To najprędzej jest już! xD I tutaj nie każdy jest gothem! xD Babcia na przykład *^ ^* A propos... Ona jest bardzo miła :3 Po prostu wkurzyła się na wnusię ^^
RAZEM DO CELU
PART VI
Stałam chwilę pod drzwiami, aż wreszcie te się otworzyły. Z domu wyszła wysoka dziewczyna o długich blond włosach i figurze top modelki. Stłumiłam przekleństwo, zakrywając sobie usta pod pretekstem zakaszlnięcia. Jeśli dowiem się, że to jego panna, to zgotuję Braydenowi taką apokalipsę, jakiej Święty Jan nie widział!
- To ty jesteś Sonya! – odezwała się i zatrzepotała długimi rzęsami. – Bray już czeka!
- Bray?... – powtórzyłam, mierząc pannę wzrokiem.
- Ach tak… Jestem jego pokojówką, opiekuję się wszystkim w tym domu!
I właścicielem chyba również, pomyślałam i weszłam za dziewczyną do środka.
Wnętrze nie było urządzone tak ładnie, jak się spodziewałam, ot zwyczajne meble codziennego użytku upchane po kątach i pod ścianami. Salon był duży i niezbyt dobrze zagospodarowany. Tyle wolnej przestrzeni… To aż woła o pomstę do nieba! Ale Brayden nie musiał tutaj zbyt często przebywać i dlatego mogło być mu to obojętne.
- Jednak przyszłaś. – ucieszył się. – A już się bałem, że Yashamaru nie przekazał ci mojej wiadomości...
To by było naprawdę straszne, pomyślałam ironicznie.
- Może usiądziesz? – zaproponował, wskazując kanapę. – Lina zaraz przygotuje coś do jedzenia.
Westchnęłam cicho. Słysząc głos tego mężczyzny zaczynała wzbierać we mnie ogromna złość, nad którą z trudem panowałam. Brayden może i był atrakcyjny, ale jeśli już raz zalazł za skórę, to później nie miał szans wkupić się w czyjeś łaski.
- Niech będzie. – powiedziałam w końcu i usiadłam na wskazanym miejscu.
Nie włączył nawet telewizora. A szkoda, bo w obecnej sytuacji naprawdę nie wiedziałam, na czym mogę zawiesić wzrok.
- Yashamaru mówił, że malujesz. – odezwał się po kilku chwilach. – Ale to chyba nie jest zbyt opłacalne, co?
- A co to ma do rzeczy? – mruknęłam obojętnie. – Zdecydowałam się na malowanie, bo lubię to robić.
Akurat…
- Nie potępiam tego, broń Boże! – uniósł dłonie w obronnym geście. – Nie musisz się zaraz złościć…
- Co podać na kolację, Bray? – niespodziewanie obok nas pojawiła się pokojówka, uśmiechając się sympatycznie.
- Pewnie dbasz o linię, co? – mężczyzna spojrzał na mnie wymownie, uśmiechając się ironicznie. – Może być jakaś sałatka. – zwrócił się do Liny.
Co za bufon…
Porozmawialiśmy jeszcze trochę o jakichś głupotach, a później przeszliśmy do kuchni. Nie interesowały mnie tematy, o których chciał gadać Brayden, a i moich słów nie słuchał zbyt uważnie. Z Fantomem można było się przynajmniej pośmiać, a ten sztywniak? Co raz oglądał się na tą blond lalę, zupełnie mnie ignorując. Zaczynałam żałować, że w ogóle ty przyszłam… Skoro nie interesuję tego palanta, to, po co w ogóle mnie zaprosił?! A właśnie… O to jeszcze nie pytałam…
- Chciałeś czegoś konkretnego? – odezwałam się chłodno. – Czy po prostu mam opróżnić ci lodówkę i sobie iść?
Spojrzał na mnie, jakby od niechcenia. Zdałam sobie sprawę, że przyszłam tu, dlatego, bo oboje chcieliśmy tego samego.
- A jak myślisz, po co mężczyzna zaprasza kobietę do swojego domu? – zapytał zupełnie poważnie, lecz nie potrafił ukryć błądzącego na jego ustach uśmiechu.
Sądzi, że zaraz się zarumienię i powiem coś w stylu: „Och, panie Nox! Proszę przestać…”? Stanowczo nie należałam do osób, które podchodzą emocjonalnie do spraw seksu. Ewentualnie, jeśli będzie jakoś szczególnie fajnie, to można powtórzyć zabawę, ale nic więcej! Oczywiście, jeśli nie zadurzę się w partnerze po uszy… To zmieni postać rzeczy.
- Tak na oczach twojej panny? – zabrałam się za jedzenie, zupełnie jakby umawianie się do łóżka przy kolacji było najnormalniejszą rzeczą pod słońcem.
- Przecież będziemy w mojej sypialni.
On jednak nie był na tyle wyluzowany, co ja. No i nie zaprzeczył, kiedy zasugerowałam, iż Lina to jego dziewczyna. Już zaczęłam jej współczuć.
- Mimo wszystko… - podjął znów. – Nie spodziewałem się, że tak łatwo dasz się namówić.
- Nie namawiałeś mnie. – poprawiłam go. – Robię to, co mi się podoba. Miałam ochotę, żeby do ciebie przyjść i zrobiłam to.
- Jestem pod wrażeniem… - pokiwał głową z uznaniem.
Skończyliśmy jeść i wstaliśmy od stołu. Z tego, co mówił Brayden wynikało, iż jego sypialnia jest na górze. Nie miałam zamiaru bawić się w jakieś gierki, toteż od razu poszłam w tamtą stronę. Nim jednak moja ręka dotknęła poręczy schodów, mężczyzna podszedł do mnie i pogładził delikatnie po policzku. Poczułam się dziwnie… Najpierw chciałam go uderzyć za to, że zachowuje się jakbym faktycznie coś dla niego znaczyła, lecz po chwili zrezygnowałam z tego zamiaru. Przymknęłam jedynie na moment oczy, a później spojrzałam w jakiś punkt za jego plecami.
- Chcesz zrobić nastrój, co? – wymruczałam.
- Nie lubię traktować kobiety, jak jakąś rzecz. – powiedział. – Nie mam zamiaru cię do niczego zmusić. Jeśli się rozmyślisz, to drzwi stoją otworem.
Jassssne….
Poszliśmy na górę, do jego sypialni. Nie odczuwałam żadnego skrępowania, czy czegoś w tym rodzaju…
Chociaż, kiedy powoli zdejmował ze mnie ubranie moje serce zaczęło niespodziewanie szybciej bić. Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że to tylko zwyczajna „zabawa”, która potrwa jakąś godzinę, a później się skończy. Wiedziałam, że i tak nigdy nie będę miała tego mężczyzny, zresztą popełniłaby wielkie głupstwo angażując się w coś więcej. Dla niego liczyła się wolna miłość, podczas gdy ja mogłam być albo singlem, albo założyć rodzinę z kochającym mężem i dwójką dzieci. Inaczej po prostu bym nie potrafiła…
Położyliśmy się. Brayden pochylił się nade mną niemal od razu, muskając delikatnie moje wargi, a następnie wciągając w czuły pocałunek. Przymknęłam oczy, obejmując go za szyję i oddałam pieszczotę. Mężczyzna oparł dłoń opok mojego biodra i bardziej naparł na moje ciało.
- To jest też twoja decyzja… - wyszeptał w przerwach między pocałunkami.
- No i?
- Ja nie wezmę odpowiedzialności… - wymruczał, kładąc dłoń na moim brzuchu, a następnie przesuwając ją w górę.
- Tchórz. – skwitowałam, całując go mocno w usta.
Nie kochaliśmy się, ani tym bardziej nie uprawialiśmy miłości. To był zwyczajny seks. Przynajmniej nie zawiodły mnie umiejętności mężczyzny; już dawno nie czułam się tak wspaniale.
Co oczywiście w żaden sposób nie wpłynęło na brak taktu z mojej strony. Kiedy tylko odpoczęłam i przemyślałam kilka spraw wstałam z łóżka i otworzyłam szafę, do której Brayden włożył moje ubrania.
- Już wychodzisz? – zdziwił się mężczyzna.
- Jestem zmęczona. – skłamałam.
Zaczął poprawiać łóżko, nucąc sobie pod nosem jakąś melodię. Wcale go nie obchodziło, czy zostanę, czy nie, ale jakoś nie miałam do niego urazy. To znaczy, iż od samego początku nie miał zamiaru traktować tego poważnie.
- Spotkamy się jeszcze? – zapytał, kiedy podchodziłam do drzwi.
Spojrzałam na niego, uśmiechając się wymownie.
- Chyba pan sobie żartuje, panie Nox.
Zbiegłam na dół i szybko podeszłam do wyjściowych drzwi. Ten ohydny, podły Brayden śmiał powiedzieć…
- Sonya?
Odwróciłam głowę na dźwięk swojego imienia. Dostrzegłam wychodzącą z kuchni Linę, która zatrzymała się nieopodal mnie.
- Już skończyliście? – w jej głosie dało się słyszeć uprzejme zainteresowanie.
Wytrzeszczyłam oczy. Przespałam się z jej chłopakiem, a ona NIC?!
- Co?... – wymruczałam niepewnie.
- No, ten obraz. – sprostowała.
Że co?
- Jaki obraz? – w tej chwili już zupełnie nie wiedziałam, jak się zachować.
- Bray powiedział, że będziesz go malować… Szybko ci poszło. – uśmiechnęła się sympatycznie.
- Też tak myślę… - powiedziałam cicho i wyszłam z domu.
- No to wspaniale… - wymruczałam do siebie, gdy już przekroczyłam progi tamtego domu. – Nie dość, że ten palant zdradza własną niunię, to jeszcze robi to w tym samym domu! Yashamaru faktycznie miał rację… Gdybym trafiła na takiego drania, to przecież zabiłabym za zdradę!