Nie będę się rozdrabniać xD A, co! XD
RAZEM DO CELU
PART III
Jednak nie odezwał się. Ani za cztery dni, ani za cztery tygodnie. Przełom między Świętami a Sylwestrem spędziłam w niesamowitym wręcz stresie. Syczałam, warczałam i czepiałam się Yashamaru, chociaż właściwie nie miałam powodu. Ale dowiedziałam się o tym dopiero, gdy poszłam do pracy po urlopie.
Okazało się, bowiem że Brayden mnie olał! Tak po prostu! W biurze nie odzywał się do mnie częściej, niż powinien zresztą, jeżeli miał jakąś sprawę, to wysyłał do nas Lindę, albo po prostu zwracał się do mojego brata. Denerwowało mnie to… Jeszcze nikt tak strasznie sobie ze mnie nie zakpił! Podczas tamtej durnej imprezy w mieszkaniu kierowniczki niespecjalnie mi zależało, aby wejść z szefem w jakieś głębsze relacje, lecz teraz to już po prostu było przegięcie! Prawie pokłóciłam się z Yashamaru przez takiego durnia! Nie potrafiłam tego przeżyć. Jeszcze gorsze było to, że przeproszenie kogokolwiek stanowiło dla mnie taki wysiłek, że prawie nigdy się go nie podejmowałam!
Wtem do pokoju wszedł mój kochany braciszek. Spojrzałam na niego spodziewając się jakichś wrzutów, lecz nic takiego nie nastąpiło.
- Pukać nie umiesz?
- Ale tu gorąco… - westchnął, kierując się w stronę fotela i kompletnie ignorując moje pytanie. – Przyszedłem po żelazko, masz je gdzieś tutaj, nie?
Uniosłam brwi.
- Będziesz prasował?
- Nie. Ty to zrobisz. – uśmiechnął się olśniewająco. – Ja po prostu ci pomogę i naszykuję wszystko, co jest ci potrzebne.
- Ach… Wyjeżdżasz?
Zatrzymał się i zdjął z oparcia fotela moje ubrania, po czym rzucił je na łóżko.
- Nie ja.
Uniosłam się do siadu, patrząc na niego ze zdziwieniem.
- Wyrzucasz mnie?... – upewniłam się.
Usiadł w fotelu i uśmiechnął się do mnie. Czy mnie wyrzucał? Skąd! Co prawda dom należał do niego, ale wiem, że nigdy by tego nie zrobił. Planował coś innego, coś, co widocznie bardzo miało mi się nie spodobać. Obawiałam się najgorszego…
- Znów nie trafiłaś. – poinformował mnie, marszcząc zabawnie brwi. – Wysyłam cię do babci na wieś, przyda ci się trochę odpoczynku.
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale mój urlop skończył się dwa tygodnie temu… - powiedziałam powoli i spokojnie, jak do ograniczonego dziecka. – Nie mogę ot tak wyjechać! Co z pracą?
- Mogłabyś wrócić do malowania… Dziadek miał galerię, mogłabyś się wybić…
- Yashamaru! – jęknęłam. – To się nie uda, nie ma szans!
Nie odpowiedział, jednak jego wargi cały czas były ułożone w delikatnym uśmiechu.
I cóż miałam robić? Perspektywa spędzenia kilku miesięcy na machaniu pędzlem wydawała się niesamowicie kusząca, ale z przerażeniem stwierdziłam, że znalazłam i wady tego wyjazdu. A szczególnie jedną, najważniejszą. Nie będę mogła więcej oglądać szefa, ani wygarnąć mu tego, co czuję. A właściwie tego, czego nie czuję… Sama nie wiedziałam, co właściwie chcę od życia. Z jednej strony Brayden był mi zupełnie obojętny, jednak poczułam się niesamowicie upokorzona, kiedy mnie wystawił i w dodatku zaczął ignorować. Miło było, kiedy tak popularny facet się mną zainteresował, ale świadomość, iż chciał się ze mną jedynie podrażnić!...
Miałam jeszcze wiele spraw do załatwienia, chociaż zwolniłam się z pracy tuż po rozmowie z bratem. Nie skończyłam tego, jak należy, ale nie miałam już siły dłużej męczyć i siebie i Yashamaru. Utrzymywał mnie dopóki nie nadeszła wiosna, wtedy też postanowiłam wyjechać. Babcia została już powiadomiona, tak samo mój kuzyn, który z nią mieszkał – Yuya.
- Sonya! – usłyszałam głos brata, dobijającego się do łazienki. To było jedyne miejsce w domu, do którego pukał. – Spakowałem cię, jesteś już gotowa?
- Prawie! – odpowiedziałam, ostatni raz przeglądając się w lustrze.
*
Podczas podróży zaczęłam wątpić, czy naprawdę dobrze robię. Babcia – matka mojej mamy – pewnie miała w posiadaniu tą galerię, którą dawno temu założył dziadek, ale czy wystarczająco dobrze malowałam, żeby mnie przyjęła? Porzuciłam sztalugi już kilka lat temu, szkicując coś od czasu do czasu w zeszycie i na tym właściwie się kończyło. Nie potrafiłam się zmusić, by chociaż raz wziąć do ręki pędzel, gdyż w głębi duszy obawiałam się, iż moje rysunki nie przypadną mi do gustu i stracę wiarę w siebie.
I pewnie, dlatego teraz jestem przed tym domem z ciężko walącym sercem i świadomością, że mogę najeść się wstydu, bo zapomniałam jak należy rysować linie papilarne dłoni! Mam nadzieję, że mój kuzynek mnie nie wyśmieje… Może wreszcie wyleczył się z ADHD i będzie w miarę normalny!
Nim zdążyłam zapukać do drzwi, z domu wyszła babcia, obejmując mnie czule.
- Och, tak się cieszę, że w końcu jesteś! – powiedziała, a jej oczy zalśniły od zgromadzonych w nich łez. – Tyle czekałam… Myślałam, że już zapomniałaś o starej, schorowanej babci…
- Jasne, że nie. – odpowiedziałam, oddając uścisk. – Ale nieźle się babcie trzyma… Jak czujesz?
- Jak siedemnastka! – zawołała, po czym odwróciła się w stronę drzwi. – Chodź, wnusiu. Opowiesz mi wszystko, co się zdarzyło, skoro postanowiłaś taką staruszkę odwiedzić, niż pójść na randkę z chłopakiem!
I to jest właśnie powód, pomyślałam, wchodząc za kobietą do domu.
Rozejrzałam się dookoła, uśmiechając się delikatnie. Nic się nie zmieniło… Wszystko wyglądało tak, jak dziesięć lat temu. To było rozczulające… W ciągu tygodnia Yashamaru i ja potrafiliśmy przewrócić dom do góry nogami i to kilka razy, kiedy nie podobał nam się kąt nachylenia roślinki w ciemnym rogu któregoś pokoju. Tutaj sprawa wyglądało inaczej. Wszystko miało swoje miejsce, niezmienione od czasu wybudowania domu.
- Tak bardzo się cieszę, że wróciłaś do malowania! – ucieszyła się babcia. – Już jako dziecko miałaś ogromny talent! Odziedziczyłaś go zresztą po swojej mamie. Tak, moja córka prześlicznie rysowała…
Wspomnienie matki nieco podniosło mnie na duchu. Kto wie, może nawet uda mi się ją narysować… Nie chciałam, aby jej obraz już zatarł mi się w pamięci.
- Chyba zacznę myśleć o tym poważniej. – powiedziałam. – Może powiążę z tym jakoś moją przyszłość…
- Będziesz musiała ostro pracować. – babcia spojrzała na mnie już zupełnie poważnie. – Jest we wsi pewien młodzieniec, który niedługo skończy liceum. Jego prace są wspaniałe, wygrywał mnóstwo konkursów i galeria w mieście jest już prawie jego własnością. Nie chciałabym, żeby nazwisko naszej rodziny było kojarzone z promowaniem nowych artystów.
- Co masz na myśli? – popatrzyłam na nią, nie bardzo rozumiejąc, o co jej chodzi.
- To, że w najbliższym konkursie wygrają twoje rysunki! – jeszcze bardziej się ożywiła. – Zdobędziesz pierwszą nagrodę i rodzina Camui znów zabłyśnie w świetle! Pamiętaj, wnusiu, trzeba kontynuować tradycję! Twoja matka porzuciłam malarstwo, bo za bardzo zadurzyła się w tym okropnym Reeve’ie, ale ty… - pokiwała głową. – Ty nie popełnisz tego samego błędu. Jesteś młoda, inteligentna… Przed tobą życie usłane kwiatami!
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Słowa babci zmartwiły mnie, ale jednocześnie niesamowicie zdziwiły. Czyżby sztuka była czymś, co stawiała na piedestale ponad wszystko? Albo po prostu chodziło o rodzinną tradycję, której nie kontynuowała mama…
Wtem rozległo się pukanie do drzwi. Babcia wstała, a ja uczyniłam to samo.
- To pewne Yuya wrócił. – powiedziała. – Jest taki odpowiedzialny! Ma czas na szkołę, pracę i jeszcze może zaglądać do starej kobiety… Chodź, przywitasz się z nim!
Poczułam, jak na plecy wstępuje mi zimny pot. Jakoś niespecjalnie cieszyłam się ze spotkania z kuzynem… Tym małym, wrednym, upierdliwym potworem, który uwielbiał ciągnąć mnie za włosy i wrzucać żaby do pościeli…
Babcia poszła mu otworzyć, a kiedy usłyszałam jak mówi mu, że już jestem, rozległ się jego głośny wrzask:
- SIOSTRZYCZKA!
To, że się zdziwiłam było sporym niedomówieniem. Kiedy Yuya stanął przede mną doznałam szoku! Czy to jest ten sam dzieciak, który ganiał mnie z pająkiem w dłoni, kiedy byliśmy mali? Niemożliwe! Przez myśl nawet by mi nie przeszło, że on kiedykolwiek może zmienić swój styl! Zawsze był niesforny, złośliwy, a teraz w jego upodobaniach znalazł się Visual Kei! Te włosy, kolczyki, makijaż… Mój kochany kuzynek wreszcie wyrósł na ludzi!
Nim się otrząsnęłam, Yuya objął mnie, a ja po chwili odwzajemniłam uścisk.
- Tak dawno się nie widzieliśmy! – zawołał, wtulając twarz w zagłębienie mojej szyi.
Ten gest niesamowicie mnie zdziwił. W ogóle mój kuzyn zachowywał się, jakby uwielbiał się przytulać i okazywać uczucia innym. Kiedyś dotknąć się nawet nie dał! Widocznie zmieniło się więcej, niż mogłam przypuszczać.
- Wyrosłeś! – powiedziałam, śmiejąc się cicho.
- I wypiękniałem. – przypomniał, uśmiechając się radośnie.
- Nie da się ukryć…
Odsunęliśmy się od siebie, mierząc się jeszcze przez chwilę spojrzeniem. Mój kuzyn musiał być równie mocno zdziwiony moim widokiem, co ja jego! Podejrzewałam, że teraz mieliśmy podobne zainteresowania, co jeszcze trzynaście lat temu było wręcz nie do pomyślenia!
- To może wy sobie porozmawiajcie, a ja w tym czasie zrobię coś do jedzenia? – zaproponowała babcia i podreptała w stronę kuchni.
- Co tam u was? Jak sobie radzicie? – zapytał Yuya, kiedy już usiedliśmy w holu. – Yashamaru był trochę podłamany, gdy zginęli wasi rodzice… Wyszedł z tego?
Uśmiechnęłam się blado.
- Myślę, że ciągle wini się o to, co się stało. – powiedziałam szczerze. – Wiesz, twierdzi, że gdyby nie namawiał ich na wyjazd, to by do tego nie doszło.
- To przykre… Ale mam nadzieję, że jakoś dojdzie do siebie.
- Jest na dobrej drodze. – uśmiechnęłam się lekko. – Znalazł sobie jakąś pannę i całymi dniami z nią gada!
Rozmawialiśmy tak jeszcze przez pewien czas, aż nagle przerwało nam pukanie do drzwi. Yuya zaoferował się, że otworzy, a ja zostałam na miejscu.
Moja szczęka mimowolnie powędrowała w dół, kiedy zobaczyłam przybysza. Wysoki, blady, szczupły… Z pofarbowanymi na czarno włosami i ciemnym makijażem, a do tego ten zniewalający piercing! Teraz już chyba wiem, po kim Yuya zapałał miłością do kolczyków… Mojego sztyftu w prawej wardze pewnie nawet nie zauważył! A ja specjalnie starałam się nie wyglądać zbyt prowokująco, by nie dostać reprymendy od babci. Po dzisiejszej rozmowie doszłam do wniosku, że ozdabianie ciała to jedna z cech artysty. Przynajmniej moje ozdóbki będą akceptowane na tej wsi… Nawet w mieście nie uświadczy się takich ludzi, jak tutaj!
- Masz gościa… - odezwał się nieznajomy, cichym i niesamowicie ponętnym głosem, mierząc mnie wzrokiem.
- Moja kuzynka. – odpowiedział Yuya, podchodząc powoli do obcego.
Objęli się i zaczęli całować. Gdybym nie siedziała, to pewnie upadłabym z wrażenia! To, co działo się przed moimi oczami tak bardzo zbiło mnie z tropu, że w pierwszej chwili gapiłam się na nich tępo, a dopiero później opamiętałam się i odwróciłam wzrok. Oglądałam ściany w korytarzy jeszcze przez jakiś czas, po czym wstałam i ruszyłam do kuchni. Mężczyźni byli tak bardzo zajęci sobą, że nawet nie zwrócili na to uwagi! Oczywiście, potrafiłam to zrozumieć… Zanim jeszcze rozstałam się z byłym, to postępowaliśmy dokładnie tak samo. Nic się nie liczyło. Ani ludzie, ani pogoda, ani miejsce… Była tylko chwila! To wspaniałe, że Yuya znalazł sobie kogoś, komu może okazać swoje uczucia.
- Och, już skończyliście rozmawiać? – zagadnęła babcia, kiedy się do niej zbliżyłam.
- Niezupełnie. – odpowiedziałam, rozglądając się po kuchni. – Yuya ma gościa, nie chciałam im przeszkadzać.
- Och, to pewnie ten miły Hayden, czy tak? – zapytała, wycierając dłonie o jakąś ścierkę. – Jest bardzo pomocny! Mimo, że jego młodszy brat namalował tak wiele arcydzieł, to i tak nie może równać się z Haydenem! Dobrze, że Yuya wybrał właśnie jego!
Wszystko zaczynało mi się powoli mieszać. Yuya ma chłopaka, którym jest Hayden, Hayden to ten wspaniały goth, który jednocześnie ma uzdolnionego artystycznie brata, będącego prawdopodobnie tym, z którym mam rywalizować. Nieco to pogmatwane…
- A może poszłabyś do pokoju i narysowała coś ładnego? Może jakiś pejzaż, czy kompozycję…
- Ja rysuję tylko ludzi. – przerwałam jej.
Babcia westchnęła.
- Wiem, że po śmierci rodziców nie widzisz w sztuce tego, co kiedyś, ale…
- Kuzynek ma sztalugi, tak? – ucięłam. – Zaraz mu powiem, żeby mi je przyniósł.
Wróciłam, do holu, gdzie cały czas przebywali Yuya i Hayden.
- Nie zaprosisz gościa dalej? – zapytałam kuzyna, krzyżując ręce na piersi.
- Zaproszę… - odpowiedział, przytulając się do mężczyzny. – Ale to za chwilę… A właśnie! Sonya, to jest Hayden, mój chłopak. – zreflektował się.
- Miło mi. – powiedziałam.
- Mnie również. – Goth skłonił delikatnie głowę w iście szarmanckim geście. Był wspaniały…
- Masz gdzieś sztalugi, prawda? – zwróciłam się do kuzyna. – Babcie chce, żebym natychmiast zaczęła coś malować. Wiesz, żebym rywalizowała z jakimś tutejszym artystą…
- I ma pewnie na myśli mojego Fantoma! – zaśmiał się Hayden.
- Twojego, czego?... – uniosłam brwi.
- Fantomcia! – zawołał radośnie Yuya. – To brat Haydena, rok starszy ode mnie.
- A więc mam współzawodniczyć z dziewiętnastką? Nic prostszego… - powiedziałam cicho.
Tak, więc wróciłam do machania pędzlem. Babcia nieustannie kręciła się blisko mnie, jakby sprawdzając, czy mówiłam poważnie o moich zamiarach. Jeszcze kilkakrotnie usiłowała namówić mnie to namalowania jakiegoś widoku, jednak ja stanowczo odmawiałam. Przyroda nie ma w sobie tego czegoś, co posiadają ludzie. Nie można jej zmieniać na lepsze. A ja nie potrafiłam już dostrzec jej piękna, przestała być dla mnie idealna wówczas, gdy w pewnym stopniu doprowadziła do śmierci moich rodziców. W moim własnym świecie wszystko było idealne. Wesołe, smutne, dobre, złe, brzydkie… Nie ważne! Miało swój charakter i dlatego łatwo było przelewać to na płótno.
Pracowałam nad rysunkiem jakieś cztery godziny, aż w końcu go ukończyłam. Babcia spała już od jakiegoś czasu, gdyż udało mi się ją namówić, że nie ma sensu siedzieć i czekać na ostatnie poprawki. Nienawidziłam, gdy ktoś zaglądał mi przez ramię i cieszyłam się, iż o tak późnej godzinie miałam w końcu święty spokój. Poczułam nieprzyjemny skurcz w brzuchu i jęknęłam cicho. Tak bardzo pochłonęła mnie praca, że nawet zapomniałam o obiedzie! Przyjrzałam się ostatni raz swojej pracy, po czym wyszłam z pokoju.
W kuchni natknęłam się na kuzyna, który właśnie pił wodę ze szklanki.
- Nie śpisz? – zapytałam.
- Już wstałem! – zaśmiał się. – Hayden zażyczył sobie, żebym go odprowadził do drzwi! Też coś!
- To twój chłopak wyszedł dopiero przed chwilą? – zdziwiłam się, a mój kuzyn jedynie skinął głową. – Co robiliście tyle czasu?
Popatrzył na mnie z figlarnym uśmiechem.
- A jak myślisz?
Wywróciłam oczami i oparłam się o blat, wzdychając głośno.
- Skończyłaś malować? – zagadnął.
- Tak, ale dopóki nie zobaczę prac tego całego Fantoma, to nie będę w stanie powiedzieć, czy mogę z nim rywalizować, czy nie.
- O to się nie martw! – zapewnił mnie. – Już to obgadałem z Haydenem. Zaprowadzę cię do ich domu i po problemie! Zobaczysz, jak Val ślicznie rysuje!
- No to Val, czy Fantom? Zdecyduj się w końcu!
- Dobra, nie złość się! – pokręcił głową, nie przestając się uśmiechać. – Valentine Varela! Tak się nazywa, a tylko nieliczni mówią na niego Fantom.
- Dlaczego?
- Przekonasz się.
Następnego dnia około dziewiątej rano szykowaliśmy się do wyjścia. Była sobota, a Yuya umówił się z Haydenem, lecz najpierw zapewnił, że odprowadzi mnie do ich domu. Wydało mi się to trochę dziwne, bo przecież nie znam za dobrze ani chłopaka swojego kuzyna, ani tym bardziej tego całego Valentine’a! Miałam nadzieję, że nie mają zamiaru nas swatać, czy coś… Yuya uśmiechał się w bardzo specyficzny sposób i miałam powody, aby coś takiego przypuszczać.
- Poczekaj jeszcze chwilkę, musze się doprowadzić do ładu. – powiedziałam, idąc w stronę łazienki.
- Jasne. Będę przed domem. – odpowiedział.
Ułożyłam włosy i poprawiłam makijaż, co trwało jakieś piętnaście minut. Oglądając własne odbicie zdecydowałam się wyjąć sztyft z warg i zastąpić go okrągłym kolczykiem. Skoro babcia się nie czepiała, to mogłam swobodnie pokazywać wszystkim naokoło, jaki jest mój prawdziwy styl.
- Wybacz, że tak długo! – wysapałam na wydechu, wybiegając z domu.
- Nareszcie! Myślałem, że zapuszczę tu korzenie! – zawołał, po czym przyjrzał się uważnie mojej twarzy. – To ty masz kolczyk?
Wywróciłam oczami.
- Przyglądaj mi się uważniej! – powiedziałam. – Od wczoraj nosiłam sztyft, który byś zauważył, gdybyś tak często nie patrzył na swojego chłopaka!
- A czemuż to mam na niego nie patrzeć? – uśmiechnął się wrednie. – Zazdrościsz?
- Jak cholera! – przyznałam.
- Wiedziałem! – powiedział radośnie, wskazując kierunek, w który mamy się udać.
- To wspaniale! – prychnęłam, kręcąc głową.
- Ale wiesz, co? – zagadnął, doganiając mnie. – Zawsze możesz zakręcić z Fantomem! Nie jest tak mroczny, jak Hayden, ale…
- To gówniarz!
- Ten rok, czy dwa…
- Cztery!
- Nie rób sobie dodatkowych problemów, dobrze? – wymruczał.
Nie odpowiedziałam. Chociaż może faktycznie Yuya miał trochę racji…