No macie i wypchajcie się x)
Odcinek 13 - My happy ending

Długo męczyłam się z sypialnią, żeby ją jakoś urządzić. Razem z Michaelem zdecydowaliśmy się, że dzisiejszą noc przenocujemy u niego, a jutro już wprowadzimy się do naszego nowego domu zupełnie. Byłam tak zmęczona, że prawie odrazu położyłam się do łóżka. Leżałam w nim, ale nie mogłam zasnąć. Przytulałam się do mojego chłopaka, rozmawialiśmy trochę, ale on zaraz zasnął i zostałam sama. Zasnęłam dopiero nad ranem. Gdy się obudziłam w domu unosiła się woń naleśników. Odrazu wstałam i poszłam powoli do kuchni.
- Mmm... Cóż za zapachy z samego rana! - powiedziałam lekko jeszcze zaspana.
- Rekompensata za wczorajsze śniadanko - uśmiechnął się Michael.
Zjedliśmy, dyskutując co trzeba jeszcze zrobić.
- Muszę jeszcze pojechać do Carmit i wyjaśnić wszystko...
- Okej... Ale może najpierw pojedziemy wybrać kafle do łazienki i kuchni?
- Myślę, że do kuchni lepsza będzie boazeria...
- Ja się na tym nie znam - uśmiechnął się - to ja zwijam dzisiaj naczynia, a Ty idź się szykuj...
Poszłam do łazienki. Stwierdziłam, że pójdę chyba dzisiaj do fryzjera, bo patrzeć na siebie nie mogę, te włosy już mnie dobijają. Upiełam delikatnie włosy, lekko się umalowałam i poszłam się ubrać. Włożyłam żakiet i dżinsy. Jak wyszłam z pokoju Michael też był już gotowy. Wyszliśmy z mieszkania. Pojechaliśmy do LeroyMerlin. W godzinę znaleźliśmy wszystko co było nam potrzebne, tzn. kafle do łazienki i kuchni, boazerie i meble do kuchni i urządzenia sanitarne do łazienki. Byłam zadowolona z zakupu, później wzięłam w końcu swój samochód (Michael podwiózł mnie na parking do mojego starego mieszkania) i pojechałam do fryzjera. Ściął mi trochę włosy, ufarbował i było super! Później pojechałam do Carmit. Stanęłam przed jej domem. Chwilę się zawachałam, ale zapukałam do drzwi. Po chwili pojawiła się w nich Carmit. Nie poznałam jej, miała krótko ścięte włosy, zupełnie inny makijaż, w którym jej sobie nawet nie wyobrażałam.
- Cześć - powiedziałam niepewnie.
- Ah... Witaj, Ashley! - powitała mnie jak gdyby nigdy-nic.
Weszłam do środka. Zaparzyła mi kawy, podała ciastka.

- Carmit... Ja nie wiem jak zacząć...
- Najlepiej od początku - zażartowała.
Opowiedziałam jej historię z tym wyjazdem do Anglii i w ogóle, a ona powiedziała tylko:
- Tak na prawdę to ty mi nic nie zrobiłaś. Ja tylko udawałam, wiedziałam że uciekniesz i chciałam, żeby to otworzyło ci oczy, ale cieszę się że jesteś z powrotem i że wszystko już jest dobrze.
Chwilę jeszcze rozmawiawiałyśmy, później powiedziałam że muszę jechać jeszcze do sklepu, bo kupiliśmy dom i trzeba go jakoś urządzić.
- To ja się zabiorę z Tobą, jeżeli oczywiście mogę... Pomogę ci i w ogóle, tylko się przebiorę...
Niedługo później byłyśmy w drodze do sklepu. Kupiłyśmy trochę bzdetów i innych pierdółek. Wróciłyśmy do domu. Było już ciemno. Zdziwiłam się, że światła w domu nie są zapalone. Pomyślałam, że Michael pojechał jeszcze po coś, weszłyśmy do domu. Położyłyśmy zakupy w korytarzu. Zaprosiłam ją do salonu. W jednej chwili zapaliło się światło, wyskoczył Michael i paru innch naszych przyjaciół.
- Sto lat! Sto lat, niech żyje, żyje nam... - zaczęli śpiewać. Carmit w ogóle nie była zdzwiona, wiedziała o wszystkim!
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! - krzyknął Michael i mocno mnie przytulił. Przecież dzisiaj kończyłam 24 lata! Zupełnie mi to z głowy wyleciało.

Poleciałam szybko się przebrać w jakąś kieckę. Później pokroiliśmy tort. Zabawa była cudowna. W końcu Evelina powiedziała:
- No spytaj się jej wreszcie, Michael!
Michael wstał. Uklęknął przede mną.
- Ashley, nie umiem słowami wyrazić tego, czego czuję do ciebie. Skłamałbym mówiąc, że kocham cię ponad życie, bo kocham cię jeszcze bardziej... Jezu, słowa mi się już plączą, nie każ mi mówić długiej formułki... Ashley, kochanie... Wyjdziesz za mnie? - wyciągnął piękny, błyszczący pierścionek.
Byłam zaskoczona. Nie spodziewałam się, że to wszystko tak szybko się potoczy. Wiedziałam tylko jedno: chcę, być z Michaelem do końca życia. Kochałam go całym sercem.
- Chcę spędzić z tobą reszte życia - powiedziałam krótko i zaraz rzuciłam mu się na szyję. Pocałował mnie. Czułam, że to co wycierpiałam z wszystkimi innymi facetami zrekompenuje mi ten oto jeden, jedyny Michael.
KONIEC
Aha, powiem jeszcze tyle... Dziewięć miesięcy później urodziła się śliczna Karolinka. Była razem ze mną na ślubie, który odbył się miesiąc po zaręczynach.
Proszę o nie zamykanie tematu, przynajmniej jak na razie. A jeżeli już chcecie zamknąć, to chociaż nie kasujcie tych wszystkich komentarzy...