Część 5
Na komisariacie wprost roiło się od krzątających się w pośpiechu w tą i z powrotem policjantów w rażąco niebieskich mundurach. Jeden z nich siedział właśnie naprzeciwko mnie i wypytywał o wszystko, co wiem o Ewie i może się przydać w ich śledztwie. Jednak rozmowa ze mną nie była zbyt prosta, wszystko, poczynając od najprostszych rzeczy myliło mi się. Ostatnie wydarzenia całkowicie zburzyły jakikolwiek spokój w moim życiu i zaburzyły racjonalne myślenie.
Słuchając kolejnych pytań rozejrzałam się w poszukiwaniu Romana, w swoim eleganckim garniturze powinien wybijać się z tego tłumu, jednak nigdzie go nie było. Widocznie znów załatwia swoje sprawy sobie tylko znanymi sposobami…
***
W końcu pozwolono mi powrócić do własnego mieszkania. Nie czułam się tu jednak jak w domu – z salonu zabrano nieszczęsny stolik i zaklejono jaskrawą policyjna taśmą jedną trzecią pokoju. Szybko opuściłam pomieszczenie, zrzuciłam z siebie ubranie rzucając je byle gdzie na podłogę i wsunęłam się do zimnego łóżka. Chciałam zasnąć żeby chociaż na chwilę pozbyć się wszelkich myśli, jednak niestety nie było to możliwe. Włączyłam telewizor, sprawiło to tylko pogorszenie całej sytuacji, ponieważ natrafiłam na lokalne wiadomości i zobaczyłam na ekranie swoje własne osiedle.

Z wściekłością wyłączyłam to stare pudło po czym rzuciłam w kąt pilota, który niestety roztrzaskał się podczas spotkania ze ścianą. Położyłam się i zakryłam głowę poduszkę próbując odizolować się od całego społeczeństwa, ale w mojej głowie wciąż tkwił Filipiak-Chunc. Zamordował mojego przyjaciela i przyjaciółkę, drugą próbował, a na pewno w niedługiej przyszłości to samo spotka i ją, Romana i mnie. Na myśl o własnej śmierci, która niewątpliwie mi się za to wszystko należała, poczułam bardzo dziwne poczucie ulgi. Ale za nim umrę muszę dopilnować żeby Roman dowiedział się o tym, że…
Moje rozmyślania przerwał nagły dzwonek do drzwi. Nie miałam ochoty nikogo widzieć, nawet, jeśli sam Elvis zechciałby złożyć mi wizytę. Niestety gość nie dawał o sobie zapomnieć - już od dobrych trzech minut stał i dzwonił. Teraz byłam już praktycznie pewna, że to jakiś spragniony sensacji dziennikarz z marnego brukowca. Znów dzwonek… Zirytowana zerwałam się na nogi i ruszyłam w stronę korytarza, po drodze odruchowo zerknęłam w lustro. To, co tam zobaczyłam było straszne – podkrążone i przekrwione oczy, czarne ślady po tuszu do rzęs na policzkach i potargane włosy. Właśnie taka poszłam na spotkanie z przybyszem.
Otworzyłam drzwi i ujrzałam stojącego na klatce schodowej Romana Karkowskiego.
-Mogę wejść? – spytał gładząc swój nowy garnitur z serii „drogie i najlepsze”.
Już miałam zaprzeczyć, ale nie wiem czemu nie potrafiłam odmówić. Cały czas dziwnie mi się przyglądał, a ja odwdzięczałam mu się tym samym. Był intrygującym człowiekiem – policjant, który zamiast munduru nosił garnitury od Armaniego i wydaje się, że zajmuje się tylko tym, co go interesuje. Ale trzeba przyznać, że w tym stroju wyglądał olśniewająco…
-Hm? – odezwał się zauważając, że dziwnie na niego patrzę – Czemu nie otworzyłaś, obraziłaś się?
Zdziwił mnie ton jego głosu, mówił, jakby nic się nie stało, wszystko było w porządku.
-Myślałam, że to jakiś wścibski dziennikarz.
-Dziękuję za komplement – odpowiedział z ironią i zaczął coraz bliżej do mnie podchodzić. Poczułam dziwną falę gorąca, a za chwilę dotyk jego dłoni na mojej. Chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą do łazienki. Stojąc naprzeciwko lustra widziałam straszną siebie na tle mężczyzny. Obróciłam się ku niemu, a on wprawną ręką zaczął zmywać z mojej twarzy pozostałości makijażu.
Kiedy skończył i ukazał efekt swojej pracy w lustrze, zaczął się do mnie niebezpiecznie zbliżać. Kiedy był już tak blisko, że czułam ciepło jego oddechu, spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Jego, okolone kurtyną czarnych rzęs, ciemne i przenikliwe, zdawały się widzieć więcej niż było to możliwe.
-Muszę ci coś powiedzieć - szepnęłam lekko drżącym głosem odklejając się od mężczyzny. Ten tylko spojrzał jeszcze bardziej przenikiliwie więc kontynuowałam - Chyba wymyśliłam, na czym tak może zależeć Chuncowi.
Od razu obudziła się w nim dusza policjanta i zginął ten romantyczny facet sprzed chwili.
-No to co to jest?Jak wygląda?
-No... nie wiem dokładnie co to jest. Jakaś mała kaseta.
-Gdzie ją masz?
-No i tu zaczyna się problem... Nie mam jej, już pewnie jest na wysypisku śmieci w Sianowie...
-Na moje złoto! - wrzasnął i zaczął nerwowo chodzić w kółko po małej łazience - Jak mogłaś wyrzucić coś takiego?!
-No to może oddamy im inną? - zaproponowałam - przecież od razu się nie zorientują.
-Oczywiście, tylko wtedy nie tylko nas zabiją, ale przedtem będą godzinami torturować... - odpowiedział sarkastycznym tonem i na chwilę odwrócił się do mnie plecami.
Czekałam chwilę na jakikolwiek ruch z jego strony. W końcu odezwał się znów obejmując mnie ramionami.
-No cóż... Bedzię trzeba znaleźć tą kasetę.
Nagle, właściwie nie wiem kiedy, znalazłam się na korytarzu w jego objęciach. Znów spojrzał na mnie tym samym przenikliwym wzrokiem po czym delikatnie mnie pocałował. Po chwili wkroczyliśmy do mojej sypialni, gdzie stał się bardziej stanowczy zachowując przy tym typową dla siebie nonszalancję…
***
Przetarłam zaspane oczy i spojrzałam na zegarek – 9.16. W pierwszym momencie w ogóle nie pamiętałam tego, co stało się wczorajszego wieczora. Obróciłam się na drugi bok i moim oczom ukazała się jedynie rozrzucona w nieładzie pościel. Poleżałam chwilę tępo patrząc na sufit. W końcu powlekłam się do łazienki i kuchni gdzie z resztek znajdujących się w lodówce przygotowałam coś, co teoretycznie można było nazwać sałatką. Weszłam do salonu i zdziwiłam się ponieważ wszystkie policyjne taśmy zniknęły, co troszeczkę poprawiło mi humor. Usiadłam z talerzem przed telewizorem i włączyłam odmóżdżającą telenowelę.
Zaczęły się kolejne reklamy więc odłożyłam talerz na kanapę i wróciłam do sypialni, żeby się ubrać. Właśnie zaczął wracałam do salonu, kiedy doznałam niemiłego wrażenia deja vu – ktoś znów natarczywie dzwonił do drzwi. Jako, że stałam praktycznie przy samym wejściu, od razu je otworzyłam.
-O co chodzi? – spytałam zdziwiona wysokiego Murzyna o siwych włosach w garniturze tego samego koloru.
-Przysłał mnie tu komendant Karkowski, chciał, żebym zaprowadził panią w pewne miejsce.
-Czemu sam nie przyszedł, albo chociaż nie zadzwonił?
-Komendant jest bardzo zajęty. Wysłał mnie, bo ma do mnie duże zaufanie. Proszę pójść za mną, na dole stoi samochód. Mamy mało czasu.
Po chwili wahania wróciłam się do mieszkania po klucze i telefon i nie wiedząc, że popełniam wielki błąd, poszłam z dziwnym mężczyzną.
Doszliśmy na parking zamieniając ze sobą zaledwie kilka słów, a ja czułam coraz większy niepokój, czyżbym znów popełniła całkowitą głupotę, która może mnie dużo kosztować? Przedwcześnie osiwiały facet wskazał mi czarną terenówkę stojącą kilka samochodów przed nami i położywszy rękę na moich plecach zaczął kierować się w tamtym kierunku. Nie miałam żadnej możliwości ucieczki, liczyłam tylko na to, że to moja chora wyobraźnia ubzdurała sobie jakiekolwiek niebezpieczeństwo.
Z brudnego jeepa wysiadła jakaś kobieta i otworzyła tylne drzwi i niemal wepchnęła mnie do środka. Zanim je zamknęła, zdążyłam dostrzec jeszcze pistolet włożony za pasek u jej czarnych spodni.
Po chwili samochód ruszył w drogę z głośnym piskiem opon. Po piętnastu, może dwudziestu minutach najwyraźniej wjechaliśmy na jakąś drogę pełną wertepów, bo zaczęło strasznie rzucać. To pogrzebało moje szanse na podsłuchanie rozmowy faceta z ową kobietą i podpatrzenie czegokolwiek zza wielkiej ciężkiej zasłony, która praktycznie ani drgnęła pomimo, że sama miałam trudności z uniknięciem spotkania z podłogą.
Bez wątpienia wpadłam w pułapkę, mogłam tylko pogratulować sobie naiwności. To z pewnością ludzie Chunca, tylko dokąd mnie wieźli, w jakim celu?
***
Kilka godzin później, a dokładniej w moim mieszkaniu zadzwonił telefon. Nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie fakt, że ta sama osoba dzwoniła już piąty raz. W czasie, kiedy ten telefon milczał, odzywała się moja komórka znajdująca się w bliżej nieokreślonym miejscu.
Roman Karkowski znów wykazał się wielką cierpliwością, jednak po dwudziestu minutach pojawił się pod drzwiami mojego mieszkania. Gdybym była tego świadoma, na pewno zdziwiło by mnie jego zachowanie i upór.
Ubrany wyjątkowo, nawet jak na siebie, czyli w czarny bardzo elegancki frak, stał chwilę pod drzwiami całkowicie nie pasując do otoczenia aż w końcu zrezygnowany odszedł i zajął tylne miejsce w czarnej limuzynie czekającej na niego pod blokiem.
Koniec części 5