Zarejestrowany: 28.01.2008
Płeć: Mężczyzna
Postów: 3,273
Reputacja: 15
|
Odp: "Nowy Dzień"
Tak jak obiecałem, jest kolejny odcinek. Mam nadzieję, że napiszecie komentarze juz bez moich błagalnych próśb Trochę zamieszałem, dlatego nie pozostawię was w nieświadomości, bo co niektóre rzeczy muszą się wyjaśnić zaraz, dlatego też kolejny- 7 odcinek również będzie o Cecilii. Może niektórych to rozczarowało, ale w zamian dostaną później 2-3 odcinki typowo wojenne prosto z frontu Zatem zapraszam do czytania.
6. Czerwona skrzynka na listy
Cecilia siedziała przy stole, trzymając w ręce pióro, którego koniec co chwila trafiał do wypełnionego do połowy atramentem kałamarza. Na papier przelewała kolejne myśli, ładnym, stylistycznym pismem. Co parę słów odrywała wzrok od bieli papieru i wracała do tamtych chwil spędzonych z Robbiem. Zastanawiała się co napisać. Sięgnęła ręką do szuflady biurka. Przez chwilę szperała w niej dłonią na oślep, aż w końcu wydobyła z niej mały kwadracik pożółkłego papieru. Powoli go rozwinęła. To był ostatni list od Robbiego.
Paryż, 24 sierpnia 1943 roku.
Dotarł do niej niespełna miesiąc później. Ona wysłała już od tamtego czasu wiele listów, jednak na żaden z nich nie było odpowiedzi. Niektórzy mówili, że poczta przestała działać, że żaden list już ani nie przyjdzie, ani nie zostanie wysłany. Ona w to jednak nie wierzyła. Pisała kolejne listy z nadzieją, że na któryś z nich przyjdzie upragniona odpowiedź. Wrzucała do czerwonych skrzynek pocztowych kolejne koperty zaadresowane na adres Czerwonego Krzyża na froncie.
Jeszcze raz postanowiła przeczytać parę linijek bazgrołów pisanych w pośpiechu, jednak tak przenikających, tak wnikających. Pierwsza łza pozostawiając po sobie ślad na bladym policzku kobiety, spadła na list, rozmazując jego ostatnie litery- „Kocham cię”. Odkąd Robbie wyjechał, regularnie co dwa miesiące przychodziła krótka relacja z tego, co dzieje się na froncie. Opisywał w niej jak bardzo za nią tęskni, zapewniając ją, że wojna powoli dobiega końca, że niedługo znajdzie się w domu, przy niej”. Dawało to nadzieję, było mocą napędzającą dalej toczące się życie. Jednak nie było po nim śladu już ponad pół roku. Ta mała kartka była dla Cecilii niczym Biblia. Otwierana codziennie, odczytywana z wielką czcią, przywołująca wspomnienia i łzy. Teraz fakt, że poczta nie działa była pocieszeniem. Pocieszeniem zwalniającym od myśli, że on nie żyje. Ale przecież na pewno musiał żyć! To, że Paul zginął pół roku temu nie świadczy o tym, że cała reszta żołnierzy również musi zginąć. Z powrotem zwinęła kartkę i starannie odłożyła ją do szuflady, wpierw delikatnie całując. Zakończyła swój list tymi samymi słowami, którymi kończyła każdy list- „Kocham cię. Czekam na ciebie. Wracaj, wracaj do nas”.
Zima lutego 1940 w Kanadzie była bardzo ostra. Śnieg utrzymywał się już od października i nadal stabilnie zalegał na obszarze całego państwa przez „codzienne, świeże dostawy”. Cecilia wyszła na martwą ulicę, której głuchą ciszę od czasu do czasu przerywał warkot silnika samochodu. Jeszcze raz spojrzała na mały domeczek w równym rządku takim samych domków.
[IMG]http://i38.************/3005teo.jpg[/IMG]
Mieszkanie dostała w spadku po umarłym wuju 1938. Odtąd opuściła tamto mieszkanie na szóstym piętrze i przeprowadziła się tutaj, do spokojnej dzielnicy na obrzeżach Calgary. Najbliższa skrzynka pocztowa stała na oddalonym o pół kilometra skrzyżowaniu, jednak nie przeszkadzało to kobiecie. Wręcz przeciwnie. Idąc w dziesięciostopniowy mróz otulona ciepłym płaszczem wolno szła na południowy- wschód. Minął ją konwój wojskowych trzytonowych ciężarówek, pełen młodych chłopców wyruszających na front. Rok temu jednym z takich był Robbie. Mijała kolejny szereg domków, spoglądając w okna, gdzie paliły się światła. Spoglądała na ludzi wspólnie zasiadających do śniadania przed kolejnym dniem, takim jak każdy inny dzień. Szkoda, że ona nie mogła już tego doznać. Teraz była sama z Lucy. Matka Robbiego umarła zaraz po jego wyjeździe- jeszcze mu nie powiedziała. Nie wiedziała jak na to zareaguje.
Droga upłynęła jej bardzo szybko. Za rzędem drzew, które rosły wzdłuż ulicy zamajaczała czerwień skrzynki pocztowej. Każdy krok wyostrzał rażący kolor spośród szarości zimowego poranka. Odwalony z chodnika śnieg leżał na paśmie porośniętym drzewami, dzielącym chodnik od ulicy. Zbliżające się skrzyżowanie ulic Drunhmeller Street i Jasper Street przeciął seledynowy Ford i zatrzymał się koło małego sklepu po drugiej stronie ulicy. Wyszedł z niego mężczyzna niedbale zatrzaskując za sobą drzwi, które trzasnęły przenikliwie lekko kołysząc samochodem. Ubrany był w strój jednej fabryk w centrum miasta. Szyld na samochodzie wskazywał, że jest to jeden z ludzi Manufaktury Georga- największej fabryki w całym stanie. George Manchester stworzył prawdziwe obuwnicze imperium. Jego sklepy działały w całym kraju, a potężna fabryka wznosząca się ponad kamienice miasta z nowoczesnym wieżowcem na czele przodowała wśród wszystkich firm nie tylko obuwniczych. MG przejęło ostatnio kilka mniejszych fabryk zajmujących się produkcją czekolady, opon do samochodów i ubrań tworząc gigantyczne imperium, od którego cały kraj był niemalże uzależniony. Potężna instytucja wymiotła z rynku konkurencję dyktując warunki. Nic dziwnego, że Manufaktura Georga przed trzema miesiącami zaczęła być obserwowana przez policję i służby specjalne. Firma ma przygotowywać się do wejścia na amerykański rynek, czego dowodem mogą być tereny kupowane po drugiej stroni południowej granicy, a także odkładanie dziesiątek milionów dolarów w bankach u południowych sąsiadów.
Wkrótce mężczyzna wrócił i wsiadł do samochodu. Cecilia spostrzegła, że jest w nim jeszcze drugi mężczyzna, pochłonięty lekturą. Coś do siebie mówili, jakby się sprzeczali. Kierowca nerwowo wymachiwał rękoma. Kobieta dodarła do skrzynki. W tym samym momencie do jej uszu dobiegł warkot silnika. Ford powoli potoczył się wzdłuż ośnieżonego krawężnika. Cecilia przyłożyła do ust kartkę, jak zawsze czyniła przed wysłaniem listu. Kremowa koperta trafiła do skrzynki wypełnionej listami. Kobieta jeszcze przez chwilę wpatrywała się w czarne wnętrze skrzynki przez mały wąski, prostokątny otwór, przez którego do wnętrza wpadało blade światło dzienne, oświetlając koperty leżące na górze sterty.
Z niewielkiej odległości dobiegł pisk opon. Kobieta owinięta w gruby płaszcz spojrzała w tamtą stronę. Ta sama furgonetka z MG zawróciła przez środek ulicy i z dużą prędkością mknęła w jej stronę. Cecilia nadał stała nieświadoma tego, co za chwilę może się wydarzyć. Położywszy lewą dłoń na zimnym metalu skrzynki obserwowała samochód, który pędził z coraz to większą prędkością. Jego koła zbliżały się coraz bliżej krawężnika. Możliwe, że kierowca tracił panowanie nad kierownicą. W końcu samochód podskoczył na krawężniku i dwoma prawymi kołami znalazł się na chodniku. Od kobiety pojazd znajdował się już zaledwie kilkadziesiąt jardów, która to odległość zmniejszała się w niewiarygodnym tempie. Cecilia odskoczyła w bok widząc, że samochód nie zaczyna hamować.
[IMG]http://i35.************/242cqhh.jpg[/IMG]
[IMG]http://i38.************/30vc20w.jpg[/IMG]
Gdy uderzyła całym ciałem o zlodowaciały chodnik usłyszała za sobą huk i dźwięk tłuczonego szkła. Obejrzała się za siebie. Zobaczyła przewróconą czerwoną skrzynkę, z której wysypały się wszystkie listy już rozwiewające się po ulicy. Obok niej leżała stłuczona lampa forda, która najwyraźniej nie wytrzymała uderzenia i wraz z całym okablowanie oddzieliła się od karoserii. Kobieta powoli wstała otrzepując się ze śniegu. Z drugiej strony ulicy nadbiegał zdyszany policjant, a w oknach pojawili się ludzie.
Wkrótce zdyszany policjant znalazł się przy niej. Jego czarny, starannie wygolony wąsik połączony z czerwoną od wysiłku twarzą i małymi oczyma nie sprawiał najciekawszego pierwszego wrażenia przedstawiciela prawa.
- Nic pani nie jest?- jego głos był przerywany, drżący, wymówiony na siłę. W przerwach między wyrazami łapczywie łapał powietrze w usta.
- Nie, dziękuję- wyglądało na to, że kobieta mimo iż w szoku była w lepszej kondycji niż jej „wybawca”.- Chciano mnie przejechać!- nie czekała, aż policjant zada kolejne pytania.
- Zapamiętała pani numery rejestracyjne?
- Nie.
- Może pani podać opis samochodu?- policjant wyjął z kieszeni mały notatnik z długopisem.
- Seledynowa furgonetka, ford. Zielono- niebieski szyld Manufaktura Georga.- kobieta starała sobie odtworzyć w pamięci obraz z przed kilku minut.
- Coś jeszcze? Jakieś znaki szczególne? Kierowca?
- Kierowca to mężczyzna w średnim wieku. Miał na sobie ubranie Manufaktury. Nie przyglądałam mu się dokładnie. Był jeszcze z nim ktoś, drugi mężczyzna, tamtemu jednak nie przyglądałam się wcale.- Cecilia mówiła urywanymi zdaniami. Głos jej drżał, była w lekkim szoku jednak nie starała się tego okazywać.- Widzi pan? Samochodowi odpadła prawa lampa. Musze też być jakieś ślady na zderzaku, karoserii…
- Rozumiem- wymamrotał mężczyzna jednocześnie notując ostatnie słowa w notatniku.- Są jacyś świadkowie?- rozejrzał się wokoło.
- Raczej nie. Nikogo na ulicy nie ma, chyba, że ktoś spoglądał przez okno.
- Rozumiem.- struż prawa cofnął się o krok do tył i podniósł lekko daszek czapki- Dowidzenia. Skontaktujemy się jeszcze z panią.
- To wszystko?- Cecilia chwyciła go za ramię.
- Przecież powiedziałem, że jeszcze się z panią skontaktujemy.
Kobieta poczuła lekkie rozczarowanie. Przecież chciano ją przejechać. Przecież mogła stracić życie, a ten durny komisarz potraktował ją tak obojętnie! Ruszyła w stronę domu, nie zwracając uwagi, na roznoszone przez wiatr listy, unoszące się ciut nad powierzchnią ziemi, gładko płynące coraz to dalej. Komisarz zniknął za najbliższą kamienicą. Dlaczego akurat się tu znalazł? Przecież policja nie ma obchodów o tak wczesnej porze. Dlaczego przybiegł jak już było po wszystkim? Niestety, na odpowiedzi przyjdzie jej trochę poczekać.
__________________
Evil is a Point of View
Ostatnio edytowane przez Gio : 09.10.2008 - 13:25
|