No dobra, daję odcinek

ODCINEK IX
Bal
Od świąt minęły dwa dni, a Monique nadal przepełniała radość. W rzeczywistości nie wiedziała nawet dlaczego, ale było jej z tym bardzo dobrze.
Budziła się rano z radością i kładła spać wieczorem również radosna. Zapominając o tym, że powinna mieć wolne, szła do pracy cała w skowronkach.
Jedyną rzeczą, która ten stan błogości przerywała, był widok Dave z coraz to inną...dziewczyną. Oczywiście za każdym razem kiedy ją zobaczył,
musiał jej coś pysknąć, nawet jeśli go ignorowała. Ale ona nie przejmowała się tym. Bardziej nurtowała ją zagadka szalika.
Nadal nie wiedziała, kto jest tym doręczycielem. Ale stwierdziła, że chyba się tego nie dowie i porzuciła rozważania.
Dzisiejszy dzień zaczął się jak każdy. Monique wyszła do pracy jak zwykle, a tam przywitała ją Lea.
-Cześć słonko! - Zawołała radośnie cmokając powietrze koło jej policzków. - Słyszałam, że jednak nie byłaś sama w święta?
-Przygarnęło mnie szefostwo. - Odparła również uśmiechnięta.
-Więc poznałaś Carolyn. Fajne z niej kobitka. A pomyśleć, że tyle w życiu przeszła.
Monique już otworzyła usta, aby o coś zapytać, ale Lea zrobiła smutną minę i pokiwała głową.
-Nie mogę o tym opowiadać, przysięgłam. I tak już za dużo wygadałam.
Monique nie nalegała dłużej, tylko poszła wykonywać swoją pracę. Po całkiem nudnym i zwyczajnym dniu, pożegnała się z Leą i wyszła.
Stojąc na przystanku nie miała ciekawszego zajęcia niż czytanie rozkładu jazdy oraz ogłoszeń wiszących obok.
Większość z nich dotyczyła m.in. kursów językowych czy sprzedaży mieszkań. Wisiało również jedno, nieco zmaltretowane pogodą,
mówiące o małej kotce zgubionej w okolicach Rue Dominique.
W pewnym momencie rzuciło jej się w oczy ogłoszenie inne niż wszystkie. Świeże, jeszcze nie zmoczone przez popołudniowe deszcze,
kolorowe i dużo większe. Dziewczyna nie musiała podchodzić bliżej, aby odczytać wielki granatowo-czerwony tytuł "BAL SYLWESTROWY"
Zaciekawiona, zbliżyła się jednak do plakatu i odczytała jego treść.
31 grudnia o godzinie 22.00 rozpocznie Bal Sylwestrowy. Zapraszamy wszystkich chętnych do hali przy Rue de Dijon.
Razem będziemy hucznie świętować nadejście nowego roku!!!
Do zobaczenia!
Na jej twarzy pojawił się uśmiech.

Wsiadła do autobusu nadal rozmyślając o balu. W sumie, to mogłaby pójść, tylko z kim? Sama?
Jakoś sobie tego nie wyobrażała. Kiedy dojechała do domu, nie marzyła o niczym innym tylko o tym, aby paść na łóżko i obudzić się
dopiero jutro rano. Jednak musiała nakarmić kota, posprzątać...

Zabrała się więc za to możliwie szybko. Przy wycieraniu kurzu z szafki wypadło jej zdjęcie, które otrzymała od Colette w dniu wyjazdu.
Tak, wiedziała na pewno, że na zdjęciu jest jej matka. Przyjrzała się mu dokładniej. Teraz zauważyła jaka była ładna. Była niesamowicie młoda.
Niebieskie oczy,kruczoczarne włosy, pełne usta, zgrabny nos, piękny, promienny uśmiech. Monique pociągnęła nosem, a po jej bladym policzku spłynęła łza,
zabierając ze sobą część smutku, który teraz wypełniał dziewczynę. W tej jednej chwili poczuła się straszliwie sama. Jak małe dziecko,
które zgubiło mamusię w wielkim supermarkecie. Tak bardzo chciała znaleźć matkę, chciała wreszcie poczuć się kochana przez kogoś.
Teraz gdyby, nie daj Boże, odeszła z tego świata, kto by po niej płakał? Nie miała nikogo. Jej grób powoli zarastałby zielskiem
pnącym się po marmurowej tabliczce z napisem "Odeszła sama, nie mając nikogo", aż w końcu zarósłby całkowicie, a ludzie przechodzący obok,
traktowaliby go jak stertę starego zielska.
Monique otrząsnęła się przerażona widokiem własnej mogiły, a zimny dreszcz przeszedł jej po plecach. Popatrzyła jeszcze raz na zdjęcie.
-Ona pewnie chciała, żebym żyła normalnie...- Westchnęła sama do siebie. Nie odzywała się przez dłuższą chwilę rozmyślając nad czymś bardzo intensywnie.
-Pójdę na ten bal! Może i bez faceta, ale pójdę! - Powiedziała stanowczym, odważnym tonem.
Ale nagle pojawił się problem. Monique uświadomiła sobie, że nie ma co na siebie włożyć. Padła bezsilnie na łóżko obmyślając najlepsze wyjście z sytuacji.

Wzięła telefon i zadzwoniła do Lei prosząc ją o spotkanie w jak najbliższym czasie.
Po dziesięciu minutach przyjaciółka pukała już do drzwi domu Monique. Dziewczyna wpuściła ją do środka i poczęstowała herbatą i ciaskami.
Kiedy już opisała cały swój problem, Lea zwróciła się do niej wesołym tonem:
-Hej, nie martw się. Mam kilka takich wieczorowych sukni w domu, zanim zaczęłam tu pracować, śpiewałam w klubie,
a do tego trzeba było jakoś wyglądać. To były czasy... Kasa lała się ciurkiem z nieba. No, ale można o tym zapomnieć.
-Czy te sukienki nie będą...no, trochę za duże?
-Może i będą, ale mam koleżankę, która za parę centów przerobi ją tak, że nie poznasz, że w ogóle była przerabiana!
-Dzięki. Ratujesz mi życie!
-Bez przesady. No chodź. Jedziemy do mnie!
-Teraz?
-Czemu nie? - Spytała wesoło Lea. Więc Monique nie pytała już o nic, tylko skierowała się w stronę drzwi.
Lea wskazała palcem swój samochód. Było to duże srebrne Audi. Dziewczyna wsiadła, wzięła kotkę na kolana i odjechały.
***
-No, chodź tu! - Wołała Lea. Siedziała na łóżku u siebie w domu i czekała, aż ta zaprezentuje się jej w jednej z sukienek, która została przerobiona pod jej wymiary.
-Nie mamy dużo czasu! Bal zaczyna się za niecałe cztery godziny! - Ponaglała.
-Idę, idę! - Wołała z łazienki. Kiedy dziewczyna weszła do pokoju zgrabnym krokiem, Lea zaniemówiła z wrażenia.

Monique wyglądała jak anioł, który właśnie zstąpił z nieba. Piękna długa, czarna suknia, sięgała jej aż do ziemi.
Jej młodą twarzyczkę przyozdobił szczery, radosny uśmiech.
-No i jak? - Spytała widząc oniemiały wyraz twarzy przyjaciółki.
-Świetnie! - Krzyknęła, niby wybudzona z letargu. Wstała obeszła ją dookoła, znów stanęła naprzeciw niej. Dziewczyna podeszła do koleżanki wolnym krokiem i uściskała ją z całych sił.
Po kilku minutach przebrana była również Lea. Miała na subie długą, szmaragdową suknię. Natępnie przyszła pora na fryzury i makijaż.
Lea. artystyczną dłonią umalowała siebie oraz towarzyszkę, a Monique, nie wiadomo skąd, odkryła w sobie talent fryzjerski i postanowiła to wykorzystać.
Lea zgodziła się być królikiem doświadczalnym, jednak już po kilku minutach stwierdziła, że była to trafna decyzja.
Kiedy już obie były umalowane, uczesane i ubrane, można powiedzieć wyszykowane, wybiła godzina dwudziesta druga.
Kobieta zabrała obie torebki, a Monique pożegnała się z Chatte.
-Kotku, nie mogę cię wziąć ze sobą. - Tłumaczyła kotce głaszcząc jej jedwabne, lśniące futro. - Zostań tu. Nie zabaluje tam długo.
-Licz się ze słowami. - Powiedziała pół żartem, poł poważnie towarzyszka. Dziewczyna zaśmiała się tylko, wstała i obie opuściły dom.
Wsiadły do samochodu i już po piętnastu minutach stały pod wielką halą, która teraz odgrywała rolę sali balowej.

Lea odstawiła auto i obie wchodząc po czerwonym dywanie udały się do drzwi wejściowych.
Młody, przystojny ochroniarz otworzył przed nimi drzwi puszczając oczko do Monique. Ta tylko uśmiechnęła się dyskretnie pod nosem i ruszyła do środka.
Stała teraz w wielkiej sali obok Lei, wśród obracających się w rytmie piosenki zakochanych par.
-------*******-------
No nie wiem. Nie jestem zadowolona z tego odcinka. Ale chcieliście, to dałam.
Następny rozwiąże wiele wątpliwości

No to chcieliście odcinek, to teraz dawać komentarze!