View Single Post
stare 30.08.2006, 19:40   #7
*Lucy*
Guest
 
Postów: n/a
Smile Odcinek 2

Uff...napracowałam się z nim, dlatego tak długo. Znowu mam problemy z grą, ale mam nadzieję, że to mi nie przeszkodzi.

Odcinek 2



Jest rok 1900. Słońce właśnie wstało nad Hiszpanią ogłaszając kolejny dzień, niczym nieróżniącym się od innym. Szczegulnie w sierocińcu Św. Rodriges'a. dla dziewczynek. Panowała tam codzienna monotonia, i mimo że czasem zdarzały się nowości, to zwykle nic się nie zmieniało. Miranda niemogła spać przez całą noc, za to rankiem niechciała wstać z łóżka. Promienie słońca raziły ją w oczy, co sprawiło, że przykryła głowę kołdrą, ale nawet to nie pomogło. Wstała więc i pomaszerowała do pokoju Ivy. Nadal w piżamie, stała przed drzwiami obok i zapukała, lecz nikt nie otwierał. Zapukała jeszcze raz, poczym zrozczarowana i trochę zdenerwowana odeszła spowrotem do swojego pokoju. Była dopiero 7:00, więc miała jeszczę dwie godziny spania. Położyła się na twardym łóżku, zastanawiając się "gdzie ona może być? Może poprostu mocno spała?"



Tymczasem w pokoju na przeciwko, siedziały cztery dziewczynki - rudowłosa Clare, nieśmiała Flora, arogancka blondynka - Amandri. Cała trójka postanowiła przeciągnąć nową przyjaciółkę Mirandy na swoją stronę - Ivy. W ukryciu przed dyrektorką, spędziły całą noc w pokoju Amandri, gadając i bawiąc się. Ivy po kilku godzinach spędzonych z dziewczynami bardzo się zmieniła, głównie w wyglądzie.
- No, teraz wyglądasz jak jedna z nas! - ucieszyła się Clare
- Tak myślisz? Ja...czuję się w tym trochę dziwnie - zniechęciła się Ivy
- Ależ złotko! Taka jest teraz moda, zobaczysz, spodobasz się chłopakom!
- Nie jestem na to za mała? to znaczy, zanim tu trafiłam, mama mówiła, żebym nieumawiała się z nikim do 20 roku życia, niemogę...
- Daj spokój - przerwała jej Flora - chyba jej nie posłuchasz?! Przecież cię zostawiła! Co ona może wiedzieć o życiu, pozatym, rodzicom niepowinno się ufać, są okropni, najpierw mówią, że cię kochają, a potem, zostawią cię na pastwę losu w jakiejś pensji, gdzie musisz słuchać się opiekunki i o wszystko prosić o pozwolenie. Rodzice w niczym nie mają racji.
Dłonie Ivy zacisnęły się w pięści, w końcu nie mogła już znieść tego co mówi Flora, wstała, rzucając krzesłem na którym siedziała i krzyknęła
- Zamknij się! Zamknij się wreszcie!
Ivy ze łzami w oczach uciekła z pokoju na korytarz, poczym uklękła gorzko płacząc na dywanie. Amandri i Clare podbiegły do niej.
- Słonko, co się stało? - miło zapytała Amandri
- Jak ona może tak mówić! Czy nie kochała swojej matki? A pozatym nie nazywaj mnie tak!
- Posłuchaj, ona nie chciała....
- Nie, to ty posłuchaj, niechcę się już z wami zadawać, miałam was dość od samego początku, źle zrobiłam, że do was dołączyłam! - Ivy uciekła zapłakana przez korytarz do swojego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Usiada przy lustrze i zaczęła zmywać swój makijaż.

Później tego samego dnia, Miranda zeszła na dół. Wśród bawiądzych się w salonie wychowanek zauważyła młodą parę. Rozglądali się wokoło, szukając dziewczynki, którą zabiorą ze sobą do domu. Miranda nigdy nie poczuła się lepiej, teraz kiedy straciła jakąkolwiek szansę na nową przyjaźń, na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, ponieważ pojawiła się nowa szansa - szansa na normalne życie, na dom i rodzinę. Powoli wkroczyła do środka salonu, aby lepiej się rozejżeć. Niestety w kilka sekund później zorientowała się, że było już za późno dla niej. Młoda kobieta i jej mąż widocznie wybrali już dla siebie córkę i szykowali się do wyjścia.



Kiedy mężczyzna rozmawiał jeszcze z dyrektorką, kobieta rozmawiała z jedną z dziewczynek - Marią. W chwilę potem reszta dziewczynek zeszła na dół aby pożegnać się z koleżanką.
- Jesteś prawdziwą szczęściarą Maria! Powodzenia
- Niezapomnij o nas, będziemy tęsknić! - wołały, patrząc na oddalającą się karetę.
Kiedy już odjechała, wszyscy rozeszli się do swoich pokoi...wszyscy oprócz Ivy i Mirandy. Po chwili milczenia Ivy podeszła wolnym krokiem do Mirandy.
- Przepraszam, niepowinnam była cię wtedy zostawić, zachowałam się okropnie. Ale zapewniam cię, że już do nich nie wrócę, mam dość tych parszywych debilek, są nie do zniesienia.
Miranda nie odezwała się słowem, za to uśmiechnęła się i przytuliła przyjaciółkę.



Razem poszły do pokoju Mirandy, aby przygotować się na lekcje. W sierocińcu, zajęcia szkolne zaczynały się o 10:00 rano, więc dziewczynki miały jeszcze trochę czasu. Szybko złapały swoje książki i zeszyty, poczym powędrowały do klasy. Pierwsza była przyroda, nauczycielka postanowiła przejść się z klasą po mieście, z czego wszystkie uczennice były bardzo zadowolone. Wyszły w około 15 minut po rozpoczęciu się lekcji. Miranda szła w parze z Ivy. Teraz po kłótni, czuła że ich przyjaźń stała się mocniejsza, ponieważ wybaczyły sobie i postanowiły już nigdy więcej się nie kłócić. Rozmawiały o wszystkim a w szczególności o chłopcach.
- Ja nigdy nie znałam wielu chłopców, mama uczyła mnie, abym stała od nich z daleka.- opowiadała Ivy
- Mi to mówisz? Wychowałam się w sierocińcu dla dziewczynek, nigdy nie widziałam chłopaka w moim wieku. Czasem widziałam jak do ośrodka przyszli policjanci lub burmistrz, czasem widziałam przyjaciół pani Whitefield albo Beth. Widziałam też mleczarza i... - Miranda przestała. Przechodziły właśnie obok dużego, luksusowego statku. Przy nim pracowały dwie osoby. Młody chłopiec, i prawdopodobnie jego ojciec. Miranda była bardzo podekscytowana, już wyrywała się, aby podbiec bliżej i przyjżeć się im, ale Ivy ją zatrzymała.
- Gdzie ty idziesz?! Chcesz mieć kłopoty?
- Chcę go zobaczyć! Nigdy nie miałam okazji poznać chłopaka w moim wieku!
- Chcesz powiedzieć, że nigdy nie widziałaś młodego chłopca na oczy? - zdziwiła się Ivy
- Nie...ja..widziałam kilku patrząc przez okno, mojego pokoju, uczyłam się o życiu, poprostu nigdy z żadnym nie rozmawiałam.
Ivy niepotrafiła już powstrzymać Mirandy, która rzuciła szybko okiem na dyrektorkę, poczym odeszła od grupy i podbiegła do marynarzy. Z wielkim uśmiechem popatrzyła na zapracowanego chłopca. Ten jak tylko ją zobaczył, oderwał się od roboty i odwdzięczył się równie szerokim uśmiechem.
- Cześć! - przywitała go dziewczynka. Chłopak był naprawdę przystojny jak na swój wiek i jak było widać, przyjaźnie nastawiony.
- Hej! Jak masz na imie? - zapytał podchodząc do Mirandy i wycierając dłonie w brudną szmatę. Był ubrany skromnie...bardzo skromnie, "napewno jest biedny" pomyślała, ale to jej nie przeszkadzało.



- Miranda - odpowiedziała widząc jak chłopak wyciąga do niej rękę.
- Ładnie, ja jestem Danny - Między dwojga zapanowała długa cisza, ale im to nie przeszkadzało. Patrzyli sobie prosto w oczy. Miranda czuła, że się zakochuje. Przez kilka minut nie robili nic, oprócz wpatrywania się w siebie. W pewnym momencie Miranda usłyszała głos pani Whitefield, dochodził z daleka, dyrektorka z wściekłością wołała jej imię.
- Muszę iść - uśmiech dziewczynki zniknął z jej twarzy, poczym znowu na chwilę wrócił, kiedy ostatni raz popatrzyła na Danniego. Potem czym prędzej pobiegła spowrotem do grupy dziewczynek z sierocińca.
- Co ty sobie wyobrażasz? Tak odchodzić od grupy? Dostaniesz za to karę, jak tylko wrócimy.
Po kilku minutach wrzasków pani Whitefield, Miranda wróciła do szeregu, gdzie na końcu czekała na nią Ivy. W sekundę, po tym jak dyrektorka odwróciła od niej wzrok, dziewczyna prawie pisnęła z wrażenia. Ivy niemogła uwieżyć, że ta to zrobiła, i z czego się tak cieszyła?
- Ten chłopak! On jest cudowny!!! Widziałaś jego oczy? - pytała podekscytowana.
- Co? Oczywiście że niewidziałam, niby jak. Wiesz jakie będziesz miała kłopoty , możesz nawet dostać szlaban! - mówiła Ivy, ale Miranda wcale się nie przejeła. Jedyne o czym myślała to Danny. Marzyła, aby znów go zobaczyć, pogadać, poznać go lepiej. Czuła że to może przerodzić się w głęboką przyjaźń a może nawet więcej. Miała nadzieję.

Kiedy wrócili do ośrodka, Miranda dostała długie kazanie od pani Whitefield, a na koniec karę - tak jak myślała, szlaban. Najgorsze było to, że dyrektorka zabroniła jej iść na spacer do parku, na cały dzień, który był planowany już od pewnego czasu i Miranda bardzo liczyła na ten wypad. "Co z tego" - pomyślała - "I tak, gdybym miala cofnąć czas, zrobiłabym to samo, poznanie tego chłopaka, było najleprzą rzeczą jaka mi się dotąd przytrafiła." Nieżałowała swojej decyzji, mimo że jej złość sprawiła, że zdemolowała cały swój pokój. W chwilę potem, zapukała do niej Ivy.
- Może pójdźmy do twojego pokoju? Ja mam straszny bałagan. - zaproponowała Miranda, poczym poszły do pokoju Ivy.
- No to dostałaś karę. Mówiłam że tak będzie...ja
- Nie obchodzi mnie to, że dostałam szlaban - przerwała przyjaciółce Miranda - Chodzi o to, że nie mogę jutro iść do parku. Gdybym tylko mogła wyjść ten jeden raz.
- Cóż, to tylko twoja wina, ale niemartw się, będzie następny raz. Jeśli chcesz, mogę zostać z tobą...
- Nie! Niechcę, żebyś przezemnie opuściła dobrą zabawę, masz iść i dobrze się bawić.
- Ale z kim pójdę? Wiesz, że niechcę zadawać się z 'fałszywą trójką'.
- he he, fajnie je nazwałaś. Idź z Marthą, ona od dawna nie koleguje się z Clare, Florą i Amandri.
- No dobra, ale...jesteś pewna? Okej, ale odpłacę ci się, jak będę miała okazję. - zgodziła się Ivy.
Z samego rana Miranda obudziła się już sama. Nawet Beth poszła na większe zakupy, więc nie będzie jej do połódnia. Pani Whitefield z dziewczynkami wyszły już o 8:00 rano. Miranda wstała i poszła do łazienki. Umyła się, poczym wróciła do pokoju i rzuciła się na łóżko. "To będzie najnudniejszy dzień w moim życiu" - pomyślała i skuliła się, zakrywając twarz kołdrą. Niewiedziała wtedy jak bardzo się myliła.



No na razie tyle, komentujcie!
  Odpowiedź z Cytatem