View Single Post
stare 17.10.2008, 19:36   #32
Lorette
 
Avatar Lorette
 
Zarejestrowany: 27.07.2006
Skąd: ąbruje
Płeć: Kobieta
Postów: 1,151
Reputacja: 11
Domyślnie Odp: "Miłość, to nie pluszowy miś"

ODCINEK I

- O czym?
Chłopak spojrzał na nią.
- Przecież ty możesz być w ciąży... Minęły dwa tygodnie, trzeba sprawdzić...
No tak, to był ten jeden z miłych wieczorów!
- Kupiłeś test?
- Noo, babka w aptece się na mnie krzywo patrzyła jak kupowałem, ale co tam... - uśmiechnął się szeroko.
Gabrysia cały czas stała osłupiona.
- No co tak stoisz? - wyjął z reklamówki biało-różowe opakowanie.
Wzięła od niego pudełko i poszła do łazienki. Wyszła po pięciu minutach z białym paskiem w ręce.
- I co? I co?
- Poczekaj... trzeba czekać jeszcze pięć minut...
Usiadła na kanapie, test położyła przed sobą na stole. Marek usiadł obok niej.
- A co będzie jeżeli jednak zajdziesz w ciąże?
- Wyjadę...
- A co z nami... co znami będzie?
- Wyjadę, urodzę to dziecko i wrócę - powiedziała to tak zwyczajnie.
- Z dzieckiem?
- Bez dziecka...
Marek spojrzał się na nią.
- Co ty chcesz z nim zrobić?
- Noo... oddam do adopcji - powiedziała niepewnie.
Właśnie minęło pięć minut.
Dwie kreski.
Dwie kreski, które być może zmienią życie tej zwykłej dziewczyny, Gabrysi, która sama była adoptowana i to samo chciała zrobić swojemu przyszłemu dziecku. Dziecku bez przyszłości, chciała oddać to dziecko na pastwę okrutnego losu. Co teraz? Co ta niewinna blondynka zrobi? Odda i okaże się osobą bez serca, taką jaką zgrywa. Czy jednak okaże trochę miłości, ciepła i zrozumienia, przecież ona sama tyle przeszła.
- Jestem w ciąży... - powiedziała.

Marek przytulił ją mocno. Dziewczyna zaczęła płakać.
- Jezu, co my teraz zrobimy?
- Przecież miałaś tyle planów...
- Tak, ale... ale... teraz to tak inaczej... Tak... czuję się w obowiązku wychować to dziecko.
Siedzieli tak na kanapie. W małej kamienicy, przy Brzozowej. Myśleli, że są jedynymi osobami z problemem. Jedynymi, którzy teraz cierpią z powodu niechcianego dziecka, ale gdzieś tam daleko rozgrywała się podobna akcja.
***
- Znowu jedna kreska... Tomuś... to jest takie niesprawiedliwe... Ja chcę mieć dziecko!
Brunet objął swoim barczystym ramieniem zrozpaczoną dziewczynę.
- Nie martw się... przecież zawsze można zaadoptować, po za tym... mamy jeszcze wiele czasu - uśmiechnął się.
Para była ze sobą zaręczona. Od dawna starali się o dziecko, a byli tylko o dwa lata starsi od Gabrysi i Marka, którzy dziecka mieć niechcieli.
***
- No gdzie jest ten dzieciak? Nic tylko się włóczy po wszystkich...
- Pewnie jest u Marka - powiedział spokojnie Henryk.
Wiktoria była kobietą bardzo dystyngowaną, mimo że bardzo szybko się denerwowała, nie chciała nikogo słuchać, zawsze uważała, że to ona jest najważniejsza. Nikt, po za nią się nie liczył. Nawet jej mąż Henryk. Obydwoje zaadoptowali Gabrysię, gdy miała 5 lat. Wiktoria nie przywiązywała zbytniej wagi do tego, w co się ubiera, co robi, mówi, je, gdzie chodzi, gdzie śpi. Dziwne było tylko to, że właśnie teraz jej się przypomniało o dziewczynie. Kobieta wstała ze swojego ulubionego fotela i podeszła do okna. Wyglądała majestatycznie, tak jak na scenie sprzed kilkulaty.

Bardzo się bałam wychądząc na scenę, ale on... mimo wszystko zawsze na mnie czekał, zawsze stał za kulisami, kibicował, po cichu... ale kibicował. Gdy wychodziłam z nim z teatru widziałam ich zazdrosne spojrzenia. Wiedziałam, że go porządały... Gdybym go nie pilnowała, to pewnie zaliczyłby każdą po kolei.
Wiktoria otrząsnęła się ze swoich wspomnień. Za oknem chmurzyło się. Pewnie niedługo zacznie padać. Pierwszy raz tę kobietę przeszyła troska, o kogoś innego niż jej własna osoba. Pierwszy raz...
__________________

Ostatnio edytowane przez Lorette : 17.10.2008 - 19:46
Lorette jest offline   Odpowiedź z Cytatem