Oto kolejny odcinek, od razu mówię, że możecie być zaskoczeni tym co dzieje się w podanym odcinku, zapewne spodziewaliście się, że będę opisywała dokładnie co się tam stało - nic z tego...
ODCINEK 5
W tym samym czasie.
- Pospiesz się, nie chce mi się na ciebie czekać czarny ślimaku.
- Jeszcze sekundę.....o już jestem gotów - Curtis uśmiechnął się - Możemy iść - po tych słowach ruszył przodem i otworzył drzwi przed Eddiem, który gdy przeszedł przez nie, nawet nie podziękował. Może uznał, że mu się należało? Murzyn sięgnął po plik kluczy, mieszczący się w jego prawej kieszeni spodni.
- Poczekaj, tylko zamknę drzwi.
- Musisz to robić?
- Mam pozwolić żeby ktoś się to włamał? - Eddie popatrzał na sklep od góry do dołu, potem przyjrzał się mu jeszcze dokładniej i spytał:
- Myślisz, że ktoś chciałby się do tego wkraść? Jak tak sądzisz to jesteś głupszy niż myślałem - Curtis jednak go nie słuchał, skończył zamykać budynek i ruszył przed siebie.

- Idziesz?
- Kto ci pozwolił przede mną uciekać? - podbiegł do ciemnoskórego mężczyzny i teraz już mroczna, deszczowa uliczka nie była tak osamotniona.

Jeśli ktoś z domów po lewej czy prawej stronie ulicy wyjrzał przez okno, widział dwóch mężczyzn, jednego młodszego o cztery lata od drugiego, idących sobie po Advenue Street. Ulicy zawsze ruchliwej i pełnej zwierząt oraz ludzi, tym razem jednak prawie całkowicie pustej.
Kiedy przeszli całą długość ulicy, zatrzymali się na przejściu dla pieszych, bowiem mieli czerwone. Stanęli zupełnie niepotrzebnie, jedynie dlatego, bo murzyn koniecznie chciał się zatrzymać.

Uznał, że nigdy nie przechodzi na tym świetle, od czego jest w końcu zielone. Eddie zaczął na niego przeklinać, ale to nic nie dało, jak tylko próbował przejść, silny Curtis łapał go za firmową bluzę i nie puszczał.
- Poczekaj na zielone, zawsze może przejechać auto - mówił za każdym razem ze spokojem aniołka.
Po pięciu minutach czekania, na sygnalizatorze pojawiło się światło informujące, że można już przejść. "No w końcu" pomyślał Eddie, ale nie powiedział tego na głos, po prostu szli dalej w milczeniu. Skręcili w lewo.
- Odwróć się, tylko dyskretnie - powiedział cicho Curtis, nie poruszając prawie wargami. Jego towarzysz wykonał polecenie, przechylił głowę dosłownie na sekundę, jednak i tak doskonale widział.

- Od jak dawna za nami idą?
- Odkąd wyszliśmy ze sklepu - mówił znowu z tym niemożliwym spokojem. Eddie miał zamiar krzyknąć, nie zrobił tego, tak samo cicho zapytał czemu mu wcześniej o tym nie powiedział. Odpowiedzi nie uzyskał, po długiej chwili (zaledwie minucie), zadał następne pytanie.
- Co teraz zrobimy?
- No jak to co, będziemy szli dalej, prosto do Jane - gdy powiedział to, dwóch mężczyzn skręciło w ulicę, która nie miała przejścia... - no widzisz już sobie poszli - Eddie odetchnął z ulgą, miał nadzieję, że murzyn nie przeczuł jego strachu...
***
Curtis zadzwonił do drzwi dzwonkiem znajdującym się po ich prawej stronie, wcześniej zaś zdjął gruby płaszcz oraz szal, ponieważ zrobiło się dwa razy cieplej. W powietrzu unosił się zapach świeżego deszczu oraz woń wspaniałych kwiatów, które dziewczyna tak kochała, jej ogród był wyjątkowo piękny.

Dało się słyszeć ciche: ding-dąg, jednak po chwili czekania nikt nie otworzył.
- Może śpi - stwierdził Eddie i złapał za klamkę - Otwarte, chodźmy.
- Ale to jest włamanie - wahał się murzyn.
- Włamanie czy nie, sama chciała żebyśmy do niej przyszli, więc nie marudź i właź - skarcił go.
- Jane, jesteś tu?!! - krzyknęli jednocześnie, aż nie zamknęli za sobą drzwi, natychmiast trzasnęły o framugę o mało co nie tucząc się. "Przeklęty wiatr" pomyśleli znowu to samo. Znajdowali się teraz w obszernym pokoju, gdzie po ich prawej miało miejsce piękne, stylowe pianino, po lewej dwie kanapy, a za nimi whisky. Ściany miała pomalowane na brązowo i biało, te kolory również dominowały w meblach, wszędzie widzieli swoje odbicia, bowiem pełno było tam luster. Zza jednego z nich Eddie zdawał się widzieć znikający cień ale zlekceważył to, myślał, że ma omamy. Poszli dalej przed siebie, zmierzali prosto do kuchni, jednak nie doszli tam....
- Słyszałeś to, Curtis? - odwrócił się, ale nikogo nie zobaczył. Nie mógł go wyprzedzić, zobaczyłby przecież... znów wykonał tą samą czynność i zobaczył wielkiego faceta, kneblującego mu rękoma, natychmiast usta. Próbował mu się wyrwać, wiercił się, skręcał, nic nie dało, musiał mu się poddać...
---------------------------------------------
jak obiecałam odcinek jest krótszy, chociaż nie sądzę że pierwszej klasy... niestety trzeba było to napisać