No i jest. Odcinek trochę krótki, ale... no cóż, mam nadzieję, że się nadaje

Uwaga, jest trochę… hm… dosadnego słownictwa, ale ma ono służyć podkreśleniu ekspresji

Panie i panowie, oto przedstawiam owoc prawdziwych mąk
tfurczych…
Odcinek 2
- Robert, jesteś wolny – usłyszał w słuchawce dobrze mu znany głos starszego pana. – Trzasło przechwytuje dziewczynę.
- Ale chwileczkę, szefie, zaszła pomyłka – zaczął tłumaczyć, ale było już za późno: jego szef się rozłączył. – Cholera! – Robert był zły sam na siebie. – Ale narobiłem bigosu*.
Kasia naprawdę mu się spodobała, nadał ją staremu tylko z przyzwyczajenia i teraz bardzo tego żałował. Stał przez moment, bijąc się z myślami, a potem pobiegł w stronę willi szefa…

***
Kasia ocknęła się na jakiejś niezbyt szerokiej, ale miękkiej i wygodnej sofie. Ostatnie, co pamiętała, to silne uderzenie w tył głowy. Powoli otworzyła oczy. Znajdowała się w niedużym, ale wykwintnie urządzonym pomieszczeniu z pięknym kominkiem naprzeciwko sofy i niedużym oknem po lewej stronie. Było jeszcze ciemno, ale egzotyczne lampy łagodnie oświetlały pokój.

- Szybko się obudziłaś, złotko – usłyszała za sobą głos. Odwróciła głowę. W jej stronę szedł mocno starszy mężczyzna ubrany tylko w czerwone szorty. Wcale się jej to nie spodobało.
- Gdzie ja jestem? – warknęła; strasznie bolała ją głowa.
- U mnie, malutka! – zawołał facet. – Robert tu cię sprowadził. Ściślej mówiąc, Robert i Trzasło. Pobędziemy trochę… razem. – uśmiechnął się obleśnie.
I wtedy, nie wiedzieć czemu, Kasia skojarzyła, co to za jeden. Cyryl Admus, znany aktor, dawno temu – filmowy amant. Wcale jej to nie poprawiło humoru, bo już zaczynała rozumieć, czego chce od niej. I rzeczywiście – po chwili zaczął bezceremonialnie się do niej dobierać. Zareagowała bez zastanowienia – dała mu mocno twarz i odepchnęła.
- Jasna cholera! – wrzasnęła. – Znalazł się pieprzony amator kwaśnych jabłek!

- Ależ maleńka – zaczął mamrotać i wyciągnął do niej ręce. To rozsierdziło ją jeszcze bardziej.
- Zabieraj te łapy, ty stary erotomanie! – trzasnęła go znów w twarz i, nie czekając jak zareaguje, rzuciła się do najbliższych drzwi. Okazało się, że wybrała dobre – prowadziły na klatkę schodową. Zbiegła po schodach i nie minęły trzy minuty (posiadłość starego aktora miała spore gabaryty), kiedy była już na zewnątrz. Rozejrzała się po okolicy. No, do domu dziadka niedaleko, znała (mniej więcej) to miejsce. Puściła się pędem.

W domu czekał na nią niezadowolony, a jednocześnie bardzo zaniepokojony dziadek, ale wytłumaczyła mu, że miała niemiłą przygodę z jednym gościem i musiała wiać. Nie wdawała się w szczegóły, w końcu - jest już dorosła. Stwierdziła, że jest bardzo zmęczona i musi położyć się spać. No cóż, w końcu dochodziła czwarta nad ranem. Poszła do pokoju, a zasypiając, pomyślała, jak zawsze nie lubiła ani tego aktora, ani filmów z jego udziałem. Teraz już wiedziała, dlaczego. A trzeba dodać, że gustowała w star(sz)ym kinie.
***
Następnego wieczora Kasia znów odwiedziła tą dyskotekę, ale tylko w jednym celu. Pierwszą rzeczą, którą zrobiła, kiedy tam dotarła, było odszukanie Roberta i przylanie mu prosto w twarz.

- Kasiu! – zawołał zaskoczony, trzymając się za policzek, w który uderzyła go dziewczyna.
- Taa, Kasiu, Kasiu! Ty mi tu nie Kasiuj teraz! – wrzasnęła. – Co ty sobie myślisz, do wszystkich diabłów? Że ja będę z jakimś starym dziadem…
- Ależ… ja wcale nie chciałem… to jest… nie wiedziałem… - urwał, bo rzuciła mu spojrzenie, które mogłoby zabijać, gdyby tylko spojrzenia miały taką moc.
Po chwili troszkę się opanowała. Na tyle, żeby rzucić mu lodowatym głosem:
- Nie wysilaj się. Nie mam ochoty słuchać tych twoich żałosnych wymówek.
I odeszła. Już chciała opuszczać lokal, kiedy zauważyła blondynkę, która naskoczyła na nią wczoraj. Nie do końca wiedząc, co robi, Kasia podeszła do niej.
- Hej, ty!

- Czego – warknęła tamta. Kasia zawahała się, ale, jak to mówią: „jak się powiedziało A, trzeba powiedzieć B”, więc kontynuowała.
- Mam ci coś ważnego do powiedzenia.
- Czyżby? – zadrwiła blondi. – A co mi może mieć do powiedzenia taka małolata?
Teraz już się wkurzyła. No dobrze, może i nie wyglądała na dziewiętnastolatkę, ale ile mogła mieć ta? Szesnaście, siedemnaście? Najwyżej.

- Słuchaj no! – syknęła. – Przyszłam do ciebie, bo chcę cię ostrzec, więc może byś przynajmniej posłuchała… inaczej TY możesz tego żałować.
- No dobra, dobra… - blondynka spojrzała na nią, lekko zaskoczona. – O co chodzi?
- Lepiej… daj sobie spokój z Robertem. On jest jakiś…
- Taa, jasne! Ja dam sobie spokój, a ty się za niego zabierzesz. Nic z tego, mała, nie ze mną te numery…
- Kurrrczę, mówiłam, żebyś słuchała, nie! – zniecierpliwiła się Kasia. – Wiesz co on wczoraj zrobił? Zaciągnął na jakiś cmentarz, przyłożył w głowę i zaciągnął do jakiegoś starego fagasa [mówienie, kim był byłoby bezcelowe w tym przypadku - przyp. aut.] , który chciał mnie… chciał się ze mną przespać!
Blondi znów spojrzała na nią, zdumiona, po czym zaczęła się śmiać.
- Niezłą historyjkę wymyśliłaś, mała. – stwierdziła. – Prawie ci uwierzyłam.
- Dobra, sama się przekonasz. – dziewczyna straciła cierpliwość. - Tylko żebyś potem nie płakała, jak ci ten stary… A, zresztą, pies cię drapał.
I wyszła.
Mam nadzieję, że nie zrażą was niektóre słowa wypowiadane przez główną bohaterkę, ale wiecie, jak to jest, jak się ktoś bardzo rozzłości. Jeśli są gdzieś powtórzenia lub inne błędy – piszcie, poprawię.
*a tu pozdrowienia dla Franka Dolasa