Temat: Company
View Single Post
stare 28.06.2008, 12:05   #11
scarlett
 
Avatar scarlett
 
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Company

Hm no to chyba już ostatni odcinek o takiej długośi
Teraz mniej akcji, więcej wspomnień.


III

Juliette spojrzała na okazały budynek. Nie wiedziała, dokąd właściwie powinna się udać. Kościół był więc najbardziej prawdopodobnym miejscem, w którym mogła spotkać owego księdza. Zostawiła na stojącej nieopodal ławce swój niewielki bagaż i weszła do środka. Skrzypiące drzwi skutecznie uniemożliwiły jej dyskretne wejście. Po chwili oczy wszystkich osób zebranych w świątyni zwróciły się na jej postać. Duchowny, stojący na podwyższeniu przed ołtarzem, zamilkł na kilka sekund. Jednak szybko się zreflektował. Wiedział, że powinien traktować tę kobietę całkowicie normalnie i nie zwracać uwagi na odmienny kolor jej skóry. Zaczął kontynuować swoją przemowę skierowaną do niewielkiej grupki zebranych.


Czerwonowłosa kobieta czekała na koniec spotkania. Usiadła na jednym z krzeseł, stojących na samym końcu kościoła i obserwowała znajdujących się przed nią ludzi. Każdy z nich mógł być wampirem. To było jej przekleństwem. Odkąd dowiedziała się o ich istnieniu, traktowała każdego człowieka w taki sposób. Ciężko było żyć w otoczeniu osób, do których nie można było mieć żadnego zaufania.

Pół godziny później kościół całkowicie opustoszał, a jedynymi osobami, które w nim pozostały, byłi Juliette i Bah. Pospiesznie podniosła się z miejsca i podeszła do księdza.
-Czym mogę służyć? – spytał, widząc, że kobieta zmierza w jego kierunku.
-To pan poinformował Firmę o tej sytuacji?
-Jestem księdzem – poprawił ją, dumnie wskazując koloratkę kontrastującą z jego szyją – Tak, ja.
-Wie pan, gdzie mogę znaleźć dwóch facetów, jeden blondyn, drugi z czarnymi dredami?
Zacisnął zęby ze złości. Jak ta kobieta mogła być aż taką ignorantką?! Nie powiedział jednak już ani słowa na ten temat.



-Mógłbym wcześniej o coś spytać?
-Hm? – mruknęła rozdrażniona , patrząc z ukosa na księdza.
-Kim pani jest?
Juliette westchnęła i w ostatniej chwili ugryzła się w język. Chciała powiedzieć coś nie do końca miłego, ale mogłoby to zaowocować tym, że ksiądz po prostu ją oleje.
-Juliette Deneuve. Będę pomagać Prestonowi i Berry’emu. Ale nie zrobię tego, jeśli nie będę wiedziała, gdzie są.
-Jeżeli poczeka pani chwilę, zaprowadzę panią.


Zdziwienie malujące się na jej twarzy zaczęło powoli przechodzić w uśmiech. To, co zobaczyła wchodząc do tego pokoju, było ostatnim, czego się spodziewała. Co jak co, ale po Maxie nie spodziewała się, że zobaczy go kiedykolwiek w łóżku z innym facetem.



Nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem. Śmiała się głośno jak nigdy, w wyniku czego Max gwałtownie zerwał się na nogi. Z początku nie wiedząc, co się dzieje, tępo wpatrywał się w rozbawioną Juliette. Gdy przypomniał sobie, że jest praktycznie nagi, a obok niego leży śpiący John, wpadł w niemałą panikę. Zachowanie zwijającej się ze śmiechu dziewczyny wcale nie dodawało mu odwagi.
-Możesz się już zamknąć? – mruknął, wciągając spodnie – Wyobrażaj sobie co chcesz, nic mnie to nie obchodzi.
-Właśnie widzę – odpowiedziała, prostując się do pionu.
-Zdecydowanie wolałbym, żebyś to ty była na jego miejscu.
-Marzysz – prychnęła i spojrzała na niego z wyższością – Obudź swojego nowego chłopaka i schodźcie na dół. Mea mnie zabije, jeśli nie przyjdziecie na śniadanie.


-Jesteś pewna? – dopytywał się Max – Chętnie ci pomogę.
-Nie trzeba, naprawdę – zapewniła go po raz setny Mea, zdejmując jednocześnie jego dłoń ze swojego ramienia.
On jednak nie ustępował.
-Ja to zrobię – rzekł pospiesznie i pochwycił talerz z jej rąk, po czym zaniósł go na stół.
Po chwili był już z powrotem i bynajmniej nie ukrywał swoich zamiarów co do młodej Murzynki.


Siostra Sanaa przyglądała się temu wszystkiemu z pewnym niesmakiem. W końcu jednak dała się udobruchać sałatką przyrządzoną przez bratanicę.

Po skończonym posiłku Bah i Max jednocześnie wstali od stołu i zaczęli kierować się do wyjścia.
-Wrócimy późno, więc proszę nie szykujcie dla nas obiadu – oznajmił ksiądz i zniknął za drzwiami.
Pozostali postanowili zając się sobą. Zakonnica wróciła do kościoła, a Mea, Rudo, John i Juliette zostali sami. Egzorcystka w pierwszym odruchu chciała podążyć za Maxem, ale przypomniały jej się słowa Thomasa, że ma cały czas trzymać się blisko blondyna.
Korzystając z okazji Mea zaproponowała wspólne wyjście nad rzekę. Widząc entuzjazm jej syna, nie śmieli odmówić.


-Mogę cię o coś spytać? – John zwrócił się do Mei, obserwując chłopca pływającego w przejrzystej wodzie.
-Hm? – kobieta wynurzyła się z wody i usiadła obok mężczyzny.
-Twoja brew…
-Chodzi ci o tatuaż? – odruchowo uniosła dłoń.
-Zastanawiałem się, skąd go masz…
Zapadło chwilowe milczenie, przerywane jedynie okrzykami radości Ruda i delikatnym pluskiem fal. Murzynka zerknęła na Johna, a gdy tylko ich spojrzenia się spotkały, gwałtownie odwróciła głowę.
-Widać nie powinieneś o to pytać – Juliette, wylegująca się na brzegu, szepnęła mu karcąco do ucha.



-Wybacz, nie chciałem powiedzieć czegoś nie tak.
-Przecież nic się nie stało. Po prostu nie wiedziałam, jak odpowiedzieć – upewniła go – Mam ten znak, odkąd pamiętam.
Blondyn poczuł nieprzyjemny dreszcz. Nie wiedzieć czemu, ale ta wiadomość wcale go nie ucieszyła. Owszem, polubił Meę i chętnie by z nią pracował, ale fakt istnienia na jej ciele tatuażu sprawiał, że czuł się jeszcze gorzej. On go nie miał.
-Mamo! – krzyk chłopca wyrwał z zamyślenia dwójkę egzorcystów – Spóźnimy się!
Kobieta pospiesznie wyszukała w stercie ubrań zegarek i sprawdziła godzinę. Rzeczywiście, było już bardzo późno.
-Musimy was przeprosić – rzekła, pomagając synowi wyjść z wody – Umówiliśmy się z moją ciocią, że pomożemy jej posprzątać w kościele. Musimy już iść. Jeśli chcecie, możecie wrócić do mojego domu. Powinno być tam jeszcze trochę jedzenia, więc nie umrzecie z głodu.
-Dzięki – rzuciła na pożegnanie Juliette i wraz z Jonem usiadła na samym brzegu rzeki.
-Czemu to robisz? – spytał po chwil.
-Co? – zdziwiła się.


Cholera. Czy on zawsze musi zadawać pytania szybciej, niż pomyśli? Nie będzie mógł mieć do niej żalu, jeśli się na niego śmiertelnie obrazi.
-Nic…
-Dlaczego jestem egzorcystką?
Blondyn spojrzał na nią zszokowany. Kobiety są jednak zadziwiające. Wyraz jej twarzy gwałtownie się zmienił. Towarzyszący jej dotąd na wpół ironiczny uśmiech zniknął.
-Nie myśl, że tego chciałam. Ale taki rozpieszczony dzieciak jak ty tego pewnie nie zrozumie.
W tej krępującej ciszy zdawało się, jakby czas stanął w miejscu. Zakłopotany John zaczął liczyć czarne motyle na jej łydce. Kiedy zdał sobie sprawę, że to, co robi, jest chamskie, Juliette przerwała tą niekomfortową sytuację.
-Nienawidzę wampirów. Jedyne, na czym mi zależy, to zabić ich wszystkich. Wtedy będę miała pewność, że zniszczyłam też jego… Miałam wtedy dziewięć lat…


Czerwonowłosa dziewczynka padała z nóg. Cały dzień w szkole, zaraz potem próba do przedstawienia… To za dużo jak na jej dziewięcioletnie barki. Miała przed sobą jednak wspaniałą perspektywę – gdy tylko wejdzie do domu, mama przywita ją spóźnionym obiadem, a tata zaniesie ją do łóżka, gdy ta przyśnie na jego kolanach.
Z nowymi siłami zapukała w drzwi. Nikt nie odpowiadał, powtórzyła więc tę czynność jeszcze kilka razy. Czyżby o niej zapomnieli i wyszli? Małe oczy Juliette zaczęły wypełniać się łzami. W bezradności chwyciła klamkę i, ku jej zdziwieniu, drzwi ustąpiły. Czując pewną ulgę, weszła do środka. Widząc, że światło w pokoju jest zapalone, od razu odrzuciła wszystkie wcześniejsze niepokoje. Wbiegła do niewielkiego salonu i niemal tak szybko, jak się poruszała, wrosła w podłogę.

Na kanapie leżała jej matka, a jej ręka bezwładnie opadała w dół. Tuż obok, na zimnych panelach, leżał ojciec dziewczynki. Ich zakrwawione twarze i puste oczy kobiety wystarczyły dziecku, aby mieć pewność – byli martwi. Jej rodzice nie żyli.


Juliette krzyknęła tak głośno, na ile pozwalał jej słaby głos. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Ugięły się pod nią kolana, łzy spływały z policzków na małe kolana.
Mama…


Tata…


Ten widok już na zawsze pozostanie głęboko wyżłobiony w jej pamięci.

-Nie płacz – młody mężczyzna uklęknął przed Juliette i położył dłonie na jej drobnych ramionach.
Ona jednak gwałtownie się wyrwała i wlepiła w niego wzrok.
-Wcale nie płacze.
Rzeczywiście. Jej oczy były już całkowicie suche, ale było w nich też coś strasznego. Okularnik spojrzał wprost w nie i zobaczył nienawiść. Ta mała dziewczynka byłą niezwykła. Jakie dziecko po stracie rodziców zachowuje się w ten sposób.


-Kim w ogóle jesteś?
-Alan Thomas, pracuję w miejscu zwanym po prostu Firmą. Odnajdziemy tego, który spowodował tą tragedię.
-Idę z wami –odparła stanowczo, ściągając na siebie wzrok kilku pozostałych ludzi.
-Ale to będzie niebezpieczne, szczególnie dla takiego dziecka jak…
Nie dokończył, ponieważ Juliette popchnęła go swoimi, zdawałoby się, słabymi ramionami, tak, że aż upadł do tyłu. Leżąc na podłodze, zastanawiał się, kim jest to dziecko.
Chwilę potem dziewczynka znalazła się tuż obok niego. Objęła jego szyję, a łzy ponownie zaczęły sączyć się z jej zmęczonych oczu.
-Ja… ja go zabiję… Tak jak on zabił mamę i tatę.


-Zastanawiam się, dokąd oni mogli pójść – rzekła siostra Sanaa, niecierpliwie kręcąc się na krześle – Czyżby zapomniał, że wieczorem ma poprowadzić pogrzeb tej biednej dziewczyny?
-Wyszli bez słowa… To typowe dla Maxa – skwitowała Juliette, siedząca tuż obok Mei na sofie.
-Dziecko! – skarciła ją zakonnica – Mogłabyś usiąść jak kobieta!


Siedząca w dość dużym rozkroku dziewczyna ani myślała zaprzestać trzymania ramienia na oparciu. Żadna zakonnica nie będzie jej mówiła, co ma robić.
-Może powinniśmy iść ich poszukać? – zaproponował John, grzejący miejsce na podłodze. Podejrzewam, dokąd mogli pójść. A skoro jeszcze nie wracają, mogło się coś stać…
-O czym ty mówisz? – ożywiła się Juliette, stając na nogi.
Jednak w tym samym czasie drzwi gwałtownie się otworzyły, odkładając jej przemowę na bok.

O drzwi ciężko opierał się Max. Liczne rany na jego twarzy wyraźnie dawały do zrozumienia, że coś było nie tak.


Zakonnica krzyknęła na całe gardło, gdy zauważyła coś jeszcze, Na jego szyi widniały dwie małe ranki, z których spływały strużki krwi.
Zanim ktokolwiek zdążył do niego podbiec, mężczyzna bezwładnie osunął się na podłogę.

--------------------------------------------------------------------


Imię: Juliette
Nazwisko: Deneuve
Wiek: 22
Wzrost: 169
Znaki szczególne: Czerwone włosy, czarne tatuaże
Stanowisko w Firmie:Egzorcysta
Pochodzenie:Francja

Ostatnio edytowane przez scarlett : 16.10.2008 - 16:31
scarlett jest offline   Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.