Dzięki za opinie, i komentarze.
Martwi ludzie, część IV
Jak było na zewnątrz ?
Bezlitosny świat, a w nim ja, zupełnie sama.

Czas się dłużył. Ten świat to średniej wielkości miasto na tyle duże, że istoty sprawiały wrażenie jakby się nie znały i zupełnie ich nie obchodziłam. Szłam ulicą i nie istniałam. Nikt na mnie nie zwracał uwagi. Weszłam do sklepu i tak długo oglądałam rzeczy, aż pani chodząca pomiędzy regałami zaczęła dziwnie mi się przyglądać. Wyszłam.
Weszłam do następnego, w którym nie byłam już tak długo.
Nie miałam pieniędzy, więc nie wiele mogłam zrobić. Jednak to nie to stanowiło przeszkody. Po prostu nie chciałam zbyt wiele robić, aby nie zabłądzić, aby móc wrócić do Rasputina.
Czułam, że bez niego nie umiałabym żyć. Uzależnił mnie od siebie. Teraz jako niewolnica, byłam skazana na jego decyzje, dla mnie niekwestionowane, niezaprzeczalne i ostateczne.
Sklepy zamknięto. Jeszcze tylko cztery godziny pobytu poza domem.
Weszłam do jakiegoś dużego pubu, usiadłam przy stoliku, jeszcze nie sprzątniętym.
Muzyka grała głośno tak, że inne istoty ledwo co się słyszały, a jednak zaciekle rozmawiały. Przy piwie i papierosach.
Z drugiej sali, oddzielonej otwartym łukiem dochodziły odgłosy kul bilardowych i automatów do gier. Siedziałam i obserwowałam.
- Słucham, co pani zamawia? – zapytała mnie młoda dziewczyna zupełnie normalnie ubrana.
- Nie wiem.
- Karta leży przed panią, proszę się zastanowić – zaproponowała - Zaraz wrócę.
Nic nie chcę – pomyślałam - Nie mam przecież pieniędzy. Nie mogę nic zamówić.
- Hej lala, facet cię wystawił – usłyszałam męski głos – Jak chcesz to dosiądź się do nas, my cię nie wystawimy.
Śmiech.
Wstałam i wyszłam.
Dotarłam do domu trzy godziny przed czasem, jest ciemno. Jest mroźno.
Stanęłam przed drzwiami.
Nie mogę wejść – pomyślałam- A jak to jest próba, a ja wchodząc przed czasem jej nie przejdę. Co będzie jak tak jest? Rozzłoszczę tylko Rasputina i zawiodę go.
A co będzie jak w złości powie mi, abym wróciła do rowu, tak jak kazał mi wyjść na zewnątrz. Powie: - Wracaj, jeśli nie potrafisz zrobić prostej rzeczy, którą Ci każe. To strata czasu. Jesteś stratą czasu. Pomyliłem się, nic i nikt nie jest wstanie Ci pomóc, bo sama sobie nie chcesz spróbować pomóc.
Usiadłam pod drzwiami.
Nie mogę wejść, bo może stać się coś takiego. Mogą paść słowa. Raniące słowa, których nie da się później cofnąć. Raniące zdania, ostre jak sztylety, które wbijając się w umysł pozostają na zawsze. Takie zdania zmieniają wszystko. Są jak trucizna, zabijają powoli.
Nie ma antidotum. A słowa : „ Przepraszam, nie chciałem ” , nie są wstanie pomóc i niczego nie naprawią.
Czego ja chcę? Wiedziałam na pewno czego nie chcę.
Nie chce wracać do rowu i nie chcę, aby Rasputin źle o mnie myślał.
Ten dom a w nim on, to co robił, co mówił, stały się dla mnie bardzo ważne.
Na chwilę obecną tylko to posiadam.
Siedziałam tak i myślałam, moja zewnętrzna skorupa powoli zaczęła się kruszyć i stawałam się sobą.
Przed domem siedział trup, to był pierwszy i odstani raz kiedy na zewnątrz, przed wejściem do domu zamieniłam się w siebie.

Nigdy później to się nie powtórzyło, a skorupa zaczęła się robić coraz doskonalsza, i zawsze
opadała dopiero po przekroczeniu progu naszego domu.
Przed domem siedziałam trzy godziny, po to aby wywiązać się z umowy.
Myślałam, dużo myślałam, w sposób chaotyczny i niesprecyzowany, w sposób męczący.
Północ, drzwi się otworzyły, a w nich stał Rasputin.

- Wejdź – powiedział.
Poszedł do pokoju z telewizorem usiadł na wersalce i zapytał
- Jak było ?
- Dziwnie odpowiedziałam – zerkając na włączony telewizor, a nim przesuwające się obrazy. Ten telewizor to sztuczne okno na świat. Na zakłamany, idealny świat. To pranie mózgu.
Ale telewizor jest wybawieniem, dla tysięcy istot, również martwych. Martwych inaczej. Istot, które nie umieją żyć, które wolą się oszukiwać. Istoty te zatraciły własne marzenia, sens własnego istnienia, żyją życiem „ludzików” z telewizora. Zatraciły autonomię własnego spojrzenia na świat. One potrzebują gotowych wzorców, potrzebują takich ludzi jak Rasputin.
Ludzi w płaszczach, którzy powiedzą: -Idź, rozgrzeszam cię.
Ale z czego? Z tego, że marnują własne istnienie.
Z chaotycznych myśli wyrwał mnie jego głos.
- Będzie coraz łatwiej. Z czasem nawet zaczniesz się angażować w świat na zewnątrz,
być może nawet kiedyś już nie wrócisz, bo znajdziesz w nim swoje własne miejsce – mówił smutnym głosem.
- Nieprawda. – odpowiedziałam stanowczo -Nie chcę tam chodzić. Chcę być tutaj z Tobą, przy Tobie. Chcę się angażować, ale nie tam, to nie mój świat. Chcę się angażować tutaj w ten dom.
Uklękłam na podłodze tuż przed nim, skuliłam się, oparłam czoło na jego kolanach a dłońmi trzymałam jego łydki zasłonięte płaszczem.
Rasputin położył dłoń na mojej głowie i zaczął mnie głaskać, tak jak ojciec małe dziecko.
- Źle Ci powiedziałem. Jedyną rzeczą, w którą wolno Ci się angażować jest Twoje życie.
Musisz być samodzielna, a to niestety jest nieodzownie powiązane z radzeniem sobie w świecie na zewnątrz. Twoja samodzielność da mi spokój. Zdejmie wielki ciężar z mojego serca.
- Zrobię wszystko co mi każesz, tylko proszę cię nie mów tak, bo mam wrażenie, że chcesz odejść i mnie zostawić.
- Kiedyś odejdę, a może to Ty pierwsza odejdziesz, sam nie wiem
On coś wie- pomyślałam- boi się czegoś. Boi się o mnie, zależy mu.
- Nie odejdę nigdy. Na pewno nie z własnej woli. To już prędzej tobie będę kazali dokonać wyboru, a wtedy okaże się, że nie wybierzesz mnie tylko zgromadzenie.
Rasputin związał mnie ze sobą niewidzialnym węzłem, uzależnił od siebie.
Chciałam też go od siebie uzależnić, chciałam go uwięzić.
Powiedziałabym i zrobiłabym wszystko, aby przysiągł mi, że zawsze będzie przy mnie, taka już jestem.
Kiedy byłam na zewnątrz tęskniłam do niego, przez te błahe osiem godzin.
Podniosłam głowę, spojrzałam mu w twarz, jak zwykle spokojną i nieodgadnioną.

Na kolanach podczołgałam się do niego, wyprostowałam plecy. Nasze czaszki były prawie że na tej samej wysokości. Lekko go pocałowałam w policzek, później w usta. Delikatne muśnięcie. Moje ramiona objęły jego szyję a pocałunek stał się namiętny i spokojny. Odpowiedział i zareagował na moje zaloty tak jakby czekał na to od dawna. Zachłannie całowaliśmy się nieokreśloną chwilę.
Nagle złapał mnie za ramiona i delikatnie, ale zdecydowanie odsunął od siebie.
Spojrzał mi w oczy i powiedział.
- Chcesz tego? Wiesz, że później nasze relacje się zmienią więc pytam się, chcesz tego?
- Tak – opowiedziałam.
- Jeśli teraz mi się oddasz, to przekroczymy pewną granicę, wkroczymy na drogę z której nie ma łatwego powrotu. Chcesz tego ?
- Tak – byłam pewna wszystkiego.
- Później, kiedy będę Cię potrzebował, kiedy tylko będę głodny i spragniony twoich ramion, pieszczot, twojej reakcji, mogę wielokrotnie upominać się nie tylko o twoją duszę ale i ciało.
Jesteś na to gotowa?
- Tak.
Wtedy, obiecałam i przyrzekłam mu jeszcze wiele innych rzeczy.
Nidy później nie żałowałam słów wypowiedzianych tamtej nocy.
Rasputin całując mnie zsunął się z wersalki na której siedział, odsunął ławę prawie pod sam telewizor.
Odpięłam jego płaszcz, zaczynając od szyi, miliony guzików.
Płaszcz który wcześniej mi przeszkadzał, teraz stał się mi obojętny, bez znaczenia,
kawałek materiału skrywający mężczyznę, którego pragnęłam.
Kochaliśmy się na dywanie w pokoju z telewizorem, który grał.

To co się działo opisze jednym zdaniem.
Święta to chwila, kiedy pomiędzy kobietą i mężczyzną opada wstyd, powstaje zaufanie, rodzi się intymność.
Nigdy nie zapomnę tego utworu, który właśnie leciał w telewizji,
Carmina Burana , akurat wtedy, kiedy oboje byliśmy blisko szczytu uniesienia, emocjonalnego, erotycznego.
Nigdy nie zapomnę tego, co czułam kiedy skończyliśmy, ciepło, jego ciepło pomiędzy moimi nogami. Swoje szybko i gorąco bijące serce. Czułam je wszędzie, nawet w ramionach. Moje skronie pulsowały. Czułam serce Rasputina, jego tętno, zapach, dotyk skóry, słyszałam swój i jego oddech. On był delikatny, wyrozumiały i wyczulony na moje reakcje. Wielokrotnie czekał na mnie tak, że teraz oboje w ciszy i spełnieniu mogliśmy leżeć tuż obok siebie, objęci.
Zasnęłam w jego ramionach na podłodze, kiedy się obudziłam byłam okryta jego płaszczem, a on leżał obok, jeszcze spał. Był zupełnie nagi, bezbronny. Teraz kiedy to wspominam, kiedy piszę to wszystko, myślę, że właśnie wtedy go pokochałam. Oczywiście, jak jestem zdolna do jakichkolwiek uczuć.
Pomyślałam, że strasznie dziwne jest życie. Wstałam, podniosłam płaszcz i założyłam na siebie. Poszłam do pokoju ze stołem w którym było lustro, zapięłam guziki i zaczęłam się przeglądać. Płaszcz był ostry, nieprzyjemny i za duży. Dół wisiał a rękawy zasłaniały moje dłonie.
Czy jestem taka jak on? – pomyślałam.
Czy to ten płaszcz sprawia, że on jest tak ważny dla innych?
A jego brak, sprawia, że jest tak ważny dla mnie?
Ja jestem nikim. Czy mając na sobie ten kawałek materiału mogę być kimś?
Czy zakładając to coś, inni też całowaliby mnie po rękach i wierzyli w każde słowo, które powiem?
Nagle usłyszałam

- Co robisz?- zapytał surowym głosem żądającym odpowiedzi
- Zobacz wyglądam tak jak Ty. Jestem taka jak ty.
- Wyglądasz śmiesznie. Nie widzisz, że płaszcz Ci nie pasuje? Zresztą jest za duży.
Zdejmij go, to jest symbol, może dla ciebie nie ważny ale dla innych tak.
Istoty w niego wierzą i należy to szanować.
Zaśmiałam się
- Symbol? – odpowiedziałam ironicznie – tej nocy Twój i innych symbol był pod moimi pośladkami, rano przykrywał moje ciało a Ty mi mówisz, że to ma moc.
- Zdejmij to natychmiast – rozkazał idąc w stronę łazienki – Mówiłem ci przecież, że to nie dla mnie tylko dla innych świętość
Jak się odwrócił to pokazałam mu język, do dziś nie mam pojęcia czy wtedy wiedział o tym.
Zdjęłam ten płaszcz i rzuciłam pod nogi, idąc do kuchni przeszłam po nim. Kiedy deptałam ten kawałek materiału, nic nie czułam.
No, może trochę złość. Nic poza tym.
Rasputin wyszedł z łazienki, podniósł swoje odzienie, założył i wyszedł bez słowa.
Wieczorem nie wrócił.
Położyłam się w jego łóżku i postanowiłam zaczekać. Zasnęłam.
Obudziłam się rano a jego nie było.
Spanikowałam, odszedł ode mnie, zostawił.
Do południa chodziłam jakby we śnie, nagle dzwonek, to telefon.
Nigdy nie dzwonił, aż do teraz, to musi być on.
Podniosłam słuchawkę.

- Elektra posłuchaj, nie będzie mnie ze dwa tygodnie, to nie ma z Tobą nic wspólnego, to praca, rozumiesz ? –zapytał.
- Tak – odpowiedziałam pełna obaw, nigdy mnie jednak nie okłamał.
- Posłuchaj jedzenia masz nawet na trzy tygodnie, wychodź z domu tak jak się nauczyłaś, pieniądze potrzebne i użyteczne w świecie na zewnątrz są w kuli na półce. Radź sobie i dbaj o siebie, obiecaj
- Dobrze obiecuje, tylko wróć do mnie Rasputin, słyszysz? Przepraszam Cię za ten płaszcz, wróć tylko – mówiłam, błagalnym tonem.
- Wrócę, nie myśl i nigdy nie żałuj tego co robisz. Pamiętaj o tym, co Ci mówiłem.
Wyrzuty sumienia nas zadręczają, podcinają skrzydła naszej duszy, muszę kończyć – powiedział i odłożył słuchawkę.
I co ja sama będę robić przez te dwa tygodnie?
c.d.n.