Dzisiaj króciutko, ale wymownie i treściwie.
VII
Cena zemsty
Pozwolono jej zostać.
Musiała… Musiała znać prawdę. Wiedzieć, dlaczego jej mąż otarł się o śmierć… Co się stało tego wieczoru.
Nic nie wiedziała. Gdy do niej zadzwoniono, dowiedziała się tylko, że „pani mąż miał wypadek. Będąc w stanie nietrzeźwości zasiadł za kierownicą i uderzył w drzewo”. Dodano również, że „jego życie jest zagrożone”. To było wszystko. A reszta? Nie wyjdzie stąd, dopóki jej pragnienie poznania prawdy nie zostanie zaspokojone.
Emocje opadły. W sali zapanował spokój, Lekarze tymczasowo opuścili pomieszczenie, by oni dwoje spokojnie mogli sobie wszystko wyjaśnić. A było co.
- Wiem, wiem- zanim ona zaczęła, jej mąż wyrwał się pierwszy- chcesz wiedzieć, co się stało…
Kiwnęła twierdząco głową. Nagle nasunęła jej się pewna myśl… Bardzo nieprzyjemna.
- Dustin- odezwała się poważnym tonem, w którym było słychać nutę żalu… Ciężko jej się zrobiło na sercu- Wtedy… Ty mnie okłamałeś, prawda?- łzy cisnęły jej się do oczu. Bała się tego najgorszego. Tego, co miała usłyszeć…
Dustin z beznadzieją zwiesił głowę.
- Tak- powiedział ciężko. To wcale nie było takie proste- musiał się przyznać do tego, że zawiódł jej zaufanie… Że nie był z nią szczery… Nie był w stanie niczego innego powiedzieć.
Gdy podniósł wzrok, zauważył łzy na jej policzkach.

Poczuł się strasznie. Żałość napełniła jego serce. Dopiero teraz zaczynał rozumieć, co zgotował sobie i jej.
Zawiódł ją. Osobę, która przecież najbardziej go kochała; która mu ufała całym sercem… Której nie byłby w stanie okłamać…
Tak, Lily się pomyliła co do niego. To bolało. I zrodziła się wtedy myśl: a może to nie pierwszy raz? I jak tu wierzyć takiemu człowiekowi… Jak go kochać, gdy ma się świadomość, że ty dla niego nic nie znaczysz, skoro jest w stanie tak bestialsko zełgać?
To było silniejsze od niej. Nagle wszystko stało się takie obce, szare, wręcz niebezpieczne… Podniosła się z krzesła. Chciała wyjść, opuścić tego ZDRAJCĘ.
- Lily- usłyszała za sobą skruszony, prawie płaczliwy, głos- proszę, nie odchodź…
Obróciła głowę w jego stronę.
- Ja wiem…- ciągnął dalej- Wiem, co zrobiłem- jeszcze bardziej ściszył głos- Przepraszam…
- Myślisz, że tyle wystarczy?- zapytała go, lekko podirytowanym głosem
- Nie, nie wystarczy- przyznał- Ale chcę, żebyś wiedziała, dlaczego to zrobiłem.
Przekonana, z powrotem zajęła swoje miejsce.
- I z tym paliwem i w ogóle… To też było kłamstwo.
Gniew w niej zbierał. Miała rację! „Boże, jak ja mogłam być taka głupia!”- pomyślała z żałością.
- Ja byłem wtedy na policji- opowiadał dalej- Chciałem dopaść tych bandytów, no wiesz… Którzy porwali naszą córeczkę…
- Zrobiłeś to wszystko tylko po to, żeby się zemścić?- nie dowierzała
- Tak. I tylko po to- potwierdził, po czym dalej zaczął opowiadać. O swoim planie i w ogóle…
Słuchała w ciszy i zadumie. Jej umysł się rozjaśniał. Pomału zaczynała rozumieć desperację i kolejne kroki jej męża. Raz tylko, odezwała się, przy końcówce:
- Ty go nie zabiłeś, prawda?
- Nie, myślę, że nie- odparł. Tak do końca nie był pewien…
Nagle otworzyły mu się oczy. Przecież, jeśli policja go dopadnie…
Przeraził się nie na żarty. Nawet, jeśli ten gość przeżył, jego przyszłość jest niepewna. Na pewno zgłosi to na policję, ale… No właśnie, przecież on nie widział całej jego twarzy! Pojawił się przebłysk nadziei. To go może uratować. A może stracił pamięć i nie będzie w stanie opisać napastnika?
W każdym razie, nastały dni pełne niepewności. Nikt nie wiedział, co może się stać. Żyć z strachem w sercu… To brzmi strasznie. Czekało to właśnie jego. Tyle sobie zgotował, nie przechodząc na „drugą stronę”.
Sam już nie wiedział, co o tym myśleć.
- Myślisz o tym samym, co ja?- zapytała go cichutko, z lekką trwogą w głosie
- Tak- uciął krótko
Spojrzała na niego smutnym wzrokiem. Był taki bezradny…

- A może akurat…- szepnął z nadzieją
- A co, jeśli nie?- spanikowała Lily- Co będzie, jeśli cię dopadną i wsadzą za kratki?!- pomału zaczynała krzyczeć- Dustin! Ja nie chcę mieć męża kryminalisty!- znowu łzy spłynęły po jej twarzy.
Nie odezwał się. To nie miało sensu. Nie miał zamiaru się z nią kłócić. Wyobrażał sobie, co czuła.
Przecież nie tak to miało być! On sobie obiecywał, że mimo tego, z jakiego środowiska pochodzi, nigdy się nie stoczy… Że będzie miał uczciwą pracę, że nigdy nie złamie prawa… Po prostu: że jego życie będzie GODNE.
Był zły na siebie. Wszystko spieprzył! Pięści mu się zacisnęły.
- Lily- powiedział wściekłym głosem- Nie było warto. Skończę tak samo jak ci wszyscy, wśród których się wychowywałem. A ja głupi robiłem sobie nadzieje, że nie będę taki! Życie jest DO DUPY!!
Nie wytrzymał. Popłakał się, zupełnie jak małe, bezradne dziecko…
- A teraz idź stąd- rozkazał żonie- Szkoda twojego czasu. W domu bardziej się przydasz.
- Ale…
- K*****, NO IDŹ!- krzyknął (o dziwo, żaden lekarz nie wpadł do sali)
Postanowiła nie protestować. On był w dole- nic nie mogła zrobić.
Już miała przekroczyć próg sali, gdy usłyszała jego głos.
- Ucałuj ode mnie Tanię Tereskę- poprosił- Powiedz, że tatuś jeszcze kiedyś wróci…
Opuściła szpital. Ze łzami w oczach…
***
@down: o kurczę... Lepiej szybko poprawię!