Część3
***
Powoli spośród wielkiej czarnej plamy zaczęły wyłaniać się jakieś kształty. Były tak oślepiające, że ponownie musiałam zamknąć dopiero co otwarte oczy. Poczekałam jeszcze chwilę, aż w końcu ujrzałam stojącą koło mnie panią Marię. Próbowałam przypomnieć sobie, co się stało, czemu tak mnie boli głowa? Powoli wszystko układało mi się w pasującą do siebie układankę.
-Wszystko w porządku, moje dziecko? – zapytała kobieta, tym samym wyrywając mnie z rozmyślań.
-Tak… Chyba tak – odpowiedziałam zachrypniętym głosem, powoli podnosząc się z łóżka.
-Co się stało?
Nie potrafiłam jej tego wytłumaczyć. Zapewne była to tylko i wyłącznie moja chora wyobraźnia. Jednak kobieta patrzyła na mnie takim wzrokiem, wzrokiem osoby, której można powiedzieć wszystko. Chciałam się wygadać, powiedzieć komuś wszystko, co mnie trapi, wyżalić się. Może nie powinnam tego robić, ale opowiedziałam jej całą historię…
***
-Nie wiem, czy powinnam to robić… Mogłam chociaż najpierw spytać ciebie… - powiedziałam po opowiedzeniu wszystkiego z wczorajszych wydarzeń.
-Przestań. Co się stało to się nie odstanie – Agata tylko to powiedziała, zaczęła się okropnie śmiać.
-Co cię tak bawi? – spytałam przyjaciółkę udając obrażoną, jednak nie za bardzo mi to wychodziło, bo jej śmiech był zaraźliwy.
-To co ciebie – uśmiechnęła się tajemniczo i znów wybuchła śmiechem.
Czy to, że zemdlałam na widok psa właścicielki domu, w którym mieszkamy naprawdę jest takie śmieszne? Chciałabym, aby się takim okazało. Miałam jednak dziwne przeczucie. Złe przeczucie.
-Mówię ci, ona jest jakaś dziwna. Wcześniej tez myślałam, że to normalna kobieta, zawsze była miła… Ale jak z nią ostatnio rozmawiałam wydawała się być wstrząśnięta, a jednocześnie wcale nie zaskoczona.
-Jasne, jasne… Podasz mi telefon? Jest w szufladzie.
-Nie przedrzeźniaj mnie, zobaczysz, że mam rację – odpowiedziałam grzebiąc w szufladzie – Nic tu nie ma.
-Nie w tej, w drugiej.
Podałam jej komórkę i zmieniłam temat. Nie chciałam się z nią kłócić, ale też nie mogłam tak łatwo porzucić swojego zdania. Rozmawiałyśmy najpierw o Chuncu, a potem praktycznie o niczym. Gdyby nie miejsce w jakim się znajdowałyśmy wszystko byłoby całkowicie normalne. Jak kiedyś.
***
-…dokładnie tak.
-Ale jak myślisz, dlaczego?
-Dzień dobry – jakiś głos przerwał nam rozmowę – Jak się pani miewa, Agato?
Osłupiałe patrzyłyśmy na przybysza, którym był nie kto inny jak Roman Karkowski.
-Eee… Dobrze, dziękuje – zaskoczona odpowiedziała po chwili – Co pan tu robi?
Roman uśmiechnął się pod nosem i oznajmił.
-Pewnie nie uwierzycie, ale przyjechałem tu na wakacje. Jaki zbieg okoliczności…
-Przestań kłamać, musisz nas prześladować? Same damy sobie radę! – zaatakowałam policjanta nagle przechodząc na „ty”.
On jednak stał niewzruszony i nadal się uśmiechał, nawet jeszcze bardziej.
-Musicie wracać, tu jest niebezpiecznie, czego z resztą zdążyłyście doświadczyć. Poczekamy aż Agata dojdzie do siebie i wracamy do Koszalina. Proszę mi nie przerywać – wtrącił kiedy chciałyśmy zaprotestować – Decyzja zapadła, nie macie nic do gadania. I nie martwcie się o mnie, już znalazłem sobie mieszkanie, pokój w małym białym domku, z widokiem na Giewont. Owszem, wolałbym apartament w pięciogwiazdkowym hotelu, jednak...
-Co?!
-Nie!
-Będziesz nas śledzić, patrzeć na każdy krok! Trzeba było wynająć ten cholerny apartament, a najlepiej zostać w domu!
Mężczyzna tylko wzruszył ramionami i wybuchnął śmiechem.
***
Właśnie skończyłam wykładać komendantowi opowieść wraz ze swoimi wnioskami i przypuszczeniami. Przez cały ten czas siedział z zamkniętymi oczami, nieruchomo w dziwnej pozie, rozłożony na niewygodnej ławeczce robiącej za sofę.
-To koniec? – spytał nadal nie podnosząc powiek.
Lekko mnie to zirytowało. Zwlekałam z odpowiedzią, ale wcale nie dlatego, żebym się zastanawiała. Patrzyłam na policjanta. Nawet teraz promieniowała z niego duma i niesamowita pewność siebie. Był niesamowicie przystojny…
-Tak, skończyłam – Szybko odpowiedziałam. Nie chciałam dłużej rozmyślać nad jego osobą…
Policjant podniósł się, przygładził swój garnitur i już chciał coś powiedzieć, kiedy rozległ się dziwny huk.
Do pokoju wpadła pani Maria! Leżała właśnie na małym dywaniku bojąc się podnieść wzrok. Z pewnością stała przy drzwiach i podsłuchiwała. Widać była wyjątkowo niezdarna, przez co znalazła się w tej niezbyt dogodnej sytuacji. Roman błyskawicznie zerwał się na nogi, kiedy stało się coś jeszcze bardziej zaskakującego. Zza pleców, a raczej zza tylnej części ciała wrzeszczącej na całe gardło kobiety wyłonił się potężny mężczyzna.
-To Filipiak-Chunc! – wykrzyknęłam, aby ostrzec Komendanta. Moje przypuszczenia na temat ich spisku niestety okazały się być prawdziwe…
Chunc wbiegł do pokoju zostawiając swoją towarzyszkę na progu. W dłoni Romana nagle pojawił się pistolet. Filipiak nie pozostawał gorszy – w jego rękach znalazł się karabin. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować gangster przeciął pokój całą serią.
-Kryj się! – krzyknął Roman celując w stronę Chunca.
Nie musiał tego mówić, sama bardzo dobrze wiedziałam co mam robić.
Coś tu nie pasowało. Grubas jakby specjalnie pudłował, a policjant bardzo dobrze o tym wiedział, ponieważ w ogóle nie zrobił pożytku ze swojego pistoletu, tylko cały czas kierował go w stronę napastnika.
Ten nagle podszedł jeszcze bliżej, rzucił coś na ławkę i spokojnie opuścił pomieszczenie, zostawiając nas z osłupiałymi minami.
Koniec cz.3