View Single Post
stare 13.12.2008, 16:43   #54
Vipera
 
Avatar Vipera
 
Zarejestrowany: 17.07.2008
Skąd: Łodź
Płeć: Kobieta
Postów: 1,408
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Krwawe Przeznaczenie...

Wstałam z łóżka, odsłoniłam rolety i otworzyłam okno. Była tak piękna pogoda, że aż chciało się wyjść. Czyściutkie niebo, na którym wysoko świeciło słońce, oraz śpiewające wesoło ptaki. Uśmiechnęłam się w duchu i ruszyłam do szafy. Po raz pierwszy patrzyłam w lustro w zadowoleniu. W zeszłym tygodniu, siostra zabrała mnie na zakupy. Stwierdziła, że nie będę chodzić po mieście w jej towarzystwie...w takich ciuchach. Ponadto muszę zauważyć, że były na mnie stanowczo za duże. Byłam zachwycona, kiedy przemierzałyśmy Nowojorskie ulice. Ubrania były lepsze niż te w Londyńskich sklepach, a co najważniejsze... dużo tańsze! Na to wszystko, co kupiła mi tego dnia Sasha, w Londynie wydałabym fortunę. Było mi trochę głupio, że naciągam siostrę na tyle kasy... chociaż o nic się nie prosiłam. Sama wciągała mnie do sklepu i wybierała mnóstwo ubrań, nie patrząc nawet na cenę!
-Ooooo Sarah! Patrz na to!- jęknęła z zachwytu Sasha, pokazując mi krótkie spodenki z jeansu. Rzeczywiście były śliczne, ale nie wyobrażałam sobie, siebie w tym.- Musisz je przymierzyć... trzymaj. Ta koszulka będzie idealnie pasować!- wepchnęła mi do ręki fioletową bluzkę z jakimś czerwonym wzorkiem oraz spodenki i pociągnęła do przymierzalni.
-Sasha... ehm... niewydajne mi się, abym wyglądała dobrze w krótkich spodenkach. Jestem za...- zaczęłam, jednak siostra nie dała mi dokończyć. Skarciła mnie wzrokiem, po czym odpowiedziała.
-Gdybyśmy tu przyszły w dniu twojego przylotu... nie kazałabym ci tego ubierać. W ciągu tych trzech tygodni, które u mnie spędziłaś, dużo schudłaś i wymodelowałaś swoje ciało. Wyglądasz ślicznie, a teraz spraw mi tą przyjemność i włóż to. Jestem pewna, że będą leżeć znakomicie. Ja w między czasie, pójdę poszukać czegoś fajnego... zaraz wracam.- po tych słowach, uśmiechnęła się niewinnie i zniknęła między wieszakami. Położyłam bluzkę na krześle i spojrzałam na trzymane w ręku spodenki. Może ona ma racje? Nigdy się nie dowiem jak będę wyglądać, póki nie zobaczę. Westchnęłam głęboko i rozpięłam guzik.
...
-No i jak?- zapytała Sasha, pukając w drzwiczki przymierzalni.- Przyniosłam ci parę ciuszków... ubrałaś się już?
-Tak. Zobacz.
Otworzyłam drzwiczki i zaprezentowałam się w całym komplecie.

Właściwie, to spodenki były trochę za szerokie, a bluzka przyciasna. Siostra zmierzyła mnie z góry na dół, kilkakrotnie. Następnie podrapała się po szyi i uśmiechnęła.
-Zaraz przyniosę ci większy rozmiar bluzki, bo jest urocza. Natomiast w tych spodenkach wyglądasz ekstra, więc jeśli ci się podobają...bierzemy je. Widziałam do nich fajny pasek. Przymierz to co przyniosłam, a ja poszukam go.
-Sasha?
-Tak?
-Głupio się czuję. Przecież to wszystko kosztuje...- zaczęłam nieśmiało. Wiedziałam, że to nie jest takie drogie, ale jednak nie potrzebowałam tego wszystkiego. W końcu przyjechałam w odwiedziny, a nie żeby zdzierać z niej kasę.
-Kochana! Nie kupiłabym ci tego wszystkiego, gdybym nie chciała. Zresztą w czym będziesz chodzić po powrocie? Założę się, że wszystko masz już o kilka numerów za duże. W Londynie wydałabyś dużo więcej.- powiedziała głaszcząc mnie po ramieniu.- a o pieniądze się nie martw. Mam ich pod dostatkiem.
Wyciągnęłam z szafy jeansy i pomarańczową bluzkę, które kupiłyśmy w tym samym sklepie i udałam się do łazienki. Ubrałam się, uczesałam, następnie zeszłam na śniadanie. W całym domu unosił się piękny zapach kawy. Weszłam do kuchni, otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam ser żółty i plasterek szynki na tosta. Chwilę później, kiedy zajęta byłam pałaszowaniem... weszła siostra z telefonem w ręce. Usiadła obok mnie i spojrzała na moje włosy z niezadowoloną miną. Przecież je uczesałam, to o co chodzi? Pomyślałam.
-Zapisałam cię do fryzjera na szesnastą. Grzywka zarosła ci straszliwie i trzeba coś z tym zrobić.- wypaliła odkładając komórkę na szafkę.- Pójdę z tobą aby pokazać ci gdzie to jest, ale wrócić będziesz musiała sama, ponieważ mam zajęcia w klubie. Dobrze?
-Jasne... oczywiście. Dzięki- odpowiedziałam zaskoczona. Nie zauważyłam tego, iż wyglądam jak Yeti! Właściwie, to moja grzywka już nie przypominała grzywki.
Po śniadaniu skorzystałam z komputera aby napisać parę maili. Między innymi do Clover, za którą się strasznie stęskniłam. Cieszyłam się, że już za tydzień ją zobaczę, ale z drugiej strony... było mi żal opuszczać Sashe. Świetnie się bawiłam przez ten czas , oraz wiele zrozumiałam. Dzięki niej pozbyłam się kompleksu i zaczęłam normalnie jeść... a więc ryzyko popadnięcia w anoreksję spadło do zera. Czasami zastanawiałam się, czy przypadkiem Mama nie dzwoniła do Sashy. Przed wyjazdem bardzo mnie pilnowała. Myślę, że miała coś wspólnego z całą tą sytuacją. Z drugiej strony... nawet jakby, to co z tego. Cieszę się, że tu jestem.
Popołudniu, pożegnałam się z siostrą przed salonem fryzjerskim i weszłam do środka. Pomieszczenie było małe, ale bardzo ładne i kolorowe. Na wejściu podszedł do mnie młody mężczyzna i ruchem dłoni zaprosił na fotel. Miał trochę kobiece ruchy, więc od razu pomyślałam, że to gej. Nie miałam nic przeciwko. Podobno geje są świetnymi fryzjerami. Usiadłam na fotelu i oparłam się wygodnie spoglądając jak fryzjer zapina mi fartuch.
-No więc co robimy?- zapytał stając obok mnie z wyczekująca miną.- Sasha mówiła, że tylko grzywka. Jesteś pewna?

-Chyba tak...
-Chyba? O nie, nie... musisz być pewna na sto procent, złociutka. Fryzura to nie kapelusz, który możesz sobie zmieniać codziennie. Włosy tak szybko nie rosną.- powiedział opierając się o szafkę. Nigdy nie patrzyłam na moje włosy w ten sposób. Nie zwracałam uwagi na to, czy fryzura jaką miałam w danym dniu, jest modna, czy tez nie. Może powinnam się tym w końcu zainteresować?
-Hmm... a co by pan zaproponował?- miałam nadzieję, że ominie mnie wybór. Nie miałam pojęcia w czym byłoby mi dobrze.
-Oj jaki pan!- krzyknął z oburzeniem.- Jestem Tyler. Mów mi po imieniu.
-Dobrze... ja jestem Sarah.- odpowiedziałam, ściskając mu dłoń. Tyler posłał mi szeroki uśmiech, po czym wyciągnął z szafki jakąś gazetę.
-A więc Sarah... masz szczupłą twarz i duże oczy. Myślę, że lekko postrzępiona grzywka, będzie idealnie pasować. Tak jak na tym zdjęciu.- otworzył katalog na jednej z stron i wskazał palcem fryzurę.- podciąłbym jeszcze trochę końcówki. Myślę, że tyle starczy.
-Dobrze... zgadzam się. Skoro twierdzisz, że będzie dobrze...
-Świetnie! Do dzieła!- odłożył katalog na szafkę i zabrał się do roboty.
Po niecałej godzinie, fryzura była gotowa. Spojrzałam w lustro i dosłownie zdębiałam. Naprawdę wyglądałam o niebo lepiej! Twarz wydawała się być całkiem inna...taka żywa. Kiedy Tyler ujrzał mój uśmiech, tak się rozpromienił, że mógłby wręcz świecić. Byłam bardzo zadowolona z efektu jego pracy. Szkoda, że odwiedziłam ten salon pierwszy i ostatni raz. Podziękowałam za wszystko, zapłaciłam i wyszłam.
Na ulicach jak zwykle kręciło się mnóstwo ludzi, wracających z pracy. Przecisnęłam się przez tłum tłoczący się pod supermarketem i ruszyłam przed siebie. Zatrzymałam się przed wystawą jakiegoś sklepu z biżuterią i poczułam, że coś wpadło mi do oka. Wyciągnęłam z torby małe, rozkładane lusterko i spojrzałam w nie. Taka mała rzęsa, a może sprawić tyle bólu i zamieszania. Nagle, kiedy chciałam schować przedmiot, ujrzałam odbicie jakiegoś faceta. Stał po drugiej stronie ulicy, oparty o ścianę budynku i bacznie mi się przyglądał. Przez chwilę pomyślałam, że to ten sam z lotniska... ale jednak nie. Ten miał identyczny wyraz twarzy i kolor oczu, lecz rude włosy i niższy wzrost. Postanowiłam nie przejmować się nim i wrócić do domu. Schowałam lusterko, zapięłam torbę i poszłam przed siebie. Przez cały czas miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Odwróciłam głowę i spostrzegłam, że owy facet idzie kilkanaście metrów za mną. Teraz to przestraszyłam się nie na żarty! Serce zaczęło mi walić jak młot i ogarnęła mnie fala gorąca. Przyśpieszyłam kroku.
Przepchnęłam się przez tłum przechodniów i skręciłam w jakiś ślepy zaułek. Na końcu uliczki w której się właśnie znajdywałam, stał duży niebieski kontener na śmieci, kilka rozwalonych, kartonowych pudeł i około trzy metrowy mur.

Nie wiedziałam czy dobrze robię, ale pomyślałam, że jeśli schowam się za kontenerem... facet mnie zgubi i da sobie spokój. Nic innego nie przychodziło mi w tym momencie do głowy. Podbiegłam do śmietnika i kucnęłam za nim. Serce dalej biło w szybkim tempie i nadal czułam, że mi gorąco. Rozglądnęłam się dokoła. Gdyby teraz wszedł w ta uliczkę... nie miałabym dokąd uciec. Wychyliłam się zza kontenera, aby zobaczyć czy nic mi nie grozi, kiedy poślizgnęłam się na kawałku kartonu. W ostatnim momencie zdołałam przytrzymać się ściany. Przymknęłam oczy i odetchnęłam z ulgą. Na szczęście nie zrobiłam większego hałasu. Nagle poczułam się strasznie dziwnie. Serce przyśpieszyło, a przez całe ciało przeszły mnie zimne dreszcze. Próbowałam się ruszyć, ale nic z tego. Byłam sparaliżowana! Nie wiedziałam co robić, a jeszcze na dodatek zaczęła mnie boleć głowa. Nie mogłam nawet wydać z siebie jakiegokolwiek dźwięku! Co się ze mną dzieje? Czyżby to z powodu strachu?
W pewnym momencie przed oczami pojawiły mi się dziwne obrazy. Jakby mi ktoś puścił film.
Ta sama uliczka... ten sam mur... śmietnik i kartony. Obrazy zmieniały się bardzo szybko i trudno było coś z nich zrozumieć. Widziałam otoczenie za murem. Brudna dzielnica, odrapane bloki i zniszczoną fontannę. Po co to wszystko? Skręt w lewo, prosta droga prowadząca aż do parku. Coraz szybciej, coraz szybciej. Poprzewracane kosze na śmieci, popisane ławki, a na końcu wyjście na ulicę. Tak.. poznawałam ta ulicę. Szłam tamtędy do sklepu. Stamtąd już niedaleko do domu. Następnie wszystko znikło. Poczułam jak ból głowy ustępuje i wraca mi władza nad ciałem. Zamrugałam oczami i chwyciłam się za głowę. Co to było? Czyżby jakieś wizje?
Wstałam i oparłam się o ścianę. Jeśli to co widziałam było prawdą, to jedyna droga do domu, prowadzi przez park. Musze tylko przedostać się przez mur... ale jak?
Chwilę później, po krótkim namyśle wdrapałam się na kontener. Na szczęście był na tyle blisko muru, że udało mi się dostać na górę. Zeskoczyłam na drugą stronę i pobiegłam dalej. Wszystko było takie, jak w mojej wizji. Ta sama fontanna, bloki i ku mojemu zadowoleniu, park! Skręciłam w lewo i rzuciłam się biegiem do wyjścia.
Wpadłam do mieszkania i zamknęłam drzwi na klucz. Oparłam się o nie plecami i zamknęłam oczy. Byłam tak zdyszana, że nie mogłam złapać tchu. Czułam się strasznie. Jakimś cudem wczołgałam się na piętro i położyłam na łóżku. Boże... o co chodzi? Czym ja sobie zasłużyłam na to wszystko. Dlaczego ci faceci mnie śledzą? Najpierw ten z lotniska... potem ten rudy...dlaczego?! A Michael? Jak wytłumaczyć jego dziwne zachowanie, w czasie naszej ostatniej rozmowy telefonicznej? Zaczynałam powoli wpadać w paranoję. Miałam ochotę zadzwonić do niego i zapytać się o co w tym wszystkim chodzi. Może on zna tych facetów. Może coś im zrobił i teraz go szukają. Nie, nie... chcą porwać mnie, aby dotrzeć do niego. To już brzmi bardziej sensownie.
Leżałam tak jeszcze jakiś czas, aż w końcu usnęłam.
Ostatni tydzień minął w zastraszającym tempie. Przez te kilka dni chodziłam z siostrą na jej zajęcia i zrobiłyśmy sobie kilka wycieczek po mieście. Tego rudego mężczyznę widziałam jeszcze tylko raz.

Tego samego dnia... a raczej nocy. Siedział w samochodzie, niedaleko domu Sashy i rozglądał się. Pamiętam, że byłam roztrzęsiona. Zastanawiałam się czy zadzwonić po policję, ale jak na złość... padła mi bateria w telefonie. Później jeszcze wyłączyli prąd i cała okolica była pozbawiona światła przez dwie godziny. Na szczęście nic się nie stało i kiedy drugi raz spojrzałam w okno, samochodu już nie było. Następne dni minęły spokojnie, bez strachu. No i niestety nadszedł dzień powrotu do domu. Z samego rana spakowałam wszystkie swoje rzeczy i usiadłam na łóżku. Ostatni raz rozejrzałam się po pokoju. Chciałam zapamiętać każdy szczegół, bo nie wiadomo kiedy go jeszcze ujrzę. Około południa zadzwonił Michael. Zdziwiłam się, ponieważ słyszeliśmy się dwa dni temu no i przecież już jutro się zobaczymy. Za nim też się stęskniłam.
-Cześć Michael... coś się stało?- zapytałam odbierając telefon.
-Cześć. Tak, ale nic poważnego.- odpowiedział jak zwykle spokojnym tonem.- Mama pojechała do Rzymu, bo zaproponowali jej poprowadzenie wykładów na tamtejszym uniwersytecie. W związku z tym... ja odbiorę cię z lotniska. Domyślam się, że ucieszyła cię ta wiadomość.
-Oczywiście.. straszliwie!- odpowiedziałam, powstrzymując się do śmiechu.
-Świetnie, a więc do zobaczenia w Londynie. Na razie
Wieczorem, przed wyjazdem poszłyśmy z siostrą na lody a potem odwiozła mnie na lotnisko. To były najlepsze wakacje w moim życiu. Szkoda, że trwały tak krótko. Wszystko co dobre, szybko się kończy... niestety. Wyciskałyśmy się na pożegnanie... nawet zdążyłyśmy się rozpłakać. Podziękowałam jej za wszystko i musiałam już iść na odprawę. Lotnisko było dużo większe niż to w Londynie, więc wszystko trwało dłużej. Miałam dość na samą myśl o ponownym kiszeniu się w samolocie. Czas minął nawet dość szybko. Miałam to szczęście, że mogłam siedzieć przy oknie. Uwielbiałam oglądać widoki z góry. Cieszyłam się na myśl, że zobaczę Michaela i Clover. Byłam ciekawa jak zareagują na mój nowy wygląd. Miałam na sobie ubrania, na które przed wyjazdem do Ameryki, nawet bym nie spojrzała. Czarne jeansy, białą bluzkę i krótką kamizelkę z czarnego jeansu. Nie mogę też zapomnieć o fryzurze. Mam nadzieję, że brat pozna mnie na lotnisku. Wszystko okaże się po wylądowaniu.
__________________
Melodia Strachu v2
Wattpad
Vipera jest offline   Odpowiedź z Cytatem