Kolejny odcinek... żeby nie było, że Sarah nie wygląda na tyle ile waży, to powiem od razu, że jest wysoka.
Następny tydzień zleciał bardzo szybko. W poniedziałek wypisali mnie ze szpitala i w towarzystwie mamy wróciłam do domu. Przez kilka dni próbowałam wybić jej z głowy, pomysł z urlopem. Uparła się, że powinna siedzieć w domu i mieć mnie na oku. W zasadzie co by to dało? Próbowałam dotrzymać obietnicy danej bratu, ale było mi naprawdę bardzo trudno. Zaczęłam pić więcej wody i zjadać rano śniadanie, ale kiedy przychodziła pora obiadu... wychodziłam na miasto. Nie chciałam siedzieć przy stole, spoglądać na to pełno kaloryczne i tłuste jedzenie. Więcej wymówek typu „boli mnie brzuch” lub „niedawno jadłam” nie przejdzie. Mama zaostrzyła patrol. Lekarz zabronił jej wmuszania mi jedzenia na siłę, ale coś w ciągu dnia musiałam na jej oczach zjeść. Inaczej nie dałaby mi żyć. Codziennie w południe jeździłam do siłowni w centrum. Chociaż tą obietnicę z ćwiczeniami starałam się dotrzymać. Zazwyczaj spędzałam tam od 2-3h, a wieczorami ćwiczyłam jeszcze w domu, przy muzyce.
Michael zaczął zachowywać się trochę dziwnie. W domu bywał rzadko, a jeśli już musiał... to starał się nie spędzać za dużo czasu w moim towarzystwie. Zrobił się jakiś nerwowy i spięty. Zaczęłam się powoli martwić, czy relacje między nami znowu nie zaczną się psuć, bo bardzo bym tego nie chciała. W piątkowy poranek, od razu po przebudzeniu, pobiegłam do łazienki się zważyć. Waga tego dnia pokazywała mi 70kg. Byłam z siebie bardzo zadowolona, ale to nie był jeszcze szczyt moich marzeń. Zamierzałam pozbyć się jeszcze minimum dziesięciu kilogramów. Wróciłam do pokoju i ubrałam na siebie czarny dres oraz grube skarpety, ponieważ było dość zimno. Zasiadłam do komputera i postanowiłam odwiedzić blog o odchudzaniu, który znalazłam jakiś czas temu. Można powiedzieć, że byłam tam już stałym gościem. Cieszyłam się, że go odkryłam. Bez niego nie udałoby mi się schudnąć i nadal byłabym chodzącą kulą tłuszczu. "kalorie nie są w stanie cię uszczęśliwić" to powtarzałam sobie zawsze, kiedy miałam ochotę na coś słodkiego. Dzięki temu jestem w stanie się opanować. Poczucie winy po zjedzeniu czegokolwiek, jest straszne.
W południe zadzwoniła do mnie Clover, aby wyciągnąć mnie na zakupy.

Tym razem nie trzeba było mnie dwa razy prosić. Zgodziłam się od razu, gdyż nie miałam już w czym chodzić. Wszystkie ciuchy wisiały na mnie, jak worek na ziemniaki. Wskoczyłam w coś, w czym wyglądałam jeszcze w miarę dobrze i po godzinie prułyśmy z przyjaciółką Londyńskimi ulicami. Przez centrum handlowe, przedzierały się tłumy ludzi. Najwięcej młodzieży... w końcu mieliśmy okres wakacyjny.
-Nie wydaje ci się, że pogrubiają mnie te spodnie?- zapytałam, pokazując się Clover w przymierzalni. Przymierzałam właśnie czarne, długie jeansy. Właściwie to czarny wizualnie wyszczupla, ale jakoś nie byłam do nich przekonana. Prawda była taka, że we wszystkim wyglądałam okropnie.
-Pogrubiają? No co ty gadasz... raczej wyszczuplają. Wyglądasz w nich bardzo ładnie.- odpowiedziała, spoglądając na mnie z poważną miną.- Jesteś wysoka, więc spodnie leżą świetnie. Bierz je.
-No nie wiem...- spojrzałam w lustro i skrzywiłam się. Po chwili zdecydowałam, że jednak posłucham Clover. Jak tak dalej pójdzie, to będę musiała chyba chodzić nago.
Kilka godzin później, zadowolone i obładowane siatami, usiadłyśmy na ławce. Całe to chodzenie, nieźle nas zmęczyło.
-Cieszę się, że zabrałaś się ze mną na te zakupy. Dawno nie spędzałyśmy ze sobą czasu. Ostatnio na nic nie miałaś czasu... chociaż są wakacje.- powiedziała z wyrzutem, robiąc smutną minę.
-Oj Clover... przepraszam. Jakoś ostatnio nie miałam ochoty, ani siły nigdzie wychodzić.
-Za dużo ćwiczysz. To strasznie męczy organizm.
-E tam, dużo. Parę godzin... nic wielkiego. Przynajmniej schudłam, i wreszcie mogłam kupić coś fajnego.- powiedziałam z uśmiechem. Spochmurniała. Spojrzała na mnie z ukosa i westchnęła głęboko.
-Dzwoniłam do ciebie przez ostatnie dni. Nie odbierałaś komórki, więc próbowałam na domowy. Za każdym razem twoja mama mówiła mi, że jesteś na siłowni, albo ćwiczysz w domu. A co najważniejsze.. nadal mało jesz.- powiedziała.- Martwię się o ciebie. Boję się, że masz...
-Nie mam anoreksji... możesz być spokojna.- przerwałam jej szybko. Wydawało mi się, że trochę ją rozweseliła moja odpowiedz, jednak nadal wydawała się być smutna.
-Dobra... jest już późno. Wracamy?
-Rzeczywiście... cały dzień nam zleciał.- powiedziałam spoglądając na zegarek. Dochodziła osiemnasta. Wstałyśmy i ruszyłyśmy w stronę wyjścia kierując się na parking. Przez pół drogi, jechałyśmy w milczeniu. Nie powiem, ale czułam się trochę głupio. Zastanawiałam się, co zepsuło Clover humor. Przecież spędziłyśmy dzisiaj miły dzień. Rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się i wygłupiały. Według mnie było świetnie! Więc co się zepsuło? Spojrzałam przez okno, na spacerujących w parku ludzi. Pogoda bardzo poprawiła się od rana. Nie było już tak zimno i przestał nawet padać deszcz.
Po chwili usłyszałam ciężkie westchnienie przyjaciółki, więc odwróciłam się w jej stronę.
-Coś się stało?- zapytałam, kiedy zobaczyłam jej zasmuconą minę.- Dlaczego jesteś taka smutna?
-Bo jesteś moją przyjaciółką i nie podoba mi się to co robisz.- odpowiedziała po krótkim namyśle.
-Clover, ale naprawdę nic mi nie jest. Ile razy mam ci to powtarzać?
-Samymi słowami mnie nie uspokoisz.
-To co mam zrobić, żebyś uwierzyła?
-Zacznij jeść i pić...
-Przecież jem i pije.
-Sarah... byłyśmy na zakupach prawie 6 godzin, a ja nie widziałam, żebyś brała cokolwiek do ust.- powiedziała poważnym tonem. Zauważyłam nawet, że mówi głośniej.- Ja zdążyłam wypić pół litrową butelkę wody i zjeść hamburgera i nadal jestem głodna. Natomiast ty, ani nic nie piłaś, a o jedzeniu już nie wspominam.
-Przecież jadłam w domu... ile razy mam jeść? Nie jestem głodna!- teraz trochę mnie zdenerwowała. To, że nie jem na jej oczach, to nie znaczy, że nie jem wcale. Mogłaby mi dać już spokój! Jedna wizyta w szpitalu i zaraz wiercenie dziury w brzuchu przez tydzień! Miałam już tego dość.
-Dobrze... nie musisz krzyczeć. Chciałaś wiedzieć co się stało? To udzieliłam ci odpowiedzi.
Później żadna z nas się nie odezwała.

Wysiadłam przed domem, zabrałam swoje rzeczy, powiedziałam krótkie „cześć” i weszłam do mieszkania. Kiedy wieczorem zeszłam do kuchni, aby zrobić sobie sałatkę, przyjechał Michael. Zaparkował samochód w garażu, następnie wszedł do domu, tylnimi drzwiami.
-Hej- nawet na mnie nie spojrzał kiedy to powiedział, tylko przeszedł obojętnie na hol i powiesił niedbale bluzę na wieszaku.
-Coś taki zdenerwowany?- zapytałam krojąc sałatę. Odwrócił się w moją stonkę i zaszczycił mnie swoim ciemnym, lodowatym spojrzeniem. Wszedł z powrotem do kuchni i usiadł na krześle. Wydawał się być jeszcze bledszy niż zwykle. W ogóle wyglądał na zmęczonego.
-Miałem ciężki dzień.- odpowiedział w końcu. Odwróciłam się, aby spojrzeć na niego w czasie odpowiedzi. Nagle poczułam ból w palcu. No pięknie! Niezła ze mnie niezdara... pomyślałam odkładając nóż na bok. Jeszcze na dodatek musiałam się uciąć.
-Możesz podać mi ręcznik papie...- nie skończyłam, bo odjęło mi mowę, kiedy zobaczyłam minę brata. Patrzył z wytrzeszczonymi oczami na moją ranę i mocno, prawą dłonią trzymał za stół. Chwilę później chwycił się obiema rękami za głowę, potrząsną nią i opuścił pomieszczenie, mrucząc coś pod nosem. Przez chwilę stałam jak wryta, wpatrując się tępo w drzwi. Otrząsnęłam się, kiedy przypomniałam sobie o ranie. Na podłodze było kilka kropel krwi, które przydałoby się zmyć. Starłam ją papierowym ręcznikiem, po czym zakleiłam ranę plastrem i postanowiłam pójść sprawdzić co z Michaelem. Bardzo zmartwiło mnie jego zachowanie. Czyżby miał mdłości na widok krwi? Bardzo możliwe... to było u nas rodzinne, chociaż mnie się nic nie dzieje. Z resztą u niego też nigdy, nic takiego nie zaobserwowałam. Weszłam po schodach i stanęłam pod jego drzwiami. Cisza. Nie wiem dlaczego, ale bałam się zapukać. W końcu jednak to zrobiłam, ale że nie usłyszałam odpowiedzi... zajrzałam do środka.
-Michael...- zawołałam nieśmiało. Oczywiście cisza.- Michael... co się stało?
-Nic... zostaw mnie samego- po chwili przemówił. Jego głos dziwnie drgał i wydawał się być roztrzęsionym.
-Ale...
-Powiedziałem zostaw mnie samego!!- nie widziałam go, ale słyszałam doskonale. Krzyknął na mnie tak, że o mało nie ogłuchłam- Po prostu wyjdź i zajmij się sobą!!
Nic już nie powiedziałam. Zamknęłam drzwi i udałam się do pokoju. Usiadłam na łóżku i zastanawiałam się, dlaczego on się tak zachowuje.

Myślałam nad jakimś logicznym wytłumaczeniem, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Próbowałam przypomnieć sobie powrót brata do domu. Jego zmiana wyglądu i zachowania. Zanim zniknął wyglądał całkowicie inaczej. Kolor włosów został, ale jego oczy zawsze miały zieloną barwę, a skóra była ciemniejsza, ale może to od solarium. Kto go tam wie... w każdym razie nigdy nie był taki blady, no i te jego czerwone, podkrążone oczy. Z charakteru też. Jeszcze dwa miesiące temu, nabijał się ze mnie... był złośliwy, co tydzień przyprowadzał inna dziewczynę, a co najważniejsze... chodził na imprezy co weekend! Teraz jest grzeczny, bardziej ułożony... oczywiście pomijam sytuacje dzisiejszego dnia. Nie chodzi często na imprezy, zmienił znajomych, no i dziewczyny. Od jego powrotu nie widziałam żadnej! O matko.. może on zmienił orientacje?! Nie, nie... o czym ja myślę- zbeształam się w myślach. Potrząsnęłam głową i położyłam się na poduszce. Po jakimś czasie usłyszałam odgłos, parkującego samochodu przed domem. Zerwałam się na nogi i podbiegłam do okna, aby zobaczyć kto to. Był to ten sam srebrny jeep, co kiedyś. Zatrzymał się po drugiej stronie ulicy i wysiadł z niego wysoki czarnowłosy chłopak. Już go wcześniej widziałam... to ten kolega Michaela. Teraz mogłam mu się bliżej przyjrzeć, ponieważ byłam pewna, że tym razem mnie nie zauważy. Przysiadłam na parapecie, nie odsłaniając firanki. Czarnowłosy stanął przy samochodzie i rozejrzał się po okolicy. Stał dość blisko, więc widziałam go bardzo dobrze. Jego skóra była tak samo blada jak mojego brata. Średniej długości, czarne włosy... z czerwonymi refleksami, które było doskonale widać w świetle latarni. Jego oczy były dość nietypowe, w większości pomarańczowe, ale można było zauważyć też odrobinę brązu. Przynajmniej tak mi się wydawało. Musze przyznać, że był bardzo przystojny... nie... był nieziemsko przystojny!
Kilka minut później, usłyszałam trzaśnięcie drzwiami i na ulicy pojawił się Michael. Podszedł do chłopaka i zaczęli rozmowę.

Brat wydawał się być jakiś niespokojny. Mówił szybki i przy tym gestykulował nerwowo rękami, natomiast jego rozmówca, nadal stał w tej samej pozycji i najwyraźniej go uspokajał. Później w zadziwiającym tempie wsiedli do samochodu i odjechali. Wszystko to wydawało mi się dziwne. Odkąd Michael wrócił do domu, moje życie stanęło do góry nogami! Nic nie było tak jak przedtem... nie twierdzę, że było lepiej, ale czasami czuję się tak, jakbym żyła na innej planecie. Około 21 wróciła mama, i pierwsze co zrobiła, to przyszła spytać się, czy cos jadłam. Zupełnie zapomniałam o tej sałacie, którą zaczęłam robić, kilka godzin temu. Zeszłam do kuchni i zabrałam się za ponowne przygotowywanie. Włożyłam pokrojoną sałatę na talerz, dodałam trochę świeżej marchewki i skropiłam sokiem z cytryny. Nalałam sobie wody niegazowanej i zasiadłam do stołu. Parę minut później, do pomieszczenia weszła mama.
-Jak tam minął dzień?- zapytała krojąc chleb.
-Dobrze... byłyśmy z Clover na zakupach.- odpowiedziałam, odstawiając szklankę.
-Cieszę się, że wreszcie znalazłaś dla niej czas. Wiele razy do ciebie dzwoniła.- odpowiedziała po chwili, siadając naprzeciwko mnie. Spojrzała na moją kolację i skrzywiła się. Domyślałam się, że zaraz rozpocznie się wykład.- Masz zamiar zjeść tylko to?
-Owszem
-Nie można się tak odżywiać. Wykończysz się!- prawie krzyknęła, kiedy wypowiadała te słowa. Poczułam jak przepływa przeze mnie fala złości. Miałam ochotę nakrzyczeć na nią, ale powstrzymałam się. Westchnęłam głęboko, sięgając po szklankę.- Wydaje mi się, że powinnaś pójść na wizytę do psychologa...

-Właśnie! Wydaje ci się!- krzyknęłam wstając z krzesła, w takim tempie, że aż zwaliłam je na ziemię.- Ile razy mam powtarzać, że nic mi nie jest? Dajcie mi w końcu święty spokój!
Po tych słowach wyszłam z kuchni i pobiegłam do swojego pokoju, głośno trzaskając drzwiami. Podeszłam do lustra, i spojrzałam na swoje odbicie. Chcę tylko być chuda... czy to tak wiele? Zapytałam samą siebie. Położyłam się na łóżku i pogrążyłam w marzeniach.
Nie zauważyłam, kiedy pogrążyłam się we śnie, z którego obudził mnie dzwonek telefonu. Przetarłam dłonią oczy i spojrzałam na zegarek. W pokoju panowały ciemności egipskie, więc musiałam zapalić lampkę aby coś zobaczyć. Dochodziła pierwsza. Kto mógł dzwonić o tej godzinie?
Usiadłam na łóżku i przeciągnęłam się. Skoro telefon umilkł, to znaczyło, że ktoś już odebrał... czyli powinnam przebrać się w pidżamę. Kiedy byłam w trakcie ubierania spodni, usłyszałam pukanie do drzwi i głos brata.
-Sarah... dzwoni Sasha. Chciałaby z tobą porozmawiać.
Sasha? Nie no... ja chyba śnię. Niewiarygodne, żeby moja siostra zadzwoniła do mnie. Otworzyłam drzwi, za którymi nadal stał Michael, z telefonem w ręce. Uśmiechnął się do mnie i podał mi słuchawkę. Wyglądał dużo lepiej niż rano. Skóra trochę mu przyciemniała, oczy ponownie były w kolorze rubinu no i wyglądał na zadowolonego. Coś mi tu nie pasuje, jednak nie będę się teraz nad tym rozwodzić. Zabrałam telefon i udałam się w stronę parapetu, na którym usiadłam.
-Hej
-Witaj Sarah!- usłyszałam radosny głos siostry.- Co tam u ciebie słychać? Masz już wakacje, prawda?
-No... tak mam.- z ledwością powstrzymywałam ziewanie.
-No to super! Bo właśnie dzwonię w pewnej sprawie. Stęskniłam się za swoją młodszą siostrą i chciałabym cię zobaczyć. Co ty na to, abyś do mnie przyjechała?
-Do Ameryki?- mało brakowało, a z wrażenia puściłabym słuchawkę.- Kiedy?
-W piątek. Właściwie to wysłałam już bilet.- odpowiedziała nieśmiało- powinien przyjść jutro, ewentualnie w poniedziałek.
-Skąd wiedziałaś, że będę chciała polecieć?
-Nie wiedziałam, ale miałam nadzieję.... zgadzasz się?
-Oczywiście, że się zgadzam! Ja też się za tobą stęskniłam!- krzyknęłam do słuchawki. Byłam tak zadowolona, że miałam ochotę tańczyć na łóżku.
-No to bardzo się cieszę! Teraz kończę, bo u was pewnie późno jest.
-No nie da się ukryć... ale cieszę się, że zadzwoniłaś.
-Ja też. Do zobaczenia.