...
- Dosyć! Czy ty tego nie rozumiesz?! Nie widzisz?! Niszczysz mnie od środka swoim zdradzieckim jadem. Burzysz wszystko, co razem zbudowaliśmy.
- Ja myślałem nad tym wszystkim. - powiedział stanowczo.
- Ja też myślałam i co? Myślałam, myślałam, myślałam, aż w końcu się domyśliłam, że nie jesteś tym, którego szukałam.
- Amando! Przestań wygadywać takie rzeczy. Przecież te różne kręcenia ze sprzątaczkami to tylko mały żarcik, tak na orzeźwienie atmosfery. Chyba mnie rozumiesz.
- Żart?! Toż to skandal, a nie żart. Twoja krucjata już nadchodzi. Ja to czuję i wiem, że nie będzie bez bolesna. Pożałujesz swoich wszystkich sakramenckich czynów, które zdołałeś wyrządzić nie tylko mnie, ale i inny bezbronnym stworzeniom. Przez te wszystkie lata dużo się narobiłeś. - odpowiedziała.
- Nie rób z siebie pośmieliska Amanda, wybacz mi i po wszystkim, to przecież nie boli.
- Zaczynam kipieć, Ty nędzna gnido! Parszywy zdrajco! Znikaj, ale to juuuuż! - wrzasneła. Ile razy mam powtarzać to samo? To koniec nad końcami.
- A mogę o coś zapytać? Tylko tak ot. - szepnął jej do ucha.
- Najłaskawszy Panie, ocal mnie przed tym robactwem. Jak śmiesz jeszcze stać przedemną. Wynoś się! Znikaj! - odpowiedziała zbulwersowana Amanda.
- Dobra, mam już dość tych poematów. - powiedział.
Kobieta mu przerwała.
- Jakich poematów? Za dużo sobie pozwalasz?
- Nie ważne! Ale albo się uspokoisz, albo sam Cię uspokoję, kumasz?
Amanda właśnie miała coś krzyknąć, znowu go zbluzgać i oczernić po raz kolejny, ale ręka Leonarda siłą poskromiła jej gniew.
- Teraz ja mam coś do powiedzienia, a ty się zamknij! Idiotko! Słuchaj, myślisz, że swoim jak ty to mówisz "naturalnym pięknem" osiągniesz wszystko? Jesteś bezczelną małolatą, rozpieszczoną księżniczką i wszystko co najgorsze! I ty sobie myślisz, że wszyscy będą żucali Ci się do stóp?! O nie koteczku, coś Ci się w główce po przewracało! Zasługujesz na porządne lanie!
Leonardo miał jeszcze kilka rzeczy do powiedzenia, ale nie dokończył. Zapłkana i czerwona jak burak kobieta wyrwała się w końcu ze szponów złoczyńcy. Wzdychając, wybiegła z pomieszczenia.
- Co ja mam z tym facetem? Za jakie grzechy? - Rozczulała się nad sobą. - Czemu nikt nie może zrozumieć, że co piękne to zazwyczaj zakazane. Wszyscy jak jakąś zabawkę-próbkę macają mnie swoimi brudnymi palcami. Myślą, że ja to niby co jestem, tylko do dotykania? Ja po cichu, niczym niewinna róża na skraju lasu rosnę, z dala od wszelkich ,,zanieczyszczeń". Ale oni nadal tylko o jednym
i tym samym. Ja też mam honor, też mam kolce! - krzykneła i upadła na ziemię.
Tym czasem.
Zdesperowany Leonardo, szedł rozwścieczony ulicą, wołąjąć bezradnie - Amanda! Amanda! Pokaż się, gdzie jesteś! Amanda!
- Leo! - zawołał jakiś znajomy.
- Ahh, Edzio. - odpowiedział zsapany.
- Kurde bańka! Co się stało? - zapytał z zaciekawieniem.
- Szkoda słów na to wszystko. - powoli robiły mu się szklane oczy.
- Czyżby Amanda, Twoja piękność dnia znowu coś przeskrobała? Od kiedy jesteście razem zawsze się na nią tak skarżyłeś. Dobrze, że to już koniec. Stary, czy Ty w ogóle zdajesz sobie sprawe ile ładnych laleczek pląta się w okół Ciebie?
- Edek, ale Ty nie rozumiesz. To nie jest pierwsza lepsza. To jest...
- ...jak gumka w sklepie na wsi, co? - powiedział ironicznie Edmund.
- Edzio, trochę więcej uczuć!
- Ja pierdziele, Ty to już jak ta Twoja Amanda się robisz. Człowieku, to choroba! - zaśmiał się Edzio.
- Kurde, masz rację! Po co ja się w ogóle z nią zadawałem... Ale serce miękknie, nawet takiemu twardzielowi jak ja, gdy patrzysz na to fascynujące i prawdziwe piękno.
- Nie no, ładna to ona jest. Zgrabna i w ogóle, ale charakterek to ma ciut dziwaczny.
- To za mało powiedzane, choć musimy się jakoś rozerwać. W końcu to chyba już koniec.
- Chwila, chwila. - powiedział Edek.
- Co? - zapytał Leo.
- To jest Colin, mój kumpel z pracy, ma coś do Ciebie.
- Czego? - zapytał Leo.
- Ta Amanda...o której tak mówiłeś, to Amanda Rennet? - zapytał Colin.
- Taaa, a na co Ci to wiedzieć? - odpowiedział Leo.
- Chcę się z nią zobaczyć. Proszę, mam coś ważnego.
- Nigdy w życiu, to przecież moja la...
-...mówiłeś, że to koniec, więc to chyba dla Ciebie teraz nie ma znaczenia. Proszę. - nalegał.
- Dooobra, wisi mi to. Chodź z nami.
Leonardo, wraz z Edmundem i Colinem udali się w stronę domu Amandy.
Na miejscu gdzie Amanda zemdlała.
- Amando! - zawołały koleżanki: Lisa, Mia i Kathie.
- Kwiatuszku, co się stało? - zapytała Mia.
- Ten teges, ona chyba nie reaguje. - powiedziała z nie pokojem w głosie Lisa.
- Wody, wody! Dajcie wody! - zawołała Mia.
- Dom jest zamknięty! - powiedziała Kathie.
- Do jasnej anielki, co my teraz zrobimy? Zadzwoń po karetkę. Szybko!
Nagle pojawiła się ,,banda chłopaków''.
- Nigdzie nie będzie dzwonić, zostaw ją. - powiedział Leonardo.
- Co Ci do tego? Zjeżdżaj stąd palancie, wody! - Mia nie przejmując się zbytnio ex Amandy, dalej kontynuowała akcję ratunkową.
- To jest Amanda? - zapytał cicho Colin.
- Tak, ale nie widzisz, że teraz trupa udaje? Spadaj stąd! - powiedział Leonardo.
- To najpiekniejsza kobieta świata, jakie ma oczy, a te usta jak płatki róży...
Colin nie dokończył. W tym samym czasie Amanda się ockneła.
- Am! Co się stało? - zapytały chórem kobiety.
- Nic, nic. Żyję. Dzięki bogu, jeszcze żyję. - powiedziała spokojnie - ale zaraz nie będę! Weźcie mi ta gnidę sprzed oczy. Fajfus od siedmiu boleści!
Kobieta zaczeła rzucać się po Leonardzie.
- Palant! K*tas! - krzyczała.
- A tej co? - zapytała Kathie.
- Uspokój się idiotko! Już Ci kompletnie wali, masz gośca, nie widzisz? - powiedział zdenerwowany Leonardo.
- Kim jesteś?
- Colin Frandeuva. - powiedział zalotnie mężczyzna.
- Colin... - uśmiechneła się Amanda.
Mężczyzna pocałował lekko w dłóń Amande, chwilę patrzyli na siebie, ale ich miłosny spokój przerwał Leonardo.
- Więc tak to sobie wymyśliłeś?! - krzyknał zbulwersowany.
Leonardo podbiegł do Colina.
O co chodziło Colinowi?
Co zrobi Leonardo?
Jak zareaguje Amanda?
cdn.
No to koniec 1 odcinka. Trochę krótkie i nagmatwane. Ale to dopiero początek, jeszcze się zdąże rozkręcić. NOI PRZEPRASZAM NA BŁĘDY, ale word padł :>