Miranda i Goliat
Część druga - Miranda II
Chłopak wytężył wzrok. Nie mógł pojąć, że to, co ujrzał było prawdą.
Na tafli jeziora unosiła się jakaś dorosła kobieta. Chłopak podszedł bliżej, by móc się lepiej przyjrzeć. Owa nieznajoma ubrała była w jedwabną suknię, która delikatnie falowała na wodzie, wokół szyi kobiety wił się czerwony szal. Mimo, iż kobieta dryfowała po jeziorze, materiał jej stroju nie przesiąknął wodą – wydawał się lekki i sprawiał wrażenie delikatnej łuny wokół bladego ciała – tak bladego, że wśród mroku łatwo było je zauważyć. Długie i gęste włosy, koloru złota, dodatkowo rozświetlały twarz tej „zjawy”.
Kornel cofnął się parę kroków, jakby bojąc się, że rozbudzi topielicę. W głowie chłopaka wirowało mnóstwo myśli, zdań. Nie wiedział, co ma zrobić. Oto w ciemnym lesie, widzi kobietę, która dryfuje po jeziorze, w dodatku jego przyjaciółka wygląda jakby była w transie… Wołać o pomoc? Uciekać?
- Matko Boska… - tylko tyle zdołał wyszeptać, wpatrując się w nieznajomą kobietę, która wyglądała na martwą.
Zimny dreszcz przeszył jego ciało, dłonie zaczęły mu się trząść. Nie mógł nic powiedzieć, nawet wtedy, gdy zauważył, jak Zuza podchodzi do brzegu i klękając przy nim, dotyka tafli wody. Dotarło do niego, że i ona widzi to, co on. Przeniósł wzrok na dotąd nieruchomą kobietę, która jakby czując, że dziewczyna dotyka wody, poruszyła się.
Kilka chwil później młodzi wpatrywali się w idącą ku nim zjawę. Spacerowała po tafli wody jak po jakiejś ścieżce, jej krok był zdecydowany, acz lekki. Zdawała się jakby unosić nad powierzchnią jeziorka. Gdy zstąpiła na zimną ściółkę leśną, dalej sprawiała wrażenie jakby latała, a nie stąpała.
Mimo nawoływań Kornela, Zuza podeszła do nieznajomej, o dziwo, z uśmiechem na twarzy. Gdy kobieta stała wystarczająco blisko, dziewczyna zauważyła, iż nie ma źrenic – same białka oczu odbijamy słaby blask księżyca. Ale nawet to nie przeraziło Zuzy, która trwała w jakimś transie. Dziewczyna wciąż wpatrywała się w kobietę, która powoli zaczęła się nad nią pochylać.
Zuza słyszała wszystkie słowa nieznajomej, mimo iż ta, nie otworzyła ust. Wypowiedzi pojawiały się i odbijały echem w głowie dziewczyny, by za moment zniknąć i dać o sobie zapomnieć – przypominało to nieco powiew jakiegoś wiatru, czy jakiś szum przechodzący przez umysł. Chociaż Zuza rozumiała każde słowo z osobna, nie potrafiła pojąć całych zdań – jakby jego cząstki były chaotycznie poukładane.
Kornel spoglądał na tę całą scenę zza drzew. Był zbyt przerażony, by podbiec do przyjaciółki i odciągnąć ją od zjawy. Nieznana mu kobieta kojarzyła się z jakimś upiorem, wampirem, który czyhał na odpowiedni moment by usidlić swą ofiarę. Wokół tej straszliwej nieznajomej utworzyła się dziwna, jasna łuna, która rozświetlała twarz Zuzy. Chłopak co jakiś czas do niej nawoływał, lecz bezskutecznie – dziewczyna wciąż wpatrywała się w upiorną, bladą twarz topielicy.
Kornel usiłował pojąc ile czasu to wszystko trwało – sekundy, minuty, a może stoją już tak wiele godzin? Gdy tak w nerwach, zlany potem, próbował sobie wszystko ułożyć, gdy drżącym głosem wołał ku przyjaciółce, przez jego głowę przeszedł jakiś straszliwy pisk. Chłopak upadł na kolana, potarł skronie, – gdy tylko ten uciążliwy hałas ustał, w głowie Kornela echem odbiły się dziwne słowa. Na początku niezrozumiałe, dopiero, gdy po raz kolejny zadzwoniły w głębi jego umysłu, chłopak mógł je pojąć. Lecz i tak po chwili o nich zapomniał i ponownie usłyszał potworny pisk.
Zuza wciąż stała nieruchomo, z lekkim uśmiechem na twarzy. Straciła kontrolę nad swoim ciałem, umysłem - zdolna była tylko do patrzenia w stronę kobiety. Ta zaś, nachylając się nad nią, rozprowadzała wokoło jakiś dziwny zapach – raz to mdły, zaraz potem pełen słodyczy. Jednak nie robiło to na młodej dziewczynie żadnego wrażenia – była całkowicie skupiona na oczach nieznajomej.
Gdy poczuła jak zimne usta upiora dotykają jej warg, dresz przeszedł po jej plecach i rękach. Dłuższą chwilę obie trwały w tym pocałunku, otoczone tym dziwnym, zmiennym zapachem. Z każdą chwilą, gdy kobieta muskała wargi dziewczyny, Zuza odzyskiwała siły. Na początek poruszyła rękoma, dłońmi sięgnęła ku twarzy topielicy. Gdy jej dotknęła, zaczęła się powoli odsuwać od kobiety. Lecz bez przerażenia, strachu, czy złości. Odsunęła się, by po raz kolejny spojrzeć w te puste oczy, które ją tak przyciągnęły. Ciało dziewczyny drgało lekko w podnieceniu, tak samo, gdy pierwszy raz kochała się z chłopakiem. Fala gorąca przeszyła ją całą, nie pomijając ani jednego elementu, by w końcu zatrzymać się na podbrzuszu i między nogami.
Mimo, iż jej ciało było już wolne, umysł wciąż jakby pozostawał po czyjąś władzą. Nie pozwalał jej myśleć o ucieczce, lęku czy stojącym nieopodal przyjacielu, który tracił powoli zmysły.
Kobieta uśmiechnęła się do Zuzy, pogładziła ją po włosach z czułością matki, po czym owinęła swą szyję szalem i obeszła dziewczynę dookoła, jakby chcąc się jej lepiej przyjrzeć. Szła powoli, gdyż nie chciała niczego przegapić.
Nie chciała, by jej pustym oczom umknęło coś z tego przerażającego przedstawienia, rozgrywającego się w środku lasu.
Kornel podniósł się z klęczek i spojrzał w stronę przyjaciółki, która w ułamku sekundy zaczęła drżeć – uginały się pod nią kolana, a krzyk przepełniał ciemną polanę.
Wróciła jasność umysłu, a wraz z nią pojawił się jakiś piekący ból twarzy. Z każdą chwilą stawał się silniejszy. Zuza dotknęła opuszkami palców policzków, nosa… Nie mogła powstrzymać krzyku. Poczuła skaloną skórę, klejący się śluz i krew. Jej skóra była poparzona – w pewnych miejscach tak straszliwie, ze widać było już kości policzkowe. Dziewczyna traciła wzrok, jakby ktoś spuścił czerwoną kurtynę przed jej oczami. Na oślep biegła przed siebie, chciała uciekać, wołała Kornela, rodziców. Łkała i wrzeszczała jak opętana. Kornel pobiegł za nią, lecz nie potrafił, a może nawet nie chciał, jej zatrzymać. Chłopak bał się straszliwie, jego lęk był większy od chęci pomocy przyjaciółce. Po kilku chwilach uciekł w krzaki, widząc zjawę tuż za jego plecami.
Gdy tak Zuza w płaczu i ślepocie uciekała przed siebie, upadła parę razy na ziemię. Zdarła sobie dłonie i kolana, potargała ubrania, które pozahaczały się o ostre krzewy. W końcu wywróciła się tak, ze no mogła już wstać ze zmęczenia. Dziewczyna czuła dziwną suchość w gardle, skóra ją piekła, kości bolały. Dłonie drżały, a w nogach nie miała już ani krzty siły. Wyglądała jak zdychający pies, którego pobił wściekły właściciel. I chyba była takim psem w tym momencie. Jej duch powoli uchodził.
Ostatnie chwile Zuzy przepełnione były płaczem i bólem. Nieznośnym i coraz to bardziej uciążliwym – śmieć w tym momencie była wybawieniem. Gdy konała, dziewczyna w duszy za to dziękowała – za tę powolną ulgę. Nie mogła już dalej znosić uczucia, jakby kwas wyżerał jej skórę i mięśnie.
Nad konającą Zuzą pojawiła się topielica. Spoglądała na ciało w agonii bez jakiegokolwiek wzruszenia na początku, by wybuchnąć płaczem w memencie, gdy martwe ciało dziewczyny zesztywniało. Płakała, lamentowała w jakimś nieznanym nikomu języku, przez kilka minut. Wreszcie padła na ziemię jak kłoda – jakby sama umarła…
Bez ruchu, dwa ciała, a nad nimi smród spalenizny i słodki zapach zjawy. Wszystko to nikło powoli w ciemnościach – łuna gasła.
Lecz Kornel już nie ujrzał śmierci topielicy – w przerażeniu uciekał jak najdalej od tego jeziora. Modlił się o pomoc… modlił się o ludzi.
KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ