Do zdjęć się nie przyłożyłam dzisiaj za bardzo...

jednak mam nadzieję, że odcinek będzie się podobać.
Miłego czytania
Wyszłam z samochodu i pomknęłam do domu, zostawiając brata daleko za sobą. Właściwie to minął tylko tydzień, a ja już zdążyłam stęsknić się za moją nową rodziną. Brakowało mi gderania Davida, wesołego chichotu Wiki, no i oczywiście... mojego kochanego Setha. Chciałam go w końcu zobaczyć, przytulić i zauroczyć się jego zniewalającym uśmiechem. Tak mi tego brakowało!
Zamknęłam drzwi i zadowolona udałam się do salonu. Po rozczarowaniu spowodowanym nieobecnością moich bliskich w pokoju, zwiedziłam resztę domu w dalszych poszukiwaniach. Jak się okazało, zostałam sama z Michaelem. Możliwe, że reszta wybrała się na polowanie, lub zrobili sobie wycieczkę krajoznawczą. Raczej nie powinnam mieć powodu do obaw, więc postanowiłam się przebrać w coś wygodniejszego, i po prostu poczekać na ich powrót.
Weszłam do pokoju i otworzyłam na roścież okno, wpuszczając do pomieszczenia nieco ciepłego powietrza.
Zmieniłam ubranie i przeciągając się w najlepsze, podeszłam do lustra. W pewnym momencie ujrzałam w odbiciu, że z kieszeni moich spodni wystaje kawałek, kolorowego papieru. Po wyciągnięciu go, okazało się, że to zdjęcie przedstawiające mnie i Clover. Siedziałyśmy wtedy nad jeziorem, świeciło słońce... było naprawdę pięknie. Zawsze miło wspominałam tamte wakacje... może dlatego, że byłyśmy szczęśliwe?
Spojrzałam na uśmiechnięta przyjaciółkę, i poczułam dziwny ucisk w żołądku. Tęskniłam za nią, ale wiedziałam, że nie mogę się z nią spotkać. Właściwie to, po tym co jej powiedziałam... wątpię aby chciała mnie zobaczyć. Trudno. Widocznie tak musiało być. W moim życiu wszystko uległo zmianie. Charakter, zachowania, towarzystwo oraz wygląd, chociaż...włosy nadal zostały nienaruszone, prócz tego, że teraz lśnią. Spojrzałam ponownie na swoje odbicie w lustrze, odkładając fotografię na kanapę. Może czas coś z tym zrobić? Zmienić brąz na coś innego i definitywnie zapomnieć o dawnym życiu? Po co rozpamiętywać stare dzieje, wiedząc, że już nigdy nie będzie tak samo...
Z przemyśleń wyrwał mnie dźwięk łamanego drzewa. Pośpiesznie podeszłam do okna i ze zdziwieniem wyjrzałam na zewnątrz. Nagle zauważyłam kolejne, upadające na ziemię z hukiem. Przez moją głowę przemknęło zaraz mnóstwo myśli. W tym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno wszystko w porządku, i czy gdzieś tam w głębi lasu, nie toczy się walka. A jeśli tak? Jeśli moi bliscy są w niebezpieczeństwie? Może właśnie teraz walczą z wilkołakami!
Bez zastanowienia wyskoczyłam przez okno i rzuciłam się biegiem w stronę miejsca zamieszania. Przez jakiś czas biegłam, omijając wszystkie napotkane na drodze przeszkody. W pewnym momencie usłyszałam donośny krzyk Wiki. Zatrzymałam się gwałtownie i rozglądnęłam dookoła, następnie wspięłam na jedno z drzew. Po chwili zauważyłam dość dużą polanę niedaleko, ale prócz wymachującego kataną Michaela, nic nie widziałam. Tak właściwie... skąd on się tam znalazł, przede mną?
Zeskoczyłam na ziemię i weszłam na polanę.
-No wreszcie!- krzyknęła Wiki, pojawiając się zaledwie kilka metrów za mną.
-Miło, że do nas dołączyłaś.- mruknął Akira, rzucając mi jeden z mieczy. Złapałam ze zdziwieniem, wpatrując się pytająco w kolegę.

-Co tu się dzieje?- zapytałam, oglądając lśniącą w słońcu broń.- czyżby szykowała się jakaś walka?
-Na razie nic mi o tym nie wiadomo, ale nie jest to wykluczone. Dzisiaj dostałem wiadomość od Davida, że po mieście grasują wampiry. Na pewno słyszałaś o nowych zaginięciach, na terenie naszego miasta. To właśnie ich sprawka, dlatego musimy być przygotowani. Nie pozwolimy na masowe ludobójstwo, na naszym terenie.- powiedział Akira, podchodząc bliżej.- Ty jako najmłodsza i najmniej doświadczona, musisz nauczyć się obrony i walki od podstaw.
-Rozumiem... więc kiedy zaczynam?
-Teraz. Twój nauczyciel stoi tam!- powiedział zadowolony, wskazując palcem na stojącego niedaleko Michaela.
...
-Młoda! Nie bawimy się w Final Fantasy... chwyć to dwoma rękami!- krzyknął brat.
-No już, już... nie krzycz na mnie, bo się zamknę w sobie.- mruknęłam wykonując polecenia nauczyciela.
-Dobrze... teraz patrz uważnie na mnie.- powiedział, puszczając moją uwagę mimo uszu.
Stanęłam nieco z boku i przyglądałam się wyczynom brata. Następnie chwyciłam mocno katanę i próbowałam powtórzyć każdy ruch. W tym momencie cieszyłam się z tego, że jestem wampirem. Kiedyś, nauka zajęłaby mi całe tygodnie!
Po niedługim czasie, zaczęliśmy walczyć razem i muszę przyznać, że szło mi nawet nieźle... jak na pierwszy raz.
Po południu Akira zrobił nam krótką lekcję sztuk walki, i w związku z tym, że jako jedyna nie wiedziałam o co chodzi... wytłumaczył w jaki sposób zabić wampira.
...
Wieczorem postanowiłam udać się na spacer. Było już ciemno, głód zaspokojony, a więc miałam pewność, że nie zrobię nikomu krzywdy. Niestety mój kochany braciszek był innego zdania, i stanowczo zabronił mi samotnych przechadzek po mieście. Wkurzyłam się na poważnie. Rozumiałam, że może się o mnie martwić, ale bez przesady! Niech nie robi ze mnie niewolnicy domowej! Kiedy miało dojść do rękoczynu, w salonie pojawiła się Wiktoria i zaproponowała, że pójdzie ze mną. Nie byłam z tego zbytnio zadowolona, ale zgodziłam się, gdyż była okazja aby spędzić z przyjaciółką więcej czasu. Ostatnio jakoś nam to nie wychodziło.
Wsiadłyśmy w samochód i po niedługim czasie, dotarłyśmy do centrum. Wiki zaparkowała przed centrum handlowym i obie weszłyśmy do środka. Mimo tego, że dochodziła dwudziesta, tłoczyło się tam pełno ludzi. Przecisnęłyśmy się zwinnie przez grupę ludzi stojących przy drzwiach, i udałyśmy się do sklepu kosmetycznego.
-Masz zamiar farbować włosy?- zapytała zdziwiona Wiki, spoglądając na rudą farbę.
-Tak, ale nie wiem na jaki kolor. Może blond?
-Moim zdaniem lepszy będzie rudy lub czerwony. Blond jest taki... wyblakły.
-Skoro tak mówisz...może ten?- zapytałam, pokazując przyjaciółce opakowanie.
-Świetnie! Weź dwa...
Później odwiedziłyśmy kilka sklepów z odzieżą i butami, po czym postanowiłyśmy iść do kina. Byłam zachwycona tym pomysłem, gdyż lubiłam oglądać filmy na dużym ekranie.
Po skończonym seansie, włożyłyśmy zakupy do samochodu i poszłyśmy na spacer. Była naprawdę ładna noc. Liczne gwiazdy pięknie świeciły na niebie, a księżyc jakby zawstydzony, wyłaniał się lekko zza chmurki. Szłyśmy wzdłuż chodnika rozmawiając, a chłodny wiaterek rozwiewał nam włosy. W pewnym momencie zauważyłam coś niepokojącego, niedaleko miejskiego cmentarza. Szturchnęłam Wiki łokciem i wskazałam palcem na ruszające się w oddali postacie. Cała ta sytuacja wyglądała na pobicie lub co gorsza, próba zabójstwa. Spojrzałyśmy na siebie porozumiewawczo, po czym rzuciłyśmy się biegiem pod bramę cmentarza. Kiedy znalazłyśmy się nieco bliżej, dostrzegłam, że sprawcami zamieszania są jeden: młody chłopak, dwóch mężczyzn i kobieta. Właściwie to chłopak został raczej napadnięty przez resztę i nie bardzo miał szanse się obronić.
-I co kundlu...rodzinka cię zostawiła? Jakie to smutne...- zadrwiła ciemnowłosa.

Kundlu? Czy ona chciała przez to powiedzieć, ze ich ofiara był młody wilkołak? Odwróciłam się w stronę Wiki, z zamiarem odezwania się, ale ubiegła mnie.
-Trójka wampirów i wilkołak...- mruknęła cicho, aby nikt nas nie usłyszał.-wracajmy...
-Co takiego?- zapytałam zdziwiona- nie możemy go tak zostawić. Zabiją go...
-Mamy ratować wilkołaka? Będziemy musiały z nimi walczyć, a ty dopiero dzisiaj zaczęłaś naukę. To nie jest takie proste... to nie są ludzie, którym możesz rozwalić czaszkę pstryknięciem palca. Poza tym... nie pamiętasz już ile krzywdy wyrządziły ci psy?
-Pamiętam, ale... nie chce żyć ze świadomością, że pozwoliłam mu zginać. On jest jeszcze taki młody...
-Sarah... my nic o nich nie wiemy. Mogą okazać się lepsi od nas, a wtedy...
-Zawsze możemy uciec... Wiki proszę cię!- powiedziałam ze smutkiem, wpatrując się w jej duże oczy.
-eh...zrobimy tak...
...
Prześlizgnęłyśmy się tylnym wejściem na teren cmentarza, i skryłyśmy się przy bramie głównej, za nagrobkiem.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, za moment miał pojawić się jeden z wampirów, aby sprawdzić kto ich śledzi. Musieli wyczuć obecność kogoś z zewnątrz, tak też nie czekałyśmy długo. Już po chwili rozległ się głos wampirzycy, a zaraz potem na cmentarzu pojawił się jeden z mężczyzn.

Wszedł bardzo cicho, i ostrożnie rozejrzał się dookoła. Kiedy znalazł się bliżej nagrobka za którym byłyśmy ukryte, Wiki błyskawicznym susem wyskoczyła przed niego, i chwyciła za koszulkę, a następnie pchnęła o mur. Nieco zdezorientowany podniósł się z trawy, i ruszył w kierunku przyjaciółki, z zamiarem rzucenia się na nią. Oczywiście nie mogłam na to pozwolić, więc wybiegłam zza nagrobka, ale wtedy poczułam, że ktoś chwyta mnie za nogę. Upadłam na hukiem na ziemię, obijając sobie żebro o kamień. W momencie, kiedy odwracałam się na plecy, aby zobaczyć co się stało, nad sobą ujrzałam rozwścieczonego wampira, o czarnych jak smoła oczach. Wystawił kły, zaprezentował mi swoje długie szpony i zbliżył w moją stronę. Poczułam jak przez moje ciało przeszła dziwna fala gorąca. Jakby rozpierała mnie energia...
Przypomniałam sobie o kamieniu, na który się nadziałam. Spojrzałam na swojego przeciwnika z szyderczym uśmiechem, po czym chwyciłam ów kamień i cisnęłam mu nim w głowę. Niestety zdołał go uniknąć, ale ja zyskałam czas na podniesienie się z ziemi, i zaplanowania kolejnego ataku. Wściekły mężczyzna rzucił się na mnie z łapami. Zdążyłam zrobić unik i zaskoczyć go. Wskoczyłam mu na plecy, oplotłam mu nogi na brzuchu i wgryzłam w jego szyję. Nie wiem czy powinnam to robić, czy w ogóle mogłam... ale to było silniejsze ode mnie. Poczułam krew spływającą mi po brodzie... ludzką krew!
Nagle zza grobu wyłoniła się sylwetka Wiki. Ona również umorusana była krwią, więc domyślam się, że uczyniła to co ja. Na jej widok odsunęłam twarz od szyi wampira, i skręciłam mu zwinnie kark. Zeszłam na ziemię i puściłam nieruchome ciało, które upadło z hukiem na trawę i rozpadło się. Ku mojemu zdziwieniu pozostała po nim tylko, niewielka kupka popiołu. Później Wiki podbiegła do mnie z uśmiechem na twarzy, i obie wyszłyśmy pośpiesznie przez główną bramę, gdzie spotkałyśmy ciemnowłosą wampirzyce wraz z chłopakiem.

-Zostaw go!- krzyknęłam kładąc dłoń na wystającym z ziemi, metalowym pręcie.
-Bo? Myślisz, ze dam się tak łatwo załatwić, jak ci dwoje?- zapytała z sarkastycznym uśmieszkiem, puszczając młodego wilkołaka.- Nie kochana...ja już trochę żyje na tym parszywym świecie. W porównaniu do tych nic nie wartych śmieci, znam się na walce...
-Poradzimy sobie... jedna na dwie...- dodała Wiktoria, prostując kręgosłup.
-Haha! Dlaczego tak wam zależy na tym psie?- zaśmiała się kobieta.- maskoteczka?
-Nie interesuj się! Zostaw chłopaka i znikaj...- krzyknęłam wyrywając pręt z ziemi. Nie wiedziałam do czego jest zdolna, więc zamierzałam użyć tego, jako broni. Nawet nie zauważyłam, kiedy moja towarzysza znalazła się za plecami przeciwniczki. Dała mi znak głową, więc podeszłam bliżej i przygotowałam się to ataku. Kiedy Wiki planowała rzucić się na kobietę z pazurami, ona uderzyła chłopakiem o bramę cmentarza i wskoczyła zwinnie na drzewo.
-Zostawiam wam tego wyrzutka. Zapamiętam was... jeszcze się spotkamy. Możecie być pewne, że już niebawem.- powiedziała- Ah... Wiki... pozdrów Setha. Stęskniłam się za nim.
Po tych słowach uśmiechnęła się paskudnie i zniknęła na dobre.
„pozdrów Setha”? co to miało znaczyć? Kim była ta kobieta i skąd ona zna Setha? Spojrzałam na przyjaciółkę, która w tym momencie opierała się plecami o drzewo i wiązała włosy w kucyka. Miałam ochotę zapytać ją, o co w tym wszystkim chodzi, ale przypomniałam sobie o pobitym chłopaku. Podeszłam do młodego i wyciągnęłam w jego stronę rękę. Przez chwilę wpatrywał się w nią z obrzydzeniem, aż przemówił.
-Czego ode mnie chcecie pijawy?! Zabić mnie, czy może użyć jako królika doświadczalnego?
-Mały... pomyśl logicznie. Po co miałabym cię ratować, żeby później zabić?- zapytałam nadal trzymając wyciągniętą dłoń.- daj rękę... pomogę ci wstać.
-Sam sobie poradzę! Nic od ciebie nie chce!
-Jak chcesz. Chciałam być miła.
-Sarah, chodźmy już! Chłopak jest bezpieczny. - krzyknęła Wiki, podchodząc bliżej.
-Nie... on pójdzie ze mną.- powiedziałam poważnie, odwracając się w jej stronę.- zabieram go do domu.
-Co takiego? Oszalałaś?! Nie możesz tego zrobić...David i reszta się nie zgodzą. To wilkołak!- krzyczała, nerwowo gestykulując rękami.
-Wiem, dlatego pójdziemy do mojego domu. Stoi całkiem pusty...

-Nigdzie nie idę! Zostaw mnie w spokoju! Nie mam zamiaru mieszkać z wampirzycą!- oburzył się chłopak.
-Gdzie twoja rodzina?- zapytałam gniewnie, zagradzając mu drogę.
-Nie mam...
-A stado?
-Nie mam...
-Więc chcesz się włóczyć samemu? Bez jedzenia, pieniędzy... w każdej chwili możesz zostać ponownie napadnięty! W końcu cię ktoś zabije...
-Przynajmniej moje beznadziejne życie się skróci...- powiedział ze smutkiem, odwracając się do mnie tyłem.
-Przestań chrzanić!
-Zostaw mnie...
-Dobra jak chcesz... ale jak znowu przyjdzie ta kobieta, i będzie chciała zrobić z ciebie obiekt doświadczalny...zginiesz. Już nikt cię nie uratuje. Żegnaj..- odwróciłam się i ruszyłam przed siebie. Czułam smutek, bo wiedziałam, ze chłopak nie przeżyje sam w mieście pełnym wampirów. Mimo tego, że był wilkołakiem... martwiłam się o niego.
Po chwili usłyszałam za sobą głośne chrząknięcie, więc zatrzymałam się gwałtownie i odwróciłam głowę.
-Nie chcę tego...- bąknął młody.- ale ty też jesteś wampirem...

Uśmiechnęłam się łagodnie i spojrzałam w jego ciemne, zielone oczy.
-Zapomnij o tym. Nic ci nie zrobię... chodź.
-Sarah, jesteś pewna? Co ja powiem Sethowi?- zapytała Wiki, wpatrując się we mnie pytająco.
-Prawdę. Będzie zły, ale zrozumie. Jestem tego pewna...- powiedziałam, przytulając ją mocno.- dobrze wiesz, ze musiałam to zrobić... nie mogłam inaczej.
-Wiem kochanie. Masz za dobre serce...
Później zniknęła, a ja odwróciłam się w stronę chłopaka i uśmiechnęłam się do niego. Ruchem dłoni dałam mu znak, aby podszedł bliżej. Ku mojemu zaskoczeniu, odwzajemnił uśmiech i zrobił krok do przodu. Z początku niepewnie, ale po jakimś czasie, biegliśmy na skróty ciemnymi uliczkami w stronę domu.
...
-Jak masz na imię?- zapytałam otwierając drzwi.
-Morice
-Więc... witaj w domu Morice.