Temat: Szansa
View Single Post
stare 07.11.2008, 17:34   #2
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,666
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Szansa

@DI: Nadchodzi odprężenie!
Atlantisie, chyba zatrudnię Ciebie jako mojego OSOBISTEGO rzecznika.
Ptasie mleczko, pewien fragmencik specjalnie dla Ciebie- mam nadzieję, że się spodoba

II
Czarnowłosy Anioł Stróż



"No co jest? Dlaczego nie odbiera?!"- zastanawiał się, zdenerwowany całą sytuacją. Już pół godziny próbuje dodzwonić się do domu. Za każdym razem bezskutecznie.
"A może Jej nie ma? Nie, to niemożliwe...Albo ogląda telewizję i nie słyszy? Nie, dzwonek jest dość głośny... A może...Może po prostu nie chce wiedzieć, że wracam?"
Głośno westchnął i zrezygnowany postanowił odłożyć to na później.

Wracał...
Zza Oceanu, z szarej codzienności życia pracującego studenta.
Wracał, by móc spędzić święta z długo niewidzianą rodziną.
Każdy na jego miejscu byłby skakał ze szczęścia.
Jednak w jego przypadku było troszkę inaczej.
Bał się.
Bał się Jej reakcji.
Przecież równie dobrze mogłaby Go wyrzucić na bruk, mówiąc przy tym: "NIE MAM CZASU przyjmować kogoś na kilkadziesiąt dni, skoro ten ktoś nawet nie potrafi poświęcić paru minut na rozmowę".
Tak, to było zrozumiałe- wiedział o tym doskonale.
Ale z drugiej strony, przecież ciągle był Jej mężem. Co prawda nie takim, o jakim marzyła, ale jednak.
Pogadają, wyjaśnią sobie co nieco i będzie OK. Musi być...
Bo jeśli nie... Nie, taka opcja nie istnieje! W najgorszym wypadku będą to pierwsze od pięciu lat święta, które spędzą osobno.

- Proszę pana...- nagle odezwał się mężczyzna za kierownicą- Obawiam się, że to koniec podróży.
Czarnowłosy spojrzał na przednią szybę.
Jak się okazało, zwalone drzewo skutecznie uniemożliwiło dalszą podróż.
- Jaka nazwa ulicy?- zapytał, starając się, by brzmiało to w miarę po polsku.
- Słoneczna- odparł taksówkarz
- Jak się dostać na Polna?- zadał kolejne pytanie
- Musi pan iść prosto, aż do skrzyżowania. Potem w prawo.
- Daleko?
- Nie, jakieś 300 metrów.
- W takim razie ja już idę- oznajmił po chwili namysłu.
Wraz z taksówkarzem wyciągnęli wielką, czarną torbę, po czym zapłacił za usługę.
Samochód odjechał, a On udał się w stronę ulicy Polnej, do domu numer 28.

Deszcz osłabł. Była bardzo wielka nadzieja, że za niedługo całkiem przestanie padać.
Ucieszyło go to, chociaż szczerze lubił wszystko, co mroczne.

Wokoło stały gołe, rozkołysane na mocnym wietrze drzewa, które w każdym momencie mogły ulec potędze wiatru i paść, a przy okazji robiąc wiele innych szkód. Do tego dodajmy jeszcze mgłę i panujące wokół, egipskie ciemności. To było lepsze, niż jakakolwiek filmowa sceneria. Po prostu życie.

Wiatr rozwiewał Jego i tak już zbyt rozwianą grzywkę, parę godzin temu starannie zaczesaną na boki. Co chwilę nogawki spodni były coraz bardziej mokre za sprawą kałuż- pułapek, których nie potrafił dostrzec.

Cały czas zastanawiał się, czy Ona się ucieszy. Czy mimo tego, co się stało, będą mogli spędzić te święta razem?
Czy w ogóle będzie chciała Go widzieć?
Albo, czy chociaż pozwoli mu zobaczyć się z córką?
Przecież jeśli tylko Tania się dowie, że przyjechał Tatuś, chyba nawet Lily nie będzie mogła jej powstrzymać...

Uśmiechnął się na myśl o swojej Małej Księżniczce.

Nie był osobą nadmiernie lubiącą okazywanie uczuć, ale musiał przyznać sam przed sobą, że stęsknił się za nią.
Przynajmniej ona nie była taka jak jej mama ostatnim czasy…
Kochała ojca, tego tak rzadkiego gościa, a każdy dzień spędzony z nim był dla niej wielką uciechą.
Z Nim było tak samo. Czasami nawet zastanawiał się, za którą panią Wing bardziej tęsknił: czy za Lily, czy Tanią Tereską.
Kochał je z całego serca. Dla nich przecież został w Stanach, zaczął studiować i jednocześnie pracował. Nie chciał pozwolić, by żyły w ubóstwie. Nie zasługiwały na to.

Dopiero teraz spostrzegł, że to już ulica Polna. Przez krople dostrzegł zakręt. Tam był jego cel...
Przyspieszył kroku. Ucieszył się na myśl, że zaraz wyjdzie z tej zawieruchy. Że będzie w domu.

"Co... Co jest?!"

Nie takiego widoku się spodziewał- w domu było całkiem ciemno.
Zadzwonił do drzwi. Pierwszy, drugi, trzeci raz...
Cisza.
W dodatku były zamknięte.
"Nie podoba mi się to"- pomyślał, po czym skierował się w stronę ogrodu.

Drugą stronę domu również ogarniała ciemność. Ale to go nie powstrzymywało.
Spróbował otworzyć drzwi tarasu.
Otwarte!
Zaraz uradowany wkroczył do środka.

Salon, w ciemności nocy wydawał się co najmniej strasznym miejscem, mimo, że normalnie był bardzo przytulnym i spokojnym pomieszczeniem.
On znał go bardzo dobrze- sam go przecież remontował, latem ubiegłego roku.
Teraz był taki ponury i obcy...

Pan Wing jednak długo w nim nie zabawił, gdyż zaraz skierował się do sypialni, znajdującej się za drzwiami.
Myślał, że w łóżku zastanie żonę. Nic jednak podobnego nie miało miejsca.
"Coś tu nie gra..."- pomyślał.
Zostawił swój pakunek i udał się do kuchni.

***

- Lily!

Przestraszył się tego, co zobaczył. Na widok Ukochanej leżącej w bezruchu na podłodze...
Myślał, że serce mu się złamie. A co jeśli...?
Sprawdził Jej puls. Na szczęście żyła, ale była nieprzytomna.
- Lily...- głos mu się załamywał- Odezwij się!
Zaczął ją cucić. Nie pomagało.
- Lily! Błagam...- tym razem mówił przez łzy.
Bał się o nią. Przecież jeśli się nie obudzi...
W tej całej panice zaczął zastanawiać się, co powinien zrobić. Zadzwonić na pogotowie, czy czekać?
"Najpierw przeniosę Ją w bezpieczne miejsce"- postanowił po krótkim namyśle.
Wziął Żonę w ramiona, po czym spojrzał na Jej twarz.
Wyglądała, jakby należała do zmarłego: bledziutka, z bezwładnie zamkniętymi oczyma i ustami... Tak biedna...
Spojrzał Jej w oczy.
Zamiast tych pięknych, niebieskich i zawsze roześmianych, widział tylko kotarę je zasłaniającą- powiekę.
Tak bardzo pragnął, żeby je otworzyła, żeby Jej wzrok zagościł na Jego twarzy...
Ale nic się takiego nie stało...
- Dlaczego ty mi to robisz?- szepcząc, pytał Ją z wyrzutem głosie, po czym dwie łzy spadły na Jej pierś.

***


"Gdzie ja jestem?!"
Szok, jaki Ją wtedy ogarnął, był paraliżujący.
Była w jakimś pokoju o żółtych ścianach. Podłogę stanowiły białe kafelki.
W dodatku była przypięta do urządzenia stojącego obok.
„Szpital”- pomyślała ze zgrozą.
Zaczęła się zastanawiać, jakim cudem się tu znalazła.
Doskonale pamiętała, że przecież była sama w domu i nie spodziewała się gości. A poza tym, drzwi były zamknięte.
Teraz dopiero przypomniało jej się, że jak zwykle nie zamknęła balkonu. Ale z drugiej strony, dlaczego ten ktoś miały wiedzieć, że drzwi z tyłu były otwarte?
Wiedziało o tym zaledwie parę osób.
Zaczęła ustalać prawdopodobieństwo.
„Tato… Nie, przecież nie miał jak w ciągu tych kilku godzin wrócić do Polski.”
„Ania… Też nie. Miała dzisiaj wywiadówkę u Kini.”*
Skończyły jej się pomysły. Zaczęła się zastanawiać, czy ktoś jeszcze mógłby wiedzieć…
„Jeszcze wiedział… Nie, przecież siedzi za Oceanem z nosem w książkach! A nawet jeśli miałby wrócić, to po co?”
Nagle posmutniała. Ta rozmowa…

***

- Jak to nie masz czasu?- pytała zdenerwowana
- Jakbyś jednocześnie studiowała i harowała dwadzieścia na dobę, też nie miałabyś!
- Przesadzasz! Nie wierzę, że potrafisz znaleźć ani chwili, by zadzwonić do domu!
- No nie potrafię! Kiedy ty to wreszcie zrozumiesz?
- Dustin, ja tego NIE UMIEM zrozumieć! To jest CHORE!- była coraz bardziej wściekła
- Nie poradzę! Chyba, że nie chcesz mieć czego wsadzić do garnka! Poza tym, zrozum wreszcie, że gdyby nie wy, to bym tego nie robił!
- MY?! To niby przez NAS nie masz czasu?!
- TAK!- krzyknął- Za to wy sobie wygodnie żyjecie w Polsce, podczas, gdy ja mam taką harówę! I jeszcze wymagasz, żebym się łaskawie roztroił i codziennie dzwonił do domu! Dziewczyno, weź ty się zastanów!
- Nie mam nad czym! Olewasz nas i tyle!- zarzuciła
- Ja ci, k****, mogę pokazać, co to znaczy NAPRAWDĘ olewać!- jemu coraz bardziej puszczały nerwy- Ale wtedy licz się z tym, że zdechniecie z głodu i zimna! Beze mnie ZGINIECIE MARNIE!
- I tak umieramy z tęsknoty… Ale co ciebie może to obchodzić, skoro nawet nie masz czasu o tym pomyśleć!
- Nie, nie mam i dobrze mi z tym! Mam ważniejsze sprawy na głowie, aniżeli wredna żona, której wiecznie jest źle!
- WREDNA?! To może rozwiążemy to inaczej?!
Zaśmiał się szyderczo.
- Nie zrobisz tego…
- A co, jeśli…?
- Wiesz co? Zamiast tracić czas na kłótnie z tobą, mógłby zrobić wiele innych pożytecznych rzeczy…
- Ale…- próbowała mu przerwać
- Przemyśl tą rozmowę. Cześć.
- Dustin, to nie koniec!- próbowała go jeszcze zatrzymać.
Ale on wcale tego nie chciał.
Rozłączył się.


***

Właśnie mijały dwa miesiące, odkąd ostatni raz rozmawiali, a raczej kłócili się. Myślała, że ją przeprosi.
Czekała i czekała. Bezskutecznie.
Nie miała żadnej wiadomości. Jakby o niej zapomniał…
Spuściła głowę.

„A może on naprawdę miał rację?”- pomyślała- „Może to ja byłam zbyt egoistyczna? Przecież równie dobrze on nas kocha i chce dla nas dobrze… On nie jest taki…”
Łza spłynęła jej po policzku.

- Doctor, may I see her?**- zza drzwi usłyszała znajomy głos
- OK.- odparł drugi mężczyzna.
„To niemożliwe…”- pomyślała. Serce zaczęło bić szybciej…

Drzwi się otworzyły. W nich pojawiła się sylwetka wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyzny o kruczoczarnych włosach i szarych oczach.
To był On. Dustin.

***

- Lily… Bogu dzięki, że nic ci nie jest- mówił przez ściśnięte gardło. Chciało mu się płakać ze szczęścia, ale nie mógł. Nie przy niej.
- To ty…- próbowała zadać pytanie
- Tak, ja- wyprzedził ją z odpowiedzią
Ona mocniej się do niego przytuliła.

Żadne z nich nie miało w głowie tej strasznej kłótni. Liczyła się ta chwila. Szczęście, jakie ogarniało obojga z nich.
Ona nie mogła powstrzymać łez. Tak to już z nią było…
- Nie masz chusteczki?- zapytał ją***
- Nie- odparła
- A mówiłem ci coś na ten temat…
- Nie masz wyboru- uśmiechnęła się
- Niestety- odparł ze zrezygnowaniem- Ale powiedz, nie ma to jak sweter męża!- zażartował
- Dokładnie!
Oboje zaczęli się śmiać.
- Ty to wiesz, jak poprawić mi humor- powiedziała chwilę potem
- Dlatego jestem twoim mężem, no nie?
- Tak- zaśmiała się- Mężem i nie tylko.
- Przyjacielem?
- Też…
- Miłością życia?
- A co myślałeś!- lekko się uśmiechnęła
- To kim jeszcze?
- Aniołem stróżem…
- Czarnowłosym, w dodatku.
- Czarnowłosym aniołem stróżem- podsumowała
- Hmm… A co z „olewaczem”?
- Przepraszam za tamto- powiedziała poważnym tonem- Zbyt egoistycznie podeszłam do sprawy. W końcu, ty to robisz bo chcesz dla nas dobrze… Trzeba się z tym pogodzić.
- Cieszę się, że to zrozumiałaś- uśmiechnął się porozumiewawczo
Nagle przyszło mu na myśl jedno, niedające mu spokoju pytanie:
- Gdzie jest Tania Tereska?
Jej oczy powtórnie napełniły się łzami. A serce żalem...


***

*w dniu, w którym to pisałam, sama miałam wywiadówkę
** (ang.) „Mogę się z nią zobaczyć?”
***To właśnie ten

Przystopowałam, schodzę na swój stary styl, ale opisy i tak będą
Macie przerąbane (tak jakby

Ostatnio edytowane przez Liv : 07.11.2008 - 17:36
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem