Dobra, wystarczy już tych editów w ostatnim poście....
Odcinek 7
Następnego dnia rano...

Weszłam do kuchni. Za stołem siedzieli jacyś ludzie i rozmawiali. Najwyraźniej byli to brat wuja i jego żona...
- Dzień dobry- przerwałam im konwersację.
Obaj na mnie spojrzeli.
Brat- bliźniak wuja, zwrócił się do mnie:
- Dzień dobry. Ty jesteś Lily, prawda?
- Tak, to ja.
Zaraz oboje wstali.
- Christian Tyler- przedstawił się mężczyzna, całując mnie w rękę. Widać, że dżentelmen...
- Madison Tyler- przedstawiła się kobieta.
Ja się nie przedstawiłam, gdyż nie musiałam (chyba Josh dość dużo im o mnie nagadał).

Usiadłam naprzeciwko nich.
Dopiero teraz miałam okazje bliżej im się przyjrzeć.
Pani Tyler była bardzo zadbaną kobietą. Zero zmarszczek na twarzy, idealny makijaż, włosy równie idealnie ułożone (i przefarbowane, przy okazji). Wydawała się być miłą osobą.
Podobnie i jej mąż. Jego i wuja w sumie różnił tylko kolor oczu i włosów. I w porównaniu do swojego brata pan Christian wyglądał na bogatego. Nie śmiałam nawet w to wątpić...
- Panno Lily- odezwał się pan Tyler
- Proszę mówić do mnie po prostu Lily- przerwałam mu
- Dobrze. Więc Lily, sprawa wyglada nastepująco: ja wraz z małżonką zajmiemy się pogrzebem.
Byłam tym naprawdę zaskoczona. Przecież ja też muszę coś zrobić...
- Ale...- zaczęłam protest
- Nie ma "ale"- przerwała mi pani Madison- Wystarczy, że opiekowałas się dziećmi...
- ... za co bardzo ci dziękujemy- dokończył jej mąż
- To naprawdę nic takiego- odparłam- Ja po prostu nie mogłam zostawić tych dzieci samych.
- Bardzo się cieszymy, że jesteś taka bezinteresowna- z wielką szczerością powiedziała kobieta- Dlatego też należy ci się nagroda.
- Jeszcze dzisiaj idziemy do pastora, a jutro do zakładu pogrzebowego- dodał pan Tyler - A zaraz po rozmowie jedziemy do sądu...
- Proszę nie tłumaczyć- pospieszyłam- Ja wiem, po co.
- Albo mi się wydaje, albo ty się na tym coś znasz- powiedział, ku mojemu zaskoczeniu, mężczyzna
- Można tak powiedzieć- odpowiedziałam- Ja też kiedyś przez coś podobnego przechodziłam.
- No tak, rzeczywiście- potwierdziła pani Madison
- Dopóki nie załatwimy wszystkich formalności chcielibyśmy, byś ty nadal zajmowała się dziećmi- powiedział pan Christian
- Dobrze, nie ma sprawy- zakończyłam.
Zara potem pożegnałam ich, a oni pojechali w stronę sądu.

Chwileczkę...!- pomyślałam- Przecież ja nie mam nawet w co się ubrać na ten pogrzeb!
I niewiadomo, czy moi kuzyni również.
Zapukałam do pokoju Josha. Po wczesniejszym "proszę", weszłam.
Siedział wpatrzony w monitor. Chyba z kims pisał, gdyż co chwilę wystukiwał coś na klawiaturze.
Zaraz jednak obrócił się w moja stronę.
- Coś się stało, Lily?- zapytał mnie
- Tak. Zaraz jadę na zakupy i chcę wiedzieć, czy masz w czym iść na pogrzeb.
- Carne jeansy i czarny T-shirt mogą być?
- Tak. Czyli ty masz...
- Daisy z tego co mi wiadomo, też. Czarne jeansy ma na pewno, a niedawno miała ubrany czarny T-shirt w białe chmurki- poinformował mnie.
- Dobra. A macie może jakąś stałą opiekunkę dal Viv?
- Nie, ale chyba znam osobę, która mogłaby si.ę nią zająć- moja koleżanka dorabia jako opiekunka. Mógłbym ją zapytać.
- Na razie nie. W końcu nie znamy jeszcze daty pogrzebu. A tak w ogóle, to popilnujesz domu?
- Jasne, żaden problem.
- Dzięki.
Poszłam jeszcze zobaczyć do pokoju Daisy.

Dziewczynki grzecznie bawiły się lalkami.
- O, Lily!- krzyknęła starsza z nich- Może pobawisz się z nami?
- Innym razem- odpowiedziałam (chociaż pobawiłabym się jeszcze kiedyś w "dom"...)- Muszę jechać na zakupy.
- Skończyła się ta dobra herbata- poinformowała mnie Daisy
- Ta, którą piliśmy na śniadanie?
- Tak.
- Dobra, kupię. Jeszcze coś?
- Lily, a kupis mi liziaka?- spytała Viv
- Jasne... Kupię wszystkim. (Lizaki... Te z Ameryki są pyyyycha!)
- Dla mnie i dla Viv truskawkowe- dopowiedziała Daisy- A Josh lubi te z coca- colą.
- OK. Macie załatwione. Jesteście pod opieką Josha.
- Dobra- odparła starsza.
Ja natomiast poszłam do siebie się przebrać.

Będąc już na mieście, wlazłam do pierwszego lepszego sklepu.
Znalazłam całkiem ładną czarną sukienkę, w sam raz na mnie.
Zaraz poszłam ją przymierzyć. Leżała świetnie!
Parę minut później płaciłam przy kasie. No tak... Jeszcze musi mi starczyć na drobne zakupy. Nie tylko lizaki, ale i na cienie do powiek (nawet nie wiem, kiedy je zużyłam...).

No tak... Gdy na śniadanie ma się tylko mały jogurt, to nietrudno po dwóch godzinach znowu nie poczuć głodu.
Moje zakupy dobiegały końca, dlatego też wybrałam się do kawiarni coś przekąsić.
Nie wiedziałam jednak, an co tak naprawdę mam ochotę... W związku z tym zamówiłam tylko Colę.
- Hej!- usłyszałam znajomy głos- Mogę się dosiąść?

Spojrzałam w górę.
Moim oczom ukazała się znajoma twarz Alana (tym razem w okularach).
- Jasne, siadaj- odpowiedziałam.

I juz wiedziałam, co chciałabym zjeść: sernik. To był jego pomysł...
Parę minut później przede mną i moim towarzyszem znalazły się talerze z zamówionym ciastem. Wyglądało bardzo apetycznie...
- Lubisz sernik?- spytałam go, przerywając jedzenie
- Nawet nie wiesz jak!- odparł- Jak widzę, ty również...
- Zgadza się. Moja babcia robi pyszne serniki...
- Hmm... A samej też kiedyś udało ci się upiec sernik?
(Nie odpowiedziałam od razu, gdyż musiałam przełknąć kawałek)
- Nie, jeśli już, to z pomocą babci.
- Twoja mama też piecze?
Całkiem zaskoczyło mnie to pytanie. No tak, nie powiedziałam mu...
- Widzisz, moja mama...- nie wiedziałam, jak to ująć
- ...Nie umie piec?
- Nie... Ona nie żyje- powiedziałam w końcu
I posmutniałam. Jak to zwykle, gdy mówiłam coś o niej.
- Przepraszam, nie wiedziałem...- odparł ze współczuciem
- Nic się nie stało. Ja zawsze smutnieję, gdy muszę wspomnieć o mojej mamie.
- Masz o niej złe wspomnienia?
- Ja w ogóle o niej nie mam wspomnień. Nie znałam jej. Zmarła przy moim porodzie...
- Naprawdę mi przykro... Jeśli nie chcesz o niej mówić, możemy zmienić temat.
- Nie, naprawdę nie trzeba. Przy jakiejś innej okazji może opowiem ci o całej mojej rodzinie.
- Dobra, ja też ci coś opowiem o mojej.
Uśmiechnęłam się, on po chwili również. Już było dobrze...
Kończyliśmy jedzenie, także rozmawiając. Jak się okazało, on też przyjechał na drobne zakupy (na nich między innymi kupił sobie te okulary).
- Jedziesz już do domu?- zapytał, gdy wychodziliśmy z kawiarni
- Tak, a co?
- Tak się akurat składa, że siostra mnie wysłała do Las Gatos, żebym odebrał jakieś ciuchy od krawcowej. Do ciebie mam po drodze. Mógłbym cię podrzucić.
- No skoro tak....
I znowu miałam okazję spędzić podróż do domu w miłym towarzystwie. I było mi naprawdę obojętne, czy to w najgorszym aucie, w korku, podczas ulewy... Ale z nim.
************************************************** **********
Czy coś się wydarzy na pogrzebie?
W ilu jeszcze sytuacjach w życiu Lily Alan będzie brał udział?
Odpowiedzi w najbliższych odcinkach.
Możliwe, że dość późno dodam 8 odcinek. Brakuje mi dodatków, a przy nim będę miała z resztą dużo roboty... Ale bądźcie cierpliwi

I póki co skomentujcie najnowszą część historyjki