View Single Post
stare 27.05.2008, 10:07   #16
Kliii
 
Avatar Kliii
 
Zarejestrowany: 22.05.2008
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta
Postów: 177
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: "Namiastka życia"

W tym odcinku będzie mniej zdjęć, więcej tekstu, ale nie będę owijać w bawełnę, dość mało się dzieje.

"Namiastka życia"
Odcinek 3
- Pociąg wypadł z torów, Marek jest w szpitalu na ulicy Kasztanowej, w stanie krytycznym. Jak chcesz, możesz do niego pojechać. Rano w wiadomościach mówili o tym wypadku i że jest dużo niezidentyfikowanych osób, więc pojechałam sprawdzić, czy twoim przyjaciołom nic nie jest…
Nie słuchałam dalej. Rozłączyłam się. Marek może umrzeć, Marek może umrzeć…Nie mogłam przestać o tym myśleć. Jak mogłam przez chwilę sądzić, że nie ma go, bo nie zależało mu na mnie? Jestem niewdzięczna. A on w tym czasie przeżywał katusze! Rozpłakałam się na dobre. Zachłystywałam się własnymi łzami. Zaczęło brakować mi powietrza. Muszę się uspokoić, muszę pojechać do Marka. Tylko on się teraz liczy. Wyszłam na dwór. Świeży powiew wiatru osuszył mi łzy, przywrócił na chwilę równowagę psychiczną.



Przypomniałam sobie numer autobusu, którym jechałam do szpitala, gdy dziadek był chory. Zmarł w tym szpitalu. Znów łzy popłynęły z moich oczu. Jak wczoraj mogłam płakać z powodu przeprowadzki??? Pół godziny później stałam przed budynkiem, dzięki któremu przeżyłam zapalenie płuc, lecz który zarazem zabrał mi dziadka.



To w tym szpitalu po raz pierwszy naprawdę rozpłakałam się. Choć miałam tylko 6 lat, w pełni rozumiałam, co się dzieje. Do dziś na wspomnienie dziadka łzy cisną mi się do oczu. Ten budynek nie może mi odebrać Marka. Nie pozwolę mu. Z szybkością błyskawicy przemknęłam przez szatnię i siłą przepchnęłam się do rękawa z tytułem-krytyczne przypadki. Choć to były tylko litery, wstrząsnęły mną ogromnie. Nie mogłam uwierzyć, że to właśnie na tym oddziale leży mój chłopak i walczy o życie. A może już nie walczy? Nie, nie wolno mi tak myśleć. Zaczepiłam jakąś pielęgniarkę.



- W której sali leży Marek Stolarski?- ledwo wyksztusiłam te słowa, a spazmy płaczu wstrząsnęły moim ciałem.
-Spokojnie, może usiądziesz, uspokoisz się?
- W której sali?- wzrokiem wariatki popatrzyłam na pielęgniarkę.
-A kim dla niego jesteś?- kobieta zaczynała mnie denerwować.
-Dziewczyną.
- W sali numer 8.
Pobiegłam w poszukiwaniu taj sali. Okazało się, że jest ona na końcu korytarza. Opanowałam płacz, Markowi teraz potrzebne jest wsparcie. Cicho i powoli otworzyłam drzwi. W jednoosobowej sali leżał Marek podłączony do jakiegoś dziwnego urządzenia. Był cały poraniony.



-Marta…Cieszę się, że tu jesteś- jego słaby, w niczym nie przypominający głosu „dawnego” Marka przeraził mnie.
- Kocham cię- nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Ja cię też. Wiem, że umrę, ale chcę, żebyś była przy mnie do końca.
-Nie mów tak, nie umrzesz.
- Nie chcę cię martwić, ale tak będzie. Kiedy będzie po wszystkim, w szufladzie jest list w kopercie. Weź go i przeczytaj na moim pogrzebie.- jego przygotowanie na śmierć i spokój przytłoczyły mnie.
Siedziałam u Marka jeszcze około godzinę. Rozmawialiśmy o naszych planach na przyszłość, jak gdyby nigdy nic. W pewnym momencie wstał.
- Nie możesz wstawać, pogorszy ci się.
-I tak mi się pogarsza. Kiedyś będziesz musiała wyjść, a ja umrę w samotności. Nie chcę tego. Nawet jeśli przeżyję do jutra, nie będę już miał siły wstać. A przed śmiercią muszę zrobić jeszcze jedno.
Pocałował mnie.



Nie w policzek, tak jak zawsze, tylko namiętnie, z miłością, której głębi nigdy jeszcze nie poczułam. Wypełniła mnie euforia. Pomyślałam, że jeśli może tak całować, to na pewno przeżyje i będziemy razem aż do śmierci w późnej starości. Wtedy pierwszy raz poczułam, jak mocno kocham Marka. Po kilku minutach pocałunek dobiegł końca.
- Pamiętaj, że zawsze będę cię kochał.
- Ja ciebie też.
Nagle Marek osunął się na podłogę.



Dziwna maszyna zaczęła pykać. W ciągu kilku sekund do sali zbiegło się kilka pielęgniarek i lekarz. Pytali, co się stało. Powiedziałam, że Marek pocałował mnie . W strachu czekałam na wyrok lekarza.
- Bardzo mi przykro, ten pocałunek kosztował go życie.
Drgawki przejęły moje ciało. Z rozpaczą przytuliłam najdroższą mi osobę na świecie. Nie żyje. Lekarz lekko odciągnął mnie od trupa. Jak to ohydnie brzmi! Trup! Mój Marek nie może być trupem. Nie chciałam już patrzeć na martwe oczy, bladą twarz i ciało bez życia. W tym miejscu chciałam zobaczyć roześmianego, pełnego życia Marka, który nie może usiedzieć na miejscu. Wzięłam kopertę, żeby pojechać do domu i spokojnie się wypłakać. W moich oczach czekały już litry łez, które z trudem powstrzymywałam.


W następnym odcinku:
- Czy Marta otrząśnie się z depresji?
- Czy Marta pogodzi się z Moniką?
__________________

Ostatnio edytowane przez Kliii : 30.05.2008 - 16:09
Kliii jest offline   Odpowiedź z Cytatem