View Single Post
stare 07.12.2008, 13:43   #3
niepokorna
 
Avatar niepokorna
 
Zarejestrowany: 27.06.2008
Skąd: Gdynia
Wiek: 31
Płeć: Kobieta
Postów: 1,012
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: W cieniu zbrodni.

Cytat:
Napisał ptasie mleczko Zobacz post
<zbiera po kawałeczku z tej rozsypki>
Dziękujcie Scarlett, to ona mnie wybawiła z kłopotów i zrobiła zdjęcia, przy których mogę się tylko schować <robi miejsce w szafie>

Odcinek III "Nowy"

*
Dni urlopu mijały bezpowrotnie, pomimo rozpaczliwych prób ich zatrzymania. Wszystkie zapiski, utrwalone na papierze w postaci pamiętnika były dla niej zagadką. Nie dość, że ciągle boleśnie odczuwała skutki wypadku, to co chwila nękały ją głuche telefony.
*
Sam straciła ochotę do życia. Myślami powracała do nieszczęsnego spotkania z rudowłosą na cmentarzu. Być może, gdyby została chociaż jeden dzień dłużej w szpitalu, nie doszłoby do tego. Wciąż żyłaby w błogiej nieświadomości… Nie musiałaby teraz cierpieć, nie musiałaby przeżywać tego spotkania ponownie. Nigdy by się nie dowiedziała, że Nick ma kochankę i dziecko. To wszystko nie było łatwe dla samotnej kobiety. Teraz, gdy kogoś potrzebowała, gdy chciała się komuś wyżalić, wypłakać, nie było nikogo. Cisza i spokój wokół niej tylko dodatkowo przypominały jej o samotności. Po dwóch tygodniach pojechała do szpitala na zdjęcie szwów. Lekarka wykonująca tę czynność, okazała się być miłą i uśmiechniętą kobietą, lecz bardzo gadatliwą.
Szła tam z naprawdę ciężkim sercem. Irytująca lekarka robiła niezłe zamieszanie wokół siebie. Wydając radosne piski, biegała po całym szpitalu, jak gdyby chciała udowodnić, że w swoim fachu jest najlepsza. Czarnowłosa obiecała sobie, że jeśli jeszcze raz ją cokolwiek zaboli, odstrzeli jej ten siwy łeb.
- Widzisz kochanie, wszystko się ładniusieńsko goi! Jeszcze parę dni i będziesz śmigać, tak jak ja! – ostatnie słowo zaakcentowała radosnym podskokiem. – Zapiszę ci jeszcze tableteczki, żeby nic cię nie bolało, i będziesz mogła…
Reszty dziewczyna nie usłyszała, bo najzwyczajniej na świecie wyszła z gabinetu.
*
Następnego dnia z głębokiego snu wyrwał ją dźwięk znienawidzonego budzika. Ile by jeszcze dała za chwilkę snu…
- Zamknij się… - mruknęła policjantka i rzuciła w niego poduszką, zwalając go z szafki nocnej.
Jako, że narobił jeszcze większego hałasu, poddała się.
- Dobra, dobra, wygrałeś…
W czym, jak w czym, ale w tej walce zawsze przegrywała. W ciężkim sercem zwlokła się z łóżka. Stawiając kroki na zimnej posadzce, posłała tęskne spojrzenie na posłanie. Wciąż półprzytomna ze zmęczenia poszła do łazienki, by wziąć zimny prysznic. W całym domu rozległ się jej wrzask, gdy odkręciła kurek z wodą. Znowu je pomyliła, czego skutkiem było oblanie się gorącą wodą. Klnąc jak szewc, przełączyła wodę na chłodniejszą.
- Teraz to rozumiem – mruknęła zadowolona.
Po kąpieli, wciąż z mokrymi włosami, stanęła przed szafą z typowym dla niej problemem. Znów nie miała co założyć. Z twardym postanowieniem wybrania się na zakupy, włożyła pierwszy lepsze podkoszulek i jakieś jeansy. Zastanawiała się chwilę nad ubraniem swetra. Stwierdziwszy, że i tak nie ma nic do stracenia, wzięła go ze sobą. Spojrzała na zegarek, który wskazywał, że jest już późno. Złorzecząc, że znowu nie zje śniadania, wybiegła na przystanek autobusowy, jednak po drodze zawadziła o piekarnię. Wychodząc z drożdżówką, z żalem stwierdziła, że jej autobus uciekł. Zrezygnowana zadzwoniła do Kate. Miała nadzieję, że zawozi dziewczynki do szkoły…
*
Gdy czekała na swoją przyjaciółkę, pod jej stopy podleciał liść. Schyliła się, aby go podnieść. Był pięknej, żółtej barwy. Obejrzała się za siebie i z zadowoleniem stwierdziła, że jesień wokół niej była w rozkwicie. Nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy tak bardzo cieszyły ją drobne akcenty, np taki liść, który opadał z drzewa, dodawał uroku tak normalnej rzeczy jak chodnik. Cieszyła się nawet na widok ludzi przechodzących obok niej z kubkami kawy na wynos. Chłód wdzierał się pod jej kurtkę, zabierając resztki ciepła, jednak to jej nie przeszkadzało .Patrzyła oczarowana na liść opadający z drzewa. Z zadumy wyrwał ją klakson samochodu Kate. Odwróciła się uśmiechnięta i wsiadła do ciepłego samochodu. Przez całą drogę milczały, słuchając muzyki z radia. Blondynka wielokrotnie otwierała usta, by coś powiedzieć, ale bała się jej reakcji. Nie mogła dowiedzieć się tego teraz. Nie wtedy, kiedy miała tak dobry nastój… Gdy pojechały do celu, czarnowłosa wysiadła, wcześniej dziękując przyjaciółce za przysługę.
*
Stanęła przed komisariatem. Wielki, nowoczesny budynek niejedno wydarzenie miał za sobą. Niejedno pokolenie nowych będzie jeszcze w nim pracowało, niejedna zbrodnia zostanie w nim rozwiązana. Kręcąc głową, weszła do budynku. Nikt nie zwracał na nią uwagi, co wydawało się jej co najmniej dziwne. Nawet sprzątaczka nie kiwnęła głową. Może faktycznie była dla nich wszystkich niemiła, arogancka i pyskata? Teraz chciała się zmienić. Weszła do windy i wcisnęła guzik z piątką. Wydział kryminalistyki, czyli miejsce jej pracy. Tutaj była zastępcą szefa, gdy on tylko wyjeżdżał na jakieś szkolenia, czy co tam oni mają… Cisza na korytarzu ją wręcz frustrowała. Powoli weszła do gabinetu.
- Niespodzianka! – tym radosnym okrzykiem o mało co nie przyprawili Sam o zawał.
Mimowolnie uśmiechnęła się. Pomimo tego, że się wystraszyła, odczuwała radość, że ktoś ją wita. Poczuła delikatne uszczypnięcie w bok, co spowodowało u niej śmieszną reakcję - podskoczyła jak oparzona. To była jej najlepsza koleżanka, Jessica, zdrobniale zwana Iskierką. Zawsze wesoła, uśmiechnięta, emanowała dobrą energią i dawała ludziom siłę. Sam jej po kryjomu tego zazdrościła. Gdy już się z każdym przywitała i odpowiedziała na kilka pytań, do jej uszu dobiegł ostry głos Jacka:
- Johnson, do mnie!
Ton jego głosu nie wróżył nic dobrego, co zmartwiło Sam. Pierwszy dzień pracy po powrocie z urlopu, a już u szefa na dywaniku. Poszła w stronę jego gabinetu, odprowadzana wzrokiem innych. Jack zawsze był wielbicielem broni. Co chwila robił wykłady na temat pożytku tego jakże skutecznego narzędzia. Nie przerywał nawet wtedy, kiedy ponad połowa przysypiała. Jego gabinet nie wyglądał jak inne. Na jego biurku nie było zdjęć bliskich, na ścianach nie wisiały obrazu. Jedyne, co wypełniało przestrzeń to były wycinki z gazet, piszące o ich akcjach, nieważne czy dobrze rozegranych, czy źle. Kobieta miała już wątpliwą przyjemność przebywania tutaj parę razy, między innymi za bójki, które sama wszczynała. Tak bynajmniej twierdził jej szef. Ona wiedziała co innego. Gdyby Jessica stała odrobinę dalej, gdy ta wymachiwała rękoma, gestykulując, nie złamałaby jej nosa. Derrik też nie musiał iść do dentysty, gdyby jej nie obmacywał.
No cóż, Sam do spokojnych kobiet nie należała. Usiadła na wskazanym przez niego krześle i zaczęła robić w myślach rachunek sumienia, rzucając na wszelki wypadek spojrzenie pełne skruchy. Jej uwagę przykuł opatrunek na łuku brwiowym jej szefa, ale wolałaby nie ryzykować pytania, gdyż znowu odesłałby ją do psychologa, do którego czy tak, czy siak by nie poszła.
- Johnson, słyszysz mnie? – jej rozmyślania przerwał Jack.
- Y… tak, tak. – zająknęła się.
Spojrzała mu w oczy. Skądś je kojarzyła, tylko nie pamiętała skąd….
- Johnson, do jasnej cholery, ostatni raz cię uprzedzam! – wybuchnął. – Mam dość twoich wybryków…
„Zaczęło się” pomyślała,
-.. dlatego dostaniesz partnera.
Tak szybko wstała, że aż przewróciła krzesło, na którym siedziała.
- Pan sobie jakieś żarty robi, prawda? – zapytała z nutką gniewu.
Nachylił się ku niej. Do jej nozdrzy dotarł ostry zapach jego wody kolońskiej. Był niebezpiecznie blisko…
- Sam, ja nigdy nie byłem bardziej poważny… - szepnął i się oddalił, zostawiając ją w tej samej pozycji.
Po chwili westchnęła, podniosła krzesło i na nie opadła. Świetnie… Teraz nie będzie samodzielnych akcji, tej adrenaliny i pewności. O niczym innym nie marzyła. Jack, widząc jej skwaszoną minę, rzekł :
- Spokojnie, nie dostaniesz jakiegoś żółtodzioba, co będzie za tobą łaził jak cień. Josh, chodź no tutaj. – zawołał.
Do pokoju wszedł wysoki mężczyzna z dredami. Gdy dokładniej mu się przyjrzała, zauważyła, że ma ładne, duże oczy i delikatne rysy twarzy.
- Josh, poznaj Sam. Johnson, poznaj Josha. – wyrecytował znudzony szef. – dla ciebie będzie on osobistym ochroniarzem, będzie dreptał twoimi ścieżkami. Masz wszędzie z nim chodzić, i nigdzie się bez niego nie ruszasz, zrozumiano?
- Ta… - mruknęła i zaczęła ponownie lustrować towarzysza.
Jako, że en też nie miał nic do roboty, też się w nią wpatrywał. Gdy ich wzrok się spotkał, oboje speszeni odwrócili głowy.
- Idź już, Johnson. – powiedział Jack. – A ty zostajesz – dopowiedział, widząc, że i ten zbiera się do wyjścia.
*
Gdy tylko wyszła, szef wyjął z szuflady plik banknotów i kusząco pomachał nimi przed nosem czarnowłosego.
- Pamiętasz, co masz robić? – zapytał.
- Donosić o każdym ruchu tej…. – tu urwał i patrzył na szefa w oczekiwaniu na pomoc.
- Sam? – dopowiedział.
- No właśnie. Mam za nią wszędzie łazić i tak dalej.
*
W sumie było mu trochę głupio ją szpiegować. Nie był przecież jakimś pieprzonym szpiegiem tylko satanistą!


Dziękować Scarlett :*
__________________
mod edit: nieregulaminowa sygna.
niepa edit : straszne.
mod edit: dla kogo =)
niep edit : przestać mi grzebać w sygnie!!
mod edit: ok, już nie będę ;]


Ostatnio edytowane przez niepokorna : 07.12.2008 - 14:25
niepokorna jest offline   Odpowiedź z Cytatem