
Mary dłuższy czas jeszcze siedziała w poczekalni. Później już nie płakała, ale nieprzytomnie patrzyła się w ścianę.
-Co pani tu jeszcze robi?- zapytał lekarz, który akurat dyżurował na korytarzu- Jest już jedenasta w nocy panno Keen. Natychmiast do łóżka- powiedział i zaprowadził Mary do sali. Dziewczyna położyła się na łóżku. Leżała szepcząc sobie coś pod nosem.
-Tak to wszystko stało się przeze mnie, przeze mnie!- szept powoli zamieniał się w krzyk.
~~~~
W gabinecie lekarza…

-Kotku zajrzyj co tam się znowu dzieje. Już nie mam do niej sił- powiedział pieszczotliwie lekarz do pielęgniarki.
-Już idę- odpowiedziała krótko i poszła w stronę sali Mary Keen. Kiedy już doszła na miejsce ujrzała 20-latkę wtuloną w poduszkę i głośno szlochającą.
-Proszę uspokój się, pobudzisz innych pacjentów- mówiła sympatycznym głosem pielęgniarka.
-Ale ja już nie mogę! Nie mogę! Bez mamy to nie to samo!
-Rozumiem Cię…
-Nie, ty nic nie rozumiesz!- nie dała skończyć jej Mary.
-Rozumiem. Może nie odczułam tego tak jak ty ale rozumiem i wiem jak to boli. Może przejdziemy na ty. Jestem Lucy McCavery.
-Moje imię jest ci bardzo znane.
-No tak...Mary nie prawdaż?
-Niby tak, ale nie powinnam tak się nazywać. Mary oznacza święta, pobożna, a ja wcale taka nie jestem! Zabiłam własną matkę!
-To nie ty ją zabiłaś ale śpij już- otuliła ją kołdrą i wróciła do gabinetu.
~~~~
Nazajutrz rano…
Dziewczyna obudziła się ze snu, w troszeczkę lepszym nastroju. Usłyszała znajome głosy w korytarzu. Wyszła z sali w celu ujrzenia rozmówców.

-Lucy powiedz mi gdzie jest Mary. Wiem że miała wypadek.
-Skąd ty j znasz?- rozmowa toczyła się między Lucy i Patrickiem.
-To.. No ten moja koleżanka. Poznaliśmy się- Lucy spojrzała na niego podejrzliwym wzrokiem.
-Jest za tobą- powiedziała po ujrzeniu szukanej osoby, odwróciła się na pięcie i poszła.
-Cześć Mary! Jak się czujesz?
-Co ty tu robisz?- zdziwiła się dziewczyna.
-Powiem Ci wszystko potem- w tej chwili nadszedł lekarz.
-Jak się pani czuje? Dziś pani jedzie do domu- powiedział krótko i odszedł, bo przyjechała karetka na sygnale. Dziewczyna już nie odzywała się ani słowem do Patricka, wróciła do sali, spakowała rzeczy które miała ze sobą, a było ich niewiele. Wzięła malutką torbę w rękę i wyszła ze szpitala. Stojąc pod budynkiem, wzrokiem poszukiwała swojego samochodu.
-No tak! Jak zwykle zapomniałam, że mój samochód jest na złomowisku, a moja matka w trumnie!- rzuciła torbę na chodnik. Usiadła na krawężniku płacząc. Mężczyzna wybiegł za nią.
-Hej, maleńka. Nie płacz- przykucnął przy niej- Nie będzie tak źle. Ułożysz sobie życie, zobaczysz. Chodź podwiozę Cię do domu- pomógł jej wstać poczym wsiedli do samochodu i odjechali. Na miejscu Patrick wszedł z nią do domu.

-Nie wolno ci dłużej płakać- skarcił ją, ale zaraz po tym uśmiechnął się i spojrzał jej głęboko w oczy. Mary również zaczęła się uśmiechać.
-Odpocznij, ja już muszę jechać- szepnął jej do ucha i wyszedł z domu.
-Dziękuje- powiedziała Mary i położyła się do łóżka. Była bardzo wyczerpana.
~~~~
Przepraszam że ten odcinek taki krótki ale tak jakoś wyszło.