Temat: Company
View Single Post
stare 20.09.2008, 16:50   #1
scarlett
 
Avatar scarlett
 
Zarejestrowany: 05.02.2008
Płeć: Kobieta
Postów: 286
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Company

XI

-Jesteś pewna, że to tu? – spytał ubrany w grubą kurtkę mężczyzna.
Idąca tuż obok niego krótkowłosa kobieta rzuciła przelotne spojrzenie na nie rzucający się w oczy budynek. W tej okolicy znajdowało się bardzo dużo takich domów, nie miała jednak wątpliwości, że dobrze trafili.
-Pamiętasz, co powiedział Thomas? – wymruczała, wyjmując z kieszeni chusteczkę higieniczną, po czym podała ją mężczyźnie.
-Pamię… - donośne kichnięcie przerwało mu wpół słowa.
Kobieta cicho się zaśmiała.


-To tu. Tylko ten dom nie ma okien.
Trzydziestolatek beztrosko wyrzucił za siebie zasmarkaną chustkę. Mimo mrozu i dokuczającego mu od kilku dni przeziębienia, nie mógł doczekać się starcia z tym, co czekało ich w środku.


John z rozdrażnieniem sięgającym zenitu, kolejny raz bez powodzenia próbował otworzyć drzwi. Pomimo szarpania za klamkę i napierania na skrzydło, zwyczajne, drewniane drzwi za nic w świecie nie chciały ustąpić.
-Mówiłam, ze tego nie da się otworzyć – rzekła spokojnie Kate. Sama próbowała rozwalić te drzwi po tym, jak ją tu wsadzili. Teraz jej brat, od wczorajszego popołudnia, prowadził z nimi bezskuteczną walkę.

Dziewczyna usiadła przy niewielkim stoliku, ustawionym koło ściany i położyła przed sobą miseczkę, pełną kleistej, zielonej mazi. Zbliżyła nos do naczynia. Na szczęście zapach był lepszy, niż wygląd. Nigdy nie była dobrą kucharką, w dodatku nie miała zbyt wielkiego wyboru produktów, z których mogłaby przyrządzić cokolwiek jadalnego.
Kate zanurzyła łyżkę w zimnej zupie, kątem oka zauważając zbliżającego się do stolika brata. Za kilka godzin pewnie znów zacznie walić w te głupie drzwi.
-Chcesz trochę? – spytała, unosząc łyżkę po czym wylała jej zawartość z powrotem do talerza.
John spojrzał na przygotowany przez siostrę posiłek. Miał nadzieję, że nie usłyszała głośnego burczenia, dochodzącego z jego pustego żołądka.
-Nie jestem głodny.
-Zrób lepsze, jeśli potrafisz – warknęła urażona.
Chłopak nie odpowiedział. Spojrzał na siostrę, której twarz wyrażała wiele sprzecznych uczuć. Nie mogąc wytrzymać jej przeszywającego wzroku, ukrył głowę w ramionach.


Co z tego, że jest tym cholernym wampirem, skoro nie potrafił otworzyć nawet zwyczajnych drzwi? Przez niego Kate znalazła się w niebezpieczeństwie. Nie wiadomo co może przyjść do głowy jego ojcu. John czuł, że do jego głowy zaczynają docierać coraz to głupsze myśli. Na szczęście (lub nie) z zamyślenia wyrwały go ciche szmery. Gwałtownie spojrzał w stronę drzwi, jakby za chwilę coś miało zza nich wyjść. Kate wydawała się być zdziwiona tą nagłą zmianą w zachowaniu brata.
-Co? –spytała krótko.
-Nie słyszysz? – zdziwił się chłopak, podchodząc do drzwi.
-Czego?


Kate rzucała podejrzliwe spojrzenia na brata, który z uchem przytkniętym do drzwi, próbował lepiej wychwycić niesłyszalne dla niej dźwięki. W pomieszczeniu jak i na zewnątrz panowała całkowita cisza, nie licząc cichego buczenia lamp i wentylacji. Nie minęła minuta, kiedy młoda kobieta w końcu coś usłyszała. Idą po nich? Kilka par kroków coraz bardziej się zbliżało.

John z determinacją nie ruszał się z miejsca. Nie ważne w jaki sposób, ale nie dopuści, aby cokolwiek stało się jego siostrze. Stał więc stanowczo przy samych drzwiach. Miał nadzieję, że gdy zajdzie jakakolwiek konieczność, plan działania przyjdzie mu do głowy sam.

Gdy w drzwiach przekręcił się zamek, oboje byli pewni, kogo zastaną po drugiej stronie. Jeśli mieli jakąkolwiek nadzieję, na ratunek, to prysła ona właśnie w tej chwili. Po chwili drzwi otwarły się, a w progu stanęła krótkowłosa kobieta. A raczej weszła do środka, nie zwracając uwagi na stojącego przed nią Johna, w wyniku czego zaskoczony chłopak wylądował na podłodze.


-To nie ona… – zauważył mężczyzna, który wyłonił się zza pleców kobiety.
John, z perspektywy posadzki, wpatrywał się ze zdziwieniem w dwójkę ludzi. W dłoni kobiety błysnął złoty pistolet, aby chwilę potem znaleźć się za paskiem jej spodni.
-John? – spytała z niedowierzaniem przybyszka, podając mu rękę – Co ty tu robisz?
Młody półwampir po chwili wahania chwycił dłoń nieznajomej. Kim była ta kobieta i dlaczego znała jego imię?
-Znacie się? – ucieszyła się Kate, przewracając krzesło, na którym dotąd siedziała. Podbiegła do brata z entuzjazmem. Jednak zobaczywszy jego wyraz twarzy, sama spochmurniała.
-Kim jesteście? – spytał John, wpychając wystającą koszulę w spodnie.
-Nie poznajesz mnie? – kobieta zrobiła kilka dziwnych gestów wokół swojej głowy – Co prawda minęło trochę czasu…
John intensywnie wpatrywał się w jej twarz. Rzeczywiście, wydało mu się, że już kiedyś ją widział… Tylko gdzie? Nagle w jego umyśle pojawił się pewien obraz. Nie, to niemożliwe, żeby to właśnie tamta kobieta stała teraz przed nim… Nie, to nie może być nikt inny.


-Wiem! Ty jesteś tą pielęgniarką! Hm… Carol? – John ucieszył się, że spotkał kogoś stojącego po tej samej stronie, co on – Ale właściwie, co tutaj robisz?
-Pielęgniarka… - zaśmiała się – Nie jestem pielęgniarką.
-Jak to? – poruszył się John – Przecież pamiętam, że…
-To było tylko chwilowe – przerwała mu w pół zdania – Teraz jestem na swoim miejscu i wolałabym o tym więcej nie mówić.
-Jasne… A skąd wiedzieliście, że tu jesteśmy?
-Kto powiedział, że wiedzieliśmy? – wtrącił się mężczyzna, który dotychczas zajmował rozmową Kate – Po prostu macie szczęście, że was tu znaleźliśmy.
-A kim ty jesteś? – spytał John – W ogóle nie wydajecie się być zdziwieni naszą sytuacją…
-Henry Hauer. Wszyscy egzorcyści w Firmie wiedzą, co się z tobą stało. Thomas już o to zadbał.
-Jak to miło z jego strony… - westchnął półwampir – W takim razie, co tu robicie?
-Szukamy kogoś – odpowiedziała Carol, popychając Kate w stronę drzwi – Jeśli chcecie wyjść stąd w jednym kawałku, musimy się pospieszyć.


Korytarz wydawał się Johnowi niewiarygodnie pusty. Czyżby jedynym zabezpieczeniem przed ich ucieczką były drewniane drzwi, których za nic w świecie nie dało się wyważyć? Carol, Henry i Kate szli przodem, a on sam idąc z tyłu przyglądał się pustym ścianom. Miał żal do samego siebie, że to nie on uratował własną siostrę – a wręcz przeciwnie – on ją w to wszystko wpakował. Korytarze ciągnęły się prawie w nieskończoność. Nic dziwnego, skoro, jak poinformował ich Henry, budynek ten wiele lat temu był więzieniem dla bogatych polityków, których było stać na lepsze warunki. Cały czas przemieszczali się najciszej jak potrafili. Gdy dotarli do rozwidlenia korytarza, Carol bez zastanowienia wybrała przejście po prawej. John postąpił za nią, jednak po chwili gwałtownie się zatrzymał. Coś wydało mu się być nie w porządku. Pozostała trójka zauważywszy, że się zatrzymał odwróciła się i spojrzała w jego stronę. Na ustach Carol i Henry’ego pojawił się niewielki uśmiech, a Kate patrzyła na brata z zaniepokojeniem. John automatycznie spojrzał w tą sama stronę, co oni.

O stojący pod ścianą stolik opierał się Andy. Z rozbawieniem przyglądał się reakcji egzorcystów.


-A już się bałem, że będzie nudno- rzekł pod nosem Henry, a uśmiech na jego ustach coraz bardziej się wyginał. Andy z nadludzką szybkością znalazł się przy stojącym najbliżej Johnie. Przygniótł go do ziemi tak, że ten nie mógł stanąć na nogi. Młody wampir zacisnął długie palce na szyi brata.
-I co teraz zrobisz? – spytał, jakby nie zauważał obecności pozostałej trójki – znowu będziesz czekać, aż ktoś cię uratuje? Nie masz prawa nazywać się wampirem!
-Wcale…nie chcę… - wychrypiał przez zaciśnięte gardło John. Czuł, że zaczyna brakować mu powietrza.


Szarpanie się nic nie pomogło. Andy ani trochę nie rozluźnił uchwytu.
-Ojciec nie chciał cię zabijać… - warknął – Myślał, że dzięki twojej pomocy uda mu się podporządkować sobie wszystkie wampiry. Nie umiał zrozumieć, że wcale nie jesteś nam potrzebny! – krzyknął rozgorączkowany, dusząc w gardle szaleńczy śmiech - Chciałbym, żeby to widział… Jego nieudany, bezwartościowy syn panuje nad życiem swojego wspaniałego brata, który ma dostać wszystko… Nie pozwolę na to! Ty…

Nie zdołał dokończyć zdania, ponieważ wystrzelona z pistoletu Carol kula przeszyła mu skroń na wylot. Zamrugał oczami i spojrzał z narastającą paniką na Johna. Młody mężczyzna leżał na podłodze, łapczywie chwytając ustami powietrze.
-Pozwolisz im zabić własnego brata?! – krzyknął wampir, zaciskając palce na nie krwawiącej ranie, jakby próbował ją zalepić – Wiem, że nie jesteś taki… Powiedz im, żeby zostawili mnie w spokoju!
John otworzył usta, aby coś odpowiedzieć, kiedy tuż obok jego głowy przeleciał srebrny sztylet, który zakończył swój lot w piersi Andy’ego. Nastolatek zamienił się w kupkę dymiącego popiołu, opadając na ubranie Johna.

Wciąż ciężko oddychając, podniósł się z posadzki i spojrzał na Henry’ego, który sięgnął po nóż. Roztrzęsiona Kate podeszła do brata aby upewnić się, że wszystko z nim w porządku. Kiedy już to uczyniła, zainteresowało ją to, co pozostało po wampirze. Pochyliła się nad popiołem tuz obok długowłosego egzorcysty. Przesypała ciepły proch w dłoniach, wzburzając kłęby kurzu.


-Czemu ten wampir nazwał Johna bratem? – spytał Kate Henry - Nie wiedziałem, że wampiry tak się do siebie zwracają.
Kobieta spojrzała na niego spod burzy blond loków.
-Bo to był jego brat… - westchnęła cicho, wycierając drżące dłonie o kieszenie spodni.


Rozdrażnieni podeszli do kolejnych drzwi. Byli już w kilku pomieszczeniach, ale każde z nich okazało się być puste. Większość z nich nie była nawet zamknięta. Carol, przewracała między palcami skradziony kilka godzin temu pęk kluczy. Robiło się coraz później, musieli się pospieszyć. Wolała uniknąć spotkania z jakimikolwiek wampirami. Andy okazał się być wyjątkowo słaby, a w dodatku był naprawdę rozwścieczony. Jednym słowem – mieli szczęście.

Henry nacisnął klamkę kolejnych drzwi. Były zamknięte. Mieli nadzieję, że w końcu znaleźli ten pokój. Zamek ustąpił bez problemu zaraz po tym, jak Carol odnalazła odpowiedni klucz. Pospiesznie weszła do środa, a na jej usta wpełzł triumfalny uśmiech. Po chwili w pomieszczeniu znalazła się cała czwórka towarzyszy.

Na łóżku pod ścianą siedziała mała dziewczynka w różowym kimonie. Długie czarne włosy opadały jej na ramiona i twarz. Zaciekawione przybyszami dziecko podniosło głowę i odgarnęło niesforne kosmyki z policzków. Tuż pod jej lewym okiem znajdował się dziwny czarny znak.


Tak duża ilość wpatrujących się w nią obcych ludzi była niezbyt miłym doświadczeniem. Zdezorientowana dziewczynka przytuliła się do poduszki i wcisnęła swoje drobne ciało w kąt łóżka, aby schować się przed nieznajomymi. Mocno zacisnęła powieki, jednak co chwilę rozchylała jedno oko, aby skontrolować sytuację.
Głośne kichnięcie Henry'ego przerwało nieprzyjemna ciszę.
-Kim jest to dziecko? – spytał po chwili John, przyglądając się przerażonej dziewczynce.
-To córka Alberta – rzekła Carol i wolnym krokiem odeszła do przerażonej dziewczynki o azjatyckich rysach.

------------------------------------------------------------


Imię: Andy
Nazwisko: Nieznane
Wiek: 18
Wzrost: 170
Znaki szczególne: Puste oczy, białe pasemka
Pochodzenie: USA

Ostatnio edytowane przez scarlett : 21.09.2008 - 09:34
scarlett jest offline   Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.