Trzecie podejście (a właściwie odcinek). Zdjęcia trochę zmniejszyłam, może już nie rozsadzą forum...
No dobra, jedziemy z tym koksem.
„To moje!”

Laura podparła głowę ręką i z rozpaczą popatrzyła na otwarty zeszyt.
Une poire- gruszka,
la poivre- sól,
un poireau- por,
un poivron- papryka. Biblioteka nie okazała się dobrym miejscem na naukę- mimo ciszy i spokoju rozpraszała ozdobnymi okładkami i złoconymi tytułami na grzbietach książek. W oddali, niczym obietnica nagrody stał fortepian. Lora posłała mu tęskne spojrzenie. To jakiś absurd, żeby w takim upale uczyć się jakiś słówek. Dziewczyna pomyślała o swoich rówieśnikach- roześmianych nastolatkach na zabawach, obozach, nad morzem, cieszących się, że nareszcie nie ma obok nich marudzących rodziców...
- Mówię do ciebie – Cécile pochyliła się nad ciężkim, drewnianym biurkiem, jakby sprawdzając, czy jej podopieczna na pewno czyta to, co powinna. – Słyszałaś, co przed chwilą powiedziałam?
Chwila milczenia.
- Kazałam ci założyć inną sukienkę.
- Po co?
- Dzisiaj jest niedziela, rozumiesz?
Pytające spojrzenie wystarczyło za odpowiedź. Kobieta westchnęła.

- Idziemy do kościoła.
Laura poczuła, że robi jej się zimno. Musi to powiedzieć. Teraz. Nabrała powietrza.
- Ale przecież przez dwa tygodnie nie chodziłyśmy...
- Bo proboszcz był chory. A ten młodszy ksiądz zupełnie nie umie wygłaszać kazań.
- Może jeszcze nie wyzdrowiał?

- Lauro, o co ci chodzi? Czy ty...
- Owszem. Nie chodzę do kościoła. I nigdy nie chodziłam – powiedziała rudowłosa odważnie. Cécile posłała jej ostre spojrzenie.
- To teraz będziesz. Nie mam zamiaru odstawać od reszty.
- Ale mama...
- Teraz ja się tobą opiekuję. Ja! Co mnie obchodzi twoja matka? Ta... ta...
Laura odruchowo dotknęła naszyjnika ukrytego pod ubraniem. Zrobiło jej się raźniej.
- Co ty tam masz? Co to jest? Laura! Pokaż mi to!
Drżącą ręką spełniła polecenie. Odpięła ozdobę i położyła na dłoni. Serce zaczęło jej bić szybciej, gdy ciotka wyszarpnęła jej pamiątkę.
- Oddaj mi go...
- Ten naszyjnik nigdy nie był twój. I nie będzie. Należał do mojej matki. Miałam go dostać na dwudzieste trzecie urodziny. Isabelle ukradła go...!

- Dlaczego tak nienawidzisz mojej matki? Swojej siostry? – spytała Laura z niezwykłym spokojem. Gdyby histeryzowała albo, co gorsza, zaczęła płakać, Cécile opanowałaby się. Jednak zimny, przeszywający wzrok, dumna postawa, a przede wszystkim to zastanawiające pytanie, na które nie było krótkiej odpowiedzi całkowicie wyprowadziły ją z równowagi.

Nie zważając na przechodzącą Lisę, energicznym krokiem wyszła z biblioteki. Nic nie ułożyło się tak, jak zaplanowała.
***

- To tutaj.
Gdy parę minut po kłótni Cécile wróciła, w innym ubraniu, z twarzą oblaną zimną wodą i zaproponowała spacer, Laura nie spodziewała się, że będzie miał on większe znaczenie. Teraz jednak stała przed kamiennym posągiem, który prawdopodobnie przedstawiał jej babcię i próbowała cokolwiek zrozumieć. Napis znajdujący się niżej informował, że spoczywają tu Anne i Pierre d’Audel. Nastolatka nie wiedząc, co ma właściwie zrobić, rozejrzała się wokół. Nieopodal stał mały, kamienny kościółek. Chyba nie pójdą na mszę? Zresztą- i tak już się zaczęła. Pobożne wdowy z pierwszych ławek pewnie już zastanawiają się, dlaczego ich towarzyszka się nie zjawiła.

Ten cmentarz zapewne przeznaczony był dla zasłużonych parafian. Wszędzie znicze i kwiaty. Laurę zaczęły boleć stopy. Znudzona jeszcze raz powiodła wzrokiem po tabliczce.
Nagle zmiękły jej nogi, ciało oblał zimny pot.
- Zauważyłaś już? Mądra dziewczynka – pochwaliła Cécile.

- To przypadek. To przecież nie ma nic wspólnego ze mną, ja...
- Oczywiście. Myślisz, że moi rodzice umarli dwa miesiące po twoich narodzinach przez przypadek?
Dziewczyna spuściła głowę. Ciotka z satysfakcją kontynuowała.
- To wybryki twojej matki doprowadziły do tego! Wyprowadziła się od razu, jak skończyła osiemnaście lat, nie oglądając się na nikogo! Zachowała się jak jakaś niewychowana smarkula! To według ciebie nie miało znaczenia?
- Może miałoby, gdyby sama podjęła taką decyzję – odparła Lora, której udało się wreszcie dojść do głosu – Gdyby ktoś jej w tym nie pomógł.

- To z pewnością było dla nich lepsze – dama gestem wskazała posąg – Namawiając Isabelle do opuszczenia Bordeaux oszczędziłam wszystkim cierpień. Zobacz, co się stało, gdy tu przyjechałaś. Wszystko stanęło na głowie.
- Dlaczego? Przecież mama mogła tu zostać, wszystko byłoby dobrze.
- Rodzice nie mogli znieść myśli, że ich ukochana młodsza córka nie ukończywszy nawet osiemnastu lat urodziła bękarta – syknęła ciotka kładąc nacisk na ostatnie słowo.
Laurze pociemniało w oczach. Czuła narastającą wściekłość, miała ochotę bić i kopać. Nagle znienawidziła swoją matkę, którą przecież tak kochała, za to, kim była, co zrobiła, a przede wszystkim za to, że umarła. Zostawiła swoją córkę pod opieką niezrównoważonej siostry...

- Dlaczego obwiniasz mnie, co ja zrobiłam? Co?! Te upokorzenia, bo ja jestem...
- Cicho, Laura! Nie krzycz, przepraszam cię...
- Myślisz, że nie zauważyłam? Że mnie nienawidzisz? Nie potrafisz udawać, pewnie nawet nie chcesz...
- Cicho, do cholery! – wrzasnęła kobieta rzucając się na siostrzenicę i mocno zakrywając dłonią jej usta.
***

Mała mucha, która przez przypadek dostała się do starego domu, najwyraźniej pragnęła zwrócić na siebie uwagę, jeszcze nie wiedząc, że może się to dla niej źle skończyć. Z dumą lądowała czasem na roślince, czasem na lustrach i obrazach. W końcu jako cel obrała leżące nieruchomo na sofie ciało nastoletniej dziewczyny. Ta drgnęła, otworzyła oczy i odruchowo przegoniła dokuczliwego owada.
Jak się tu znalazła? To wszystko przypominało jakieś żałosne deja vu. Po scenie na cmentarzu pamięć wypełniała pustka. Gdyby to mogło okazać się jedynie koszmarnym snem!

Laura wyginając kręgosłup spojrzała na podwórko. Miejsce Słońca na niebie wskazywało, że nie było jeszcze południa.
Może to naprawdę był to tylko zły sen?
Lora wbiła wzrok w podłogę. Przegrała. Dała się wytrącić z równowagi. Najgorszy, a możliwy do popełnienia błąd. Co ona ma teraz zrobić?
Najgorszy był ten palący wstyd.
- Widzę, że proszki zadziałały! – zawołała uradowana Lisa – Wiedziałam, że się jeszcze przydadzą!

- Pro... proszki?
- No... tak – zająknęła się gosposia siadając na brzegu sofy – Na uspokojenie. Panna Cécile kazała...
- Zaraz... chwileczkę. – Laura próbowała zebrać myśli – Nie rozumiem. Co się w ogóle stało?
- Chciałabym to wiedzieć... – usiadła koło dziewczyny – Panienka strasznie płakała, jak tu przyszła. Panna Cécile pomagała panience iść...

- Laura jestem.
- Słucham?
- Proszę się do mnie zwracać po imieniu.
- Ach, tak, dobrze. Jak sobie pa... życzysz – odrzekła Lisa z ulgą.
- I co dalej?
- Panna Cécile powiedziała, że upadłaś i stłukłaś sobie kolano. I niby dlatego tak płakałaś. Czy to prawda? – spytała kobieta przyglądając się Laurze badawczo.
- Pewnie... tak. Nie pamiętam tego. Chyba pójdę do pokoju. Ciotka jest w domu?
- Tak, siedzi w swoim gabinecie. Posłuchaj, Lauro – szepnęła kucharka łapiąc nastolatkę za łokieć – Nie udawaj, że wszystko jest w porządku, bo nie jest. Cécile nie znosiła swojej siostry tak, jak teraz nie znosi ciebie. Zazdrościła jej wszystkiego, a przede wszystkim głosu. A teraz jesteś do niej taka podobna... Wiem, że ciężko ci to wytrzymać, tym bardziej, że Mathias o wszystkim ją informuje, ale ja zawsze ci pomogę, pamiętaj.
- Dziękuję... – powiedziała cicho Lora, zerknęła na podejrzliwie patrzącego na nią mężczyznę, po czym dodała głośniej – Ale dzisiaj już chyba nie zjem tej kolacji.
***
Laura otworzyła szklane drzwi i wyszła na balkon. Oparła dłonie o barierkę i spojrzała na winnice. Mimo wszystko zdążyła polubić to miejsce. Wychyliła się tak, że omal nie spadła i wytężyła wzrok. Przez chwilę wydawało jej się, jak widzi mamę, jej siostrę i rodziców, którzy dyskutując i śmiejąc się sprawdzali, jak rosną ich ukochane winorośle.
Pokręciła głową. Czy przychodząc na świat wszystko zepsuła?
Ale nawet jeśli, to chyba nieświadomie?
Przypomniała sobie słowa Lisy „Cécile zazdrościła jej wszystkiego, a przede wszystkim głosu”.
O tak. Mama miała piękny głos. Czasem delikatny, czasem silny, zawsze hipnotyzujący. Na swoich występach potrafiła oczarować wszystkich- nieważne, czy śpiewała w skromnych knajpkach, czy eleganckich kawiarniach. W każdym nowym miejscu potrafiła zjednać sobie sympatię ludzi.
Laura uniosła brwi. A gdyby tak...
Nie. Była zdecydowanie zbyt zmęczona, by teraz o tym decydować. Sennym krokiem powlokła się w stronę łóżka.
***

Lisa z niepokojem spojrzała na zegar.
Dochodziła druga w nocy.
Kucharka wytarła ręce o fartuch i zamknęła drzwiczki piecyka. Panna Cécile postanowiła wydać dzisiaj wystawną ucztę, a przyrządzenie wielu dań wymagało czasu. No, ale bez przesady. Upiecze jeszcze ciasto, a reszta poczeka do rana.
Czyli musi poczekać jeszcze czterdzieści pięć minut.
Ciekawe, czy Laura śpi? Od tamtej rozmowy nie wyszła z pokoju.
Kobieta westchnęła. Biedne dziecko. Z rodziną d’Audel była już od czterdziestu lat, więc wiedziała, co z Cécile za ziółko. Laura na pewno nie płakałaby tak z powodu stłuczonego kolana.
***
Nie. Laura nie spała.
Od kilku godzin siedziała nieruchomo na fotelu i niewidzącym wzrokiem patrzyła na banalny obraz. W jej głowie pojawiały się i znikały setki różnych myśli. Z czasem jednak, tak jak kilka potoków łączy się w końcu w rzekę, tak strzępki zdań i odczuć przybrały na sile i wyraźnie płynęły w jednym kierunku.

„To wybryki twojej matki! Niewychowana smarkula!”, „Zobacz, co się stało, gdy tu przyjechałaś”.
Nagle, czując, jakby to prąd tej rzeki prowadził ją, podeszła do starego mebla i drżącą ręką zaczęła wyjmować z niego swoje ubrania.
***

Przez swoje zdenerwowanie nie czuła nawet ciężaru bagażu, który i tak nie był zbyt duży. Kilka ubrań, pieniądze, które zostawiła jej mama, dokumenty... Czegoś brakowało.
Przystanęła na chwilę przed uchylonymi drzwiami. Zostawiła torbę na korytarzu i cicho wsunęła się do sypialni. Ciotka mocno spała. W czasie snu jej twarz wyzbyła się wszystkich grymasów złości i zniecierpliwienia. Uśmiechała się lekko, jednak dopiero teraz można było zobaczyć niewielkie zmarszczki, wyżłobione starannie przez lata smutku i samotności.
Laura bezszelestnie chwyciła srebrny naszyjnik, zapięła go sprawnie na szyi i jeszcze raz zerknęła na Cécile.
Była prawie tak samo piękna, jak Isabelle. Dlaczego ciągle jest sama?
Nie. Nie może o tym myśleć, nie teraz. Musi szybko stąd wyjść. Jeszcze chwila, jeszcze jedna racjonalna myśl i tutaj zostanie.
Szybko przeszła do salonu. Światło dochodzące z jadalni przestraszyło ją. Zajrzała tam ostrożnie.

Na krześle, z głową odchyloną do tyłu drzemała Lisa. Z jej kieszeni wystawał niewielki kluczyk. Laura wyciągnęła go delikatnie i na palcach podeszła w stronę portalu. Nagle przypomniała sobie coś.
- Dziękuję – szepnęła w przestrzeń, przekręcając klucz w zamku i otwierając drzwi. Na fortepian nawet nie spojrzała.
***
Mimo, że słońce było już na niebie, na dworze panował chłód. Czerwonowłosa dziewczyna zmagająca się z silnym wiatrem szarpiącym jej ubranie przystanęła na chwilę. Nabrała w płuca świeżego, zimnego powietrza. To ją uspokoiło. Rozejrzała się w poszukiwaniu drogowskazu, ale otaczały ją tylko stare drzewa. Dokąd ma iść? Zaraz... przejeżdżała tędy kilka razy. Niedaleko powinien być...

Z nowymi siłami podniosła torbę i ruszyła przed siebie.
Gdy z bolącym ramieniem i zadyszką dotarła wreszcie na małą stacyjkę, jedno tylko zdołała powiedzieć zaspanej kobiecie w okienku.
- Bilet do Paryża... poproszę.
... No dobra, chciałam coś napisać na koniec, ale z drugiej strony wolę sama tego nie komentować...

xP