Tak jak wcześniej pisałam, 3 odcinek zakończy nudę (a konkretniej to końcówka). Może teraz będziecie mogli sypnąć ocenką 10/10
Odcinek 3

14 godzin później byłam już za oceanem- w moich ukochanych Stanach.
Było wpół do jedenastej w nocy, gdy ja i wujek przyjechaliśmy z lotniska w San Francisco.
Kiedy ja tu ostatnio byłam? O ile dobrze pamiętam, to 4 lata temu. Dzisiaj, gdy tu wracam mimo ciemności potrafię zauważyć, że niewiele się zmieniło.
Przynajmniej jeśli chodzi o wygląd domu, bo w sprawie rodziny zmiany wysapiły.
Pierwszy raz zobaczę się z moją dwuletnią kuzynką, Viv. Gdyby nie to, że te 2 lata temu nie mogłam przyjechać na chrzciny, zobaczyłabym ją po raz drugi.
- Lily, wchodź!- krzyknął do mnie wujek widząc, że stoję bez celu pod drzwiami.
- Nie trzeba ci pomóc z bagażami?- zapytałam
- Nie, poradzę sobie. Twój pokój jest na piętrze, drzwi wprost.
Według tej informacji skierowałam się na piętro.

Weszłam...
Boże, co za piękny pokój! Wyremontowany, przemeblowany i nawet powiększony. Już wiedziałam, że go polubię.

Spać poszłam o północy. Byłam taka zmęczona, że nawet się nie wypakowałam. Zostawię to na rano. Mam przecież dużo czasu...

Wstałam około 9.
Na swój sposób sie wyspałam (strasznie wygodne to łóżko!).
Ubrana i umalowana zeszłam na dół do kuchni.
- Lily!- krzyknęła ciocia, witając mnie- W końcu jesteś!
- Cześć, ciociu- odpowiedziałam prosto.

Ale nie tylko ja i ciocia byłyśmy w kuchni.
Obok w foteliku siedziała- jak się domyśliłam- moja najmłodsza kuzynka, Vivianne.
Wzięłam ja na rączki. Ładna była. W sumie to wszyskie dziewczyny z mojej rodziny były ładne...
Trochę szkoda, że nie jestem do nich podobna- chodzi mi o te ze strony mojej mamy.
Calutki wygląd mam po ojcu. Z charakterem już inaczej- "cała Tania" jak to mówią ci, którzy znali mamę.
Bardzo podobna do niej jest ciocia Charlotte. Jedyne, co je różni, to kolor oczu i trochę inne rysy twarzy. Jak na kuzynki, to całkiem nieźle...
Ale wróćmy do rzeczywistości...
- Wyrosła z niej ładna dziewczynka, ciociu- zwróciłam się do kobiety.
- Jak wszystkie z naszej rodziny...- odparła
- Tak już było, jest i chyba będzie- dodała
- Tak jak u mnie od strony taty nie ma żadnej pary- powiedziałam ze smutkiem
- Może tobie uda się to zmienić- pocieszyła mnie
- Będę się starała, ale nie wiadomo, co los przyniesie...

Po śniadaniu postanowiłam wybrać się zwiedzić miasteczko. Właściwie, to miały być to oględziny, czy dużo się tu zmieniło przez ostatnie lata.
Już otwierałam drzwi, gdy zatrzymała mnie ciocia.
- Całkiem zapomniałam- powiedziała trochę zdyszana- że miałam ci coś dać.
- Co takiego?- zapytałam
Ona w odpowiedzi dała mi do ręki... komórkę.
- Gdyby coś się stało, dzwoń- dodała- Jest tam numer mój, Albertha i Josha.
- Dobra. Oni też mają mój?
- Tak. Wszyscy mamy.
- Dzięki, ciociu.
Gdy ciocia odeszła, przyjrzałam sie nowemu nabytkowi. Nie była ona może aż tak fajna, jak ta moja w Polsce, aczkolwiek była ładna i posiadała wszystko, co powinien mieć telefon.

Zwiedzanie zakończyłam wizytą w miejscowym parku.
Może i był mały, ale i przytulny. Pośrodku stała wielka fontanna. Naokoło niej kręciły się dzieci i młodzież. Ja również przy niej przystanęłam, ale tylko po to, by przyjrzeć się, jak woda pięknie wyskakuje w górę, a potem z wielkim pluskiem opada na stare miejsce.
Lato tutaj było wyjątkowo upalne. Przypadkowo usłyszałam, że jest już 31 stopni w słońcu.
Siedziałam sobie na ławce, w cieniu drzew. Jak na tak mały park było ich dużo, przez co dawały ten spragniony przez wszystkich cień.
Nagle, coś zaczęło dzwonić. Myślałam, że to u kogoś, ale się pomyliłam. To był mój telefon.
Odebrała myśląc, ze to pewnie ciocia dzwoni, żebym przyjechała na obiad.
- Halo?- powiedziałam
- Lily...- po drugiej stronie usłyszałam zapłakanego Josha- Przyjedź szybko!
- Josh, co się stało? Josh!...
************************************************** ***************
Czy wydarzyło się coś strasznego?
Odpowiedź w 4 odcinku.
Tak mnie jakoś wzięło na ten ostatni opis. I chyba dość fajny mi wyszedł

.
Pamiętacie? W "AND" też się działo w 3 odcinku. I nawet teraz jest "powrót do przeszłości"

Oceniajcie.