Nie cierpię jak Simy się żenią. Wnerwia mnie to, że goście nie umieją po ludzku usiąść na krześle, tylko łażą od zajętego siedzenia, do zajętego siedzenia i machają tymi łapskami i drą te... twarze. Nie cierpię też jak para nie umie po ludzku stanąć pod łukiem weselnym, tylko złazi na jakiś bok, a potem jęczy, że nie ma jak wejść pod łuk, chociaż wcześniej stali na przeciwko niego, idioci. Oczywiście denerwuje mnie też zbędne zdobywanie przyjaciół rodziny, by dostać awans w robocie, a potem użeranie się z przyjaciółmi, którym trzeba poświęcać sporo czasu, żeby nie obwieścili, że już nie są naszymi kumplami, bo spędzamy z nimi za mało czasu, wkurza mnie też to upominanie przez telefon "Co tak dawno sie nie odzywasz, ufoki cię porwali? Może byśmy gdzieś wyszli pod koniec tygodnia", przez to moi Simowie tylko przestają wykonywać wszystkie czynności i lecą do telefonu. A reszty to już sie nie czepiam.