Kolejny, ostatni już odcinek.
Stali po środku pomieszczenia, patrząc na mnie nienawistnie. Drżącą dłonią odgarnęłam niesforne kosmyki z oczu i przesunęłam się na koniec kanapy. Czułam strupy zaschniętej krwi na twarzy, pulsującą ranę na policzku i obolałą rękę. Strach sparaliżował mnie totalnie. Gdybym miała teraz uciekać, nawet nie byłabym w stanie. Po chwili jeden z mężczyzn, kopiąc puste pudełko leżące na ziemi, podszedł bliżej. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i uśmiechnął się obleśnie.
-Dwa razy nam zwiałaś... ale teraz już jesteś nasza i ani twój braciszek, ani jego kumpel cię stąd nie uratują.- jego głos był gruby i nieco zachrypnięty. Sam dźwięk wywoływał dreszcze.
-C-czego ode mnie chcecie?- wymamrotałam. Każdy ruch szczęki, sprawiał mi ból. Prawdopodobnie po uderzeniu o żwir.
-Nie wiesz?- zapytał czarnowłosy, udając zdziwienie. Odwrócił się w stronę swojego towarzysza i obaj zaczęli się śmiać.- Zemsty! Jedyne co chcę, to pomścić mojego brata i wykończyć tą całą rodzinkę pijawek! Ale do tego... potrzebna mi jest twoja niezwykła zdolność.
Wytrzeszczyłam oczy. Jak niby miałby ją przejąć? Wyciągnąć ze mnie? Przeszczepić komórki?
-Mam dla ciebie propozycję...- powiedział po chwili, przechadzając się po pokoju.
-Propozycję?
-Chyba wyrażam się jasno?!- warknął- chcę abyś dołączyła do naszej „rodziny”, ale z własnej woli.

-Myślisz, że kiedykolwiek zgodzę się, abyś zmienił mnie w wilkołaka? Chyba postradałeś zmysły!- krzyknęłam gniewnie.- wolałabym zginąć!
-Kochana... nie wiesz o czym mówisz.- podszedł do mnie i wyciągnął rękę aby dotknąć moich włosów, ale odepchnęłam ją. Zmrużył oczy i szybkim ruchem złapał mnie za nadgarstek.- myślisz, że te twoje pijawy są takie wspaniałe? Uważasz ich za chodząca dobroć, a nas za diabelskie nasienie? Morderców?
-Tak właśnie uważam!- powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
-Zabij ją Marc!- krzyknął rudy mężczyzna stojący przy drzwiach.- to nie ma sensu. Zabij tą **** i po kłopocie.
-Zamknij się Tyler.- warknął Marc, odrzucając moją rękę, która uderzyła o oparcie.- wyjdź stąd, zanim się wkurzę!
Rudy zrobił zirytowana minę, ale uczynił to co mu kazano. Odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem odpuścił pomieszczenie. Czarnowłosy natomiast oparł się o szafkę stojącą niedaleko, przy ścianie i zaczął jeździć palcem po brudnym lustrze.
-Uważasz, że to ja jestem zły...- zaczął spoglądając na mnie z ukosa.- ale to nie ja morduję kilka razy w tygodniu, niewinnych ludzi na ulicy! Chyba słyszałaś o tych wszystkich zaginięciach w Glasgow. Myślisz, że to ja zrobiłem, lub jakiś inny wilkołak? My nie potrzebujemy krwi, ale twoi idealni znajomi tak. Z tobą możemy pozbyć się wszystkich wampirów i ocalić wielu ludzi przed śmiercią. Nie zamierzam cię o nic prosić, ale daje ci wybór... albo przechodzisz na nasza stronę, albo jeszcze dzisiaj staniesz się nawozem pod róże. Nie pozwolę na to, aby twój braciszek zmienił cię w wampira i zyskał twoją moc, bo to byłoby dla nas zgubne. Na siłę zmienić cię nie mogę, bo jako wilkołak też możesz przejść na stronę wroga. Dlatego daję ci 3 godziny. Przemyśl to, a po upływie tego czasu, przyjdę tu i oczekuję decyzji.- po tych słowach zostałam sama.

Siedziałam skulona na tej starej kanapie i zlewałam się łzami. Nie chciałam umierać, ale też nie chciałam stać się wilkołakiem. Nie mogłabym pomagać w tępieniu wampirów i nie mogłam dopuścić, aby z mojej winy cos stało się moim bliskim. Tak bardzo chciałam zobaczyć Setha, jeszcze raz spojrzeć w jego piękne oczy i powiedzieć mu... że go kocham. Czy na prawdę nie ma już dla mnie ratunku? Jakiejś drogi ucieczki? Boże... kiedy umrę... jak Michael powie o tym mamie? Jak on to zniesie? Ja nie chcę umierać...jeszcze całe życie przede mną!
Musiałam coś zrobić, a chociażby spróbować. Może z tego pokoju jest jakieś wyjście...
Powoli wstałam z kanapy i rozglądnęłam się dokoła. Czułam jak całe moje ciało przeszył ból, jak głowa pulsuje, ale nie mogłam dać za wygraną. Ostrożnie obeszłam całe pomieszczenie, dotykając ściany i doszukując się jakiegoś, choćby najmniejszego okna na świat. Zauważyłam niewielką kratę przy suficie- prawdopodobnie szyb wentylacyjny, ale nie miałam szans dostania się do niego. Prócz starej kanapy, małej komody i starego lustra... nie było nic, po czym mogłabym się wspiąć.
Po jakimś czasie, zrozpaczona upadłam na ziemię. Byłam zamknięta w czterech ścianach, z których nie było wyjścia. Straciłam resztki nadziei, które chowały się jeszcze w głębi serca. Uderzyłam pięściami o zimną drewnianą posadzkę i rozpłakałam się. Łzy spływały mi po policzkach, niczym dwa małe wodospady.

Kiedy pożegnałam się w duchu z bliskimi i pogodziłam z myślą, że to moje ostatnie godziny życia, przypomniałam sobie o pewnej rzeczy. Może jeszcze nie wszystko stracone. Resztkami sił podniosłam się z podłogi i podeszłam do ceglanej ściany. Oparłam na niej dłonie, po czym zamknęłam oczy, modląc się o jakiś znak.
-Dam rade... muszę...- powiedziałam cicho, zaciskając powieki.
...
Nie czekałam długo. Po kilkunastu sekundach, przez moja głowę przebiegło mnóstwo obrazów. Widziałam siebie stojąca w ciemnym pokoju, oświetlonym przez migającą wciąż, biała lampę.
Później obraz zatrzymał się na małej komodzie. Przez chwilę oglądałam ją z każdej strony, aż w końcu przesunęło się w górę na lustro. Nie bardzo wiedziałam jaki w tym sens. W pewnym momencie obraz przyśpieszył i z impetem przeleciał przez ścianę ukazując mi las. Dalej widziałam drzewa... sosny obsypane śniegiem. Chciałam otworzyć oczy, ale nie mogłam. Jak zwykle w czasie wizji byłam sparaliżowana. Obraz znowu przyśpieszył, aż w końcu zatrzymał się, ukazując mi czyjeś ślady. Czterech mężczyzn z jedną kobietą, biegli przez las, zwinnie omijając każdą przeszkodę. Każde z nich miało przy sobie broń, ale nie widziałam jaką, gdyż poruszali się za szybko. Zdołałam tylko zauważyć, że to...
Mięśnie puściły i opadłam na ziemię, uderzając się przy tym w łokieć. Siedziałam tak chwilę nasłuchując czy nikt do mnie nie idzie, po czym wstałam i podbiegłam do ukazanego w wizji, mebla. Chwyciłam mocno oburącz za blat i mocno pociągam do siebie. Przesunęłam komodę, zastawiają nią drzwi i wróciłam aby zdjąć lustro. Przy każdym ruchu ciało przypominało mi o tym, jak potraktował mnie Roger, ale starałam się o tym nie myśleć. Wiedziałam, że jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem... już niedługo zobaczę Setha.
Kiedy odstawiłam lustro na podłogę, moim oczom ukazała się niewielka, podłużna dziura w ścianie. Podeszłam bliżej i wyjrzałam na zewnątrz. Prawdę mówiąc do ziemi było jakieś dwa metry, ale innej drogi nie znajdę. Chwyciłam się za wystająca cegłę i przełożyłam nogę na druga stronę. Gdy całym ciałem byłam już na zewnątrz, ostrożnie, starając się nie narobić hałasu... zeskoczyłam na zasypaną śniegiem, trawę. Rozejrzałam się dokoła i rzuciłam biegiem w stronę lasu. Biegłam najszybciej jak tylko potrafiłam. Wiedziałam, że Michael i Seth już po mnie idą i chciałam jak najszybciej ich zobaczyć. Chciałam, żeby ten koszmar dobiegł wreszcie końca.
Byłam zmęczona i poobijana. Nogi zaczynały odmawiać mi posłuszeństwa, dlatego kilka razy przewróciłam się i narobiłam sobie więcej blizn.
Nagle usłyszałam za sobą szybkie kroki. Podtrzymując się gałęzi, próbowałam wstać, ale ktoś chwycił mnie za ramie i uderzył mną o pień. Wrzasnęłam głośno, czując zgrzyt kości.
-Sprytna jesteś, ale dalej nie uciekniesz....- nie widziałam jego twarzy, bo nie byłam w stanie otworzyć oczu, ale poznałam głos Rogera.

Podniósł mnie za kurtkę i uderzył w twarz. W ustach poczułam smak swojej krwi. Teraz tylko cud mógł mnie uratować.- pożegnaj się ze światem żywych!
Zaraz po tym, usłyszałam kolejne kroki i na horyzoncie pojawiło się jeszcze dwóch. Otworzyłam obolałe powieki i spojrzałam na Rogera. Jego oczy miały barwę węgla, a kiedy mówił, zauważyłam wydłużone kły górne jak i dolne. Podniósł rękę do góry i zaprezentował mi długie, naostrzone pazury, którymi zmierzał rozpiąć mi kurtkę.
-Pokazać ci jak wygląda twoje serce?- zapytał śmiejąc się głośno. Przystawił pazur do mojej szyi. Zamknęłam oczy i przełknęłam ślinę, czekając na śmierć... ale nic się nie stało. Usłyszałam tylko szelest gałęzi, a zaraz potem ryk jednego z wilkołaków. Otworzyłam oczy. Roger nadal trzymał mnie jedną ręką w górze, ale nie patrzył na mnie.

Naprzeciw niego, z twarzą umorusaną krwią... stał Michael. W ręku trzymał katanę, a u jego stóp leżały zwłoki Tylera.
-Puść ją Woods, bo rozwalę ci łeb...- powiedział gniewnie, prezentując śnieżnobiałe kły.
-Hmmm...- Roger rzucił okiem na ciało towarzysza, po czym prychnął i spojrzał na brata.- gdzie masz obstawę?
-Tutaj...- po tych słowach poczułam jak uwalnia się uścisk i spadam na ziemię. Roger chwycił się za żołądek i zaczął krzyczeć, jakby ktoś wyrywał mu wnęcznośći. W ostatniej chwali zostałam złapana przez Michaela i przeniesiona w inne miejsce. Jak się okazało, to co działo się teraz z wilkołakiem, było sprawką Setha. Brat posadził mnie pod jednym z drzew, z dala od pola walki i przykucnął obok.
-Boże Sarah... tak się o ciebie martwiłem! Balem się, że nie zdążymy!- kiedy próbował mnie przytulić, jęknęłam z bólu. Spojrzał na mnie zasmucony i powiedział.
-Zaraz wracam. Pomogę reszcie, a potem wrócimy do domu.
...
Siedziałam na śniegu, oglądając z daleka walkę. W duchu dziękowałam Bogu, że jeszcze żyję. Łzy spływały mi ciurkiem po obolałej twarzy, ale tym razem były to łzy radości. Nie byłam jeszcze całkiem bezpieczna, ale czułam ulgę wiedząc, że jest ze mną brat i Seth.
Kiedy zbiegło się paru następnych wilkołaków, zaczęłam obawiać się, czy moi bliskim nic nie grozi.
Po kilku minutach nastała cisza. Zza drzewa wyłoniła się sylwetka Wiki w towarzystwie swojego brata. Szli w moją stronę z uśmiechem. Podniosłam się próbując podejść do nich, ale zobaczyłam, że oboje zerwali się i zaczęli biec w moją stronę krzycząc „Niee!”
Spojrzałam za siebie i wtedy poczułam, jak coś rozrywa mi skórę. Wybałuszyłam oczy, wypluwając krew. Poczułam senność i zawroty głowy. Ponownie mną szarpnęło i znowu poczułam ostrze, tym razem wyciągane z mojego żołądka. Upadłam bezwładnie na ziemię, prosto w kałużę krwi.
...
Szłam ciemnym korytarzem. Miałam na sobie białą, cieniutka sukienkę, przewiązaną czarnym rzemykiem.

Wzrok wbity w jeden punkt, jakim było jasne światło. Nagle z tej jasności wyłoniła się postać człowieka. Był to wysoki, ciemnowłosy mężczyzna, ubrany cały na biało. Po dłuższym przyglądnięciu się, poznałam, że to mój ojciec! Uśmiechnął się i wyciągnął rękę w moją stronę i ja uczyniłam to samo. Już prawie dotykałam jego dłoni, gdy poczułam ogarniające mnie zimno. Z niewiadomych przyczyn zaczęłam się oddalać, a postać mojego ojca stawała się coraz mniejsza i mniejsza... aż w końcu zniknęła. Znalazłam się w całkowicie ciemnym pomieszczeniu i nie wiedziałam gdzie dalej iść. Rozglądnęłam się dokoła...
-Nie możesz! Może da się ją jakoś uratować!- z oddali słyszałam czyjś głos. Osoba ta była zrozpaczona, ale nie rozpoznawałam jej. Nie wiedziałam skąd dochodzą owe dźwięki.
-Nic już nie możemy zrobić. Słyszałeś co mówił Akira. To jedyna szansa...- następny głos, tym razem damski.
-Oddycha! Boże ona się budzi! Jeszcze jest szansa... zabierzmy ją do szpitala!- teraz słyszałam wszystko wyraźniej. Nie mogłam otworzyć oczu, ale wiedziałam, ze to głos Michaela. A jednak jeszcze żyję? Jak to możliwe, przecież zostałam przebita na wylot...
-Cholera Michael, pomyśl logicznie! Ona nie przeżyje transportu do szpitala!- to na pewno głos Setha. Krzyczał...- może ty byś zaryzykował, ale jej życie jest za bardzo cenne dla mnie! Kocham ją i nie pozwolę jej umrzeć! Jeśli będziesz mi przeszkadzał, zabiję cię!

-Seth...- wymamrotałam po chwili, odzyskując nieco świadomość.
-Sarah, nie mów nic... nie męcz się. Straciłaś za dużo krwi.- powiedział łagodnie, głaszcząc mnie po głowie.
-Umieram, prawda?
-Nie, nie umrzesz...
-Nie mam siły Seth...- wymamrotałam cicho.- chcę abyście wiedzieli... nigdy nie żałowałam tego, że was poznałam...b-b-byliście dla mnie jak rodzina... Kocham cię Se...
-Nie umrzesz, słyszysz!? Będziesz żyła, ze mną... na zawsze!
Później poczułam jego zimne kły przebijające mi skórę na szyi, a później już tylko ból. Straszliwy ból, który ogarnął całe moje ciało. Wszystkie rany, to było nic w porównaniu z tym, co czułam w tamtym momencie. Jakby cała krew w żyłach zaczęła się gotować i ktoś wbijał mi milion noży w mięśnie. Teraz wiedziałam, że po przebudzeniu, będę jedną z nich. Już nigdy nie będę potrzebowała ochrony, już żaden wilkołak mnie nigdy nie porwie, a najważniejsze... będę żyć wiecznie, z osobą, która jest dla mnie najważniejsza. Takie było moje... krwawe przeznaczenie.
Ciąg dalszy nastąpi...