Cytat:
Napisał Sheep-y
To zdanie jest kompletnie pozbawione sensu.
|
Nie jest, też zastanawiałam się, jak to napisać, jak się przeczyta któryś raz z rzędu, to się zrozumie. Chodzi o to, że już od trzech dni dzień zaczyna płacząc. Dopisałam "następny", żeby podkreślić, że właśnie się obudziła i to trochę pogmatwało.
"Namiastka życia"
Odcinek 6
Szybko z mamą wsiadłyśmy do taksówki, przecież głupio byłoby spóźnić się na pogrzeb. Był ciepły, pochmurny poranek, ale zapowiadało się na piękne popołudnie. Jak w taki dzień może dziać się coś tak smutnego, przygnębiającego jak pogrzeb?
Okazało się, że msza będzie odprawiana w małym, starym, drewnianym kościółku, za którym znajduje się parafialny cmentarz. Uff, msza się jeszcze nie zaczęła. Weszłyśmy do kościoła i zajęłyśmy miejsca w drugim rzędzie. W środku wszystko było ustrojone kwiatami, niedługo drugoklasiści po raz pierwszy będą w pełni uczestniczyć w mszy. Poszłam się wyspowiadać. Na szczęście w konfesjonale siedział bardzo miły ksiądz, który mnie rozumiał i nie chciał jeszcze bardziej popsuć mojego, i tak już paskudnego nastroju. Ksiądz zaczął mówić o intencji dzisiejszej mszy. Łzy pociekły mi z oczu. Chciałam, aby ta msza nigdy się nie kończyła, abym nie musiała patrzeć na martwe ciała moich przyjaciół. Jednak przyszedł już czas na ostatnie pożegnanie. Za księdzem powoli cały kościół zmierzał na cmentarz. Wszyscy zgromadzili się wokół trumn. Każdy chciał się pożegnać, ostatni raz spojrzeć na bliską sobie osobę, zanim zniknie ona na wieki pod ziemią, zaznaczona jedynie tabliczką z imieniem i nazwiskiem oraz datą zgonu. Potem będą tu przychodzić najpierw codziennie, potem za tydzień, aż w końcu zupełnie zapomną i będą chodzić na grób tylko z przyzwyczajenia. Popatrzyłam na nieruchome, blade ciała moich przyjaciół. Dlaczego oni? W czym zawinili? Byli najlepszymi osobami, jakie znałam. Nie mogą tu leżeć, to tylko zły sen. Uszczypnęłam się. Niestety, nie obudziłam się w łóżku, nadal stałam przed trumnami w tym straszliwym miejscu, tylko że już zaczęli je zakopywać. Już nigdy nie zobaczę Marka i Julii. To niesprawiedliwe! Dopiero teraz zauważyłam, że wszyscy oprócz mnie płaczą. Głupio się poczułam, ale nie mogłam wydobyć z siebie ani jednej łzy. Zwykle płaczliwa Marta teraz nie miała nawet jednej łzy w oczach! Rozpacz ją przepełniała od środka, ale nie było jej objawów. Na stypie usiadłam przy stoliku z mamą i rodzicami Marka.
Nagle przypomniałam sobie o kopercie od mojego chłopaka. Jak mogłam o niej zapomnieć??? Musiałam wrócić po nią do domu. Dobrze, że to tylko 15 minut samochodem. Gdy weszłam do domu, usłyszałam dziwne dźwięki dochodzące z sypialni rodziców. Zajrzałam tam. Na łóżku leżał pijany tata z koleżanką z pracy.
Zaśmiewali się. Szybko zamknęłam drzwi. Później powiem mamie. Wyjęłam z szuflady biurka kopertę i już mnie nie było. Wróciłam na stypę.
-Marek kazał mi coś przeczytać na własnym pogrzebie-słabym głosem zwróciłam na siebie uwagę.
Powoli otworzyłam kopertę. Był w niej list. Słabym głosem zaczęłam czytać.
Drodzy Rodzice i przyjaciele!
Wiem, że kiedy to czytacie, ja już leżę w grobie. Proszę, nie płaczcie po mnie, nie noście żałoby, ja zawsze będę przy was. Marto, znajdź sobie chłopaka, załóż rodzinę, będę ci kibicował. Mamo, pogódź się z tatą, nie chcę już być jedynakiem.
Co kilka słów wybuchałam płaczem, jednak to, co było napisane dalej, na następnej kartce wstrząsnęło mną dogłębnie.
To Julia wykoleiła pociąg myśląc, że Marta już znalazła sobie nowych przyjaciół, bo spytała, kto dzwoni. Tłumaczyłem jej, że to podstawowe pytanie, aby być pewnym, że to nie pomyłka. Nie słuchała. Wtargnęła do kierowcy, przyspieszyła i…to się stało. Proszę, nie wińcie jej za to.
Kocham Was wszystkich
Marek
I znowu moja wina! Młodsza siostra Julii rozpłakała się. Płacz, płacz, płacz… To jedyne, co w tej chwili robiłam. Początek maja, koniec życia w szczęściu. Tak jak chciał Marek, nie nosiłam żałoby. Ubierałam się normalnie, uśmiechałam się, chodziłam do szkoły, jednak moje serce wciąż przepełniał niewyobrażalny ból objawiający się płaczem w łazience. Myślałam, że już nic nie może być takie same, to absurd. Nie mogę bez nich żyć. Myślę czasem o samobójstwie, powstrzymuję się tylko ze względu na prośbę Marka. Gdyby nie jego list, pewnie bym już nie żyła. Codziennie czytam go i codziennie ból jest tak samo wielki, jak w tamtą pamiętną sobotę w południe…
W następnym odcinku:
- Czy Marta otrząśnie się z depresji?
- Co ciekawego zdarzy się w szkole?