Wyszło trochę dłużej niż "niedługo", no ale xD W ogóle miałam powiedzieć, że opowiadanie było pisane pod konkurs, dlatego jest krótkie. W każdym razie, tu jest część druga ;]
***
Adam wstał w końcu z kanapy i powlókł się do swojego pokoju. Zostawił zdjęcie na biurku. Czuł... Sam nie wiedział co. Smutek, żal, rozpacz, bezsilność, poczucie winy, złość? Poczucie winy? Wszystko mogło być inaczej, mogli jeszcze wejść do kawiarni, mogli pojechać do niej razem. Mogli. On mógł. A nic nie zrobił.
***

Jakie to jest nudne. I nikomu niepotrzebne. Adam siedział nad zeszytem od fizyki, trawiąc właśnie setny chyba wzór, z którego i tak nic nie rozumiał. Zresztą, jeszcze kilka godzin i znów spotka się z Ewą. Zerknął na wyświetlacz komórki. No dobra, jeszcze szesnaście godzin. Właśnie ją odkładał, gdy zaczęła nagle dzwonić. Nie znał tego numeru, więc chwilę się zastanawiał nad odrzuceniem połączenia. A może to Ewa dzwoni z innego numeru?
- Słucham?
- Czy Ewa jest u ciebie? – natychmiast rozpoznał głos mamy Ewy, ale był dziwnie piskliwy.
- Nie... Coś się stało? – zapytał, bojąc się trochę odpowiedzi.
- Wciąż nie wróciła do domu i ma wyłączony telefon...
Adam poczuł jakiś dziwny dreszcz przebiegający całe ciało. Ona nigdy nie zapominała naładować telefonu i zawsze dzwoniła, gdy coś jej wypadało, co wynikało pewnie z jej zamiłowania do mówienia przez cały czas, ale... Właśnie, ale. Pomyślmy racjonalnie.
- Proszę pani, a może spotkała kogoś znajomego i się gdzieś zasiedziała, każdy czasem tak ma. Może podzwonię po znajomych... – sam nie wierzył w to, co mówił, ale trzeba jakoś załagodzić sytuację.
Matka Ewy podziękowała mu nienormalnie wysokim głosem i rozłączyła się. Adam zaczął wybierać kolejne numery koleżanek Ewy. I nic. Sprawdził połączenie z jej numerem.
- Mówi Ewa, zostaw wiadomość po sygnale.
***
Nie zmrużył w nocy oka. A może tak mu się wydawało, może to wszystko było jednym długim snem, wystawiającym go na próbę...? Nie. Z biurka ześlizgnęło się zdjęcie, w nie najlepszym stanie. Gdyby to był tylko sen, stałoby teraz w ramce, a on pisałby właśnie sms do Ewy. O siedemnastej trzynaście wszedł pewnym krokiem do komisariatu policji. W palcach przekręcał liść. Taki, który zawsze wplątywał się Ewie we włosy... Zapytał o interesującą go sprawę. Informacje tylko dla rodziny. Adam poczuł wzbierającą w nim złość. Tak się sprawy mają? To posunie się do tego, czego wolał uniknąć. O osiemnastej cztery wcisnął dzwonek u drzwi państwa Masztalerz. Cisza. Wcisnął jeszcze raz. Po chwili w progu ukazała się matka Ewy.
- Och. Dzień dobry, Adamie – powiedziała łamiącym się głosem.
- Dzień dobry. Ja... chciałem spytać, czy państwo coś wiecie na temat... – urwał, nie mogąc wypowiedzieć tych kilku ostatnich słów.
Kobieta pokiwała głową i zaprosiła go do środka. Nie zaproponowała nic do jedzenia, co Adama utwierdziło w przekonaniu, że pani Masztalerz jest w skrajnej rozpaczy. Nic dziwnego.

Usiadł na krześle w kuchni, tymczasem mama Ewy opróżniała filiżankę z kawą. Zdaje się, że nie pierwszą, na stole stało kilka pustych kubków. W końcu usiadła naprzeciwko chłopaka i odezwała się cichym, zbolałym głosem.
- Znaleźli kilku świadków. Według ich zeznań to mógł być dość młody mężczyzna, jechał w tym samym autobusie, co ona... Jedna czy dwie osoby mówiły, że ją zaczepił, pewnie pytaniem o jakąś ulicę... Tak to wyglądało, jakby pokazywała mu drogę.
- A... wyniki sekcji?
- Jeszcze nie ma – ucięła kobieta.
Rozmowa trwała jeszcze kilka minut, a z każdą minutą robiło się coraz bardziej niezręcznie. Adam podziękował więc za informacje i opuścił mieszkanie państwa Masztalerz. Zapewne też już na zawsze.
***
Ewa wybrnęła z autobusu, cicho przeklinając komunikację miejską. Toż to jest niehumanitarne! Przystanęła, żeby poprawić spódniczkę i kurtkę. Spojrzała przy okazji na zegarek. Dochodziła dwudziesta. Szybkim krokiem na skrót będzie w domu za dziesięć minut. Poszła najprostszą drogą, park, zakręt, schody. Po ścieżce niósł się stukot jej obcasów.

Z równoległej alejki wychynęła jakaś postać. Wydobyła z kieszeni coś dużego, jasnego i błyszczącego w świetle lamp. Im bliżej Ewa podchodziła, tym bardziej miała wrażenie, że już tą osobę gdzieś widziała.
- Przepraszam...? – usłyszała jego głos, gdy przechodziła obok.
***