View Single Post
stare 01.11.2008, 09:10   #55
Lorette
 
Avatar Lorette
 
Zarejestrowany: 27.07.2006
Skąd: ąbruje
Płeć: Kobieta
Postów: 1,151
Reputacja: 11
Domyślnie Odp: "Miłość, to nie pluszowy miś"

Co wy z tymi ciachami? Ja się tu odchudzam a Ci mi o ciachach xD
No dobra, wklejam kolejny odcinek... może bardziej wam przypadnie do gustu ;]

ODCINEK III

Po czterech miesiącach było już wszystko wyjaśnione. Wiktoria wiedziała gdzie znajduje się Gabrysia, Sylwia wiedziała o ciąży, a Marek przyjechał za swoją ukochaną. Za niewielkie pieniądze wynajęli mieszkanie zaraz obok przyjaciółki. Gabrysia czuła się świetnie. Znalazła pracę - pisała artykuły do gazety, więc nawet pomimo ciąży nie musiała tego przerywać. Pewnego dnia natknęła się na Rafała.
- Witaj boska Gabrysiu - uśmiechnął się - o, a co to? Spodziewasz się potomstwa?
- Noo, jak widzisz... tak jakoś wyszło, dlatego przyjechałam do Warszawy.
Ich rozmowa nie była zbyt wylewna, Rafał pomknął dalej, a Gabrysia szła do lekarza. Właśnie dzisiaj, 15 września 1993 roku okazało się, że urodzi im się dziewczynka. Nie zmieniło to oczywiście patrzenia przyszłej matki na tę całą sytuację. Nadal była przekonana, że nie chce tego dziecka, że musi je oddać do adopcji.
***
Po kolejnych czterech miesiącach Gabrysia dostała pierwszych skurczy.
- Ale to jeszcze miesiąc... - powiedział jej chłopak.
- Nie słyszałeś nigdy o wcześniakach? Jedźmy!
Wsiedli w samochód Marka i pojechali na pogotowie. Okazało się, że to jednak już... dziecko urodziło się miesiąc wcześniej. Nie było chore, było normalne, tak jak wcześniej przypuszczano - była to dziewczynka. Po kilku dniach od tego wydarzenia Gabrysia zrzekła się tego dziecka, nieoficjalnie oczywiście, bo na to nie miała odwagi. Pewnej nocy dziewczyna nie mogła spać, z nią na sali leżała kobieta która poroniła.

- Pani również nie może spać...? - spytała kobieta.
- No nie mogę...
- Ale śliczny ten pani dzidziuś... jak go pani nazwała.
- Jeszcze nie ma nazwy, to znaczy chciałam powiedzieć... imienia.
- Aha, gdybym ja miała dziewczynkę to bym ją nazwała Wiktoria, albo... Kinga...
Gabrysia uśmiechnęła się lekko.
- Oj, Wiktoria mi się źle kojarzy... moja... macocha tak się nazywa.
- Ah, ale Kinga by bardzo pasowało do pani dziecka...
- Jak chce pani, to mogę je pani dać, ja go nie chce... Ja... jestem za młoda na dziecko...
Kobietę zatkało.
- Co... co też pani opowiada...
Gabrysia nie chciała dalej ciągnąć tej rozmowy.
***
Następnego dnia łóżko obok było puste - Gabrysi nie było. Dziecka też nie. Zdziwienie pielęgniarek było ogromne. Ale dziewczyna siedziała już w swoim wynajmowanym mieszkaniu razem z chłopakiem i dzieckiem. Gdy nastał wieczór pojechali, razem ze swoim maleństwiem pod pewien adres. Zawinięte w kocyk dziecko położyli na wycieraczce pod mieszkaniem. Gabrysia położyła jeszcze pluszowego misia, do którego była przyczepiona karteczka: Ja wiem, że pani dobrze się nią zaopiekuje. Ja nie mogę, ani nawet nie potrafię. Przyjadę tutaj kiedyś... Gabrysia



- Wybacz mi... Tak musiało być - zadzwoniła dzwonkiem i odeszła. Po chwili drzwi się otworzyły.
- Znowu jakieś głupie żarty, o... a co to...? Dziecko? Coo?
Kobieta była niemniej zdziwiona niż pielęgniarki tej nocy po zniknięciu Gabrysi. Maria, bo tak nazywała się kobieta której podrzucili dziecko wiedziała, że go nie odda, bo już pokochała małą Kingę.

Wiem, że tekstu mało... Ale jakoś przeżyjecie, tylko nie piszcie że krótkie, bo już sama to wiem... xP
__________________
Lorette jest offline   Odpowiedź z Cytatem