Odcinek 10

Spojrzałam na niego znacząco.
- Karola... wyprowadzam się - powiedział.
- U... A mnie to ma obchodzić? - spytałam, chciałam być obojętna. Od tej chwili nienawidzę ojca.
- Chyba powinno...
- Chyba nie...
Odwrócił się do mnie tyłem, złapał za kubek z kawą i spowrotem się odwrócił, już przodem do mnie.
- Tato... jak ty tak w ogóle możesz?! - byłam na niego zła.
Wziął łyk kawy.
- Karola, nie zaczynaj znowu...
- A co ja zaczynam?! Nie rozmawiałam z tobą jeszcze na ten temat, więc nie udawaj... Jak ty w ogóle pozwalasz odejść takiej kobiecie jak mama...? Jesteście ze sobą od ponad piętnastu lat...
Moje urodziny! Przypomniało mi się nagle, pojutrze kończę 16 lat, a oni robią mi taki numer.
- Szesnastu, kochanie, szesnastu...
Wściekłam się już na dobre.
- NO WŁAŚNIE SZESNATSU, A TY JESZCZE ZGRYWASZ PANIENKĘ I UCIEKASZ DO JAKIEJŚ INNEJ...! - krzyknęłam, a gdy się uspokoiłam, dodałam - Pindy, z tipsami na kilomentr...
- Karola, nie poznaję cię...
- Najwidoczniej nigdy mnie tak naprawdę nie znałeś... - powiedziałam grobowym tonem, po czym poszłam na górę i trzasnęłam drzwiami.
- Życie jest nie fair - powiedziałam sama do siebie.
Po chwili pomyślałam, że zejdę na dół, udawając, że jestem głodna, może sam zacznie w końcu rozmowę?
Zeszłam powoli po schodach, ojciec siedział w jadalni i czytał gazetę. Podeszłam do lodówki. Odgrzałam sobie obiad z wczoraj i usiadłam na przeciwko niego. Ignorowałam jego spojrzenie jak tylko mogłam.
- Pojutrze jest sprawa rozwodowa, szybko ją rozpatrzyli....
- Super... nawet nie wiesz co jest pojutrze... - powiedziałam cicho.
- Pojutrze jest... niedziela.

- Sam to wymyśliłeś? Nie chodzi mi o dzień tygodnia! Wy chyba powoli zapominacie o moim istnieniu. Wiesz... kiedyś byłeś moim przyjacielem. Byłeś jedyną osobą, której dawałam założyć sobie buciki, gdy sama nie umiałam. Myślałam, że będziesz w porządku do końca, ale tobie się nagle odwidziało. Światowego życia się zachciało, co? Światowiec się znalazł... - to ostatnie zdanie wypowiedziałam najciszej, będąc już w kuchni.
- Karola, nikt o tobie nie zapomniał...
- O moje uczucia nikt nie dba, nie zwracacie uwagi nawet na to o której do domu wracam, gdzie się włócze, co robie, nikt nie pamięta nawet o moich urodzinach... Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność...
- No dobrze... Może ostatnio trochę cię zaniedbaliśmy, ale zrozum, mieliśmy własne problemy...
- O których nawet mi nie powiedzieliście.
- Karola, chciałbym wyjść z domu jeszcze przed mamą, proszę cię... Porozmawiamy o tym kiedy indziej...
- Kiedy indziej, to już nie będzie o czym rozmawiać.
Powiedziałam i poszłam do pokoju. Jeny, co ten człowiek wygaduje?! Włączyłam sobie jakąś zamulającą piosenkę i powoli przestawałam o wszystkim myśleć. Liczyły się tylko słowa "listopadu" Comy. "Druga zero trzy, nie ma dokąd iść...". Gdy byłam już wyciszona i uspokojona zadzwonił telefon. Cholera, akurat teraz! Odebrałam.
- Halo? - spytałam ostro.
- Hej... co tak ostro? - usłyszałam głos Oli w słuchawce.
- O siema... a nie wiem, myślałam że to ktoś inny...
- Karol?
- Nie...

Zaczęłyśmy gadać o głupotach. Ola chciała wyciągnąć mnie na zakupy, w końcu się zgodziłam. Spotkałyśmy się na przystanku. Gdy dojechałyśmy do galerii, usiadłyśmy sobie w kawiarni IQ, zamówiłyśmy gorącą czekoladę i zaczęłyśmy rozmawiać. Ola wiedziała, że moi rodzice się rozwodzą, wiedziała o wszystkim.
- Karola... ja... wiem kim jest ta kobieta...
- Ta pinda, z którą najparwdopodobniej jest mój ojciec?
- No...
- A więc, kto to?
- To... moja matka.
Taki... nijaki ten odcinek. Nie wiem... chyba zaczynam pisać bezsensu... tracę mój rzekomy "talent" :< Oceniajcie...