ODCINEK 3
Kiedy Eddie odszedł już na dobre (patrzała kiedy wreszcie zniknie z zasięgu jej wzroku), pomyślała sobie, że jest nawet w porządku i czasem potrafi być miły. Oczywiście jeśli czegoś się mocno chce, to zawsze da się radę, ale wiedziała tez że nie chce z nim być. Może na początku związku byłby całkiem miły ale po kilku miesiącach pewnie by zaczął traktować ją jak śmiecia. Jest przystojny ale co z tego, w końcu wygląd nie jest najważniejszy. Co do Curtisa...hmm..." w porzo koleś", gdyby nie to, że od czasu do czasu gdy Eddie wyprowadzi go z równowagi (nikt nie umie robić tego lepiej niż on), to jest wściekły na cały świat przynajmniej trzy godziny. No i jego dziewczyna, tutaj jest problem, niby chłopak taki religijny, a tu przeszkoda. Ciekawe czy naprawdę zrezygnowałby z Jennifer jak często zapewniał Jane, która nienawidziła się ośmieszać.

Stała tak gapiąc się w okno i nadal rozmyślając, który z nich jest lepszy. Do żadnego wniosku nie doszła i uznała, że obaj na nią nie zasługują lub ona nie zasługuje na nich i wróciła do oglądania śmietnika. Chciała wsadzić tam rękę, naprawdę chciała, ale cholernie się bała. Myślała, że może już nie wrócić do Nowego Yorku, w którym wychowała się przez całe życie, nigdy nie była nawet na przedmieściach miasta. Kochała je mimo najgorszych wspomnień, ale przecież były też te najlepsze. Sądziła, że mała zmiana w jej życiu nie zaszkodzi, wręcz by się przydała, ale Jane była dosyć towarzyską osobą, także bez sąsiedniej duszy nie wytrzymałaby długo. Na koniec doszła do wniosku, że spyta Eddiego i Curtisa aby z nią tam weszli, to będzie dowód na ich miłość do niej.
Wyprostowała się bardziej i coś głośno strzyknęło w jej plecach. Grzbiet Jane bolał ją nieziemsko, ale dzielnie stała na nogach.
Między jej stopami przebiegła szara myszka, którą nazwała Polly.W kantorze miała swój własny kąt, małe miejsce w prawym kącie od wejścia, zrobiła je z pudła, a nad nim było kilkanaście innych pudełek do których zwierzątko nie mogło się dostać. Nie było tam nic ciekawego, tylko jedzenie dla Polly, Jane zawsze dawała jej kawałek sera czy innego przysmaku gdy zauważyła tylko, że w miseczce już nic nie ma. Tak stało się i tym razem, dziewczyna zapomniała na moment o istnieniu śmietnika, ruszyła w stronę pudełek, zrobiła dwa kroki i była na miejscu, bowiem kantor nie był zbyt duży.

Kiedy nachylała się do przedmiotu, usłyszała kroki w domu, tym razem były to wyraźne kroki, wcześniej Jane nie słyszała dokładnie, że ktoś idzie ale wydawało jej się to dosyć prawdopodobne. Czuła się bezpiecznie w kantorze, do którego nikt nie miał wstępu. Zaczęła dokańczać swe dzieło, wyjęła z pudła dorodny kawałek serka i podała go Polly, która rzuciła się na pożywienie jak zgłodniały dzieciach na butelkę mleka. Wyglądało na to, że nie jadła co najmniej od trzech dni, ponieważ starsza siostra Betie zajęta była tylko śmietnikiem i w ogóle nie interesowała się zwierzątkiem.
Kroki stawały się coraz wyraźniejsze, wydawało się jej, że tajemnicza osoba jest już w jej pokoju, tuż przy drzwiach do kantoru. Usłyszała zgrzyt, następnie trzask, wypowiedziane wyraźnie słowa: "POTEM POSZLI NA DNO" i w chwilę potem przejście otworzyło się....
....osoba, która wpadła do pokoju ubrana była w długą szatę z rocznika co najmniej 1500, płeć istoty nie stanowiła problemu do odgadnięcia dla Jane, oczywiste było, że jest to kobieta, rozpoznać ją było chociażby po rozczochranych, długich włosach.

Jednak było w niej coś dziwnego
"Jej oczy, tak to muszą być oczy" - pomyślała siedemnastoletnia dziewczyna, wydawały się być całkowicie pozbawione wyrazu, jakby straciła wzrok. Uwadze nie mogły ujść też olbrzymie blizny na twarzy, zdaniem siostry Betie, osoba mogłaby być nawet ładna gdyby nie te ślady i ślepia.
- Czego chcesz? Czego ode mnie chcesz? - krzyknęła przerażona Jane, a mysz ze strachem schowała się do nory. Zjawa nie odpowiedziała tylko ruszyła w stronę dziewczyny. Zrobiła dwa kroki w tył i potknęła się o stojące na ziemi pudło, natychmiast wstała. Kobieta zatrzymała się po kroku i "objęła wzrokiem" pomieszczenie, jednak zdawała się wcale nie widzieć Jane, można było nawet stanowczo powiedzieć, że nie wiedziała o jej istnieniu.Kręciła tak głową od lewej do prawej strony aż w końcu zobaczyła Polly...Podeszła do myszki, która chyba zrobiłaby wszystko aby teraz stamtąd uciec i powoli wyjęła ręce z kieszeni. Miała zamiar chyba wziąć to zwierzątko, przynajmniej tak wydawało się Jane. Nagle poczuła coś co później uratowało jej życie, coś jakby olśnienie? Podbiegła to młodej kobiety, a właściwie do tego co się znajdowało w zasięgu jej wzroku i natychmiast zabrała Polly.

Wzięła ją na ręce i wybiegła z kantoru najszybciej jak potrafiła. Przemknęła jak wiatr przez swój pokój, kuchnię i przedpokój, aż do głównej ulicy ruszała się jak tylko szybko mogła, w tym ani razu nie przewracając się, ani nie odwracając się za siebie.

W końcu zmęczona stanęła, bo nie słyszała aby ktokolwiek za nią biegł, po czym odwróciła głowę. Zjawa stała tuż za nią, jej wielkie oczy bez wyrazu, teraz wydawały się kipić wściekłością.

Widok człowieka zrobił na niej takie wrażenie, że przed oczami zrobiło się jej ciemno, zachwiała się i upadła na twardy cement...
...Aż dziwne, że nikt nie zwracał na nią uwagi przez cały dzień, prawda? Nie, to miasto nie miało ani trochę respektu do innych, co szósta osoba była normalna ale cała reszta...no po prostu była to wstrętna ludność. A akurat w tym czasie, gdy Jane leżała na ziemi, nikt z tej jednej szóstej nie przechodził tą ulicą, więc stanowczo można powiedzieć, że miała pecha dziewczyna.
Jeden z wandali przeniósł ją z czystej przyjemności w najciemniejszy kąt ulic, bo myślał sobie, że to jakaś obca niewiasta pojawiła się na ulicach Nowego Jorku, a zemdlała z powodu widoku wielkich wieżowców i apartamentowców, więc nie odnajdzie powrotnej drogi z tego zaułku.

Potem uciekł z Slamensim (z tej dzielnicy gdzie zostawił dziewczynę), za śmiechem na ustach, chichrając się na głos.
Jane ocknęła się wieczorem, gdy dzwony kościelne wzywały na kolejną mszę. Leżała skulona na ziemi, a po chwili przyłożyła dłoń do czoła, nie było krwi, właściwie to czuła się nawet dobrze gdyby nie bolące nogi.

Powoli zaczęło do niej wszystko docierać. Od spotkania z Eddiem poprzez grzebanie w śmietniku, aż do widoku oczu kobiety...Wróćmy na chwilę do tamtego czasu...
"Przemknęła jak wiatr przez swój pokój, kuchnię i przedpokój, aż do głównej ulicy ruszała się jak tylko szybko mogła, w tym ani razu nie przewracając się a ni nie odwracając się za siebie.W końcu zmaczana stanęła, bo nie słyszała aby ktokolwiek za nią biegł i odwróciła głowę. Zjawa stała tuż za nią, jej wielkie oczy bez wyrazu, teraz wydawały się kipić wściekłością."
Patrzała w nie dobrą minutę, która zdawała się być wiecznością. Nie mogła się jednak ruszyć, chyba jasne jest, że gdyby tylko nie była tak "przykuta" do ziemi, niezwłocznie zrobiłaby to. Wydawało jej się, że gdy tak patrzała w ślepia zjawy, tak pozbawione jakiejkolwiek wyrazistości, na których malowała się przeraźliwa wściekłość, przeszła do niej siła lub moc, czy coś w tym rodzaju. Nie mogła powiedzieć czy naprawdę tak się stało, nie była przekonana na sto procent, ale wiedziała z pewnością, że już nigdy nie będzie tak jak dawniej. Dalszy ciąg wydarzeń jest już znany.
***
Jane wstała kiwają się na boki, ale w końcu stabilniej stanęła na nogach. Wiedziała od początku, że myszki Polly nie ma, oraz sądziła, że przez to będą niezłe kłopoty. Chwiejnym krokiem ruszyła w stronę Holems Street.

***
- Jezu, co tak długo cię nie było. Najpierw się czepiasz, że nie ma mnie być w domu do dwudziestej pierwszej, a potem dwie godziny później przychodzisz cała posiniaczona - piszczała Betie.
- Zamknij się, do spania! - powiedziała jej to trochę donośniej niż zwykle mówiła do koleżanek, a dziewczynka nie wiedzieć czemu usłuchała i poszła do pokoju. Oczywiście, że spać nie chciała więc tego nie zrobiła, po prostu włączyła kompa i grała w Need for Sims 5, ale Jane i tak dziękowała losowi za wysłuchanie prośby.

W całym tym zdarzeniu starsza siostra ani razu nie spojrzała młodszej prosto w twarz, nie zrobiła tego specjalnie ale ma to większe zdarzenie dla obrotu sprawy. Gdyby zrobiła to, być może złośliwej Betie już by tu nie było, co byłoby prawdziwym rajem dla Jane.