Guest
|
7
7
Kobieta szła dosyć szybko, trzymając w rękach niedawno znalezione dokumenty. Był już środek nocy i temperatura osiągnęła swoje minimum. Na nieboskłonie widoczne było kilka par cumulusów zwiastujących opady w najbliższych dniach. Idąc nerwowym krokiem, zapomniała o planach na następny dzień. Nim wyszła z biura Emily, postanowiła przygotować zajęcia na nadchodzący dzień. Jedyną jej myślą w trakcie drogi był zaś jak najszybszy powrót do ciepłego domu. Nie patrzyła przed siebie, a jedynie na kroki. Starała się iść w miarę równo, jednak w nocy nie było to łatwe – zawsze można natrafić na dziurę lub wystającą taflę chodnikową. I tu popełniła błąd.
Na zakręcie wpadła na czyjeś ciało. Mocno uderzyła głową w tors, a ręce mimowolnie wypuściły plik kartek. Papiery rozsypały się na ulicy. Kobieta powoli uniosła głowę, aby wyładować frustrację na nieuważnym przechodniu. Nim jednak wypowiedziała słowo, wpadła w lekki szok.
Przed nią stał we własnej osobie Tom.
- Witaj, Mandy – uśmiechnął się. – Mam nadzieję, że nic ci się nie stało. Przepraszam ze swojej strony. Pomogę ci – schylił się i wyciągnął ręce w celu pozbierania dokumentów.
- Nie trzeba, poradzę sobie – obojętnie odpowiedziała dziewczyna i również się schyliła.
Sięgając po kartki, ich ręce niechcący się spotkały. Amanda odruchowo schowała dłonie i powstała. Tom spojrzał na trzymane archiwalia i oddał je po chwili kobiecie.
- To z biura... – powoli i uważnie zaczął. Patrzył prosto w oczy Mandy.
- Tak, z biura Emily – zmieszała się brunetka.
- Coś piszesz? – ciekawie zagadnął nadal nie spuszczając wzroku.
- Nie.
- To na co potrzebne ci te archiwalia?
- Poprosiłam Emily o parę materiałów. Chciałam zobaczyć, co źle robiłam – skłamała dziewczyna. Mężczyzna nie uwierzył, lecz postanowił nie drążyć tematu.
- Jak ci się żyje? Trochę się martwię. Pozbawiłem cię zarobku. Jeśli potrzebujesz pieniędzy, daj znać. Wiesz, że możesz na mnie...
- Nie musisz kończyć – przerwała. – Wiem, że nie mogę. – Kobieta zrobiła krok do przodu w celu wyminięcia mężczyzny.
- Poczekaj – zatrzymał brunetkę kładąc rękę na jej ramieniu. – Nie chcę, żeby nasze relacje sprowadzały się jedynie do czysto zawodowych afiliacji. Kiedyś było inaczej.
- Kiedyś, owszem. Wybacz, ale śpieszę się.
- Do zobaczenia. – Tom spuścił dłoń i pozwolił Amandzie odejść.
Mandy nie odpowiedziała. Szła stonowanym krokiem rozmyślając nad zaszłym wydarzeniem. Zastanawiała się co takiego wyciągnęło Toma w środku nocy. Nigdy nie opuszczał domu o tej porze, szczególnie w takie zimno. Z pewnością musiała być to ważna sprawa.
Wchodząc do mieszkania i zdejmując ciepły sweter, Mandy poczuła, że dostaje gęsiej skórki. Zapomniała zamknąć kuchennego okna nim wyszła z mieszkania. Szybko ruszyła w kierunku szyby i zamknęła otwarty lufcik. Następnie udała się na piętro. Bez zbędnych przygotowań położyła się na łóżku i nim zdążyła przemknąć jej jakakolwiek myśl, zapadła w głęboki sen. Była okropnie zmęczona po całym dniu przeżyć. Zbyt dużo wrażeń jak na jedną dobę.
~*~
Za oknem słyszalny był świergot ptaków zapowiadających pogodny dzień. Po chmurach nie został ślad, a na widnokręgu słońce budziło się do życia. Płatki kwiatów miarowo otwierały kielichy, a wszelkie drobne stworzenia rozpoczęły kolejny dzień cyklu swojego życia.
Ze snu budzili się także ludzie, aby kontynuować monotonię własnej egzystencji i zapracować na kolejny poranek. Typowa rodzina wstawała z łóżka średnio dziesięć minut po dzwonieniu budzika, następnie każdy członek udawał się do toalety i w końcu na wspólny posiłek, który często jest spożywany w pośpiechu. Zazwyczaj, konsumując śniadanie wczesnym rankiem, dużo ludzi ubiera się, bądź pakuje niezbędne rzeczy do wyjścia.
Mandy nigdy nie postępowała według stereotypów. Wstawała równo po budziku i rozdzielała od siebie poszczególne czynności. Starała się prowadzić zdrowy tryb życia, mimo, iż była dopiero w młodym wieku i nie musiała surowo dbać o własne zdrowie. Lubiła jednak te drobne przyjemności w postaci odżywczego śniadania, lekkostrawnych posiłków czy gimnastyki od czasu do czasu.
W chwili ubierania się, na salonowym stoliku zadzwonił telefon. Kobieta pędem zbiegła ze schodów i odebrała połączenie.
- Tak, słucham?
- Witaj, moja droga. Dzwonię, aby upewnić się, czy nie zamierzasz dzisiaj odwiedzić Elizabeth? – powoli zapytała rozmówczyni.
- Jak miło, że zgadłaś. Owszem, mam taki zamiar. – Brunetka dokończyła zakładać bluzkę i poprawiła fryzurę.
- To uprzejmie cię informuję, że zabierasz mnie ze sobą.
- Co? Ale po co? – zapytała zaskoczona Amanda.
- No jak to po co? Myślisz, że sama tam wejdziesz? Do tego potrzebne są dwie osoby.
- Spokojnie, sama sobie poradzę – odparła.
- Tak samo jak rok temu? – W słuchawce po drugiej stronie rozległa się cisza. – Mandy, wiem, że mnie potrzebujesz. Z chęcią tam pojadę. Jestem ciekawa rozmowy z samą twórczynią tych esejów.
- Dobrze, przyjdziesz do mnie czy jedziemy od ciebie?
- Znam drogę do więzienia stanowego, ty chyba raczej nie. Więc, czekam – odparła Emily i odłożyła słuchawkę pozostawiając Amandę jej własnym rozmyślaniom.
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam dziwne wrażenie, że niektórym znudziło się czytanie... Naprawdę, ważne są dla mnie komentarze, szczególnie te krytyczne. Mam nieodparte przeczucie, że coś sknociłam w tekście, jedak nie potrafię nic znaleźć!
Aha, dodałam dodatkowe zdjęcia. Oryginalnie miały być dwa, ale stwierdziłam, że byłoby pusto.
Następny odcinek przed świętami. Mam we wtorek urodziny, a w następny weekend bibkę, więc czasu nie będzie.
|