Temat: Szansa
View Single Post
stare 02.12.2008, 20:16   #11
Liv
Moderatorka Emerytka
 
Avatar Liv
 
Zarejestrowany: 12.12.2007
Skąd: Million miles away
Płeć: Kobieta
Postów: 5,666
Reputacja: 53
Domyślnie Odp: Szansa

Można powiedzieć, że wena mi wróciła. Nie wiem, czy to oby na pewno dobrze… Zachciało mi się pisać i pisałam z dużo większym entuzjazmem, gdzieniegdzie w tekście znajdziecie tego przykłady.
Tekst jest troszkę bardziej zespolony. Starałam się, by jak najmniej zdań było od nowej linijki. Muszę się tak nauczyć pisać- przede wszystkim ze względy na oceny. Moja polonistka, która mi to również zasugerowała, powiedziała, że jeśli dalej będę pisać „po staremu” będę miała obniżone oceny (a na ocenach z polskiego bardzo mi zależy).
Odcinek dwuczęściowy. Część pierwsza dzisiaj, druga- nie wiem.
Mam nadzieję, że chociaż trochę się Wam spodoba :/ Nie starałam się nad nim za bardzo, bo jest pisany jak większość z AND i AND2- z weną i chęcią. Może to dostrzeżecie.

A, i opisów jest tyle co kot napłakał i naprawdę nie sądzę, żeby to się prędko zmieniło.


V
Część I
Plan doskonały


25 XI



Obudził się. Coś nie dawało mu spać… Z szafki wyciągnął komórkę. Była dopiero czwarta nad ranem.
Pokój tonął w ciemności. Za oknem dało się słyszeć szum wiatru i dźwięk drobnych, deszczowych kropelek. Tak- znowu padało.
Lily spała w najlepsze ze spokojną miną. „Chyba coś fajnego jej się śni”- pomyślał, lekko się uśmiechając czarnowłosy, po czym podążył w stronę kuchni.
Przyjechał do domu głównie po to, żeby się wyspać, a tu taka klapa… Trudno, kolejny dzień z podkrążonymi oczyma go nie zbawi… Szybko wydobył z lodówki butelkę wody mineralnej, oczywiście niegazowanej. Nawet nie sięgnął po szklankę, tylko od razu opadł na krzesło i pociągnął dwa mocne łyki, po czym odstawił butelkę na stole. I nagle…
Kartka. Formatu A5 zgięta wpół. Bardzo zdziwił się na jej widok. Lily zawsze chowała gdzieś takie papiery, a nie zostawiała na wierzchu tak jak teraz. Zdawał sobie sprawę, że nie powinien jej ruszać, skoro należy do jego żony, ale jakaś wewnętrzna siła kazała mu do niej zajrzeć. Energicznie wziął kawałek papieru i zaczął czytać.

Wyszczerzył oczy ze zdziwienia. „Boże…”- był tak zszokowany, że nic innego nie umiał wymyślić.
Nasunęło mu się pytanie „Co teraz?”. Pewnie porywacze już wiedzieli, że dziewczynka została odbita…
Pewien pomysł zaświtał mu w głowie. Złowieszczy uśmiech wstąpił na jego usta…
Zrozumiał, że nadarzyła się świetna okazja. Jeśli porywacze pomyślą, jaka Lily jest naiwna, pewnie przyjadą na spotkanie oczekując jej… Z resztą, grupa przestępcza była i tak beznadziejnie i kiepsko zorganizowana, więc tym bardziej wzrastało podobieństwo, że się któryś z nich tam pojawi. Wpierw jednak musi zdobyć jakieś rysopisy porywaczy, aby udało mu się któregoś z nich zidentyfikować. Jak zdobędzie opisy, to po prostu pojedzie i stłucze jednego z nich. Za Tanię, za Lily… Zemści się. W końcu skoro nadarzyła się taka okazja, dlaczego miałby tego nie zrobić?

Jeszcze raz to sobie wszystko przemyślał. Zapomniał o jednym… Jak się wytłumaczy policji i żonie?
Nie było innej rady. Jeśli powie prawdę, nic nie wyjdzie, bo policja go nie dopuści do dokumentów, a Lily mu na to nie pozwoli… Musiał skłamać, innej rady nie było. A z resztą, i tak się nikt nie dowie…
Triumfalny uśmiech wstąpił na jego twarz. Na pewno mu się uda… Pożałują, że ośmielili się zabrać jego córkę… Na długo go popamiętają. Zemsta będzie słodka...


***


- Dustin, skoczyłbyś po chleb?- zapytała męża widząc, że właśnie kończy pić kawę.
Dochodziła dziesiąta. Wszyscy mieszkańcy domu na Polnej 28 byli już na nogach. Lily, jeszcze nieubrana, krzątała się po kuchni, w międzyczasie przygotowując śniadanie Tanii Teresce. Jej mąż, który najpóźniej z nich wszystkich stanął (tak, potem jeszcze udało mu się zasnąć) siedział w ciszy i delektował się smakiem polskiej kawy, parzonej rękoma ukochanej (to nie było to samo…). Najmłodsza członkini rodziny, ubrana i uczesana, właśnie oglądała w telewizji przygody pewnego sympatycznego kota. Każdy miał czymś zaprzątnięte myśli, każdy coś robił…
W tym domu wiecznie się coś działo. W życiu codziennym państwa Wing nie było przestojów. Nie było czasu na nudę, zawsze na kogoś czekała jakaś praca do zrobienia. Nawet nie omijało to biednego Dustina. Miał bardzo wymagającą żonę, ale nie narzekał. W końcu, lepsza taka niż żadna…
Leniwie podniósł się ze swojego siedziska i odniósł pusty kubek do zmywarki.
- Only bread?- zapytał od niechcenia, w dodatku w ojczystym języku
- Dustin, mówiłam ci coś na ten temat…- skarciła męża spojrzeniem- W domu mówimy…
- … po polsku- dokończył- Odpuściłabyś sobie ten jeden jedyny raz.
- Jak tak bardzo chce ci się mówić po angielsku, to lepiej w ogóle się nie odzywaj- odparła- Chleb i jeszcze parę rzeczy.
Wręczyła mu listę zakupów i pieniądze. Dustin popatrzył na nią z półuśmiechem, po czym udał się w stronę garderoby, w celu cieplejszego przyodziania się.
- Pojadę do Real- oznajmił, przeglądając zawartość kartki. Lily pospiesznie rzuciła mu kluczyki. On na pożegnanie uśmiechnął się, po czym zniknął za drzwiami.

***

„Nieźle to wykombinowałem”- pomyślał w duchu. Jego cel znajdował się w Warszawie, niedaleko komisariatu. Wszystko szło lepiej niż się spodziewał. Po zakupach wstąpi po drodze na posterunek. Zrobi co ma zrobić… i wraca.
Był bardzo z siebie dumny. Zarówno z pomysłu, a i pomału również z wykonania.

Załatwił sprawę z zakupami i zgodnie z następstwem pojechał w stronę „skarbnicy danych”.

***

- Panie Wing, czy coś się stało?- zapytał komendant nie kryjąc zdziwienia. Czarnowłosy był osobą, której najmniej się spodziewał w tym momencie.

- Tak jakby- zaczął Dustin poważnym tonem- Chciałbym, by udostępnił mi pan rysopisy porywaczy mojej córki.
- Ale…- mina policjanta nie wskazywała nic dobrego- Po co one panu?
- Po prostu chciałbym wiedzieć, jak wyglądali, żeby, gdybym ich kiedyś zauważył mógł powiadomić was- odpowiedział bez zawahania. Po minie drugiego mężczyzny można było wywnioskować, że nie wyczuł w jego głosie łgarstwa. To dobrze…
- Z drugiej strony może się przecież pan zapytać żony- doprał po chwili namysłu komendant
Mógłby dalej go racjonalnie przekonywać, ale on nie miał na to czasu- jeszcze Lily zaczęłaby coś podejrzewać… Z portfela wyciągnął dwa banknoty dwustuzłotowe i wyciągnął je wprost przed drugiego mężczyznę.
- Teraz chyba mi pan nie odmówi- stwierdził z chytrym uśmieszkiem
Drugi mężczyzna zaczął się zastanawiać. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie powinien, że to nie w porządku… „Chociaż, w sumie, co mi szkodzi?”- w końcu doszedł do takiego wniosku.
- No dobrze… Niech panu będzie- odparł, po czym wziął łapówkę.
- Wiedziałem, że się dogadamy- powiedział Dustin, śmiejąc się chciwie.

Chwilę potem dokładnie przyjrzał się trzem rysunkom.
Jak się okazało, porywacze byli nawet młodsi od niego. Mogli mieć, góra… 25 lat? W dodatku wyglądali na słabeuszy. „Spokojnie dam sobie z nimi radę”- stwierdził z uśmiechem.
Po tych parunastu minutach spędzonych na komisariacie udał się w stronę domu.
- Ch*****- wściekł się spoglądając na zegarek- nie było go w domu przez prawie dwie godziny…
- Będę miał niezły opie**** w domu- stwierdził z wielkim niezadowoleniem.

***

- Tata psyjechiał!- krzyknęła dziewczynka.
Lily zaraz oderwała się od komputera i podeszła do framugi. Jakiś czas później w drzwiach pojawiła się oczekiwana przez nią osoba.
Nie ukrywała swojej wściekłości. Niecierpiała, gdy się spóźniał. Tak było już zawsze, przez te wszystkie lata ich znajomości. Wiedział o tym doskonale i dlatego prawie wcale się to nie zdarzało. A teraz? Zakupy mogły mu zająć maksymalnie godzinę, a jego nie było drugie tyle… Nagle zdarzyło się mu aż tak spóźnić. Coś było nie tak…
- Miło z twojej strony, że w końcu raczyłeś przyjechać do domu- przywitała go z ironią i niezadowoleniem- Co masz na swoje usprawiedliwienie?
- Przepraszam, wiem że nie powinienem- próbował pokazać po sobie, że naprawdę jest mu przykro

- Na drogach było ślisko, a ty, z tego co zauważyłem, nawet nie zmieniłaś opon…
- Tak- potwierdziła blondynka
- No więc widzisz. Musiałem jechać powoli, a w dodatku, benzyna mi się skończyła…
- A mnie się wydawało, że jeszcze dość dużo jej zostało.
- No ale widzisz… A, i jeszcze była kolejka na stacji…
- Dobra, nie tłumacz się, rozumiem- przerwała Lily
- Naprawdę, bardzo cię przepraszam, ale nie mogłem, chociaż bardzo chciałem…
- OK, już w porządku- powiedziała z uśmiechem- Tylko wiesz…
- Wiem, to już się nie powtórzy- obiecał Dustin, po czym lekko cmoknął żonę w policzek.

„Dobrze, że moja Lily czasami jest TAKA łatwowierna”- zaśmiał się cicho, wypakowując jedzenie- „Ludzie czasami są głupi do niemożliwości… I bardzo dobrze”.
- Tatusiu!
Spojrzał w dół. Przy nim stał nikt inny, jak jego własna córeczka.
- Pobawis się ze mną?- zapytała, proszącym tonem
- Tak, już…
Schował torbę zakupową do szuflady, po czym ciągnięty przez dziewczynkę za rączkę udał się do różowego pokoiku.
„Przynajmniej koło dwóch godzin z głowy…”- pomyślał, widząc, co go czeka.
To jednak było NICZYM w porównaniu z tym, co miało się stać wieczorem…


***

KONIEC CZĘŚCI I
Liv jest offline   Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.