Okey! Zrobiłam te piekielne zdjęcia i wrzucam kolejny odc
***
Nie możliwe, żeby mama wróciła tak wcześnie, zresztą ona nigdy nie trzaska drzwiami. Powoli odsunęłam krzesło i drżącymi rękami nacisnęłam klamkę. Przecież zamknęłam drzwi na klucz.... może to włamywacz? Wyszłam na korytarz i po cichu zeszłam po schodach. Na wszelki wypadek w dłoni miałam telefon komórkowy, jeśli trzeba byłoby dzwonić na policje. Gdy znalazłam się naprzeciw drzwi, zauważyłam, że na wieszaku wisi znajoma mi, granatowa kurtka, której nie widziałam od miesiąca. Przez chwilę myślałam, że mam jakieś omamy... czy ja zwariowałam?- zapytałam sama siebie. Podeszłam do owej części garderoby i wyciągnęłam w jej stronę dłoń, aby upewnić się, że ze mną jeszcze wszystko w porządku. Kurtka pachniała świeżymi kwiatami, chociaż była trochę przybrudzona, czymś czerwonym. W końcu, gdy się upewniłam, że jestem normalna... oderwałam wzrok od ubrania i odwróciłam się z zamiarem pójścia do kuchni. Spojrzałam przed siebie i zamarłam.

Stał przede mną, zabójczo przystojny, brązowo-włosy chłopak o oczach koloru dojrzałej wiśni wbitych wprost we mnie. Minę miał dość zirytowaną, i szczerze mówiąc poczułam strach. I ja chciałam dzwonić na policję w razie niebezpieczeństwa? Przecież nie byłam w stanie wyciągnąć telefonu z kieszeni. Nawet nie zauważyłam, że stoję z otwartymi ustami i wytrzeszczonymi oczyma wgapiając się nieznajomego.
-Co ty wyprawiasz Sarah?- odezwał się chłopak. Teraz wyglądał na nieco zbitego z tropu.- no nie rób takiej zszokowanej miny... to tylko ja.
Chciałam się odezwać, ale nie mogłam. Jakbym połknęła język. Zamknęłam usta i cofnęłam się o krok. Zupełnie odruchowo.
-Sarah... nie było mnie tylko miesiąc, a ty już mnie nie poznajesz?- zapytał po chwili rozbawiony moim zachowaniem.- to ja Michael!
-Boże! Michael... przepraszam cię... ja..ja... znaczy ty.. zmieniłeś się!- wykrzyknęłam w końcu. Chłopak stojący teraz przede mną, prawie w ogóle nie przypominał mojego brata z przed miesiąca. Jego włosy połyskiwały jeszcze bardziej niż zwykle, oczy zmieniły kolor.. a co najważniejsze...
-Jesteś blady jak ściana! Dobrze się czujesz? Myślę, że lekarz powinien cię zbadać!- powiedziałam próbując chwycić Michaela za rękę, jednak ten odsunął się szybko jak poparzony i schował rękę do kieszeni. Kiedy zobaczył moją przerażoną minę, zaczął się szybko tłumaczyć.
-Nic mi nie jest... czuje się dobrze. Właściwie to przyda mi się tylko prysznic i pójdę się położyć.
-Martwiłyśmy się z mamą o ciebie...- powiedziałam, puszczając odpowiedź brata mimo oczu.
-Sorry... trochę zabalowałem. Idę pod prysznic...- odwrócił się i zniknął na piętrze.
Jeszcze przez chwile stałam jak wryta, tępo wpatrując się w schody. Weszłam do pokoju, nie bardzo wiedząc, co mam ze sobą począć. Spojrzałam na włączony komputer, i przypomniałam sobie, że przecież miałam odpisać Sashy na e-maila.

Teraz kiedy Michael jest cały i zdrowy, w domu, spokojnie mogłam napisać jej, żeby się nie martwiła, bo przecież to właśnie chciała odczytać. Zasiadłam do biurka i zabrałam się za pisanie.
Hej!
Przepraszam, że tak długo nie odpisywałam, ale nie miałam na to ani czasu, bo było dużo nauki... ani chęci. Mam wszystkiego dość... jestem zmęczona i zestresowana. Na szczęście Michael wrócił dzisiaj do domu, a więc jeden problem z głowy. Nie musisz się już o niego martwić, jest zdrowy i wygląda dobrze... można powiedzieć, że aż za dobrze. Też się za tobą stęskniłam i mam nadzieję, że niedługo się spotkamy.
Sarah
Wyłączyłam komputer i usiadłam na łóżku. Przez cały ten czas, nie mogłam przestać myśleć o tym, jak bardzo zmienił się Michael. Jego włosy, zawsze były ładne, ale teraz lśniły jak z reklamy jakiegoś drogiego, markowego szamponu. Ponadto, mogłabym przysiąc, że jego oczy, zawsze miały kolor zielony! Z drugiej strony, mogło mi się coś przewidzieć. Włączyłam radio i wtuliłam się w poduszkę. Nawet nie zauważyłam, kiedy straciłam kontakt z rzeczywistością. Po paru godzinach, obudził mnie szczęśliwy głos mamy, dochodzący z dołu. Pomyślałam, że właśnie ujrzała swojego kochanego synka i zaraz zacznie płakać z radości. Wygramoliłam się z łóżka i otworzyłam okno, ponieważ w pomieszczeniu panował straszny zaduch. Chwilę później, kiedy planowałam pójść do łazienki, usłyszałam krzyk swojej rodzicielki. Tym razem nie był to okrzyk zadowolenia. Otworzyłam drzwi i zeszłam po cichu ze schodów. Sądząc po ich rozmowie, mama także zauważyła zmianę w wyglądzie brata.
-Michael, czy ty wiesz jak ja się o ciebie martwiłam?! Coś ty sobie myślał!- krzyczała zdenerwowana mama- Jak ty w ogóle wyglądasz? Jesteś cały blady, masz podkrążone oczy...
-Uspokój się mamo... przecież mówię, że nic mi nie jest.- teraz usłyszałam głos brata. Zdziwiłam się, bo zawsze w takich sytuacjach był zdenerwowany i najczęściej przekrzykiwał mamę. Teraz było inaczej... mama krzyczała, a on odpowiadał tak spokojnym tonem, jak nigdy.
-Nie kochanie... to nie jest normalne. Wyglądasz, jakbyś nie spał od kilku dni.- mama podeszła do okna i najwidoczniej próbowała dotknąć policzka Michaela, jednak ten zrobił unik i stanął przy stole. Przycisnęła rękę do piersi, a na jej twarzy pojawiła się panika. Chyba domyślałam się, o co chce go zapytać, a także jego reakcji. Zapewnię uderzyłby pięścią w ścianę i wyszedł, głośno trzaskając drzwiami.
-Michael... czy ty...czy brałeś narkotyki?- szczerze mówiąc, właśnie tego się spodziewałam, jednak ku mojemu zdumieniu, Michael odwrócił się w jej stronę i przez chwile wpatrywali się sobie w oczy. Później parsknął śmiechem i usiadł na krześle.
-Wydaje mi się mamo, że za dużo pracujesz.- odpowiedział po chwili.- prawda, ostatnio zarwałem parę nocy, ale to dlatego, że byliśmy z chłopakami na paru imprezach i graliśmy w kilku klubach. Nie martw się o mnie... nie biorę narkotyków, ani nawet nie pale papierosów.
To zdanie też wypowiedział tak łagodnym i spokojnym tonem. Wręcz usypiającym. Skorzystałam z okazji, że nie wiedzą o mojej obecności i usiadłam na schodach, aby więcej podsłuchać. Tak strasznie byłam ciekawa, gdzie Michael spędził ten cały miesiąc, ale bałam się go wcześniej o to zapytać. Był taki... straszny, a kiedy spojrzałam mu w oczy, poczułam chłód.
-Czy nadal zadajesz się z tymi chłopakami? Mam na myśli tych...
-Tak.- odpowiedział krótko. Mama opuściła w końcu rękę i usiadła po drugiej stronie stołu.

Przez cały czas bacznie przyglądała się bratu... jakby zaraz miał wyskoczyć przez otwarte okno i już więcej nie wrócić.
-Michael... myślę, że to nie jest dobrze towarzystwo dla ciebie.- ciągnęła mama z zatroskaną miną.- Jesteś mądry, powinieneś pójść na jakieś studia. Graniem po klubach, dla pijanej publiczności, do niczego nie dojdziesz. Nic tym w żuciu nie osiągniesz.
Spojrzałam w lustro, aby zobaczyć minę brata. Nigdy nie lubił, kiedy mama poruszała temat jego przyszłości, a robiła to dość często. Nic jej nigdy nie pasowało. Szczerze mówiąc interesuje ją tylko to, co powiedzą ludzie. Przecież to nie do pomyślenia, żeby syn Pani prokurator, jeździł na motorze i grał po klubach z marginesem społecznym. Tak mama mówiła o jego nowych kolegach. Nawet nie zamieniła z nimi słowa, a już jest uprzedzona. Michael wydawał się powoli tracić cierpliwość. Znikł mu z twarzy spokój, a na jego miejsce wtargnęła się lekka irytacja. Spojrzał na podłogę i zakrył twarz dłonią.
-Mamo, to jest moje życie... i sam zdecyduje co z nim zrobię.- odpowiedział po chwili. Jego głos był obojętny, pozbawiony jakichkolwiek uczuć.- Nie jestem już małym chłopcem, i nie będziesz mi dyktować z kim mam się zadawać. Poza tym... nie masz prawa oceniać moich znajomych, ponieważ nie zamieniłaś z nimi ani zdania.
-Nie musze z nimi rozmawiać. Wystarczy mi to, co zrobili z tobą!- krzyknęła mama opierając się rękami o stół.- Te wszystkie imprezy... włóczenie się po nocach, granie po barach. To przez nich uciekłeś! Przez cały miesiąc zamartwiłam się o ciebie, ale to przecież dla ciebie nic nie znaczy!

-Mylisz się... to nie przez nich uciekłem, tylko przez ciebie! Miałem dość suszenia głowy i wiecznych pretensji.- nawet nie zauważyłam, kiedy Michael znalazł się przy drzwiach kuchennych. Teraz stał oparty o framugę i było widać, że był porządnie zdenerwowany. Pomyślałam sobie, że będzie lepiej jeśli się ulotnię. Nie chciałabym, aby zobaczył, że ich podsłuchuję. Zresztą rozmawiają tak głośno, że nie będę miała najmniejszego kłopotu z wysłuchanie dalszej części z pokoju. Wstałam, ale kiedy zamierzałam się odwrócić i pójść na górę, Michael odwrócił głowę i wbił swoje ciemne oczy wprost we mnie. No to nici z mojego planu. Przynajmniej nie widział, że siedziałam. Pośpiesznie udałam się do pokoju i położyłam na łóżku. Z dołu dochodziły mnie strzępki rozmowy, która tak bardzo chciałam usłyszeć.
-Nie mów tak! Wszystko co robię, to dla twojego dobra!- tłumaczyła się mama. W jej głosie było słychać rozpacz.
-Poprawka... nie dla mojego, tylko dla swojego. Tak naprawdę, wcale nie obchodziło cię to gdzie jestem, z kim i co robię. Obchodziło cię natomiast, gadanie ludzi, że wspaniała Pani Prokurator nie umie sobie poradzić z własnym synem. Przecież to mogłoby ci zrujnować karierę... nie prawdaż mamusiu?
No to był cios poniżej pasa. Spodziewałam się, że mama teraz wybuchnie płaczem, lub zasadzi mu w twarz, jednak nie zrobiła nic. Teraz przynajmniej wiem, że mamy z bratem podobne zdanie, jeśli chodzi o obawy mamy.
-Jak możesz tak mówić? Ja tylko chcę, abyś żył w przyszłości w dostatku i był szczęśliwy.- usłyszałam w końcu jej zasmucony głos.
-Będę szczęśliwy, jeśli w końcu pozwolisz mi decydować o własnym życiu.– odpowiedział Michael- Wydaje mi się, że powinienem się wyprowadzić.
-Co takiego? Dlaczego!?
Więcej niestety nie zdołałam usłyszeć. Rano obudził mnie odgłos zamykanych drzwi wejściowych. Otworzyłam oczy i odwróciłam głowę, aby sprawdzić która godzina. Według zegarka, zaczynałam lekcje już za godzinę. Wyskoczyłam z łóżka jak poparzona i pobiegłam do łazienki.

Umyłam się szybko i uczesałam, po czym zeszłam do kuchni aby coś zjeść. W żołądku burczało mi niemiłosiernie, gdyż po powrocie poprzedniego dnia ze szkoły, nic nie jadłam. W pomieszczeniu nie byłam sama.
Michael siedział pochylony przy stole, nad nie ruszonym talerzem z płatkami. Zastanawiałam się, czy powie mi coś, odnośnie mojego wczorajszego podsłuchiwania. Wyciągnęłam z szuflady nóż i przymierzałam się do ukrojenia, kromki chleba. Kiedy moje śniadanie było gotowe, usiadłam po drugiej stronie stołu i spojrzałam na brata. Siedział cały czas w tej samej pozycji, jedną ręką podpierając sobie głowę, a drugą trzymając na kolanie.
-Co się tak gapisz?- odezwał się w końcu. Jego głos nie był już taki spokojny jak wczoraj.
-Zastanawiałam się, dlaczego nie jesz śniadania.- odpowiedziałam po chwili. Szczerze mówiąc zastanawiałam się, nad czymś innym, ale nie chciałam go denerwować jeszcze bardziej.
-A co... masz na to ochotę?- podniósł głowę i spojrzał na mnie, gniewnym wzrokiem. Jego oczy były jeszcze ciemniejsze niż poprzedniego dnia. Zaczynałam się go bać!- mogę ci odstąpić. Mnie się nic nie stanie jeśli raz nie zjem śniadania...za to, ty mogłabyś stracić za dużo kalorii...
Z wrażenia upuściłam kanapkę na talerz. Wiedziałam, że Michael potrafi być wredny, ale nie myślałam, że aż do tego stopnia. Przecież nic złego nie powiedziałam, ani nie zrobiłam... więc dlaczego tak się zachowuje?
Czułam się strasznie, a łzy cisnęły mi się do oczu. Jedyne co chciałam teraz zrobić, to nawrzeszczeć na niego i wybiec z domu. Miałam wszystkiego dość i to też postanowiłam zrobić.
-Dlaczego mi to robisz Michael?! Do cholery.. co ja co zrobiłam?!- teraz już krzyczałam przez łzy.- Taką wielką radość sprawia ci pastwienie się nade mną?! Myślałam, że chociaż ty jesteś mądrzejszy od reszty liceum, ale myliłam się. Jesteś taki sam jak oni... zakochany w sobie, palant. Wampir, żywiący się cudzym nieszczęściem!- moja wypowiedź musiała wywrzeć na nim piorunujące wrażenie. W prawdzie widziałam jak przez mgłę, bo oczy miałam pełne łez, ale zdążyłam zauważyć, że patrzył na mnie z wytrzeszczonymi oczyma. Był wprost zszokowany. Podniosłam z podłogi plecak, i wyszłam z domu, głośno trzaskając drzwiami.
***
Nie wiem kiedy dodam kolejny odc, bo zapowiada się ciężki tydzień. Raczej nie będę miała na to czasu...