Chanel, chyba źle mnie zrozumiałaś... Dokończę pisać to fs, ale następnego nie będzie przynajmniej do końca roku ;] Dobrze, wstawię kolejny odcinek, chociaż widzę że poprzedni za bardzo was nie zainteresował, bo komentarzy nie jest wiele...
ODCINEK II

Gabrysia wróciła do domu. Chwilę później zaczęło padać. Weszła do salonu. Zobaczyła obraz codzienności - Wiktorię siedzącą na fotelu, popijającą szkocką whiski i Henryka siedzącego w drugim fotelu, czytającego "Codzienną SimCity".
- O, cześć - powiedziała.
- Gdzie byłaś? - spytał Henryk nie odrywając spojrzenia od gazety.
- U Marka...
Wiktoria się nieodzywała. Wpatrywała się w pusty, szary ekran telewizora.
- A czemu cię tak długo nie było? - spytała po chwili kobieta.
Gabrysia weszła do pokoju.
- Długo? Przecież czasem bywam u niego na kilka dni, nie?
Poszła do kuchni. Zaczęła robić się głodna. Wyciągnęła z lodówki jakąś wędline, posmarowała chleb masłem i zaczęła jeść. Ten smak, dobrze go znała... często jadała to u Marioli - kobiety która jako pierwsza ją zaadoptowała. Po zjedzeniu kanapki Garysia poszła na górę do swojego pokoju, który bardzo się różnił od reszty domu. Nie był urządzony wykfintnie, ale miał swój klimat. Był taki... zwykły, bez żadnych badziewnych (jak to lubiła nazywać) dodatków. Dziewczyna usiadła na podłodze, a z półki wyjęła swój pamiętnik. Nie mam pojęcia co tam pisała, ale najwyraźniej miała już swój plan na życie, bo gdy skończyła, była z siebie bardzo zadowolona.

Następnego dnia, Wiktoria wstała bardzo wcześnie, coś nie pozwalało jej spać. Miała pewne przeczucie... przeczucie, że coś się stanie. Weszła po pokoju Gabrysi - pusto, dzewczyny nie było, połowa jej rzeczy zniknęła. Kobieta usiadła na łóżku.
Ona jest dorosła, przecież nic się jej nie stanie... Jest rozsądna, ufam jej, a to najważniejsze. Dawna aktorka była lekko załamana tym, że jej nie ma, ale ona przecież wróci... Może umówiła się z kimś? Tak wcześnie rano, to niemożliwe... Albo poszła do Marka, albo... Zresztą nieważne. Napewno wróci... Tymczasem Gabrysia była w drodze do Warszawy. Siedziała w pociągu, pod oknem. Na przeciwko niej siedział młody mężczyzna. Często na nią zerkał. Było to dosyć denerwujące, krępowało ją to. Nigdy nie lubiła być w centrum zainteresowania, nie ubiegała się o wysokie stanowisko w chierarchi klasy, zawsze stała gdzieś na uboczu z jedną, bądź dwoma koleżankami, ale mimno wszystko... pasowało jej to. Nie była nigdy zbyt towarzyska, owszem lubiła się śmiać i bawić, ale w umiarze. W sumie, to tych cech nauczyło ją poprostu życie... Ona nie potrafiła inaczej, była bardzo skromna, nigdy nie marzyła o byciu piosenkarką, aktorką czy modelką - chociaż miała na to zadatki, ponieważ i ładnie śpiewała i miała ładną twarz i była zgrabna. Gabrysia od zawsze chciałabyć lekarzem... pomagać innym, przy czym nie zwracać na siebie zbyt wielkiej uwagi. Ten facet znów się spojrzał!

- Przepraszam, wie pani może która godzina?
Zdziwiło ją to pytanie. Na prawym nadgarstku mężczyzny widniał piękny zegarek. Wiedziała, że to jakiś podstęp.
- Jest w pół do siódmej - odpowiedziała.
- Dziękuje bardzo...
Po jakimś czasie rozmowa się rozkręciła, facet okazał się bardzo sympatycznym chłopakiem, który nazywał się Rafał. Był brunetem, dobrze zbudowanym, jechał właśnie do Warszawy, do rodziców. Miło się rozmawiało. Wymienili się nawet telefonami komórkowymi. Gdy wysiadali pomógł jej z torbą, a na pożegnanie powiedział.
- Narazie boska Gabrysiu, odezwij się czasem...
I poszedł... Na stacji kolejowej na dziewczyne czekała Sylwia, jej przyjaciółka, wychowywały się w jednym sierocińcu i tak kontakt się jakoś utrzymał. Pisały do siebie kartki, dzwoniły. A teraz, gdy były już dorosłe przyszedł czas na spotkanie. Ostatnio widziały się dwa lata temu, więc nic dziwnego, że Gabrysia ledwo ją poznała.
- Wyładniałaś... - uśmiechnęła się do niej.
- A ty trochę przybrałaś na wadzę i teraz masz idealną figure! - przytuliła ją Sylwia.
Poszły do jej mieszkania. Sylwia wiedziała, że jej przyjaciółka zagości u niej na dłużej, ale nie wiedziała o wszystkim.