Temat: Company
View Single Post
stare 30.06.2008, 12:11   #19
scarlett
 
Avatar scarlett
 
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Company

IV


John i Juliette wtaszczyli nieprzytomnego Maxa na górę. Rany na jego szyi mówiły same za siebie. Pozostawała jeszcze kwestia, kto to zrobił. W końcu położyli go na łóżku i pozostawili pod opieką Mei.
-Musimy go dorwać… - wyrzuciła z siebie rozwścieczona egzorcystka – Wątpię, aby Max dał się tak łatwo załatwić. Musiało się stać coś dziwnego. Raczej nie chciał sobie doświadczyć prostej przyjemności.
-O czym ty mówisz? – zdziwił się John.
Dziewczyna spojrzała na niego z mieszanymi uczuciami. Z resztą, jeśli mu powie, to i tak niczego nie zmieni. Przynajmniej miała taką nadzieję.
-Widać Thomas uznał, że nie warto ci o tym mówić. Ale co tam, chyba nie będziesz aż tak głupi, żeby się dać pogryźć.
-Nie rozumiem.
-Ukąszenie wampira jest dla człowieka… dość przyjemne. Oczywiście, jeśli nie umrze.
-Co? Takie coś może się komuś podobać?
-I ta bardzo – mruknęła – Jak orgazm…
Chłopak spojrzał na nią zdziwiony. Nigdy by się czegoś takiego nie spodziewał.

Klęcząca przy łóżku Mea, przysłuchiwała się tej rozmowie z zainteresowaniem. Ci ludzie mieli naprawdę dziwne życie. Spojrzała na Maxa. Jego twarz była taka spokojna. Gdyby nie te rany, w życiu nie pomyślałaby, że mogło mu się coś takiego przytrafić. Miał wiele szczęścia, że to spotkanie skończyło się tylko tak.


-Idziemy! – stwierdziła stanowczo Juliette, po czym przypomniała sobie o swoim stroju. Pożyczona od Mei sukienka nie była najlepszym strojem do poszukiwania wampira, jednak nie mieli czasu na zmianę swojej garderoby.
-Wiesz gdzie mieszka Malik? – zatrzymując się w progu, spytał John.
Kobieta, zaskoczona tym pytaniem, chwilę milczała, po czym udzieliła odpowiedzi.

Usatysfakcjonowany blondyn przyspieszył kroku, aby dogonić idącą przodem Juliette.
-Wiem, dokąd mogli pójść – krzyknął – Musimy znaleźć mały drewniany dom niedaleko kościoła i rzeki.
-Po co?
-Myślę, że tam mogli pójść. Ksiądz wczoraj powiedział, że podejrzewa faceta, który tam mieszka.


-I dopiero teraz o tym mówisz?! – oburzyła się – Idiota.


-Jesteś pewien, że to tutaj? – spytała Juliette, ogarniając wzrokiem niewielki budynek. Opis pasował.
-Skąd mam wiedzieć, nie byłem tu nigdy.
-Nieważne, wchodzimy. Pewnie i tak jest już za późno, żeby uratować księdza. Sam widziałeś, co zrobił Maxowi, a on się tak szybko nie poddaje.
Po chwili John osłupiał. W dłoniach dziewczyny pojawiły się, jak mu się wydawało – dosłownie znikąd, dwa ogromne pistolety. Zdeterminowana gwałtownie otworzyła drzwi, które na szczęście nie były zamknięte na klucz. Był pewien, że bez wahania by je wyważyła.

Przy półce z książkami stał rozebrany do pasa mężczyzna. Osłupiały przyglądał się, jak nieznajoma wpada do jego domu i przykłada mu wielką lufę do skroni.
-Gdzie on jest? – krzyknęła, wywołując panikę u przygwożdżonego do regału Murzyna – Odpowiadaj!


-Nie mam pojęcia, o czym mówisz… - zaczął się nieśmiało bronić. Zimna stal na jego czole wyraźnie odbierała mu jakąkolwiek odwagę.
-Nazywasz się Malik? – spytał John, który dopiero co pojawił się w pomieszczeniu.
-Tak… Możecie mi powiedzieć, co tu się dzieje?
Juliette przyjrzała mu się badawczo. Gdy tylko się do niego zbliżyła, on odruchowo próbował się cofnąć, jednak nie miał już dokąd. Tkwili tak kilkanaście sekund, aż dziewczyna w końcu opuściła broń.
Zlany potem mężczyzna odetchnął z ulgą. Ledwo stał na nogach, cały się trząsł.
-Kim wy jesteście? – spytał, opadając na stojąca nieopodal kanapę – Czego ode mnie chcecie?
Blondyn już otworzył usta, aby odpowiedzieć, kiedy wtrąciła się Juliette.
-Wstawaj, idziemy.
Rzuciła mu leżąca na stole koszulkę i wciąż trzymając dziwne pistolety wyszła na zewnątrz.
-Pospieszcie się! – rzuciła w stronę grzebiących się facetów.
-Po co mamy go ze sobą ciągnąć? – zdziwił się John – I dokąd idziemy?
-Nie powiedziałam, że jest niewinny – rzekła, ignorując ostatnie pytanie – Był u ciebie ksiądz i biały facet? – zwróciła się do Malika, nerwowo wciągającego na siebie koszulkę.
-Nie.
-Pospieszcie się! – krzyknęła i zaczęła biec w stronę kościoła.


Kiedy znaleźli się w środku, Juliette zatrzymała się przy naczyniu z wodą święconą. Spojrzała na wstrząśniętego Malika i powiedziała.
-Przeżegnaj się.
-Po co? – zdziwił się.
-Po prostu to zrób.
Pamiętając spotkanie z jej bronią, nie protestował dłużej i wykonał polecenie.
-W porządku, chodźmy dalej.

Ruszyli wzdłuż dywanu, kierując się ku małym drzwiom, prowadzącym na zakrystię.


Czerwonowłosa kobieta wciąż trzymała broń w pogotowiu, jednak, przynajmniej w drodze do drzwi, w ogóle się ona nie przydała.


Sprawdzili już wszystkie pomieszczenia, z wyjątkiem jednego, a nigdzie nie było śladu po Bahu.
-To gabinet księdza – rzekł Malik, wskazując ostatnie drzwi – Była tu już chyba cała wioska. Jeśli ktoś ma jakiś problem, zawsze może do niego przyjść i porozmawiać.

Jedyna przedstawicielka płci pięknej w tym gronie położyła dłoń na klamce. Już miała otworzyć drzwi, kiedy do ich uszu doszły niepasujące do sytuacji dźwięki. Z wnętrza pokoju dało się słyszeć ciche jęki kobiety. Zdziwieni spojrzeli po sobie. Malik był nie mniej wstrząśnięty niż wtedy, gdy Juliette była gotowa go zabić z nieznanego mu powodu.
Jednak kobieta była zdeterminowana, aby osiągnąć swój cel. Zdecydowanie otworzyła drzwi, a im oczom ukazał się niecodzienny widok.
Na starym tapczanie leżała młoda kobieta, a na niej ksiądz Anesu.
-Tabea - szepnął Malik i oszołomiony wpatrywał się w siostrę.


Gdy tylko duchowny spostrzegł przybyszów, jego oczy rozszerzyły się w panice. Niewiele myśląc wyskoczył przez niewielkie okno, nawet go nie otwierając. Tylko dzięki szybkiej reakcji udało mu się uciec. Kilka sekund spóźnienia i leżałby martwy tuż pod ściana, w której utkwiła kula, wystrzelona przez Juliette.
-To on – warknęła i ruszyła w pogoń za Bahem.
Zdezorientowany Malik podszedł chwiejnym krokiem do siostry. Półprzytomna dziewczyna z trudem łapała oddech.
-Co ci jest? – krzyknął, pomagając siostrze usiąść. Ta odrzuciła jego dłoń i próbowała poradzić sobie sama.


Nagle wszystko stało się jasne. John, dotąd wyglądający przez okno, zauważył strużkę krwi spływającą po jej smukłej szyi. Ile sił w nogach ruszył w stronę, w którą pobiegli Juliette i ksiądz. Wiedział, że nie był w stanie skoczyć z pierwszego piętra, pobiegł więc przez kościół z nadzieją, że zdoła ich dogonić i jakoś pomóc.

--------------------------------------------------------------------



Imię: Max
Nazwisko: Berry
Wiek: 24
Wzrost: 184
Znaki szczególne: dredy, czarne tatuaże
Stanowisko w Firmie:Egzorcysta
Pochodzenie:Szkocja

Ostatnio edytowane przez scarlett : 17.10.2008 - 10:43
scarlett jest offline   Odpowiedź z Cytatem