Informacja dla fanów fs

- odcinek jest
strasznie nudny ale musiałam napisać gdzie się znajdują, obiecuję że jeśli ktoś tu zajrzał to jutro dam następny.
ODCINEK 6
Szept jeziora, słychać trzask fal rozbijających się o brzeg, ten odgłos jest równie cichy jak poprzedni. Trójka nieprzytomnych ludzi... tylko oni, wszystkie inne żyjące stworzenia rozproszyły się z chwilą gdy pojawili się na ich polance, równocześnie zakłócając im spokój. Jeszcze tylko zza drzewa widać wystające koniuszki czarnych kopyt.... podobnych trochę do odnóży konia, ale nie, ta część ciała nie należy do tego typu ssaka. Za sosną czai się satyr, pół człowiek, pół zwierzę, zaintrygowany pojawieniem się nowych, nieznanych dotąd istot postanowił poinformować o ich pojawieniu się całą resztę... o ile takowa istniała. Cofa się, robi to najciszej jak tylko umie. Stara się nie następować na suche gałęzie, boi się tych osób, jest wręcz śmiertelnie przerażony... nawet z odległości pięciu metrów dałoby się słyszeć ten trzask... stworzenie nadepnęło na kawałek kory, tym samym najpiękniejsza z tamtych istot otworzyła oczy... wcześniej leżała na plecach, wszyscy mieli taką pozycją, więc satyr mógł spokojnie się im przyjrzeć. Wstała wpół, podpierając się na łokciach i rozglądając się na boki, usłyszała galopowanie, może nie było głośne ale wyraźne. To istota nie znana jeszcze ludziom, uciekła, obudził się w niej znowu lęk. Może i oglądałaby jeszcze Jane, gdyby nie jej towarzysze. Zawsze chciała być taka piękna... Przez te krzywe oczy, blizny i przede wszystkim odstające uszy, nie była obiektem pożądania wśród mężczyzn...

Doszło do niej, że znajduje się znów w tej samej, bajecznej krainie Dooss, nie wiedziała skąd to wie, jednak miała przeczucie, które zdawało się nie zawodzić... Wstała, rozprostowując przy tym obolałe, posiniaczone nogi, chciała dowiedzieć się od ilu minut, godzin, a być może nawet dni znajduje się tu ale nic z tego. Jej przeczucie dotyczące czasu przestało działać. Wsłuchiwała się chwilę w szept wody, po czym dopiero zauważyła dwóch mężczyzn leżących i zdawało się nieprzytomnych, obok. Nie musiała się długo zastanawiać kto to jest, od razu poznała w nich twarz Eddiego oraz Curtisa. Podeszła do nich, całym sercem pragnęła ich obudzić ale nie zrobiła tego. Uznała, że zasłużyli na odpoczynek, zamiast tego wolnym tempem poszła na plażę, nad brzeg jeziora. Woda wydawała się zdatna do picia, takiej czystej, przejrzystej cieczy nie widziała nawet w butelkach sprzedawanych w sklepach. Tu wszystko było lepsze...przynajmniej na pierwszy rzut oka. Weszła do jeziora, najpierw zamoczyła stopy, ciepła, weszła do kolan, była w sam raz, dokładnie w takiej lubiła się kąpać latem... Złożyła dłonie "w miseczkę" i ochlapała się wodą, powtórzyła tę czynność kilka razy, a że była spragniona za trzecim napiła się jej. Poczuła chęć pływania, w czasie gdy słodkie ptaszki śpiewały swoje nieznane melodie, piękne piosenki, Jane poruszała się zgrabnie w wodzie...
Tym czasem na plaży obydwóch panów obudziło się w tym samym czasie, chyba że ktoś chce zagłębiać się w szczegóły. Leżeli tam dobre pięć minut wpatrując się w otchłań nieba, nie wiedząc o swojej obecności. Eddiego zaintrygowały kształty chmur, niektóre wyglądały jak oczy, inne zaś przypominały mu stos z ogniem.

Zastanawiał się nad ich znaczeniem "Jeśli w ogóle mają jakieś przesłanie". Tym czasem Curtis już wstał ale w dalszym ciągu sądził, że jet tu całkowicie sam. Kiedy tu tak nagle "wparowali" wszyscy byli oddaleni od siebie o co najmniej pięć metrów, młodszy mężczyzna leżał po lewej stronie Jane, murzyn zaś po prawej, czyli oni byli oddaleni od siebie o dziesięć metrów, a że Curtis wstał prawą nogą, nie zobaczył towarzysza. Otrzepał się z piasku i zdjął zakurzoną, obdrapaną, skórzaną kurtkę. Stanął centralnie tyłem do kolegi, bowiem śmiało można już powiedzieć, że lubili się bardzie, o wiele bardziej. Postanowił rzucić ją za siebie, był silnym facetem i ku jego nieszczęściu trafił prosto w Eddiego.
Chłopak nadal patrzył w niebieską otchłań, nie miała dosłownie żadnej białej plamy, żadnej chmurki. Ciągle myślał o przesłaniu nieba, gdy nagle jakaś mokra od potu (czół zapach), pełna piasku, zakurzona kurtka trafiła zamkiem prosto w jego nos... Zarwał się natychmiast na dwie nogi, trzymając ją w dłoniach...
------------------------
Cholernie nudne, wiem...