"Namiastka życia"
Odcinek 8
Natychmiast zrobiło mi się żal tego, co powiedziałam. Przecież Marek chciał, żebym normalnie żyła, a Dawid chce mi w tym pomóc.
- Przepraszam, poniosło mnie-naprawdę żałowałam poprzednich słów.
- Nie, to moja wina. Nie powinienem tak mówić, ale minął już miesiąc i pomyślałem…
- Masz rację, ale ciągle nie mogę się otrząsnąć.
- Może spotkamy się na przykład w parku, porozmawiamy?
Nagle Dawid wydał mi się bardzo sympatyczny. W końcu chciał mi pomóc zacząć normalne życie. Był taki przystojny… Dziwne, dopiero teraz to zauważyłam. Marto, znajdź sobie chłopaka… Fragment listu od Marka teraz dźwięczał w mojej głowie, jednak nie mogłam go posłuchać. Jeszcze nie teraz. Cóż, jednak zawsze można porozmawiać…
- Dobrze, kiedy?
- Może dzisiaj o ósmej?
- OK.
Dawid odprowadził mnie do domu. Przez całą drogę podejrzanie na mnie patrzył. Gdy mieliśmy się pożegnać, chciał pocałować mnie w policzek. Odepchnęłam go. W jego oczach natychmiast pojawił się smutek. Było mi go żal, ale nie dam się całować po krótkiej rozmowie. Rzuciłam mu przepraszające spojrzenie i zniknęłam w czeluściach mojego domu. W salonie zastałam matkę całą we łzach.
- Co się stało?
- Powiedziałam twojemu ojcu, że widziałaś go w łóżku z obcą babą, a on zarzeka się, że mnie nie zdradził. Ohydny kłamca! Jeszcze dam mu popalić!
- Uspokój się, co zamierzasz mu zrobić?
- Jeszcze nie wiem, ale coś ohydnego. Jak on w ogóle mógł tak kłamać? I to w żywe oczy!
Pomyślałam to samo, co mama.
- No właśnie, przecież widziałam go w jednoznacznej sytuacji z tą…-nie dokończyłam, bo do domu wszedł tata z miną wściekłego byka.
- Nic nie zrobiłem, mówię wam-bezczelność taty wyczuwałam na odległość.
- Taaa, jasne. Jak możesz tak okłamywać mamę, ty obrzydliwy padalcu?
- Poczekam aż się uspokoisz i wtedy wyjaśnimy sprawę.
- Nie, nie mamy zamiaru z tobą rozmawiać-do kłótni włączyła się mama.-I wynoś się z tego domu!
- Nigdzie nie pójdę, bo nie zawiniłem-tata pognał szybkim krokiem na górę.
Kilka minut później usłyszałam trzask gwałtownie zamykanych drzwi. Uspokoiłam mamę i poszłam do pokoju. Wzięłam się za odrabianie lekcji, żeby poprawić dwóję z matmy na świadectwie.
Nawet dobrze mi szło, gdy nagle zadzwonił telefon. To była Karolina. Powiedziała, że chodzi z Kubą i że bardzo mi dziękuje. Chwilę pogadałyśmy o bzdurach. Wróciłam do lekcji. Nie mogłam się skupić, myślałam o wszystkim, tylko nie o algebrze. Moją głowę zaprzątały setki pogmatwanych myśli o Marku, Julii, wypadku, moim przyszłym rodzeństwie, Dawidzie…Nim się spostrzegłam była siódma. Wyjęłam z szafy zwiewną sukienkę, umalowałam się i wyszłam z domu. Poszłam do parku. Spojrzałam na zegarek: było za dwadzieścia ósma. Na placu zabaw koło parku bawiły się małe dzieci.
Na ławkach siedziały ich mamy. A gdzie tatusiowie? Pewnie pracują albo…udają, że pracują. Za kilka lat te dzieci może będą cierpieć z ich powodu. A teraz te maluchy nie zdają sobie sprawy, że istnieją jakiekolwiek inne problemy niż którą sukienkę założyć lalce. Oddałabym wszystko za to, żeby żyć w niewiedzy, bawić się ciągle jak one. Powoli skierowałam się do parku. Był to mały plac otoczony roślinnością z fontanną po środku. O dziwo nikogo tam nie było. Usiadłam na ławce i pogrążyłam się w myślach.
Nagle nerwowo spojrzałam na zegarek: dziesięć po ósmej, a Dawida nadal nie ma. Pewnie wystawił mnie do wiatru, nie ma innej możliwości. Długo siedziałam na ławce wpatrując się w fontannę. Nagle na ziemi przed sobą zobaczyłam cień…
W następnym odcinku:
- Czy Dawid przyjdzie?
- Jak mama Marty zemści się na mężu?