View Single Post
stare 18.04.2008, 16:14   #6
Fobika
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Otwórz oczy...+18

Wow dzięki za tyle pozytywnych komentarzy cieszę się że wam się spodobały moje wypociny.

Rozdział drugi
TEKST: Fobika
ORYGINALNE ZDJĘCIA (dead): Fobika
NOWE ZDJĘCIA: Diana

Samochód sunął powoli po ulicach. Kiedy mijali kolejny bar, Nancy przypomniała sobie, że nie jadła śniadania i poczuła irytujące ssanie w żołądku. Chociaż może to i lepiej, że nic nie zjadła? W końcu za chwile miała oglądać trupa. Orion to naprawdę parszywe miasto. Przez tych kilka lat pracy w policji Widziała setki zmasakrowanych ciał, niektóre tak bardzo, że nawet kształtem nie przypominały postaci ludzkiej. Te krwawe, powyginane i skręcone w różne, przedziwne formy obrazy już na zawsze pozostały przed jej oczami i nie pozwalały zasnąć.
- Gdzie jest denat?- zapytała ze znudzeniem.
- W strefie C, sektor dziewiąty.
Nancy oderwała wzrok od szyby i spojrzała zaskoczona na profil Kawira.
- W strefie C?- zapytała z cichą nadzieją że się przesłyszała.
- Tak, w strefie C- potwierdził Kawir, wpatrując się w drogę.


Nancy z cichym westchnieniem oparła głowę, która nagle zrobiła się bardzo ciężka o zagłówek.
Każde większe miasto ma swoją własną strefę C, czyli miejsce w którym wegetują największe wyrzutki społeczne, a władzę trzyma żelazna ręka licznych gangów. Większość ludzi mieszkających w Orionie nie zdaje sobie sprawy, że w ich czystym, pachnącym mieście jest takie miejsce gdzie człowieka można bezkarnie zabić na ulicy, budynki rozpadają się, a ludzie (o zgrozo!) nie zmieniają bielizny. O tym się po prostu nie mówi.
Choć właściwie to właśnie strefa C, była początkiem miasta Orion. Wybudowana około dwieście lat temu, przez ostatnich ocalałych po Wielkiej Wojnie. W początkach swojego istnienia była bezpiecznym azylem i ośrodkiem handlu. Kilka lat później pojawił się Kronos i za pomocą alchemii, rozbudował miasto i otoczył je kopułą, która chroniła je przed szaleńczymi żywiołami. Ludzie powoli zaczęli masowo opuszczać strefę C i przenosić się w głąb rozrastającego się miasta. Strefa C zaczęła powoli umierać. Miasta są jak ludzie, rodzą się, dojrzewają i z czasem umierają, z tą jedną różnicą, że w przeciwieństwie do organizmów z krwi i kości, nie wiedzą, że są martwe. Ludzie krzątający się wewnątrz martwego truchła starają się zachować wszelkie pozory życia, nawet długo po tym jak część miasta wykrwawiła się na amen. Mieszkańcy strefy C, byli właśnie takimi robakami żerującymi na martwym truchle.
Między miastem Orion, a strefą C panowała jedna niepisana zasada. Żaden wóz policyjny, strażacki czy karetka nie zapuszczał się w ten zapomniany obszar po zmroku. Dopiero nad ranem nieliczne wozy policyjne wjeżdżały tam by pozbierać martwe ciała ofiar nocy. W ciemnych uliczkach tej dzielnicy często rozbrzmiewa rozpaczliwe wołanie o pomoc, lecz rzadko kto na nie odpowiada i jest to jak najbardziej zrozumiałe.
Nancy w ciągu kilku lat swojej służby, tylko raz przekroczyła granice strefy C. Sprawa dotyczyła zabójstwa ważnej osobistości z pachnącej i czystej części Orionu, która została porwana i zabita w martwej dzielnicy. Tym razem też musiało chodzić o kogoś ważnego.
- Kim jest denat?- zapytała.
- Niestety nie wiem- odpowiedział chłodno Kawir.
Nancy otworzyła schowek i wyjęła pistolet. Rozluźniła się czując ten znajomy chłód pod palcami. Przebiegła spojrzeniem po jego gładkiej tafli i z niemal sakralną czułością pogładziła jego rękojeść. Po chwili wyciągając się na siedzeniu schowała broń za pasek spodni.
- Przyśpiesz- mruknęła, chciała jak najszybciej znaleźć się na miejscu i mieć to już za sobą. A potem może mały wypad do pubu na kieliszek szkockiej?
- Jedziemy maksymalną dozwoloną prędkością, jeżeli przyśpieszę złamie prawo.
Nancy posłała Kawirowi spojrzenie pełne nienawiści i wróciła do obserwacji świata który przelatywał przez szybę samochodu.


Z czasem zgrabne czyste bloki za oknem zaczęły zastępować, stare ceglane baraki i rozsypujące się fabryki. Wjeżdżali w strefę C. W tym miejscu prawie zawsze panował półmrok, nawet powietrze wydawało się być gęstsze.
Gdzieniegdzie przemykały między uliczkami, przygarbione, ciemne postacie, przypominające raczej cienie niż żywych ludzi. Niektórzy zatrzymywali się i tępo wpatrywali w przejeżdżający samochód Nancy. Rzadko mieli okazje widzieć tak drogie auto na swoich ulicach. Kawir płynnymi ruchami kierownicy omijał porozrzucane na drodze sterty gruzu i kubły śmieci z których wyskakiwały szczury wielkości dużego kota i szczerzyły żółte zęby do przejeżdżającego obok samochodu. Nancy ze znudzeniem obserwowała stare rozpadające się budynki, które były pozostałością po czasach w których miasto nie było jeszcze otoczone kopułą.
Po jakimś czasie Kawir zatrzymał samochód.
- Jesteśmy na miejscu- powiedział i uśmiechnął się dobrodusznie. Nancy spojrzała na kilku piętrową, ceglaną ścianę wznoszącą się przed nią. Była pozbawiona okien.
Kiedy tylko weszła do budynku uderzył w nią odurzający swąd pleśni i wilgoci, jeszcze gorszy od tego który królował w jej lodówce. Budynek był czymś na wzór bloku mieszkalnego. Z nieukrywanym obrzydzeniem rozejrzała się po ścianach przesiąkniętych grzybem i pełnymi zacieków.




Kawir ruchem głowy wskazał na schody. Za każdym krokiem stopnie skrzypiały jeszcze bardziej. Przez krótką chwilę przez umysł Nancy przebiegła myśl, że mogą się zawalić.
- Tędy- Kawir skręcił w prawy korytarz. Nancy bez słowa poszła za nim.
Korytarz wypełniał słodkawy zapach pleśni i popiołu. Na ścianach wciąż były jeszcze resztki zielonkawej tapety. Kawir zatrzymał się przed drewnianymi drzwiami z numerem 27. Odsunął się na bok i przepuścił Nancy.
Nancy pchnęła drzwi i weszła do środka. W małym dusznym pokoju krzątało się kilku rosłych mężczyzn. Trzech pstrykało zdjęcia, a dwóch pozostałych stało w kącie paląc papierosy i śmiejąc się wesoło. Pozbawiony okien pokój byłby grotą ciemności, gdyby nie porozstawiane w kątach policyjne lampy. Nagle do Nancy podeszła wysoka kobieta o śnieżno białych włosach i morskich oczach. Ubrana była w gładki biały kostium. Nancy drgnęła nerwowo. Boże jak oni to robią, że się tak nagle pojawiają?


- Detektyw Morison, gdzie jest denat?- zapytała Nancy. Uniosła odznakę na wysokość oczu kobiety i starała się za wszelką cenę powstrzymać drżenie rąk.
- Oczekiwaliśmy na panią- odpowiedziała białowłosa kobieta ciepłym i miłym głosem, od którego Nancy zbierało się na wymioty- Proszę za mną- płynym ruchem odwrócił się i skierowała do przymkniętych drzwi po drugiej stronie pokoju. Nancy wbiła między jej łopatki wściekłe spojrzenie, ale bez słowa sprzeciwu ruszyła po jej śladach. Idąc za nią, przyglądała się jej bacznie. Wydawało się, że białowłosa kobieta chodząc nie dotyka ziemi, tylko płynie nad nią. W jej ruchach było coś magicznego, hipnotyzującego, jakby była esencją kobiecości. Kiedy mijali dwóch palących mężczyzn, do uszu Nancy doszły ich stłumione szepty. Podniosła wyżej głowę i wyprostowała się. Była przyzwyczajona do tego, że jej osoba wzbudza zaciekawienie i nieprzyjemne szepty. Nauczyła sobie z tym radzić. Najlepszym sposobem było udawanie, że niczego nie widzi, ani nie słyszy.
Przekraczając próg sąsiedniego pokoju, Nancy wciągnęła głośno powietrze do płuc.


Ostatnio edytowane przez Diana : 11.11.2024 - 21:28
  Odpowiedź z Cytatem