View Single Post
stare 25.06.2008, 11:56   #100
Fobika
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Otwórz oczy...+18

Kiedy opuścili mury bloku Nancy, Siwan szybkim krokiem podszedł do zaparkowanego obok samochodu. Otworzył przed Nancy tylne drzwiczki i czekał aż wsiądzie. Nancy przystanęła i omiotła samochód nieufnym spojrzeniem. Na przednim siedzeniu spostrzegła wyprostowaną sylwetkę, jednak było zbyt ciemno by mogła rozpoznać twarz. Nancy westchnęła ciężko i położyła dłoń na broni. Trudno, musi zaryzykować. Jedno jest pewne, nie da się zaskoczyć dwa razy tego samego wieczoru. Wsiadła do samochodu i zajęła tylne siedzenie.
- Nic się pani nie stało?- zapytała Ana odwracając się do niej z przedniego siedzenia. Wyglądała zupełnie inaczej, niż wtedy kiedy Nancy zobaczyła ją po raz pierwszy. Włosy miała w nieładzie, kilka niesfornych rudawych kosmyków opadało na jej twarz. Na bladym policzku miała trzy krwawiące szramy.
- Wszystko w porządku, ale możesz mi do cholery wyjaśnić co się tu dzieje?- spytała agresywnie Nancy. Ana spojrzała na Siwana, który akurat zajął miejsce kierowcy, szukając u niego wsparcia. Siwan odpowiedział jej równie bezradnym spojrzeniem i odpalił silnik. Po chwili samochód ruszył.

- Jakieś półtora godziny temu, zostałam zaatakowana przez własną asystentkę, Loarę- urwała na chwilę i pogładziła się po zranionym policzku- Próbowała mnie udusić, gdyby nie Siwan... pewnie już bym nie żyła- położyła dłoń na ramieniu Siwana. Siwan oderwał na chwilę spojrzenie od drogi i odwrócił głowę w jej stronę.
- Po prostu przyszedłem do ciebie w odpowiednim momencie- powiedział czule.
- Tak- szepnęła Ana i cofnęła dłoń- Siwan uratował mnie w ostatniej chwili. Zastrzelił Loarę- powiedziała z żalem, który nie pasował do osoby, która niecałe dwie godziny temu cudem uniknęła śmierci- Z początku myślałam, że coś się w Loarze zepsuło, doszło do przeciążenia systemu lub...- urwała na chwilę i nabrała powietrza- Na szczęście jej płyta główna była cała. Zdołałam się do niej podłączyć. Znalazłam na niej rozkaz wysłany ze świątyni. Miała mnie zabić. Zrozumiałam, że kapłani chcą pozbyć się świadków z kradzieży w laboratorium, by nic nie przedostało się do opinii publicznej. Doszłam do wniosku, że podobny rozkaz wyślą do twojego asystenta. Przyjechaliśmy z Siwanem do ciebie, by cię ostrzec. Resztę już znasz...
- Zaraz, zaraz- Nancy pokręciła głową- Przecież asystenci są tak zaprogramowani, by nie krzywdzić ludzi. Nie mogą zabić żywej istoty...
- Nancy nie bądź naiwna!- przerwał jej Siwan podnosząc głos- Nie wierz we wszystko co mówią w telewizji. Kapłani są wszechwładni, to oni stanowią prawo. Mają władzę nad wszystkimi w tym mieście. A jak lepiej kontrolować obywateli, jak nie za pomocą metalowych asystentów przebywających z nimi prawie dwadzieścia cztery godziny na dobę? Asystenci są czymś więcej niż tylko androidami pomagającymi w pracy i ułatwiającymi życie. To oczy i uszy kapłanów, wykonujące każde ich zadanie. Dzięki nim świątynia wie wszystko, jak długo śpimy, z kim się spotykamy i czy przypadkiem nie knujemy jakiegoś spisku. A kiedy ktoś staje się niebezpieczny, lub wie zbyt wiele, kapłani pozbywają się takiej osoby sprawnie i cicho za pomocą asystentów. Tak właśnie wygląda współczesny świat- powiedział na koniec marszcząc brwi.
- Siwan ma rację- powiedziała słabo Ana- Większość mieszkańców Orionu myśli, że androidy są nieszkodliwe. W rzeczywistości są oni zabójczą bronią w rękach kapłanów i cichymi strażnikami porządku.
Nancy oparła głowę o fotel i w milczeniu starała się uporządkować w myślach to co właśnie usłyszała. Kawir towarzyszył jej od lat, spełniał każdą jej prośbę. Był jej kucharzem, sprzątaczem, partnerem w pracy i opiekunem. Wiedział o niej wszystko, czasami bezbłędnie odgadywał jej potrzeby. Chociaż zawsze wiedziała, że nie jest żywą istotą i z tego powodu starała się utrzymać między nimi dystans, to jednak Kawir wypełniał w jej życiu tą przytłaczającą pustkę samotności. Bez niego, byłaby zupełnie sama, skazana na godziny milczenia, zamknięta w pustej rzeczywistości swojego mieszkania. Mimo tej całej zewnętrznej otoczki pogardy i nienawiści, darzyła go w pewnym stopniu sympatią. W tej chwili dotarło do niej, że Kawir nie był niczym więcej jak tylko szpiegiem kapłanów. Głupia, metalowa puszka. Nancy nie mogła powstrzymać fali smutku i żalu rozlewającej się po jej ciele.
- Wiem, że to trudne- powiedziała ze współczuciem Ana, widząc zasmuconą twarz Nancy- Chociaż wszyscy dobrze wiemy, że białowłosi są tylko robotami, przywiązujemy się do nich. Z czasem stają się częścią naszego życia. Mi też jest ciężko, Loara była dla mnie naprawdę bardzo ważna.
Nancy zwróciła na nią zimne i puste spojrzenie niebieskich oczu.
- Kawir był tylko robotem, w dodatku skutecznie zatruwającym mi życie. Nie zamierzam nosić po nim żałoby i prawdę mówiąc cieszę się, że pozbyłam się tego zbędnego bagażu- powiedziała beznamiętnie, skutecznie ukrywając za maską zobojętnienia burzę wewnętrznych uczuć. Ana bez słowa odwróciła głowę w stronę drogi. Nancy przymknęła powieki i ponownie oparła głowę o fotel, powracając do świata swoich myśli. Kawir przez cały czas był pluskwą. Pewnie na bieżąco informował kapłanów o jej postępach w śledztwie, możliwe, że na ich rozkaz zataił przed nią kilka cennych dowodów które utrudniały jej rozwikłanie zagadki. Gdyby nie Roni i Dan utknęła by w martwym punkcie. Nancy gwałtownie otworzyła oczy.
- Siwan na ciebie też zapadł wyrok?- zapytała podniecona.
- Nie, chyba nie. Wątpię żeby wiedzieli, że wam pomagam- powiedział z podejrzeniem przyglądając się we wstecznym lusterku wybuchowi energii Nancy.

- Daj mi swoją komórkę- powiedziała wyciągając rękę.
- Mogę dać ci swoją- powiedziała Ana wsuwając rękę do kieszeni.
- Nie, od teraz nie możemy używać swoich komórek. Jeden telefon i kapłani od razu nas namierzą.
Siwan wyciągną z kieszeni komórkę i podał ją Nancy. Pośpiesznie wybiła numer i przycisnęła telefon do ucha.

W ciemnym mieszkaniu Dana rozbrzmiał dźwięk telefonu. Białowłosa kobieta spojrzała na leżącego na ziemi martwego mężczyznę. Odłożyła na stół zakrwawiony nóż i podeszła do ciała. Pochyliła się nad nim i zaczęła przeszukiwać kieszenie jego żakietu. W końcu znalazła komórkę. Otarła rękawem zakrwawiony ekranik i spojrzała na nieznany sobie numer.

Nancy oddała telefon Siwanowi.
- Do kogo dzwoniłaś?- zapytał zaciekawiony.
- Do Dana, przyjaciela. Bardzo mi pomógł i sporo wiedział o projekcie Nova. Pomyślałam, że kapłani mogli wydać wyrok też na niego, Kawir widział jak rozmawialiśmy. Ale nie odbiera telefonu- dodała zmartwiona.
- Jest już późno, może śpi?- zasugerowała Ana.
- Tak, bardzo możliwe- mruknęła i wbiła zamyślone spojrzenie w szybę samochodu- Dokąd jedziemy?- zapytała. Siwan spojrzał zdezorientowany na Anę
- Ja nie wiem...- powiedział zmieszany- Ja nigdy nie uciekałem przed policją. Chyba powinniśmy się gdzieś ukryć?- zapytał niepewnie. Nancy przewróciła oczami.
- Jedź do strefy C, to najlepsze miejsce na kryjówkę.
Siwan i Ana równocześnie skierowali na Nancy zaskoczone spojrzenia, by upewnić się, że nie żartuje.


Po krótkich poszukiwaniach znaleźli idealny budynek, zaledwie trzy ulice od granicy Strefy C. Słońce już dawno zaszło i dla własnego bezpieczeństwa postanowili nie zapuszczać się głębiej. Zdecydowali się zatrzymać w starym, obdartym baraku bez okien. Zostawili samochód w pobliskiej uliczce i przykryli go stertą kartonów i śmieci, by ukryć go przed wzrokiem potencjalnych złodziei, których nie brakowało w strefie C. Barak wyglądał na niezamieszkały jednak by się upewnić, że będą w nim w miarę bezpieczni, Nancy z uniesionym pistoletem weszła pierwsza. Siwan i Ana zostali na zewnątrz rozglądając się niepewnie po ciemnej ulicy.
- Nie musisz tu z nami zostawać- powiedziała Ana ściszonym głosem- Nie powinieneś tak się narażać...
- Nawet tak nie mów- przerwał jej stanowczo Siwan- Wiesz dobrze, że nigdy nie zostawię cię samej- dodał czulej. Ana spojrzała na niego z wdzięcznością i uśmiechnęła się słabo.
- Jesteś naprawdę niesamowity- wyszeptała. Po chwili przed oczami Any rozlała się ciemność, zachwiała się i najpewniej by upadła, gdyby nie szybka reakcja Siwana, który w porę zamknął jej osłabione ciało w swoich ramionach.
- Ana, co ci jest?- zapytał zatroskany, pomagając Anie ustać na nogi. Ana z trudem rozchyliła ociężałe powieki.
- Nic takiego, to przez emocje dzisiejszego dnia i Loara... trochę mnie poturbowała. Kto by się spodziewał, że asystenci mają taki mocny prawy sierpowy.
Drobny żart Any nie rozbawił Siwana.
- Co się stało?- zapytała Nancy widząc omdlałą Anę w ramionach Siwana.

- Zasłabła- odpowiedział Siwan z trudem utrzymując Anę w pozycji pionowej- Barak czysty?
Nancy uśmiechnęła się gorzko.
- Czysty na pewno nie jest, ale nadaję się na kryjówkę. Wnieś ją do środka.
Nancy odsunęła się od drzwi przepuszczając ich przodem.
  Odpowiedź z Cytatem