XII

Okno jednego z wielu pomieszczeń w wielkim biurowcu było dokładnie zasłonięte. Patrząc z zewnątrz za nic w świecie nie dałoby się zajrzeć do środka. Zwłaszcza, że owo pomieszczenie znajdowało się na czternastym piętrze.
Niewielki gabinet, będący zapuszczonym biurem pewnej firmy produkującej sprężyny, zadrżał w posadach od nagłego ataku kaszlu. Henry, wciąż opatulony w grubą kurtkę, siedział na dużych rozmiarów głośniku i przypalał papierosa. Raz po raz pociągał nosem. Około metra od niego czarnowłosa dziewczynka, drażniona tytoniowym dymem, pokasływała mrużąc oczy. Porozwalane po wszystkich kątach pomieszczenia wszelakiego rodzaju klamoty i papiery przywodziły Johnowi na myśl lokum Thomasa. Chłopak nie mógł też powstrzymać się od zerkania w stronę Tae (tak nazywała się córka Alberta). Drobna dziewczynka była chyba ostatnią osobą, jaką można było podejrzewać o bycie jego dzieckiem.

Następnym, co niezmiernie ich zdziwiło, było to, że mała Japonka nie stawiała żadnego oporu. Posłusznie niczym pies dała prowadzić się aż do tego miejsca. Na początku była wystraszona, jak każde dziecko w takiej sytuacji, jednak strach szybko ustąpił miejsca zaciekawieniu. Widocznie dziecko było wyjątkowo ufne i nieprzywiązane do swojego miejsca pobytu.
Ku irytacji Johna Egzorcyści odmówili odpowiedzi na jakiekolwiek zadane pytanie. Tłumaczyli się tym, że sami wszystkiego nie wiedzą.
-Powiecie w końcu po co tu przyszliśmy? – spytał po raz kolejny półwampir, marszcząc z irytacji brwi.
†
Kilkadziesiąt metrów nad ziemią wiatr był niewiarygodnie silny. Thomas musiał przysłonić oczy rękoma, aby śnieg wirujący we wszystkie strony go nie oślepiał. Rozciągnął obolałe kości i spojrzał w stronę drzwi czarnego helikoptera. Śmigła obracały się coraz wolniej, donośny hałas ucichł, pozostawiając tylko szum późnozimowych podmuchów wiatru.
Mężczyzna spojrzał w stronę wyjścia z helikoptera, z którego wyłoniła się Victoria. Za każdym razem nie mógł się nadziwić, że tak drobna kobieta była w stanie pilotować tak wielką maszynę.
-Już idę, idę – krzyknęła Brazylijka, widząc obserwującego ją szefa.
-Mam nadzieję, że Carol i Henry już są, nie wziąłem klucza.
Thomas szybkim krokiem przedzierał się przez śniegowe zaspy, usypane na chodniczku.
-To ja zawsze noszę klucze, szefie – wtrąciła Victoria. Żeby utrzymać kroku przełożonemu, musiała co jakiś czas podbiegać.
-Szefie? – spytała cicho.
-Hm?
-Tak właściwie, co chce pan zrobić z tym dzieckiem?
-Ta dziewczynka będzie niezwykle przydatna dla Firmy. W tej chwili musimy zrobić wszystko, aby ją ochronić i zatrzymać przy sobie. Jest jeszcze mała, ojciec albo nie zdążył wpoić jej swoich chorych pomysłów, albo łatwo jej je wyperswadujemy. Nigdy wcześniej nie słyszałem, żeby u wampira pojawił się Znak… Musimy wykorzystać umiejętności tej małej.
-Kazać jej zabijać swoich?
-Nagle jesteś po ich stronie?! – rozzłościł się.
Kobieta zdziwiła się, szef zawsze wydawał się być osobą spokojną i opanowaną, niezależnie od sytuacji.
-A jeśli się okaże, że nic z tego nie wyjdzie?
-To wtedy będziemy się martwić.
-Na wieki optymista… Ci egzorcyści…czasem wydaje mi się, że nie traktuje pan ich jak ludzi. Jakby byli zwykłymi narzędziami do zabijania, które można wymieniać i zarządzać nimi wedle uznania – stwierdziła z goryczą. Kiedy dotarło do niej, co właśnie powiedziała, modliła się w duchu, aby okazało się, że szef nie dosłyszał.
Jednak wszystko wskazywało na to, że Thomas rozumiał jej słowa aż nadto wyraźnie. Wyraźnie zmieszany długo zastanawiał się nad odpowiedzią.
-Ja…nie chciałem, żeby to tak wyglądało… Po prostu wydawało mi się, że tak będzie najlepiej...
†
Drewniane drzwi otwarły się i do środka pomieszczenia weszli Thomas wraz z Victorią. Wszyscy w pomieszczeniu wpatrywali się w siebie nawzajem. Szef tak skupił się na postaci małej Japonki, że w pierwszym momencie nie zauważył Johna i jego siostry.
-Preston? – rzekł oszołomiony – Co ty tu robisz?
-A… długa historia – odparł wymijająco – To jest moja siostra, Kate – wskazał siedzącą obok blondynkę, która obecnie stanowiła obiekt zainteresowania szefa.
-Co ona tu robi?
-To też długa historia. Ale ona wszystko wie.
Thomas zmarszczył brwi.
-No… o wampirach i tak dalej.
-Gdzie Juliette i Max?
-Nie wiem…
Odetchnął głośno i odwrócił się w stronę dziewczynki. Przez kilka chwil mężczyzna i dziecko patrzyli sobie prosto w oczy. W końcu Thomas nie wytrzymał i odwrócił wzrok. Te oczy tak nie pasowały do kilkuletniego dziecka – Thomasowi wydało się, że widzi w nich cały smutek i ból, jaki kiedykolwiek mógł sobie wyobrazić.
-Odejdźcie na chwilę – rzekł, nie odwracając się.
Wszyscy zamarli w swoich pozach, niepewni, czy powinni protestować, czy po prostu wypełnić polecenie szefa. Pierwsza z miejsca podniosła się Carol i wyszła na korytarz. Po chwili wahania wszyscy pozostali z oznakami niezadowolenia opuścili pomieszczenie.
Mężczyzna zbliżył się do dziecka, które wciąż, bez żadnego skrępowania, wpatrywało się w jego twarz.
-Jak masz na imię? – spytał powoli, nie mając pewności, czy dziewczynka zna angielski.
-Tae – odparła automatycznie. Jej głos był chłodny i pozbawiony jakichkolwiek uczuć. Thomasowi natychmiast skojarzył się z tonem Evy Brown, kiedy ta odrzuciła jego oświadczyny.
-Boisz się mnie?
Japonka pokręciła przecząco głową. Thomas usiadł obok niej, wpatrując się w małe dłonie mocno zaciśnięte na kimonie.
-Gdzie jest twoja mama?
-Nie wiem. Tata powiedział, że została w Japonii i cały czas tam na mnie czeka. Powiedział, że jeśli nauczę się pisać i czytać po japońsku, kiedyś ją odwiedzimy.
-Cały czas mieszkasz ze swoim ojcem?
Skinęła głową.
-Czemu zamknął cię samą w pokoju?
-Żebym była bezpieczna. Mówił, że jestem wyjątkowa i ważna dla niego i Andy’ego i Emmy.
Mężczyzna zaskoczony był jej szczerymi odpowiedziami bez chwili zawahania.
-Nie tęsknisz za tatą?
-Już nie. Dawno go nie widziałam i znudziło mi się siedzenie w pokoju. Tata mówił, że mogą po mnie przyjść jacyś źli ludzie. Pan jest zły?
-Oczywiście, że nie! Nie pozwolę, żeby ci się cokolwiek stało.
Dziewczynka uśmiechnęła się z ulgą.
-Zabierze mnie pan na plac zabaw? Tata zawsze mówił, że to fajne miejsce i że kiedyś razem tam pójdziemy.
-Oczywiście… Powiedz mi, Tae, tak?, zastanawia mnie ten dziwny znak na twoim policzku…
Ręka Japonki instynktownie powędrowała do twarzy. Dziewczynka zasłoniła dłonią lewą część twarzy i spuściła wzrok.
-Myślałam, że nikt nie zauważy… Nie wiem, skąd to mam. Andy mówił, że to nic dobrego i powinnam się tego wstydzić.
-Andy to twój brat?
-Yhm.
Thomas zmusił się do uśmiechu. Miał nadzieję, że dziecko uzna go za wiarygodnego.
-Tylko się z tobą droczył, wiesz, tacy starsi bracia już są – uśmiech jeszcze bardziej się powiększył – Pewnie był zazdrosny, bo...
Specyficzną rozmowę przerwał sygnał dochodzący z telefonu Thomasa.
Mężczyzna wstał i ze zdziwieniem spojrzał na ekran komórki – dzwonił Max.
-O co chodzi? – spytał zirytowany, że przerwano mu w takim momencie.
-Gdzie pan teraz jest? – w słuchawce odezwał się zniekształcony przez połączenie telefoniczne głos Berry’ego.
-Po co pytasz? Poza tym, miałeś mieć na oku Prestona, a ja znajduje go tutaj ze swoją siostrą…
-Co? Ten idiota się znalazł?
-Nie rozumiem…
Przez chwilę zapanowała cisza, po czym Max odezwał się rozzłoszczonym głosem.
-Niech pan nie zmienia tematu, wyjaśnię wszystko na miejscu. Chce tylko wiedzieć, gdzie pan jest.
Thomas zacisnął zęby. Max wkurzył go tą swoją tajemniczością, tym samym zwiększając ciekawość.
-Jakiś czas będę w biurze przy Dwudziestej. Jeśli się pospieszysz może jeszcze się spotkamy.
Mężczyzna odjął telefon od ucha i zakończył rozmowę. Tae przez cały ten czas przyglądała mu się z zainteresowaniem. Wyglądała, jakby chciała o coś zapytać, ale wciąż brakowało jej odwagi.
-Poczekaj chwilę, zaraz wrócę – rzekł Thomas, chwytając klamkę drzwi. Wyszedł na korytarz ze ścianami pomalowanymi na dziwny odcień szarości, który pojawiał się we wnętrzach większości biurowców w tej okolicy. Kilka metrów dalej stała biała kanapa, na której rozsiedli się wyproszeni wcześniej egzorcyści, John i Kate. Gdy zobaczyli, że nadchodzi szef, natychmiast przerwali wszelkie rozmowy.
-Co to za nagła cisza? – spytał Thomas, podchodząc bliżej.
-I co? – niecierpliwiła się Carol, ignorując zadane pytanie – Jak poszło z tą dziewczynką?
-Chyba dobrze… Nie jest zbyt przywiązana do ojca, chociaż go szanuje.
-Zabierze ją pan do głównego biura Firmy? – wtrącił Henry. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale przerwało mu donośne kichnięcie.
-Nie ja - ty. Zabierzesz małą i Victorię, weźmiecie helikopter i tam polecicie. Już zaraz.
-A co pan będzie robił?
-Ja… Muszę zając się tamtą dwójką – Thomas wskazał Johna i Kate.
-A co ze mną? – spytała Carol, obgryzając paznokcie.
-Na razie zostaniesz z nami. Przyda ci się odpoczynek od Henry’ego i jego ciągłego kasłania i smarkania.
Kobieta zaśmiała się cicho, ściągając na siebie mordercze spojrzenie kolegi.
Thomas wrócił do gabinetu po Tae. Oddelegował ją tak jak mówił, a sam rozciągnął się na niezbyt wygodnym krześle. Spojrzał na siedzących naprzeciwko półwampira i jego siostrę. Teraz, kiedy chłopak wiedział, kim jest jego ojciec, Thomas nie był pewien, jak powinien zacząć rozmowę.
Na szczęście, lub nie, w momencie, w którym krępująca cisza nie osiągnęła jeszcze krytycznego poziomu, rozległo się pukanie do drzwi. Thomas podszedł do drzwi, aby je otworzyć. Przekręcał klucz w zamku, kiedy ktoś położył dłoń na jego prawym ramieniu. Odwrócił się i zobaczył tuż przy sobie Johna.
-Niech pan zaczeka…
-Co się stało? – spytał, nie puszczając klucza.
John zamrugał kilka razy oczami i wziął głęboki wdech.
-Nic… zdawało mi się – rzekł w końcu i puścił ramię szefa.
Thomas otworzył drzwi i zastygł w bezruchu i rozwarł usta w niemym okrzyku. Na korytarzu ze ścianami pomalowanymi według standardów stały trzy osoby – zmaltretowani i poturbowani Juliette i Max, oraz…
-Witam – rzekł Albert, szeroko się uśmiechając.
Prawą dłonią gładził powoli policzek Juliette, która uparcie wbijała wzrok w ziemię. Thomas spojrzał z zaskoczeniem na Maxa. Nie spodziewał się, aby on, który spędził w Firmie całe swoje życie, mógł go zdradzić. Egzorcysta, jakby odczytując myśli szefa, wypowiedział na swoje usprawiedliwienie bezgłośne „musiałem”.
Wampir na widok przerażonej miny zarówno Thomasa, jak i Johna, poszerzył swój uśmiech. Jednak pod maską radości kryła się niepohamowana wściekłość.
---------------------------------------------------------------------------
Imię: Carol
Nazwisko: Wright
Wiek: 27
Wzrost: 170
Znaki szczególne: Tatuaż na piersi i biodrze
Pochodzenie: Anglia