Tak są ubrani, ponieważ zostali zerwani z urlopu ^__- Nie muszą już się stroić jak stróż w Boże Ciało, bo firma jest tak, czy tak zamknięta, więc nikt ich oglądać nie będzie x3
RAZEM DO CELU
PART II
Oboje wyszliśmy wcześniej z pracy, ale co z tego? Zanim zrobiliśmy zakupy i wróciliśmy do domu minęło dość sporo czasu, w dodatku zaczął padać śnieg. Muszę zmusić Yashamaru, by z łaski swojej zainwestował w samochód. Miał mniej wydatków niż ja, więc mógł się poświęcić…
- Nie za dużo tego jedzenia? – zapytałam. – I tak pewnie większość się zmarnuje!
- Nie doceniasz mojego talentu kulinarnego… - powiedział Yashamaru, dodając kolejne składniki do miski. – Raczej nie zostanie tego zbyt wiele. Znając zamiłowanie Lindy do słodyczy…
Zaśmiałam się cicho. Wazeliniarstwo u kierowniczki nie jest złe, ale na pewno nie zwróci nam pieniędzy za te wszystkie produkty!
Jeszcze chwilę przyglądałam się poczynaniom brata z bezpiecznej odległości, po czym wstałam i podeszłam do niego. Zerknęłam na zegarek kuchenny, który wskazywał dokładnie 23:55. Jęknęłam głośno, co natychmiast odwróciło uwagę Yashamaru od robienia kolejnego ciasta. Popatrzył na mnie z lekkim uśmiechem i również spojrzał na godzinę.
- Mi to jeszcze trochę zajmie, więc może usiądziesz? – zasugerował. – Wiesz, żeby cię nogi nie rozbolały…
Parsknęłam śmiechem.
- Przez chwilę sądziłam, że naprawdę chcesz mi powiedzieć, żebym poszła już spać.
- Nic z tych rzeczy! – zaprotestował. – Nie zostawisz mnie w tym bajzlu zupełnie samego!
- Kto by przypuszczał, że tak bardzo boisz się kuchni…
Popatrzył na mnie z miną zbitego psiaka.
- Ja po prostu jestem bardzo towarzyski i nie lubię być sam. – przyznał.
Tak, więc zostałam. Gdyby poziom zmęczenia Yashamaru przekroczyłby pewną granicę, ten po prostu położyłby się spać nawet, jeśli w piekarniku czekałby jakiś jego wypiek. Owszem, ilość jego energii była równie duża, jak zapotrzebowanie na jedzenie, ale gdy się skończyła nic nie było w stanie podnieść mojego brata na nogi. Osobiście nie chciałam mieć w domu pożaru, więc ze względu na bezpieczeństwo musiałam zostać z nim w kuchni. Zrobiliśmy razem trzy różne desery i do tego babeczki na przystawkę. Kiedy wskazówki zegara wskazały drugą w nocy, kończyliśmy ogarniać kuchnię.
- Jestem wykończony… - poskarżył się Yashamaru po kilku chwilach.
- To będzie dla ciebie nauczką, żeby następnym razem nie podlizywać się Lindzie. – powiedziałam, przecierając oczy.
- Musiaaałeeem… - jęknął. – Samanta niedługo idzie na emeryturę, a ja bardzo chcę wskoczyć na jej stołek jako główny księgowy!
- Faktycznie, to ci wiele pomoże…
Przeciągnęłam się i wolnym krokiem ruszyłam w stronę swojej sypialni. Mój brat wolał piąć się na szczyt po każdym szczeblu, ja natomiast – zajmować stanowiska, które naprawdę coś znaczyły. Główny księgowy… też coś! Z tego, co udało mi się usłyszeć podczas pogaduszek woźnych w firmie wynikało, że szef był na Lindę naprawdę cięty. Gdyby tak go poznać i pokazać, że będę bardziej odpowiedzialną kierowniczką od niej? Mam nadzieję, że mój pracodawca pojawi się na przyjęciu… Będzie okazja, żeby zamienić z nim te kilka słów.
Około szesnastej udaliśmy się do jednego z licznych mieszkań pani Lindy. Zastanawia mnie, czy była tak próżna, iż nie potrafiła sama podać jedzenia, czy po prostu tego nie umiała… W dodatku okazało się, że świąteczne dekoracje wciąż spoczywały w pudełku, więc na nas spadło rozwieszenie ich po całym salonie. Bez najmniejszego „dziękuję”. Niektórzy ludzie są naprawdę niewdzięczni…
Skończyliśmy układać wypieki Yashamaru na stołach w chwili, gdy zaczęli schodzić się goście. Widząc te wszystkie pyszności nie potrafili zapanować nad własnymi wyrazami twarzy, co z wielką radością przyjął mój brat. Tuż po tym, jak usłyszał stosowne pochwały dotyczące swoich dań. Jeśli w ciągu całego przyjęcia taka sytuacja powtórzy się jeszcze kilka razy, Yashamaru z pewnością zgłosi się na ochotnika do pozmywania wszystkich naczyń.
Nie minęło dużo czasu, kiedy podeszła do nas Samanta, główna księgowa. To na jej stanowisko Yashamaru ma niezwykłą ochotę… W dodatku ciągle przytaczał jakieś żarty na temat starości, kiedy tylko pojawiła się na horyzoncie. Zastanawiam się, czy jest to taki delikatny zabieg z jego strony, sugerujący kobiecie jak najszybsze udanie się na zasłużoną emeryturę…
- Ładnie to wszystko przygotowaliście. – pochwaliła, kiwając głową z uznaniem. – Ta Linda nie potrafiłaby nawet zagotować wody na herbatę! Nic dziwnego, że jest starą panną! Za moich czasów, takie cuda się nie działy! Żeby to kobieta nie potrafiła gotować… Wstyd!
- Ech… Eee… No tak! – wydukałam. – To nie do pomyślenia!
- W dodatku siedzi na górze z panem Nox’em, zostawiając gości samych sobie! – kontynuowała, widocznie zachęcona do tego jakimś gestem z mojej strony. O, bogowie… - Jej rodzice pewnie przewracają się grobach ze wstydu! Że też każda z jej sióstr mogła wyjść na ludzi… Nawet ta młoda Susan ma więcej rozumu, niż…
- Zostawiam was… - szepnął mi na ucho Yashamaru. – Idę do „tej młodej Susan”…
- Nie zostawisz mnie!... – syknęłam, jednak było już za późno.
Jak na skrzydłach poleciał w stronę Mii oraz najmłodszej siostry kierowniczki, zostawiając mnie w towarzystwie tej starej dewotki. Kiedyś mi za to zapłaci… Przegrałam z inną kobietą! Nie mogę w to uwierzyć! Czy to, dlatego, że Susan nie miała chłopaka i z tego powodu musiała wysłuchiwać upierdliwej siostry, a następnie chodzić na randki w ciemno? Z drugiej strony… Jeśli Yashamaru zwiąże się z tą dziewczyną, to Linda na pewno się ucieszy… Krok po kroku na wyższe stanowisko… A jednak mój brat jest draniem. A sądziłam, że jeszcze będą z niego ludzie…
Następne kilka minut mojego cennego życia przepadły bezpowrotnie na wysłuchiwaniu skarg Samanty. Raz plotkowała o tym, co też wyprawiają jej sąsiadki z osiedla, później jęczała jak to ją strasznie bolą plecy, by za chwilę żywo gestykulować przeżywając po raz kolejny perypetie jakiejś rodzinki z brazylijskiego serialu… Niech tylko jakieś siły wyższe uchronią mnie przed starością…
Co prawda nie stało się tak, jakbym chciała, ale ratunek nadszedł. W postaci Lindy. Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek będę jej za coś wdzięczna…
- Cieszę się, że wszystkim udało się przybyć na czas! – zaświergotała swoim piskliwym i aż do bólu denerwującym głosikiem. – Dzisiaj jest szczególny dzień. Widzimy się tu wszyscy, możemy pośpiewać razem kolędy i zjeść kolację… Jak prawdziwa rodzina!
Kątem oka zauważyłam, jak Yashamaru przestępuje z nogi na nogę. Widocznie cisza wśród gości niezmiernie go irytowała, bo nie mógł przez to swobodnie bajerować Susan… Biedaczek…
- Niektórzy, co prawda powyjeżdżali z rodzinami na Święta, ale my z pewnością będziemy lepiej się bawić w naszym małym gronie! W dodatku nasz drogi szef, Brayden Nox zaszczycił dziś na swoją obecnością!
Nasz pracodawca we własnej osobie… Pewnie uważał się za niewiadomo, kogo skoro postanowił schować się na górze i zejść na dół w wielkim stylu…
- W końcu go poznasz. – Yashamaru podszedł do mnie po chwili. – Tylko nie zakochaj się tak od razu! Wiesz, lubię kiedy ludzie nie zawracają mi głowy, ale jeśli i ty będziesz do niego wzdychać w każdej sekundzie, to…
- O to się nie martw. – zapewniłam go.
Nastała długo wyczekiwana chwila. Najpierw u szczytu schodów ujrzeliśmy buty szefa, a później…
Nie… Nie, to niemożliwe! To jest jakiś chory sen! Nie wierzę…
… że to ON jest szefem!
- Witam. – uśmiechnął się do gości. – Jestem niezmiernie zadowolony, że zechcieliście tu przyjść i razem z nami zjeść kolację…
Ton jego głosu był strasznie sztuczny, jakby wyuczył się tego wszystkiego na pamięć…
- Wybaczcie, ale całe przemówienie wyleciało mi z głowy! – zaśmiał się. – Dwie godziny ćwiczyłem przed lustrem!
Ten żart w jakiś dziwny sposób podziałał na resztę gości, gdyż wszyscy jak jeden mąż zaczęli się śmiać. Z wyjątkiem mnie. Młody, elegancki pan szef… Nic dziwnego, że leciały na niego wszystkie panny z biura!
Jakby tego było mało, usiadł dokładnie naprzeciw mnie! Myślałam, że już nic nie jest w stanie zniesmaczyć mi tej kolacji… Byłam tak nieszczęśliwa, iż szykowałam jakąś wymówkę, byleby tylko wrócić do domu i zamknąć się w pokoju. Głupio mi było zostawić Yashamaru samego, ale podejrzewam, że gdy tylko Susan pojawiłaby się na horyzoncie, od razu zapomniałby o moim istnieniu…
- Zastanawia mnie tylko… - zagadnęła Samanta. – Dlaczego tacy młodzi ludzie jak ty i twój brat wolą siedzieć tutaj ze starszymi, niż na przykład odwiedzać rodziców? Na pewno za wami tęsknią…
- My też. – uciął Yashamaru. – Nie żyją od sześciu lat.
Spojrzałam karcąco na brata, po czym uśmiechnęłam się do starszej kobiety.
- To raczej nie jest dobry temat przy takiej uroczystości… - powiedział cicho Brayden. – Powiedz mi lepiej, moja droga, jak podoba ci się praca w mojej firmie… Linda mówiła, że nie pracujesz tu zbyt długo.
No i zaczęło się… A tak bardzo chciałam uniknąć jakiejkolwiek rozmowy z tym durniem! Kiedy skończyłam opowiadać moją niesamowitą historię, jak to skończyłam szkołę i znalazłam pierwszą-lepszą pracę, Brayden chciał poznać szczegóły… Widocznie uważał, że jego firma jest tak wspaniała, iż ludzie będą się zjeżdżać z zagranicy, żeby tylko móc zająć tam jakąś posadę! Co za… z okazji Świąt miałam ograniczać przeklinanie. Nie lubię łamać słów.
- I jak już mówiłam… - kontynuowałam. – Miałam wiele ofert, ale skoro w pańskiej firmie było wolne miejsce i pracował tam akurat mój brat, to postanowiłam, że i ja spróbuję…
To było już naprawdę irytujące. Żeby nawet przy drinku nie móc się od niego uwolnić!
- Rozumiem. – uśmiechnął się. – A może pójdziemy na randkę? – zapytał niespodziewanie, a ja prawie wyplułam przed siebie upity przed chwilą napój.
- Przykro mi… - mruknęłam, próbując nie dać po sobie poznać, jak bardzo zaskoczyło mnie to pytanie. – Nie umawiam się z przełożonymi.
- Ale to tylko takie przyjacielskie spotkanie… - nie ustępował.
- PRZYKRO MI. – powtórzyłam i go wyminęłam.
Reszta wieczoru minęła już spokojniej. Brayden nie próbował więcej do mnie zagadywać, jednak nie uszło mojej uwadze, że zerka na mnie od czasu do czasu. Wyraźnie mu się nudziło, ale dlaczego akurat ja miałam dostarczać mu rozrywkę? Co prawda do Susan nie miał jak zarywać, bo ta zajmowała się moim bratem, ale pod ręką zawsze była Mia i Linda… Chociaż te chyba nie wykazywały nim aż takiego zainteresowania i wolały rozmawiać ze sobą, niż tańczyć. A ja, no cóż… Nie specjalnie mi zależało, aby się z kimś pokołysać w rytm jakiejś pościelówy, mimo iż fajnie byłoby się do kogoś przytulić. A właściwie, to czemu miałam rezygnować z faceta, który w dodatku był bardzo popularny? Pewnie na dłuższą metę i tak nic z tego nie wyjdzie, ale warto spróbować… Niech tylko debil do mnie podejdzie i jeszcze raz zaproponuje spotkanie! Dużo bardziej wolę udawać, że się namyśliłam, niż po prostu do niego podejść i podważyć swoje ostatnie słowa.
I stało się! Przyjęcie powoli dobiegało końca, naczynia były pozmywane, a goście zaczęli zbierać się do wymarszu. Bogowie, myślałam, że się nie doczekam! Yashamaru i Susan poszli na spacer, Samanta wróciła do domu, a Mia pomagała Lindzie ogarnąć ten cały bałagan. Obie wyszły do kuchni z brudnymi naczyniami, a ja zostałam w pokoju sama z Braydenem.
- Rozumiem, że flirtowanie z szefem przy kierowniczce nie jest wskazane… - powiedział cicho, kładąc dłoń na moim policzku. – Jednak, kiedy jesteśmy sami, to chyba warunki lepiej sprzyjają, abyś przyjęła moja zaproszenie, co?
- Niech będzie… - powiedziałam, z trudem powstrzymując się od warknięcia. – Tylko PROSZĘ mnie nie dotykać. Ja nie z tych…
- Wybacz. – powiedział i zabrał rękę. – Kiedy pozwolisz po siebie przyjechać?
Zastanowiłam się.
- Myślę, że w piątek powinnam mieć czas…
- Za cztery dni? – jęknął i wyraźnie posmutniał.
- Też mam inne zajęcia. – powiedziałam i odwróciłam się do niego tyłem, kierując swoje kroki w stronę wyjścia.
- Będę tęsknił! – zawołał za mną.
Ja chyba oszalałam, że się na to zgodziłam!