View Single Post
stare 30.06.2008, 21:24   #13
karpix
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: W stronę wolności

A więc nie pozostaje mi nic innego jak podziękować za tyle pozytywnych komentarzy i dodać następny odcinek z cichą nadzieją, że też Wam się spodoba, i że zdjęcia nie rozsadzą forum...


Fortepian w salonie


Obudził ją zapach kawy i głos Cécile.
- Ale ty nie masz dzisiaj występu... – mruknęła z przyzwyczajenia odwracając się na drugi bok.
- Słucham?!
Laura usiadła na łóżku i niemrawo przetarła zapuchnięte oczy. Spojrzała nieprzytomnie na kobietę i z powrotem opadła na miękkie poduszki.
- Lora! Wstawaj!
Tym razem dama nie zapanowała nad francuską wymową. Dziewczyna drgnęła słysząc nową wersję swojego imienia. Zdecydowanie, choć z pewnym trudem zsunęła z siebie kołdrę.

- Co się stało?
- O jaki występ ci chodziło?
- Ach... tylko sen... Przepraszam.
- Nie szkodzi... Matko Boska, jak ty wyglądasz?!
- Jest aż tak źle? – spytała Laura dotykając ognistego kołtunu na głowie. Ciotka podała jej małe lusterko – Rzeczywiście, tragicznie...
- Czemu masz takie podkrążone oczy? Źle spałaś?
- Tak... to znaczy, nie! Po prostu pierwsza noc w nowym miejscu i...
- Rozumiem – szybkie zerknięcie na zegarek – Muszę cię już, niestety opuścić. Jadę do miasta, po południu pojedziesz ze mną po nowe rzeczy. Tymczasem ubierz się i zjedz śniadanie. Lisa zrobiła naleśniki. Możesz w tym domu robić, co chcesz. Tylko lepiej nie idź na spacer, tutaj jest straszne błoto. I nie zakładaj czarnych ubrań! – rzuciła przez ramię wychodząc z pokoju.

Lora została sama. Siedząc na brzegu ciepłego jeszcze łóżka zastanawiała się, czy nie mogłaby kontynuować wypoczynku. Potok myśli powodował ból głowy, w połączeniu z wizją obfitego śniadania była to już migrena. Nastolatka ziewnęła. Zmagając się z zawrotami podeszła do walizki i wyciągnęła z niej pierwsze lepsze części garderoby.



Wkraczając do jadalni, po porannym prysznicu, na szczęście nie przypominała już tak bardzo upiora. Z ulgą usiadła na wygodnym, bogato zdobionym krześle. Natychmiast drzwi od kuchni stanęły otworem i pojawiła się w nich sympatyczna gosposia z talerzem naleśników w ręce.

- Coś się stało? – spytała widząc nagle pobladłą twarz dziewczyny.
- Nic, nic. – uśmiechnęła się słabo.- Nie chce mi się jeść... jeśli to możliwe, chciałabym napić się kawy.

- Oczywiście.
Aromatyczny napój zrobił swoje. Senność zmalała nieco, pozwalając na normalne funkcjonowanie. Laura weszła do ogromnego salonu, uważnie rozglądając się dookoła.
- Och!
Jak mogła wcześniej nie zauważyć? Pewnie przez wczorajsze emocje...
W samym centrum pysznił się czarny fortepian. Bezgraniczne szczęście przepełniało jej umysł. Zapomniała o migrenie. Z iskrzącym wzrokiem usiadła przy instrumencie. Gdy jej małe dłonie spoczęły na klawiaturze, poczuła jakby obecność mamy przy niej. Wyobraziła sobie ten głos, któremu nikt nie umiał się oprzeć, mówiący „nie tak nisko te nadgarstki! O, tak dobrze. Głowa prosto. Dobrze, graj”.

I Laura zagrała. Nuty pozwalały zapomnieć o wszystkim, co złe. Dziewczynę ścisnęło coś w gardle, gdy uzmysłowiła sobie, że tutaj właśnie jej matka uczyła się gry. Szkoda, że tak szybko opuściła ten dom. Musiała opuścić.
Po chwili jakiekolwiek myśli przestały płynąć. Czas stracił znaczenie. Stary pleyel, jakby ciesząc się, że znów jest używany, wydawał dźwięki jeszcze piękniejsze, niż zwykle.
- Ach! Cudowna gra!
Czar prysnął, mama stojąca dotychczas obok znikła. Oklaski jej siostry były dla Laury hukiem wwiercającym się w umysł. Migrena dopadła ją ze zdwojoną siłą.

- Niesamowite!
Nagle dołączyło się do tego dziwne znużenie. Żołądek boleśnie kurczył się z głodu, jednak myśl o jedzeniu wywoływała nudności. Lorze było już wszystko jedno. Dźwięki stopniowo oddalały się, a ona wpadła w czarny, aksamitny worek ciszy.



Kolorowe smugi ścigały się przed oczami Laury. Przetarła powieki. Białe, zielone i czerwone linie zaczęły przypominać lustra i szafki.
- Doktorze! Budzi się!
Słysząc znajomy, wyjątkowo piskliwy głos, z cichym jękiem zakryła uszy rękoma. Zapragnęła znowu być w tym świecie, co przed chwilą. Zamknęła oczy. Poczuła silne wstrząśnięcie.

- Pani d’Audel! Co pani robi?! - krzyknął jakiś mężczyzna dopiero wchodzący do pokoju.
- Przepraszam... chciałam ją obudzić...
- Wątpię w skuteczność takich metod – stwierdził oschle lekarz.
Cécile stanęła w pąsach, Laura zobaczyła to już wyraźnie. Gdy przypomniała sobie, dlaczego leży w tym łóżku, również poczerwieniała.
- Cholera – zaklęła chyba po raz pierwszy w swoim życiu.
- Spokojnie, już dobrze.
- Wcale niedobrze – mruknęła, przykładając dłoń do czoła.
- Fakt, będziesz musiała leżeć w łóżku jeszcze kilka dni, ale powinnaś szybko wrócić do zdrowia. Często zdarzają ci się takie omdlenia?
- Nie.
- Jadasz regularnie?
- Tak.
- Czy wydarzyło się w twoim życiu coś, co mogłoby spowodować silny stres?
- Nie – zdecydowanie odparła ciotka.
- Nie panią o to pytałem. No, młoda damo. Było coś takiego?

Najpierw dokuczliwe gorąco, teraz przejmujące zimno.
- Nie – rzekła Lora patrząc przez okno.
Postawny mężczyzna koło czterdziestki pokiwał głową. Zanotował coś na kartce.
- Dużo wypoczynku i świeżego powietrza. Wydaje mi się, że innych leków tutaj nie ma. Do zobaczenia jutro.
- Odprowadzę pana – zaofiarowała się właścicielka. Lekarz machnął tylko ręką i wyszedł z pokoju. Zostały same. Nastolatka poczuła się winna całej sytuacji.

- Ciocia chciała jechać ze mną do miasta... Przepraszam, że tak wyszło.
- Daj spokój, to nie twoja wina... Tylko... Dlaczego nic nie jesz?!- Krzyknęła nagle zrywając się z dostawionego krzesła – Śniadania nie ruszyłaś, w czasie drogi też nic, Mathias mi mówił. Same problemy z tobą! Co ci jest?!

- Może jakaś odmiana choroby sie...
- Nawet tak nie żartuj, Lauro. Nie myśl o tym – Cécile uspokoiła się równie szybko, jak wybuchła – Pewnie jest ci ciężko, ale już niczego nie zmienisz. Jesteś taka młoda, wszystko przed tobą...
- Mama też była młoda – szepnęła dziewczyna ukrywając twarz w dłoniach.
- ... pięknie grasz na fortepianie, porozmawiam z panią Riviet, ona uczy muzyki w tutejszej szkole. Może będziesz miała z nią dodatkowe lekcje? W czasie wakacji poduczysz się trochę francuskiego, bo masz jeszcze ten okropny, nietutejszy akcent. Zobaczysz, będziesz tu szczęśliwa. Musisz się jedynie przyzwyczaić, rozumiesz?



Przyjemne, złocisto-pomarańczowe promienie zachodzącego słońca oświetliły łagodnie jasną twarz, pięknie komponując się z ognistoczerwonymi włosami. Równie hojnie obdarowały winorośle, których owoce za kilka tygodni miały stać się słynnym, drogim winem. Już przez dwa tygodnie cieszyły mieszkańców Bordeaux.
Tyle też czasu minęło od pamiętnej rozmowy.
Czy coś się zmieniło? Wszystko.
Laura kochała zmiany. Stanowiły nieodłączny element jej życia. Potrafiła więc zaakceptować swoje nowe, według innych lepsze położenie. Cécile zaś uznała, że jej siostrzenicy szczęście zapewniają wyłącznie drogie sukienki.
Mrużąc oczy, dziewczyna spojrzała w górę. Żadne obłoczki nie mąciły ciekawego odcienia nieba. Il n’y a pas de nuage – powiedziała dla utrwalenia. Spojrzała na kolana i na leżącą na nich kartkę z zanotowanymi przez ciotkę francuskimi słówkami. Westchnęła cicho i zapatrzyła się w dal. Od czternastu dni nie było ani jednej burzy.


Aha, no i jakby co-
Il n'y a pas de nuage- nie ma chmur.
  Odpowiedź z Cytatem