bjork i Ellie poprosiły mnie żeby ja dała ten odc. na forum więc:
Odc.2
- Może pójdziemy coś zjeść? Przy okazji moglibyśmy porozmawiać... -
zaproponował Nicolas. Z uśmiechem kiwnęłam głową, jednocześnie
przygładzając włosy ręką. Nick objął mnie ramieniem i skierowaliśmy się ku
wyjściu. Nie znałam go, ale czułam, że to ten jedyny... Podczas drogi do
samochodu mojego towarzysza zastanawiałam się, co chce mi powiedzieć.
Słuchałam komplementów Nicka jednym uchem i tylko uśmiechałam się do niego.
Doszliśmy do sportowego, na pewno bardzo drogiego samochodu. Byłam pod
wrażeniem. Nicolas otworzył przede mną drzwi, a podczas jazdy był bardzo
miły i czuły. Byłam zachwycona, po raz pierwszy czułam się jak kobieta -
piękna, pociągająca... i po raz pierwszy ktoś wyraźnie dawał mi do
zrozumienia, że coś do mnie czuje. To było niesamowite. Restauracja, do której
pojechaliśmy, była bardzo elegancka. Śliczna podłoga, piękne tapety na
ścianach, bardzo ładne meble, a na każdym stoliku stał bukiecik kwiatów.
Nie było lamp, tylko mnóstwo świec i świeczek. Bardzo romantycznie... No i
ci eleganccy ludzie w garniturach i sukienkach. Trochę mnie to wszystko
peszyło, ale komplementy Nicka przywróciły mi pewność siebie. W knajpce
zachwycał się moim talentem i wdziękiem, powtarzał, że jestem
wspaniała...
- Myślę, że masz naprawdę wielką szansę, żeby stać się sławna.
Potrzebujesz tylko odrobiny wsparcia. - powiedział i po raz trzeci napełnił
mój kieliszek szampanem. Sam jednak pił tylko wodę i wyjaśnił, że nie
chce prowadzić po alkoholu. Pomyślałam wtedy, że Nick musi być
odpowiedzialny i rozważny.
- Tak? Dziękuję, ale raczej nie mam szans, żeby... żeby być
g-gwiazdą... Nie mam pieniędzy na to, żeby... żeby... - mruknęłam, czując, że
kręci mi się w głowie. Nie byłam przyzwyczajona do alkoholu, więc kilka
kieliszków szampana trochę mnie oszołomiło.
- Rose? Rose? Dobrze się czujesz?
- Ja... świetnie, tylko to... t-to.. ten... szampan... - odparłam cicho i
chwyciłam się kurczowo stolika. Nick uśmiechnął się pod nosem. Potem
poprosił kelnera o rachunek, szybko zapłacił i wyprowadził mnie na
zewnątrz. Odetchnęłam świeżym powietrzem i poczułam się lepiej.. I wtedy
stało się coś cudownego: Nick objął mnie, spojrzał głęboko w oczy i
pocałował. To był mój pierwszy pocałunek... chciałam, by ta chwila trwała
wiecznie...
- Chodź, lepiej odwiozę cię już do domu. - powiedział Nick, wciąż
mnie obejmując.
- Dobrze... - szepnęłam, chociaż wcale nie chciałam wracać. Mimo tego,
że wciąż kręciło mi się w głowie, wiedziałam, ze jest już późno.
Myśl o zamartwiającej się mamie była nie do wytrzymania, ale pojawiała
się niczym wyrzut sumienia.
Mama siedząca w starym fotelu i podrywająca się na choćby najcichszy
szmer.
Mama spacerująca nerwowo po domu i wyglądająca przez okno.
Mama modląca się cicho, żeby okazało się, że nic mi się nie stało.
Potrząsnęłam głową, chcąc wyrzucić te obrazy z głowy.
Przecież jestem dorosła, mama na pewno nie będzie się martwić! Na
litość boską, zachowuję się jak mała dziewczynka, która zasiedziała się u
koleżanki i boi się wrócić spóźniona! - pomyślałam. Gdy
dojechaliśmy na miejsce, powiedziałam do Nicka:
- Dziękuję... za cały ten wieczór. Zobaczmy się jeszcze?
- Jasne. Spotkajmy się jutro o 18.00, przyjadę po ciebie.
- Będę czekać - odparłam, po czym szybko pocałowałam go w policzek i
pobiegłam w stronę domu. Weszłam do kuchni, spodziewając się ujrzeć
bladą mamę, mówiącą: "Dziecko, gdzieś ty była? Tak się martwiłam..."
Zamiast tego zobaczyłam mamę leżącą nieruchomo na podłodze. Uklękłam
przy niej i sprawdziłam puls... Na szczęście wyczułam słabe bicie i
krótki, urywany oddech. Wybiegłam przed dom, w nadziei, że Nicolas jeszcze
nie odjechał, ale niestety już go nie było. Pobiegłam do najbliższego
sklepiku czynnego całą dobę, by stamtąd zadzwonić na pogotowie. Ku mojej
wielkiej uldze ujrzałam Nicka wychodzącego ze sklepu z paczką papierosów.
- Rose ?! Co ty tu robisz? - zapytał, gdy mnie zobaczył.
- Moja mama... potrzebuje pomocy... pogotowie... zadzwoń... ona ... ona
leży ...i...- wydyszałam, ale nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej.
Nick wyjął z kieszeni telefon komórkowy i wezwał karetkę.
***
Kilka godzin później siedzieliśmy na plastikowych krzesłach w szpitalnym
holu, czekając na zakończenie operacji.

Trwała już dość długo. Byłam
strasznie zdenerwowana, bałam się tego, co powie lekarz. Nick cały czas
mnie obejmował i pocieszał.
- Nie martw się, mała, będzie dobrze... - mówił, a ja starałam się mu
uwierzyć. W końcu, gdy już straciłam poczucie czasu, bo nie miałam
siły patrzeć na zegarek, operacja dobiegła końca. Gdy tylko podszedł do nas
lekarz, spytałam:
- Wyzdrowieje?
Lekarz uśmiechnął się lekko.
- Tak, operacja się udała. Możecie państwo być spokojni. Jej powrót do
domu to kwestia kilku dni czy tygodni. Oczywiście będzie musiała mieć
zapewnioną opiekę. - powiedział, a ja poczułam wielką ulgę...
Przytuliłam się do Nicka, patrząc na niego radośnie.
- No widzisz, mówiłem, ze będzie dobrze! - powiedział, po czym zwrócił
się do lekarza - Jeśli chodzi o opiekę lekarską, to mogę wynająć
pielęgniarkę... - mówił, a ja przestałam słuchać. Napawałam się
szczęściem, ze mama będzie zdrowa. Niestety musiała zostać jeszcze jakiś czas w
szpitalu. Nick odwiózł mnie do domu, obiecał, że będzie mnie codziennie
podwoził do szpitala i że opłaci wszelkie koszty związane z leczeniem
mamy. Jednak mimo tego, że niby wszystko było dobrze, czułam się nieswojo
będąc sama w domu. Snułam się jak duch, miałam problemy z zasypianiem,
całkiem straciłam apetyt. Starałam się jednak zawsze przywoływać uśmiech
na twarz, gdy odwiedziłam mamę. Po dwóch tygodniach w końcu wypisali
ją ze szpitala. Gdy jechaliśmy do domu, oczywiście z Nickiem, mama nie
przestawała mu dziękować. Mimo tego, że cały czas się uśmiechała,
rozmawiała z nami i żartowała, widziałam, że jest słaba. W domu od razu
położyła się do łóżka i zasnęła.
- Chodźmy do salonu - szepnął Nick, wyprowadzając mnie z sypialni mamy.
W milczeniu usiedliśmy na wyświechtanej kanapie. W końcu odezwał się
pierwszy:
- Rose... tak mi przykro. Czuję się winny, to ja cię zatrzymałem i...
- Daj spokój! Proszę cię, tylko się nie obwiniaj! Na szczęście nic
poważnego się nie stało, mama żyje i chyba dobrze się czuje, więc...
- Tak, masz rację - westchnął - a... myślałaś już gdzie będziesz
mieszkać?
- To jasne. Tutaj.
- Bo pomyślałem sobie, że może chciałabyś zamieszkać ze mną?
Chciałbym się tobą zaopiekować, budzić się codziennie przy Tobie... -
zaproponował Nick. Zaskoczyło mnie to.
- Nick... Przepraszam, ale muszę się zająć mamą. Nie mogę jej
zostawić samej, przykro mi... - powiedziałam.
- Ale przecież jest pielęgniarka. Może się nią zajmować całą dobę,
jestem pewien, że ty nie będziesz potrzebna - wzruszył ramionami Nicolas.
Zabolało mnie to.
- Nick! Jak możesz tak mówić? To moja matka!
Nicolas westchnął i objął mnie.
- Przepraszam, nie to miałem na myśli. Chodzi o to, że możesz
zamieszkać ze mną, bo... bo... bo cię kocham i chciałbym być z tobą. A mama na
pewno sobie poradzi z pomocą pielęgniarki. Przecież będziesz ją
odwiedzać, przyjeżdżać... Nie mieszkam na końcu świata! - przekonywał mnie Nick.
Wahałam się, ale krótko. Chociaż znałam Nicolasa kilka tygodni miałam
wrażenie, ze znamy się od wieków. W końcu zgodziłam się, ale najpierw
uzgodniłam to z mamą.
- Rose, jak mogłaś pomyśleć, że będzie mi przykro? Kochanie... jestem
bardzo szczęśliwa, że znalazłaś wspaniałego mężczyznę, jakim jest
Nick... Nie mam nic przeciwko, żebyś się wyprowadziła. Tylko pamiętaj,
żeby mnie odwiedzać! - powiedziała i posłała mi nikły uśmiech. Czułam
się dziwnie, kiedy następnego dnia pakowałam walizki (a raczej jedną,
małą walizeczkę) i jechałam do domu Nicka. Gdy weszłam do środka, i
zobaczyłam piękne, drogie meble, poczułam wstyd. Moja matka jest chora, a ja jak
gdyby nigdy nic mieszkam sobie z bogatym chłopakiem i wiodę życie pełne
wygód. Nie miałam czasu na dalsze rozmyślania, bo podszedł do mnie Nick.
- Hej, co się dzieje? Rozchmurz się, proszę...- powiedział i pocałował
mnie. Wciąż miałam wyrzuty sumienia, ale starałam się nie zwracać na
nie uwagi i zająć się Nickiem...
Po roku wspólnego mieszkania zaczęłam nieśmiało napomykać o ślubie.
- Eee... Nicolas... ja... nie myślałeś może, że czas na ... ślub? -
spytałam przy śniadaniu. Nick zakrztusił się, po czym wypił łyk kawy i
powiedział:
- Kochanie, myślałem i... no powiedz sama, po co ci papierek? Przecież on
i tak nic nie zmieni...
- No tak, ale ... - mruknęłam, nie wiedząc, jak ująć moje obawy w
słowa.
- Ale co? Co? Boisz się, że cię nie kocham? Że jak się z tobą
ożenię, to będziesz mogła czuć się pewniej, tak? - spytał Nick, nagle
zdenerwowany.

Speszyłam się, i pokręciłam głową. Nicolas chyba wyczuł, że
przesadził, bo uśmiechnął się i powiedział łagodnie:
- Hej, Rose... przepraszam, niepotrzebnie się uniosłem... ale naprawdę,
sądzisz, że potrzebny nam ślub? Niech zostanie tak, jak jest, bo jest
dobrze... hm? - wstał, odłożył talerz i kubek z kawą do zlewu po czym
pocałował mnie w policzek.
- Muszę lecieć. Będę około szesnastej. I uśmiechnij się w końcu! -
powiedział na odchodnym i wyszedł. Westchnęłam i pomyślałam, że wrócę
do tego kiedy indziej. Tego samego dnia po południu Nicolas wpadł do
kuchni, gdzie gotowałam obiad, i krzyknął:
- Rose! Nie zgadniesz, co się stało! Mam dla ciebie fantastyczną
wiadomość!...
***
PS. oczywiście nic się nie zmieniło: Ellie pisze, ja robię fotki, bjork sprawdza, pilnuje i organizuje ;D