Temat: Razem do celu
View Single Post
stare 19.02.2008, 17:56   #15
Ruder
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Razem do celu

Tak, więc muszę zaznaczyć, że jest to przedostatni rozdział "Razem do celu", co wcale nie znaczy, że raz na zawsze zakończę przygody ich bohaterów. Mam nadzieję,że jakoś przeżyjecie fakt, iż w kolejnym FS zmieni się główny bohater ^__~ Tymczasem zapraszam do czytania i komentowania x3

RAZEM DO CELU
PART XV




Nie mogłam dać sobie z tym rady… Moja sytuacja może nie należała do tak strasznie opłakanej, lecz świadomość, że Fantom się wszystkiego zorientuje zanim zdecyduję się mu to powiedzieć, była koszmarna! Nie należał do idiotów, a jego ukradkowe spojrzenia z pewnością nie oznaczały niczego dobrego…
Postanowiłam na jakiś czas przenieść się do Yashamaru, by przynajmniej na chwilę zaznać spokoju. Mój kochany braciszek był bardziej doświadczony, miał za sobą humory i narzekania Eden i co najważniejsze – wiedział, co czuje mężczyzna, gdy dziewczyna zakomunikuje, iż jest z nim w ciąży!
- Przeszkadza ci moje towarzystwo? – zapytał Valentine, gdy schodziłam ze schodków. – Wystarczy powiedzieć, żebym nie przychodził…
- Co też opowiadasz! – zaśmiał się. – Mam pewną sprawę do brata i ona może trochę potrwać… Nie myśl sobie, że się na ciebie obraziłam, czy coś! – zaznaczyłam.
Jednak zdawałam sobie sprawę, że za parę tygodni nie będę w stanie ukryć tego cholernego brzucha…
Popatrzył na mnie z niezadowoleniem, po czym spojrzał w stronę okien.
- Będę wpadał, żeby podlać ci kwiatki. – stwierdził, a następnie zwrócił umęczone i nieco błagalne spojrzenie w moją stronę. – Ale wróć szybko, co?
Przecież nie potrafiłam mu odmówić!



Autobus przyjechał punktualnie i po kilku godzinach dotarłam do domu Eden i Yashamaru. To oczywiste, że nie będę im na okrągło zawracać głowę, jednak mój brat niesamowicie ucieszył się z perspektywy, że ktoś zostanie z jego żoną, gdy sam będzie w pracy. Że też miał jeszcze siłę użerać się z Braydenem! Przez tego durnego faceta straciłam ochotę na przyjeżdżanie do rodzinnego miasta!
Zatrzymałam się na ganku i nacisnęłam dzwonek, czekając aż ktoś otworzy. Wprosiłam się w porze obiadowej, ale mam nadzieję, że mi to wybaczą…



- Sonya!
Z domu wyszła Eden i od razu uściskała mnie na przywitanie. Zmieniła się, od kiedy widziałyśmy się po raz ostatni. Przede wszystkim jej włosy… Tak słodko wyglądała w tych długich, a teraz tak po prostu je przycięła! Że też Yashamaru wyraził na to zgodę… Nawet, jeżeli jego żona zapuszczała tylko do ślubu, to przecież powinna wiedzieć, że mojego brata interesują dziewczyny z włosami, co najmniej do pasa!
- Eden! – oddałam uścisk. – Zmieniłaś się… Trochę… - wymruczałam.
- Tak, wszyscy zauważyli, że przytyłam! – poskarżyła się. – A Yashamaru to już najbardziej mi docina! Twierdzi, że mój brzuch zajmuje całe łóżko!
Parsknęłam śmiechem, lecz zaraz spoważniałam, widząc poważną minę blondynki.
- To znaczy się… Tak, chyba będę musiała z nim porozmawiać… - wymamrotałam, usilnie starając się nie zaśmiać.



Weszłam do środka, zaproszona gestem Eden. W sumie to nawet dobrze, że puściła mnie przodem… Naprawdę mogłaby się zdziwić, gdyby zauważyła jak bardzo przyglądam się jej ciału! Niedługo nastąpi rozwiązanie, lecz teraz… Bogowie, czy mnie czeka to samo?!
- Yashamaru, zgadnij, komu jeszcze musisz podać obiad! – zawołałam, wchodząc do kuchni.
Mój brat stał przy blacie, prawdopodobnie z zamiarem odłożenia miski i zabranie się za jedzenie, lecz gdy mnie dostrzegł przyszykował jeszcze jedną porcję ostrego chilli con carne.
- Nie martw się, gotuję tak jak dla całego pułku… Eden ostatnio…
- Yashamaru! – zawołała groźnie jego żona.



- O co chodzi? – zdziwił się mój brat. – Przecież to prawda! Lepiej, żeby Sonya już teraz wiedziała, co ją czeka, gdy zajdzie w ciążę!
Zakasłałam, gdy pikantny kawałek papryczki utkwił mi w gardle, lecz szybko popiłam wodą i odetchnęłam z ulgą. Chyba lepiej trochę zwolnić, bo jeszcze się zadławię, nim wyjawię małżeństwu prawdziwy cel mojej wizyty!
- A tak w ogóle, Sonya, to dawno się nie odzywałaś… - wtrąciła Eden, przypatrując mi się uważnie. – Jakoś inaczej wyglądasz…
Yashamaru podniósł wzrok znad swojej miski.
- Poważnie? – zainteresował się. – Ja tam nie widzę nic szczególnego…



- Właściwie, to dosyć delikatna sprawa… - powiedziałam.
Blondynka pokiwała ze zrozumieniem głową, po czym spojrzała wymownie na swojego męża. W pierwszej chwili mężczyzna nie wiedział, o co chodzi, lecz w porę się zorientował i wstał twierdząc, że musi pozmywać naczynia. Nieźle go sobie Eden wytresowała, naprawdę nieźle…
- Skąd właściwie wiesz, że mam jakiś problem?... – zapytałam, ściszając głos.
- Tak mi się wydaje… - odparła równie cicho. – Nie przychodziłabyś do niewłaściwych osób ze swoją sprawą, dlatego sądzę, że to coś poważnego… Chodzi o ciebie i twojego chłopaka?
Skinęłam głową na potwierdzenie.
- To prawda, że nie wiem, do kogo się z tym zwrócić… - wymruczałam. – Wszystko zależy ode mnie, ale potrzebuję waszej rady.



Eden wstała i skinęła głową na krzątającego się przy kuchni Yashamaru. W ich towarzystwie, czułam się znacznie bardziej pewnie, niż przy Fantomie.
- To już pogadałyście? – zdziwił się mężczyzna. – Myślałem, że zejdzie wam do wieczora…
- Bardzo śmieszne. – powiedziałam. – Wy już przez to przechodziliście, więc na pewno wiecie, co powinnam zrobić.
Yashamaru zerknął niepewnie na swoją żonę, a ta z lekkim uśmiechem odwróciła się do nas plecami. Na pewno wiedziała, co mam na myśli.
- Nie rozumiem… - uważnie zmierzył mnie wzrokiem. – Co chcesz przez to powiedzieć?...
- Będziesz wujkiem! – wyszczerzyłam się. – Cieszysz się, prawda?
Najpierw patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami, a dopiero później klasnął w dłonie i poinformował Eden, o tym, czego się właśnie dowiedział. Jakby jego żona nie była tego świadoma…



- To przecież wspaniałe! – zawołał. – Będę ojcem i wujkiem… Ale mnie zaszczyt kopnął! I to prawie jednocześnie! – zerknął na mnie. – Ale skąd ta mina? W czym tkwi problem?
Przygryzłam dolną wargę, próbując przywołać do siebie wszystkie wątpliwości, z którymi biłam się już od kilku dni. Właściwie, to żaden powód nie był tak poważny, bym mogła zacząć się poważnie martwić… A przynajmniej nie w tej chwili. Yashamaru i Eden wiedzieli, że to jest najszczęśliwszy etap w życiu kobiety, lecz z jakiegoś powodu nie potrafiłam się tym cieszyć, tak jak powinnam.
- Bo ja… Ja nawet nie wiem czyje to dziecko… - przyznałam.
Yashamaru wytrzeszczył oczy.
- Jak to, czyje… - wydukał. – Twojego chłopaka, nie? Jesteście razem, kochacie się…
- Ale przespałam się wcześniej z Braydenem. – powiedziałam twardo. – Nie mogę go wykluczyć.



Zapanowała niezręczna cisza. Yashamaru nie wiedział, co powiedzieć by podnieść mnie na duchu, a ja o nic niepytana po prostu milczałam. Po chwili podeszła do nas Eden i pogładziła mnie uspokajająco po ranieniu.
- A Valentine wie o tamtej „przygodzie”? – zapytała.
- Tak, opowiedziałam mu ją, gdy tylko się spotkaliśmy… - westchnęłam i spojrzałam na nią. - Myślę, że przyjął ją do wiadomości, właściwie to od tamtego dnia jesteśmy razem.
- No to chyba nie ma problemu? – wtrącił mój brat. – Pogadaj z nim szczere i przypomnij to wydarzenie. Na pewno weźmie je pod uwagę i zobaczymy, co dalej.
- Ale nikt prócz kilku osób nie wie o naszym związku! – jęknęłam. – Jak to się we wsi rozniesie, to nas zlinczują!
- To przeprowadźcie się do miasta. – powiedziała wesoło Eden. – Możemy się nawet zamienić z wami mieszkaniami, prawda kochanie?
- No jasne. – stwierdził mój brat. – Fajnie będzie znowu przenieść się na wieś.
- Powariowaliście... – powiedziałam ze zrezygnowaniem.



Yashamaru stwierdził, że należy sprawę załatwić od razu, nie czekając ani chwili dłużej. Osobiście wolałam jeszcze trochę poczekać jednak, gdy mój brat coś postanowi, trudno jest mu to wyperswadować.
- Lepiej teraz, bo później zaczniesz to wszystko odwlekać… - westchnął, podnosząc słuchawkę. – Jaki jest do niego numer?
- Naprawdę nie można z tym poczekać? – zapytałam. – Ja nie mam pojęcia, jak mu to powiedzieć!
- Będziesz wiedziała, co powiedzieć, gdy już tu przyjdzie.
Opuściłam głowę i podałam numer do Fantoma, zastanawiając się, czy dobrze robię. Przecież mogę zniszczyć mu życie! Nigdy mi tego nie wybaczy!



Rozmawiali chwilę, z tego, co udało mi się podsłuchać wnioskowałam, że Valentine nawet się nie domyśla, po co właściwie został „wezwany”. Yashamaru jeszcze raz wytłumaczył mu drogę, po czym się rozłączył. Czułam, jak coś boleśnie kurczy mi się w brzuchu, więc usiadłam w fotelu, odetchnąwszy cicho.
- Nie robię tego, by dodatkowo ci dokopać… - wytłumaczył mój brat. – Eden też długo zwlekała… Na początku byłem trochę zły, ale naprawdę mi przeszło!
- Nie o to chodzi… - wyszeptałam. – Wychowam nawet, jeżeli Val mnie opuści, jednak… Jednak nie wybaczę sobie, jeśli będzie miał przez to jakieś kłopoty.
- O mnie i o mojej żonie też gadali i co z tego? Jeśli Fantom naprawdę jest taki wspaniały, jak o nim mówiłaś, to powinien zrozumieć… Jeżeli nie, to daj sobie z nim spokój. Zasługujesz na kogoś lepszego.
Skinęłam głową i znów zapatrzyłam się w okno. Czy życie naprawdę musi być takie ciężkie?!



Fantom przyszedł po niespełna dwóch godzinach. W innych okolicznościach cieszyłabym się, że mnie odwiedził, lecz teraz byłam tak przerażona, że z trudem wydukałam z siebie krótkie „cześć”. Na szczęście mój brat szybko przejął ster i zajął Vala jakąś rozmową, bym mogła ostatni raz pomyśleć o tym, co właściwie mam przekazać swojemu chłopakowi, żeby ten nie uciekł z wrzaskiem z domu. Wyłożyć karty na stół, czy może owijać bawełnę? Pewnie sam do końca by nie wiedział, co jest dla niego lepsze!



Po pewnym czasie Yashamaru skończył pogawędkę i poszedł do sypialni, rzucając mi jeszcze jeden wymowny uśmiech. Przełknęłam głośno ślinę licząc w myślach do dziesięciu i z powrotem. Na moim miejscu jest kilka tysięcy kobiet i na pewno każda jakoś sobie radzi! Chociaż przypominając sobie tamtą dziewczynę, którą spotkałam będąc u lekarza… Obym tylko nie znalazła się w jej sytuacji!
- A co to za grobowa mina? – zagadnął Valentine, zbliżając się do fotela. – Stało się coś poważnego, że aż twój brat pofatygował się, żeby do mnie zadzwonić?
- Coś w ten deseń… - wymruczałam. – Lepiej, żebyś usiadł.



Chłopak przyjrzał mi się uważnie, marszcząc lekko brwi.
- Przerażasz mnie… - stwierdził, zajmując miejsce. – To coś złego? Dotyczy nas?
Przez moment serce zamarło mi w piersi.
Skąd to pytanie? Domyśla się?!
- Owszem… To…
- Chcesz zerwać?! – wypalił, przerywając mi.
- Na Boga, nie! – zaprzeczyłam. – Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?
- Jakoś tak… - wymamrotał, wyraźnie uspokojony. – Po prostu ostatnio mnie odtrącasz, myślałem, że ci się znudziłem… Ale jeśli to co innego, to chyba nie mam powodu do stresu, nie? – zaśmiał się.
- A pewnie. – odwzajemniłam jego uśmiech. – Co ty na to, że za pół roku powiększy ci się rodzina?



Duże oczy Fantoma otworzyły się jeszcze szerzej tak, że dokładnie mogłam zobaczyć niebieskie refleksy w jego zielonych tęczówkach. To się chłopaczek porządnie zdziwił…
- Ale jak to… Że niby my?... – dukał. – Że my źle… I my…
- Tak. – powiedziałam. – A przynajmniej są duże szanse, że nieumiejętnie się zabezpieczyłeś.
- Ale jak zapytałem, czy jesteś w ciąży, to powiedziałaś… - mamrotał, robiąc się z każdą chwilą coraz bardziej bledszy.
- Nie mówiłam, że nie jestem.
- O mój Boże…



Valentine zamilkł pochylając się i ukrywając twarz w dłoniach. Nie sądziłam, że ta wiadomość podziała na niego w ten sposób… Spodziewałam się jakichś wyrzutów, wyzwisk, a tym czasem chłopak już chyba przyjął do wiadomości, że to on będzie ojcem, a nie jakiś głupi Brayden!
Wstałam i odeszłam kawałek dalej, chcąc dać mu nieco czasu na ochłonięcie. Nie wiem czemu, ale nagle zaczęłam mieć potworne wyrzuty sumienia, głównie, dlatego iż wyrządziłam Fantomowi wielką krzywdę…
- Musi się z tym oswoić. – stwierdziła Eden, podchodząc. – Ale chyba nie jest tak źle, co? Jakoś sobie poradziłaś…
- Ciekawe, co na to wszystko Val… - wymruczałam. – Nie chcę, żeby wpadł w depresję, czy coś… Jego rodzice nie będą zadowoleni, a on bardzo liczy się z ich zdaniem.
- Ale jeśli chcecie założyć rodzinę…
- Nie wiem, czego oboje chcemy. – przerwałam jej. – Zrobię to, co będzie najkorzystniejsze dla Fantoma. Nigdy sobie nie wybaczę, że przez własną głupotę zniszczyłam mu życie!
- Właściwie, to chyba moja wina… - usłyszałam za plecami głos czerwonowłosego.



Odwróciłam się w stronę Fantoma, marszcząc brwi. Ten tylko rozejrzał się po mieszkaniu, po czym opuścił głowę, mocno się rumieniąc.
- Bo ja to właściwie miałem mały problem… - wymamrotał pod nosem. – Wiesz, wtedy był mój pierwszy raz i nie chciałem, żeby coś wypadło źle…
Zerknęłam przelotnie na nieco zdziwioną Eden, po czym nachyliłam się nad chłopakiem, gdyż ten zaczął strasznie niewyraźnie mówić.
- Znalazłem prezerwatywy w szufladzie Haydena i… - przygryzł dolną wargę, jeszcze bardziej ściszając głos. – I nie poradziłem sobie z instrukcją…
Cofnęłam się gwałtownie, zakrywając usta dłonią. Nigdy nie patrzyłam na dolne partie jego ciała, gdyż sądziłam, że na tym etapie jeszcze będzie go to krępować, lecz w tym momencie…
- Chcesz powiedzieć… - zaczęłam powoli, ignorując chichoczącą Eden. – Że ani razu nie skorzystałeś z prezerwatywy?!
- Wszystkie były jakieś tandetne! – uniósł dłonie w obronnym geście. – Wiele razy próbowałem!



Przyłożyłam dłoń do czoła i pokręciłam głową. Że też go nie dopilnowałam…
- A więc dlatego tak się przejąłeś wiadomością o ciąży. – podjęłam znów. – Wiedziałeś, że to twoje dziecko.
- Właściwie, to tak… - wymruczał. – Nie widziałem innej możliwości.
Spojrzałam na Valentine’a z przekornym uśmiechem. Mimo wszystko nie potrafiłam się na niego gniewać.
- Nie mogłeś po prostu powiedzieć? – zapytałam. – Pomogłabym ci…
- Śmiałabyś się?
Spojrzałam w bok, powstrzymując się od parsknięcia śmiechem.
- No wiesz… Ta sytuacja… - wymamrotałam.
- Pytam poważnie!
Podniosłam na niego wzrok, uśmiechając się mimowolnie.
- Umarłabym ze śmiechu! – zawołałam.

* * *



Wspólnie uzgodniliśmy, że najlepiej będzie, jeśli na okres ciąży pozostanę w domu Eden i Yashamaru. Fantom potrzebował trochę czasu, żeby odpowiednio nastawić rodziców, a ja nie chciałam go poganiać… Całe lato zeszło na opalaniu się, pracowaniu w małym ogródku i co tygodniowym wyjeżdżaniu do pobliskich miejscowości w ramach poznawania innych kultur. Bardzo często potrafiłam siedzieć kilka godzin pod drzewem i szkicować jakąś budowlę, podczas gdy mój brat i jego żona zwiedzali pobliskie kawiarnie. W końcu nastał wrzesień, niezwykle ciężki miesiąc dla Vala, gdyż zaczął się okres egzaminów wstępnych na uczelnię. Nie poświęcał mi tyle czasu, co niegdyś, ale dzwonił każdego wieczora pytając, jak czujemy się ja i nasze maleństwo.
- Lepiej, żebyś mnie teraz nie widział! – powiedziałam. – Z moją kondycja nie jest najlepiej!
- Tak, tak, załóżmy, że ci wierzę… Moi rodzice koniecznie chcą cię zobaczyć…
- Powiedziałeś im?
- Tak, o wszystkim, dokładnie trzy dni temu. Najpierw się wściekali, ale już im przeszło… Tak, więc…
Nie usłyszałam, co mówi Fantom, gdyż nagle rozległ się krzyk Eden, a zaraz za nim głos Yashamaru mówiący, abym wezwała karetkę.
- Oddzwonię. – rzuciłam do słuchawki i się rozłączyłam.



Słyszałam głos brata, który wyraźnie próbował uspokoić swoją żonę, jednak ta zaczynała już wpadać histerię. Co prawda skurcze łapały ją już kilkakrotnie, lecz w tej chwili wyglądało na to, że rozpoczęły się bóle porodowe… Szybko wykręciłam numer pogotowia, starając się nie wpaść w panikę. A jeśli Eden zacznie rodzić teraz? Zaraz? Przecież ja nie mam zielonego pojęcia, co należy zrobić!
- Sonya, zrób coś… - jęknął przestraszony Yashamaru, próbujący uspokoić żonę. – Jesteś kobietą, rodzenie dzieci to dla ciebie chleb powszedni! Co mam robić?!
- Skąd mam wiedzieć?! – warknęłam. – Gdybym wiedziała nie stałabym tu jak kołek!
Karetka przyjechała dosyć szybko. Nie chcąc wyjść na tchórza, Yashamaru zaproponował, że pojedzie razem z lekarzami do szpitala, by dodać otuchy żonie. Widać, że wróciła mu odwaga, gdy tylko prób jego domu przekroczył kolejny mężczyzna!



Gdy ciśnienie już trochę opadło, zadzwoniłam do Fantoma, by opowiedzieć mu o całym zajściu. Z tonu jego głosu wywnioskowałam, że perspektywa stania przy rodzącej kobiecie była dla niego tak potworna, iż wolał jej uniknąć. Nie mogłam mieć do niego pretensji… Skoro mój rodzony brat spanikował, to Valentine też miał do tego pełne prawo!
Zostawili mnie na kilka dni samą, przez co przedłużył się mój powrót do domu, lecz przynajmniej będę miała tę satysfakcję, że zobaczę swojego bratanka, jako jedna z pierwszych osób z rodziny.
- Wreszcie jesteście! – zawołałam, odstawiając na bok słoik z motylami. – Już nie mogłam się was doczekać!



- On chyba też! – zaśmiał się Yashamaru, podchodząc.
Zbliżyłam się do niemowlęcia i nachyliłam nad nim, oglądając z bliska jego rysy twarzy. Oczy odziedziczył po Eden, jednak nie mogłam się pozbyć wrażenia, że będzie brunetem tak jak mój brat.
- Uroczy! – powiedziałam. – Jak ma na imię?
- Seraphim. – odpowiedziała mi z uśmiechem Eden.
Popatrzyłam ze zdziwieniem na Yashamaru.
Nadał swojemu dziecku imię naszego zmarłego ojca?!

Ostatnio edytowane przez Ruder : 19.02.2008 - 18:31
  Odpowiedź z Cytatem