Jeśli nie dostanę
żadnych komentarzy to przerywam pisanie tego FS, bo widzę że nikt go nie czyta.
ODCINEK 7
...Rozejrzał się w okół siebie aby jego wzrok spoczął w końcu na Curtisie, odwróconym do niego plecami. Tańczył właśnie coś w afrykański rytmach, przynajmniej tak myślał Eddie, wszędzie palmy, egzotyczne kwiaty, plaża i jezioro, prawie jak w bajce dodatkowo cały ten piękny krajobraz zdawał się być całkiem ich. Jakby nigdy nikt tu nie był... Najpierw zagotowało mu się w głowie, że murzyn jest tak bezczelny, ale później zrozumiał, że nie rzucił kurtką w niego specjalnie.Nie ośmieliłby się...W tej chwili i tak nie mógł się złościć, było tak cudownie, że nie miał nawet na to ochoty. Doszło do niego w końcu uczucie ogarniającego ciepła, zdjął kurtkę nieprzemakalną, była mu taka potrzebna gdy w Nowym Jorku lało jak z cebra. Ucieszył się nawet nie nosząc jej już na sobie, uważał, że wygląda w niej wyjątkowo komicznie, tak też było, Jane podśmiewywała się z niego na boku, a Curtis robił to bezwstydnie. Teraz Eddie mógł mu się odpłacić, toteż złapał się za boki i zaczął śmiać na cały swój głos, tarzając się po piachu.

Murzyn odwrócił się...i zapeszył.
- Co-o ty, hehehe robisz? - bezczelny Edddie nie był aż tak rozbawiony na jakiego wyglądał, chciał po prostu zdenerwować "tancerza". Zamiast reakcji jakiej spodziewał się chłopak, murzyn podbiegł do niego i objął go ramionami.
- Boże, nawet nie wiesz jak się cieszę, że tu jesteś! - całej sytuacji zza krzaków przyglądała się Jane, ciekawiło ją co będzie dalej, ale miała wielką ochotę ich uściskać.
- Dobrze już, dobrze ja też się cieszę - oderwał się z uścisku siedemnastolatek - zastanówmy się raczej gdzie jesteśmy i co z naszą kochana przyjaciółeczką.
Usiedli na przeciwko siebie na delikatnym, cieplutkim piachu. Eddie podniósł patyk z ziemi i rzeźbił nim koła ze zdenerwowania, wyglądał na smutnego, przygnębionego.
- Co się stało?
- Jak to co? Gdzie jest Jane, gdzie my jesteśmy? Jest tu pięknie ale co z tego? - zadawał kolejno pytania - A jeśli to pułapka, sen lub jesteśmy naprawdę we wielkim niebezpieczeństwie...- ciągle coś mamrotał pod nosem, jednak Curtis go nie słuchał, miał schyloną głowę w stronę piachu i baznamiejętnie patrzał w ziemię. Usłyszał szelest, jakby coś na nich polowało... co prawda z odległości około pięćdziesięciu metrów, ale i tak się przeraził.Co jeśli przeczucia chłopaka stają się realne? Zerwał się na równe nogi.
- Co ty od*******asz? Wiesz, że nie mam ochoty już oglądać twojego tańca szczęścia...
- Cicho - powiedział delikatnie, prawie syknął przykładając wskazujący palec do ust. Eddie wiedział już coś na temat przeczuć "czarnucha" toteż się przymknął na moment. Po kilku sekundach z ciemnych, zielonych krzaków wygrzebała się Jane....oboje mężczyzn i ona ciężko biegli w swoim kierunku, bowiem piasek przeszkadzał im w swobodnym mknieniu...
***
Leżeli znowu na pisaku całą trójką, wsłuchując się w odgłosy jeziora, tym razem jednak zdecydowanie bliżej siebie i wiedząc o swoim istnieniu.

Nikt nie chciał zakłócać panującej ciszy, nikomu ona nie przeszkadzała, a wręcz przeciwnie, woleli nacieszyć się sobą w spokoju. Po długiej chwili trwającej pół godziny dokładnie, Jane znudziło się to leżenie.
- Gdzie idziesz - starał dowiedzieć się zmęczony Eddie, któremu nie widziało się wyruszać gdziekolwiek. Nie miał całkowicie takiego zamiaru i to wcale nie przez panującą tam znakomitą pogodę i urok osobisty miejsca, po prostu jak dla niego, za dużo wrażeń na jeden dzień. Najchętniej wylegiwałby się tam jeszcze całą dobę albo jeszcze dłużej. Chłopak nie zadawał sobie już pytań dręczących go, gdy pojawił się na wyspie na samym początku czyli m.in. "Skąd ja się tu wziąłem", "Co my tu w ogóle robimy", bowiem wiedział, że na takowe odpowiedzi raczej nie uzyska. Był też święcie przekonany, że Jane zamierza wyruszyć w podróż po dolinie, w końcu przebywali na niej co najmniej od kilku godzin i zapewne zdążyła już wypocząć, odsapnąć. Gdyby ona chciała przejść się nawet na koniec świata, jasnym faktem było, że musiałby zrobić to samo. Nie mógł jej przecież teraz zostawić samej, tym bardziej, że przeczuwał niebezpieczeństwo... Może i w tym interesującym kraju pełnym różnorodnych roślin i pięknych zwierząt jest pięknie ale z pewnością nie zbyt bezpiecznie. Wiedział to tak samo dokładnie jak to, że zaraz wyruszy w drogę. A po za tym nie czułby się wobec siebie w porządku pozwalając jej iść samej, pod opieką głupiego murzyna w busz.
- Jezu, przecież nie będę tu siedziała do jutra. Jesteście mężczyznami czy tylko ich nędzną podróbką? - mówiła tonem osoby niesamowicie stanowczej, dosłownie takiej która nie zrobi niczego innego po za tym co powiedziała. Ręce miała oparte na biodrach, jedną nogę zaś wysuniętą odrobinę wprzód.

Eddie pomyślał, że wygląda bardzo pociągająco, jednak oczywiście nie powiedział tego na głos, bowiem przekonany był reakcji murzyna. W cieniu palm i eukaliptusów rzeczywiście prezentowała się doskonale, wręcz zabójczo, jakby to otoczenie było stworzone dla niej. Odwróciła się do nich tyłem, zdejmując obie ręce z bioder i szykując się do chodu, który miał potrwać długo...naprawdę długo.
- Idziecie ze mną? - mówiła idąc przed siebie tym samym zostawiając odciski stóp w piachu, nie odwracała się przy tym w ogóle.
- Jezu Chryste, pewnie Curtis wstawaj...- ale zupełnie nie potrzebnie wydał to polecenie. Cichy, małomówny mężczyzna szedł już przy boku Jane, obejmując ją prawą ręką za plecy, ona zaś odwzajemniła mu się tym samym...

Eddie o mało co nie wyszedł z siebie, widząc obściskującą się parę. Jednak nic nie mógł zrobić, no bo w końcu kurcze co? Pobić murzyna na oczach dziewczyny? Nie wchodziło to w grę.... przed oczami stanęła mu scenka gdzie bije się z Curtisem, ten przywala mu pięścią w nos, jego ciało powili spada na ziemię...otrząsnął się po chwili. Uznał, że najlepszym rozwiązaniem jest podejść do nich oraz udawać, że się tego paskudnego incydentu nie zauważyło.
Plaża zdawała się znaleźć wyłącznie do nich, maszerowali tak w blasku popołudniowego słońca. Po spływał im po czołach lecz Jane uparcie szła przed siebie, ciężko było tak iść po piachu w butach, więc po pewnym czasie odkąd wyruszyli w podróż, zostawili je w cieniu jednego z egzotycznych, niezidentyfikowanych krzaków.

Przeszli przez brzeg jeziora około 180 stopni, ponieważ widzieli tam kamienistą ścieżkę, do Curtisa dopiero dotarło, że będzie im ciężko się szło po kamieniach całkiem boso. Podzielił się tą myślą z towarzyszami ale oni zgodnie zapewniali biedaka, że na pewno dadzą sobie radę. Chciał nawet zawrócić jednak uznał to za niestosowne, bowiem po prostu go wyśmiali, spotkał się z typowym zlekceważeniem. Było mu gorąco w stopy, zauważył że im dalej oddalali się od miejsca startowego, tym było cieplej i duszniej.Zatrzymał się na chwilę aby zrobić sobie "buty" z koszuli, rozerwał mokrą szmatę na dwie części z czego zaraz miała powstać para "bamboszy". Może nie były pierwszej klasy ale i tak był z nich zadowolony, przynajmniej stopy już go tak nie piekły. W przodzie toczyła się głośna rozmowa.

- Jak myślisz, z tego jeziora można pić? - spytała lekko zdenerwowana dziewczyna takim obrotem sprawy. To ona miała być tą najlepszą, która wszystko wie.
- Skąd mam wiedzieć, nie wiem czy moje poglądy cię interesują ale uważam, że nie jest to nazbyt bezpieczne...- nie zdążył już nic dodać, bo Jane pochylała się już nad wodą...nabrała kilka łyków wody w miseczkę zrobioną z dłoni i zaczęła pić...przez chwilę Eddie miał wrażenie, że gdzieś się unosi, jednak to musiała być jego psychika, bowiem ciągle byli w tym samym miejscu, tylko dziewczyna nie była już tak spragniona.
- Niebezpieczne....? - mówiła do to chłopaka ocierając przy tym górną częścią dłoni twarz, a właściwie same usta mokre od wody. Zaśmiała się cicho, do siebie, pomyślała że zadaje się z typowymi nieudacznikami...i czemu ona wcześniej tego nie zauważyła?
Szli dalej, dalej i dalej. Eddiemu wydawało się, że mijają wieki, gdzie w rzeczywistości nie była to nawet godzina.
Końca drogi nie było widać nawet stąd - ze wzgórza największego z tych w dolinie.

Nie mogli ukryć swojego zdziwienia, no i nie wiedzieli co robić dalej...Nagle coś jakby ich otoczyło, tak to musiała być mgła, od razu zasnęli a znajdując się w jej zasięgu nie czuli nic...nie zdążyli nawet zauważyć co było ową przyczyną zjawiska, od razu oczy delikatnie im się zamknęły, oni zaś padli na ziemię...
-----------------------------------------
POWTARZAM, że jeśli nie dostanę komentarzy to nie będę pisała FS dla powietrza...dla dwóch osób mam pisać? Nie lepiej od razu im wszystko na PM dać?