
ODCINEK III
Facet
Monique biegła, aż w końcu zabrakło jej tchu. Przystanęła na chwilę. Złapała oddech i zaczęła rozglądać się po okolicy. Okazało
się, że znajduje się w jakimś parku. Wlepiła oczy w ciemność. Stała tak nieruchomo przez kilka sekund, słysząc szmery z
pomiędzy krzaków, po jakimś czasie stwierdziła jednak, że nikt za nią nie biegnie. Wiedziała, że nie może tu zostać na noc,
jednak była strasznie zmęczona kilkudziesto minutowym biegiem. Zdjęła z siebie plecak,postawiła go na ziemi, pogrzebała w nim
chwilę i wyjęła butelkę wody. Wypiła szybko kilka łyków, po czym butelka znów wylądowała w plecaku, a ten na plecach.
Monique szła dalej przedzierając się przez ciemności nocy. W pewnej chwili zobaczyła znajomą tabliczkę, która oznaczała, że znajduję się
już w Paryżu. Nie wiedziała, dokąd ma iść, co ze sobą zrobić. Szła po prostu przed siebie. Po chwili usłyszała samochód
wyjeżdżający zza rogu. Przykucnęła w miejscu, bo nie miała się gdzie schować. Przez szybę zobaczyła dwie znajome postacie.

To Claire i Jean Pierre wracali do domu. Nie chciała o nich myśleć. Wstała i szła dalej.
Coraz częściej spoglądała na znaki drogowe wskazujące, że zbliża się do lotniska. Już wiedziała co robić.
-Poproszę jeden do Saint Raphaël.
-Proszę.
Odebrała bilet i odeszła od kasy. Odlot miała z Terminalu C. Skierowała się więc w jego stronę. Do odprawy miała jeszcze pół
godziny. Udała się więc do bufetu.
-Poproszę espresso z mlekiem i cukrem. - Powiedziała znużonym głosem do kasjerki.
-Espresso raz! - Krzyknęła kobieta w stronę drzwi. - Proszę chwilę poczekać.
Monique odebrała kawę i usiadła przy jednym ze stolików. Wzięła do ręki gazetę leżącą na blacie. Przeczytała nagłówek
>Angelina Jolie, Planuje założyć sierociniec?<. Dziewczyna przewróciła oczami i otworzyła gazetę na jakiejkolwiek stronie.
Przekartkowała pismo, dopiła kawę i udała się w stronę terminalu. Na szczęście miała przy sobie paszport, więc przez kontrolę
celną przeszła bez problemu. Następnie zajęła miejsce w samolocie i czekała na odlot.

Czeka na nią Saint Raphaël! Z opowiadań
Colette wiedziała, że jest to piękne nadmorskie miasto turystyczne. Było to pierwsze miejsce, które przyszło Monique do głowy,
kiedy prosiła o bilet w kasie. Jednak za chwilę w jej głowie zagościły inne myśli. Znacznie gorsze i przygnębiające. Pewnie Claire
odkryła już, że ona, znaczy Monique uciekła, i zamartwia się na śmierć...
Usłyszała huk i zobaczyła, że jej plecak leży na podłodze między siedzeniami, a była pewna, że kładła go wysoko na półce. Jak
zatem spadł? Zagadka pozostała niewyjaśniona, ponieważ usłyszała stewardessy:
-Witamy na pokładzie! Prosimy o postawienie foteli do pozycji pionowej, schowanie stolików, ułożenie podręcznych bagaży pod
siedzeniem, zapięcie pasów oraz wyłączenie urządzeń elektrycznych. Koleżanka zaprezentuje państwu jak należy postępować w
razie konieczności awarii. Dziękuje za uwagę. Życzę miłego lotu.
Kobieta zniknęła Monique z pola widzenia, ale za chwilę pojawiła się druga, która prezentowała instrukcję obsługi
kamizelki ratunkowej oraz maski tlenowej. Później zostały zgaszone światła i Monique zasnęła. Obudziła się dopiero, kiedy
stewardessa wydawała takie same polecenia, jak przed startem, jednakże teraz poprzedzały one lądowanie. Po przybyciu na pas
startowy Monique udała się na przystanek autobusowy. Wsiadła do autobusu jadącego do centrum miasta. Po chwili wysiadła z
autobusu tuż przy parku. Poszła w jego kierunku i usiadła na ławce. Zdjęła plecak i położyła obok siebie na ławce. Wyciągnęła się
i sięgnęła po wodę. Zamiast zimnego plastyku, jej ręka napotkała coś miękkiego i futrzastego. Szybko wycofała rękę. Z
przerażeniem pociągnęła za suwak i zajrzała do plecaka. Odetchnęła z ulgą, jednak zdziwienie pozostało na jej twarzy. Z torby
włochaty łebek wychyliła Chatte. Dziewczyna ostrożnie złapała kotkę i delikatnie wyjęła z plecaka.
-Ty głupia babo! - Mówiła - Przecież nie wolno przewozić zwierząt samolotem!Wiesz co by było gdyby mnie złapali?
Monique potrząsnęła lekko kotką. Chatte spuściła łeb zawstydzona.
Dziewczyna uśmiechnęła się, odstawiła kota na ławkę obok siebie i podrapała za uchem.
-Ale przecież cię tu nie zostawię na pastwę losu!
Spojrzała na zegarek.
Jedenasta Stwierdziła, że natychmiast musi coś spożyć, bo inaczej żołądek zacznie pożerać ją od
wewnątrz. Gestem wskazała kotu, że ma wrócić z powrotem do plecaka. Zarzuciła go na plecy i udała się do najbliższej kawiarni.
Usiadła przy ladzie i zamówiła sernik i cappuccino. Po chwili obok usiadł facet około czterdziestki. Monique udawała, że go nie
widzi jedząc sernik.

-Witam panią! - Powiedział z lubością. Dziewczyna nie odpowiedziała.
-Zapewniam, że jestem trzeźwy, i nie chcę ci nic zrobić. - Zaklinał się facet.
Monique najwyraźniej to rozbawiło, bo z wielkim żalem porzuciła pyszny sernik, aby wdać się w konwersację z owym facetem.
-Gdyby był pan pijany, to już dawno by mnie tu nie było. - Powiedziała w miarę grzecznie.
-Ech! Jaki tam pan! Jestem Anton.
-A ja głodna. - Odpowiedziała Monique zgryźliwie. - Miło mi.
-A więc Głodna, czemu nie zjesz tak pysznie wyglądającego ciasta, które właśnie próbuje pożreć futrzak wystający z twojego
plecaka? - Facet, nie facet, Anton był wyraźnie rozbawiony patrząc na kotkę usiłującą dosięgnąć językiem talerzyka.
-Chatte! Wariatka!
-Myślę, że głodna wariatka. - Wtrącił.
-Znajdziemy jakiś sklep z jedzeniem dla zwierząt to ci coś kupię. - Mówiła do kota.
-Dopiero rano.
-Co?
-Takie sklepy otwierają dopiero rano. Ale mam przy sobie herbatniki. Powinny jej smakować.
Anton podłożył kotce pod nos ciasteczko, a ona porwała go natychniast i wrzuciła do środka plecaka i pożarła w niepodobny do
niej sposób. Monique wzięła od faceta całe pudełko i włożyła je do plecaka. Kotka zniknęła w jego wnętrzu.
-Nietutejsza, co? - Spytał.
-Nie. Przyjechałam tu... - Monique zamyśliła się na chwilę. - Znaleźć pracę. Na wakacje.
-Można wiedzieć skąd, panienko?
-Jestem Monique. Z Paryża. Właściwie spod Paryża... - Monique uświadomiła sobie, że nawet nie wiedziała, jak nazywa się
miejscowość w której miała mieszkać.
-Kiedy przyjechałaś?
-Przyleciałam. - Poprawiła go. - Niedawno. Z jakieś półgodziny temu.
-Ach. I mówisz, że szukasz pracy?
-Tak... - Powiedziała podejrzliwie.
-Bo widzisz, prowadzę dużą firmę i mamy wakat na stanowisku modelki.
-A konkretnie w jakej firmie?
-W redakcji.
Monique powoli zaczęła się już wszystkiego domyślać.
-Więc zdjęcia do gazety? Można wiedzieć jakiej?
-Myślę, że już wiesz. - Powiedział niepewnie facet.
Monique doskonale wiedziała.
-Proponuje pan siedemnastolatce, żeby pozowała nago dla gazety?!
-Ale, ja...
-To już jest przekroczenie granic przyzwoitości! - Monique wstała wściekła. - Przecież to niemoralne! Nie wstyd panu werbować nastolatek...
-Moment! - Wstał również facet. - Po pierwsze: ja nic ci nie proponowałem. Po drugie: skąd miałem wiedzieć, że masz siedemnaście lat?
-Ooo nie! Skąd?! SKĄD?! - krzyczała wściekła. - Pewnie już dawałeś takie propozycje innym dziewczynom! Od jakiego wieku
zaczynasz? Piętnaście? Szesnaście? - Dziewczyna nie panując już nad emocjami, sięgnęła po kubek z gorącą kawą i chlusnęła na niego ze szklanki.

-Masz za swoje, pedofilu!
-Ach! Ała! To jest gorące! - Facet wziął serwetkę i zaczął zbierać z siebie pozostałości gorącego płynu. - Możesz się uspokoić? Ludzie patrzą!
Dziewczyna usiadła. Wzięła głęboki oddech. I w jednym momencie przez głowę przebiegły jej setki myśli, o tym
samym odcieniu. Wzięła głęboki oddech.
-Ile za sesję?
Anton chyba nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, więc zanim odpowiedział minęła chwila.
-Czterysta euro.
-Mało. - Powiedziała obojętnie.
-Czterysta pięćdziesiąt.
-Stoi. - Odpowiedziała. -Ale nie mam zamiaru zdejmować bielizny.
-W porządku. To tylko zdjęcia pod artykuł. Nie musisz całkiem się rozbierać.
-A jakiś kontrakt czy coś? - Spytała.
-Po co kontrakt? Jak będziesz chciała to odejdziesz. Bez zobowiązań. - Monique przekonał uśmiech na twarzy faceta. Kotka
zasygnalizowała, że zjadła już herbatniki wijąc się przy szyi swojej pani. Dziewczyna uśmiechnęła się i pogłaskała kota.
-To od kiedy mogę zacząć?
-Właściwie od rana, bo mamy przestój w robocie przez ten wakat.
-Tylko, że właściwie, ja...
-...nie masz gdzie spać? To się da załatwić. Na zapleczu w redakcji mamy kawałek miejsca. Możesz tam spać, dopóki nie
znajdziesz czegoś własnego.
-Dzięki. - Wydusiła z siebie. Na nic innego nie było ją stać.
-Chodź, podwiozę cię. Prześpisz się jeszcze, a od rana zaczniemy zdjęcia.

Monique wsiadła do samochodu. Po chwili, a może tak jej się tylko wydawało, znaleźli się w przestronnym pokoju. Był to rodzaj
garderoby, połączonej z tak zwaną graciarnią. Anton wyciągnął z szafy jakiś tobołek. Po rozłożeniu na podłodze,
okazało się, że był to śpiwór. Nie tego się się spodziewała, ale nie narzekała. W końcu mogła spać na ulicy zamiast tutaj.
-Tu masz śpiwór. Tam na lewo jest łazienka. No! Do zobaczenia rano!
-No...Dzięki. Dobranoc.
Anton tylko machnął ręką i wyszedł. Monique poszła do łazienki. Umyła się i przebrała w piżamę. Wyjęła z plecaka miseczkę i
nalała tam pozostałości po wodzie mineralnej.
-Masz, napij się. Po takim dniu... - Nie musiała kończyć, bo Chatte natychmiast podbiegła do miski, ale po chwili wróciła
z powrotem. Wyraźnie spodziewała się jedzenia.
-Jedzenie będzie jutro. - Oznajmiła pani.

Kotka obserwowała uważnie poczynania pani, po czym kiedy
już Monique ułożyła się wygodnie w śpiworze, wskoczyła na niego i położyła się dziewczynie w nogach.
Monique jeszcze raz pomyślała o przybranych rodzicach. Claire była dla niej taka miła, dobra... Ale on, ten Jean Pierre, wydawał
się być znajomy. I jego mina, zachowanie. Nie był dobrym człowiekiem. Miała nosa do ludzi. Tak jej się przynajmniej wydawało...
A może trzeba było zostać? Może za szybko go osądziła? Mimo wszystko nie zniosłaby uczucia, że oni na niej polegają,
pokładają w niej jakiekolwiek nadzieje. Nie. Chciała być wolna. Miała pracę, może nie najlepszą, ale będą z tego pieniądze. Po za
tym nikt jeszcze jej tak nie okazywał uczuć. Nikt jej...nie kochał...
Monique zamknęła oczy, zmęczona i pełna obaw co do niedalekiej przyszłości, zasnęła.
*****-----*****
Nie wiem, czy wam się spodobało, ale i tak będę pisać dalej